Premiera światowa

WYRÓŻNIENIE MIESIĄCA

UWALNIANIE
AUDIONEMESIS DC-1


Co jakiś czas wśród rzeszy takich sobie, dobrych, a czasem nawet bardzo dobrych urządzeń trafia się coś, co wykracza poza utarte ścieżki recenzenckie. Dzieje się tak z różnych powodów: być może jest to ponadprzeciętny dźwięk, ciekawy wygląd, wysoka jakość wykonania albo jakieś rozwiązanie techniczne. Zdarza się też, że niektóre z tych elementów się łączą, potęgując ów efekt. Z przetwornikiem cyfrowo-analogowym Audionemesis tak... nie było. Kiedy zobaczyłem DC-1 w czasie pierwszego obchodu wystawy w Monachium właściwie niczym szczególnym, wśród tysiąca innych zgromadzonych tam urządzeń, się nie wyróżniał. Przechodząc koło niego po raz drugi, przystanąłem na chwilę, bo coś zwróciło moją uwagę - właściwie nie wiem co. Skoro już stanąłem, poprosiłem uśmiechniętego, kręcącego się obok człowieka, żeby potrzymał otwarte urządzenie, tak, żebym mógł zrobić zdjęcie. Z kurtuazją wziął DC-1 i rzucił mimochodem, że w przetworniku nie ma żadnego nadpróbkowania, ani innej obróbki sygnału cyfrowego. "A skąd wiesz?" - rzuciłem. - "Bo to ja go wymyśliłem."

Fabio Camorani, bo o nim mowa, właściciel firm AudioNemesis oraz AudioNautes, jest jednym z tych zadowolonych z życia Włochów, którzy w przeciwieństwie do Polaków, wydają się umieć cieszyć życiem. Co więcej, robią najczęściej to co lubią. A Fabio kocha winyl. Dlatego też, przeglądając jego stronę AudioNautes znajdziemy mnóstwo informacji o nowych czarnych płytach. Jednak nie tylko - obok nich spotkamy tam również płyty JVC XRCD. Najwyraźniej, miłość nie zaślepiła go na tyle, żeby zignorować istnienie srebrzystych dysków. Być może to był impuls, który pchnął go do zbudowania DC-1? Być może. Znaczące jest jednak to, że to przetwornik jest pierwszym elementem systemu proponowanego przez Fabio w ramach marki AudioNemesis. A jeżeli za cyfrę bierze się ktoś, dla kogo czarne i płaskie jest piękne, może być ciekawie.

Ostatecznie tym, co było powodem mojego zainteresowania AN, zanim jeszcze posłuchałem DC-1 był człowiek, który za nim stoi - Fabio. Nie jest nowiną, że urządzenia odzwierciedlają charakter ludzi, którzy je zaprojektowali. Im ciekawszy człowiek, tym lepsze urządzenie. A po chwili rozmowy z właścicielem AudioNemesis wie się na pewno, że rozmawia się z KIMŚ. Otwarty, serdeczny, a jednak pewny swych poglądów - pewnością nie zarozumiałego głupca, ale człowieka, który sprawdził i dotknął wszystkiego o czym mówi. A z rzeczami, które wyszły spod jego ręki nie jest tak, że zabijają w pierwszej chwili - wyglądają ładnie, równie dobrze grają, jednak mają coś jeszcze, jakąś wartość naddaną, która uwalnia się dopiero w trakcie przebywania z nimi. W efekcie, im dłużej widzimy i słuchamy DC-1 (bo o nim w tej chwili mowa), tym lepiej go rozumiemy i doceniamy. I tym ostrzejsze wymagania stawiamy wszystkim innym urządzeniom.

AudioNemesis, w momencie, kiedy piszę te słowa, nie ma jeszcze oficjalnego dystrybutora, chociaż, o ile wiem, po publikacji wywiadu z Fabio, kilka firm wyraziło wstępne zainteresowanie. Ponieważ jednak oficjalnej decyzji nie ma - prezentujemy DC-1 jako produkt bez dystrybutora, z ceną jak na rynku włoskim. Przed przystąpieniem do lektury warto zapoznać się ze wspomnianym wywiadem, ponieważ tłumaczy on podstawowe założenia konstrukcyjne, filozofię i rozwiązania konstrukcyjne.

ODSŁUCH

Jak wspomniałem, DC-1 w pierwszej chwili nie robi takiego wrażenia, jak powinien. Mówiąc 'powinien' mam na myśli nie to, że jego cena upoważnia do natychmiastowego odlotu (bo ta jest tak niska, że należałoby oczekiwać czegoś wręcz przeciwnego), ale myślę o nim z perspektywy miesiąca w czasie którego właściwie niczego innego poza nim nie słuchałem. A, chcąc się jakoś wywiązać z terminów testów, powinienem.

DC-1 jest urządzeniem o super-analogowym brzmieniu. Co, wiedząc już to, co powiedzieliśmy, nie powinno dziwić. Żeby jednak osiągnąć brzmienie o takim charakterze, tej klasy, za takie pieniądze trzeba... właściwie, nie wiem co trzeba, bo nie powinno mieć miejsca. Analogowość, wbrew pozorom, bardzo łatwo zasymulować. Wystarczy przyciąć górę, dodać nieco miłych dla ucha, docieplających brzmienie zniekształceń, nieco podwyższyć szum i mamy analogową cyfrę. Takie działanie w niskich przedziałach cenowych jest jak najbardziej pożądane, ponieważ odtwarzacz CD za - jakieś - 1000 czy 2000 zł ma swoje wewnętrzne ograniczenia, których żadną miarą przeskoczyć się nie da. Nie trzeba jednak mówić, że tam, gdzie w grę wchodzi dźwięk z wysokiej półki, nie chodzi o symulację, a o wydobycie owego analogowego pierwiastka.

W przetworniku AudioNemesis mamy do czynienia z tą drugą opcją. Dźwięk na pierwszy rzut oka jest nieco miękki i bardzo przyjemny. Po przejściu np. z odtwarzacza Audio Agile Step czy nawet Musicala Fidelity A5 ma się wrażenie, że brakuje góry. Posłuchajmy jednak dwa - trzy dni i spróbujmy wrócić do wymienionych urządzeń (które, skądinąd, są w swojej klasie cenowej wzorcami). Myślę, że 90% czytelników usłyszy o co w tym wszystkim chodzi. Przede wszystkim okaże się, że dynamika DC-1 jest ogromna. Mikrouderzenia, wybrzmienia itp. łączą się z szerszą perspektywą całego nagrania i pokazują, że materiał na dużej części CD ma niesamowitego speeda i dynamikę. Weźmy chociażby nagranie "Jazz Variants" The O-zone Percussion Group pomieszczoną na samplerze Mangera "Musik wie von einem anderen Stern" (dziwne, ale płyta nie posiada numeru katalogowego). Potęga i muśnięcia są przez DC-1 pokazywane natychmiastowo. A przy tym nie ma cienia szorstkości, chropowatości, wyostrzenia - czyli wszystkiego tego, co zazwyczaj kojarzy się z cyfrową dynamiką i cyfrowym otwarciem.

A właśnie - otwarciem. Miękkość, która w pierwszej chwili determinuje nasze postrzeganie włoskiego przetwornika, nie jest tym, czym się wydaje. Nie chodzi tutaj ani o złagodzenie krawędzi, ani o zaokrąglenie brzmienia, a raczej o brak mechaniczności w dźwięku. Najlepiej słychać to w nagraniach w których główną rolę gra trąbka. A jak trąbka to Davis. Jeżeli zaś Davis, to tylko japońska edycja Master Sound. Słuchając płyt w rodzaju "Miles Ahead" (Miles Davis+19, Sony Records [Japan], SRCD 9106), gdzie trąbce towarzyszy fenomenalnie zaaranżowany przez Gila Evansa zespół, słychać, że trąbka, to nie tylko uderzenie, cięcie - to oczywiście jest - ale także, kiedy trzeba, intymność i ciepło. Po ostrej fazie ataku często występuje pełne wybrzmienie, przez DC-1 bardzo ładnie ukazywane. Dzięki znakomitemu cieniowaniu dynamiki, zarówno trąbka, jak i band były czytelne i dystynktywne.

Najlepsze przychodzi jednak potem - wraz ze środkiem. Pełne i bogate brzmienie saksofonu Sonny'ego Rollinsa z "Saxophone Colossus" (Prestige/JVC, VICJ-60138, XRCD) było pełne i ciepłe. Zauważalna przy Davisie, a tutaj szczególnie istotna była dokładność, rezolucja, z jaką AN ukazywał muzykę. Niby-miękka prezentacja nie polegała na zatarciu szczegółów, a raczej na takim ich ukazaniu, jak, musiało to w końcu paść, przy płycie winylowej. To była ta cecha, na którą trzeba było poczekać z przestawieniem naszych oczekiwań, której jednak najbardziej brakuje w większości cyfrowych urządzeń.

Pozostając w kręgu referencyjnych wydań, sięgnijmy po reedycję płyty "Oxygene" Jeana Michela Jarre'a (Dreyfus/Mobile Fidelity UDCD 613, gold CD). Ta nagrana w technice analogowej, przy wykorzystaniu wyłącznie analogowych syntezatorów płyta jest przykładem na to, jak połączyć bogactwo harmonicznych z precyzją - umiejętność, której cyfrowe syntezatory już nie mają. Precyzja DC-1 w połączeniu z brakiem agresji uskrzydliła ten album. Całe pasmo było wyrównane, źródła pozorne (w tym przypadku tak pozorne, jak tylko się da) miały ładnie nakreśloną przestrzeń, otoczenie, oddech. Scena była głęboka i szeroka, nie pozostawiając złudzeń co do klasy urządzenia.

Słuchając specjalnych wydań płyt można przeoczyć fakt, że większość CD to jednak komercyjne produkcje. Duża część urządzeń świetnie radzących sobie z perełkami, przy źle zrealizowanych płytach mówi: sorry, ale nie umiem łgać i muszę pokazać je w całej ich nędzy. Taki był np. przetwornik DAC Nagry. AudioNemsis pewnych rzeczy nie jest w stanie obejść, ale robi coś, czego jeszcze nie umiem zwerbalizować, ale efekt jest taki sam jak w przypadku partnerującemu DC-1 w "Wyróżnieniu" gramofonie VPI Aries Scout. Każda płyta słuchana za jego pośrednictwem pokazuje swoje najlepsze cechy. Słabości nie są maskowane, a raczej nie są eksponowane. Biorąc np. najnowszą płytę Maanam "Znaki szczególne" (Pomaton/EMI 77113) od razu słychać, że coś z górą jest na niej nie tak. Znając wpływ "copy control" na dźwięk (w tym przypadku, jak i w większości płyt w Polsce, tłoczonych w Takcie, płyta jest zabezpieczona izraelskim systemem Cactus), z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć, że to jego sprawka. Reszta pasma brzmi bowiem znacznie lepiej, z dobrą dynamiką i uderzeniem. Podobnie było przy moim ulubionym zespole z pogranicza electro-industrialu, niemieckiej grupie Diary of Dreams. W tym przypadku, pomimo umożliwienia słuchania tej kiepsko nagranej zazwyczaj kapeli, jasne było, że ich EP-ka "Panik Manifesto" (EFA 23452-2) jest studwudziestokrotnie lepiej nagrana od innych ich płyt, włącznie z najnowszą. A przecież to tylko cyfrowo nagrana, tak też przetworzona i odtworzona muzyka. A było pięknie...

Miesiąc to dużo i jednocześnie niewiele. W porównaniu z odsłuchami w sklepie, czy ślepymi testami ABX to wieczność. I to w takim przypadku słychać, że tylko długoterminowe odsłuchy są coś warte, cokolwiek by nie mówili "obiektywiści". DC-1 spokojnie konkuruje z urządzeniami do 10 000 zł i powyżej (do jego ceny należy doliczyć koszt kabla cyfrowego i napędu). Jakość elementów wokół jest w jego przypadku ważna, ale nie decydująca. Po prostu - im lepszych współpracowników mu zapewnimy, tym lepiej praca zostanie wykonana. To dobrze, ponieważ w przedziale, w jakim DAC występuje nie należy się spodziewać cudów. A z drugiej strony to źle, bo dopiero podłączając do niego okablowanie Veluma (interkonekty NF-G SE, kable głośnikowe LS-G oraz przewód cyfrowy DG), kosztujące kilkanaście razy więcej, docieramy do jego możliwości. To tutaj wyraźniej słychać też jego wady. Przede wszystkim, przy 10 000 zł bas będzie lepiej prowadzony - dokładniej i w bardziej zwarty sposób. Lekkie rozmycie tego przedziału, w odtwarzaczu za takie pieniądze nie jest jeszcze żadnym blamażem, ale jest zauważalne. Przy cenie ok. 895 euro (z VAT) są to jednak akademickie rozważania, bo żadne urządzenie z tego przedziału cenowego nie jest nawet w połowie tak dokładne jak DC-1, które być może przetrwa kilka kolejnych wymian w systemie, za każdym razem pokazując coś ekstra. Już jednak przy najtańszym zestawie będzie jego najwartościowszym elementem. I jeszcze jedno - testowany egzemplarz pozostaje w redakcyjnym systemie. Na długo.

Wojciech Pacuła

P.S.
Tylko tytułem uzupełnienia - tuż przed publikacją testu ujawnił się polski dystrybutor AudioNemesis. Będzie nim łódzka firma Voxal. Ceny nie są jeszcze znane, więc podajemy cenę w euro.

BUDOWA

Jak to było zaznaczone we wstępie, szczegóły dotyczące projektowania DC-1 można znaleźć w wywiadzie z Fabio. Warto tylko dodać, że autorem finalnegj wersji DC-1 jest wspólnik Fabio, Giuseppe Intorrella, który zaprojektował też płytkę. Ograniczymy się więc tylko do empirycznego opisu urządzenia. Jego obudowa została wykonana ze sztywnej blachy, wykończonej farbą strukturalną. Jest ona odporna na zadrapania, jednak sprawia trudności w czyszczeniu, gdyż zaczepiają się o nią włoski szmatki. Przód jest prosty i ładny. Wykonany z grubego płata akrylu z czernionym tyłem i podświetlanym na niebiesko logo AudioNemesis, będzie ozdobą każdego systemu. Z tyłu, zgodnie z filozofią minimalizmu, znajdziemy tylko jedno wejście cyfrowe (RCA) oraz parę niezbalansowanych, złoconych wyjść. Obok wejścia cyfrowego umieszczono czerwoną diodę sygnalizującą błędne połączenie. Prawdę mówiąc, nieco brakuje sygnalizacji PRAWIDŁOWEGO połączenia (lock), np. w postaci podświetlenia nazwy modelu, która i tak znalazła się na przednim panelu. Przewód sieciowy jest odłączalny. Całość jest zaskakująco ciężka i głęboka, a posadowiono ją na czterech zwykłych, plastikowych nóżkach. Pomimo to, nawet z takim podparciem, DC-1 gra bardzo dobrze. Wpinając go do drogiego systemu warto jednak pomyśleć o czymś w zamian, np. stożki Tara Labs.

Wnętrze pokazuje bardzo ładny, minimalistyczny układ, Jego większą część stanowi - jak zwykle w dobrych urządzeniach - zasilanie. Za gniazdem sieciowym IEC znajduje się filtr, jednak w odróżnieniu od stosowanych standardowo zintegrowanych z gniazdem filtrów typu ?, mamy do czynienia z przygotowanym specjalnie dla tego modelu układem. I chociaż, przynajmniej na pierwszy rzut oka wygląda zwyczajnie - duży dławik i cztery kondensatory, to na jego wierzchu przyklejono tabliczkę z nazwą Black Noise. Odpowiedzialna za niego jest włoska firma Systems&Magic. Kiedy spytałem o ten szczegół Fabio Camorani, mocno podkreślał on znaczenie tego elementu:

"Jak wiesz, w projektach AudioNemesis można znaleźć pewne kluczowe dla osiągniętych efektów elementy. Jednym z nich jest filtr sieciowy. Opracowaliśmy własną filtrację (nie lubimy tanich gotowców, używanych w przez wszystkie inne firmy, bez względu na cenę ich produktów). Zdałem sobie wówczas sprawę, że znamy właściciela firmy Systems&Magic, odpowiedzialnej za bardzo dobrze przyjęte filtry sieciowe Black Noise. Poprosiliśmy go więc o opracowanie filtra dla DC-1. I tak narodził się ten, przygotowany specjalnie dla nas, projekt. Systems&Magic wystawiało się wraz z nami w Monachium, w drugiej połowie stoiska. Firma nie jest znana poza Włochami, jednak jestem pewien, że będzie! Filtr w DC-1 jest wykonywany specjalnie dla nas i ma pewne szczególne właściwości, z wielu punktów widzenia. Nie mówię, że dźwięk DC-1 zależy wyłącznie od niego! To nieprawda. Mówię jedynie, że ten filtr jest częścią dźwięku, tak jak każda inna kluczowa część tego projektu."

Za filtrem umieszczono średniej wielkości, klasyczny transformator z dwoma wyjściami, osobno dla cyfry i osobno dla analogu, i jedenaście kondensatorów o pojemności 2200 µF każdy - osiem dla części analogowej i trzy dla cyfrowej. Ta ostatnia otrzymała scalony stabilizator napięcia LM7805, zaś część analogowa zasilana jest przez układy dyskretne.

Kiedy popatrzymy na układ po wejściu cyfrowym od razu jasne staje się, że nie jest to kolejny masowy produkt. Wejście jest buforowane przez transformator dopasowujący Scientific Conversion. Za nim umieszczono odbiornik cyfrowy oraz przetwornik - to jedyne kości w układzie - z wymazanymi oznaczeniami i naklejonymi elementami HDG tłumiącymi wibrację. Są one twarde i przypominają ferryt - jak mówi Fabio, ich struktura jest podobna do tych, jakie używane są przez niego w projektach Audio Nautes. W tej sekcji widać sporo niewielki ferrytowych tulei - najwyraźniej zadbano w ten sposób o tłumienie szumów. Reszta układu jest oparta o tranzystory, również bez oznaczeń i tak samo przyklejonych do czarnych kostek. ścieżka jest maksymalnie krótka, gdyż mamy po dwa tranzystory na kanał. Od wejścia do wyjścia jest najwyżej kilka centymetrów. Rewelacyjne, nie tylko jak na te pieniądze, są elementy bierne. W ścieżce sygnału wykorzystano wyłącznie precyzyjne, bezindukcyjne rezystory Dale, a na wyjściu kosztowne kondensatory polipropylenowe Vishay. Taka budowa jest nieczęsto spotykana nawet w urządzeniach za 10 000 zł.

Najważniejsze cechy:

  • wielobitowy konwerter D/A
  • brak oversamplingu
  • brak sprzężenia zwrotnego
  • dyskretny układ wyjściowy
  • układ retaktujący
  • niski jitter
  • transformator wejściowy
  • 6 punktów stabilizacji napięcia
  • transformator wejściowy Scientific Conversion
  • antywibracyjne elementy HDG
  • ekskluzywny filtr sieciowy Black Noise (Systems & Magic)
  • wejście cyfrowe S/PDIF 75Ω

AUDIONEMESIS DC-1

Cena: 495 euro
Dystrybutor: Voxal

Kontakt:
tel./fax (042) 676 15 65
501 431 964
93-121 Łódź, ul. Częstochowska 38/52

Strona producenta: www.audionemesis.com, www.audionautes.com



© Copyright HIGH Fidelity 2004, Created by SLK Studio