pl | en

241 Maj 2024

Wstępniak

tekst WOJCIECH PACUŁA
zdjęcia „High Fidelity”



No 241

1 maja 2024

Czas.
2004-2024, czyli dwadzieścia lat „High Fidelity”. Dzisiaj

1 maja 2004 roku w sieci znalazło się pierwsze wydanie magazynu „High Fidelity”. Przypadek sprawił, że dokładnie w tym samym dniu Polska weszła do Unii Europejskiej. Dwadzieścia lat później, w roku 2024, zarówno HF, jak i nasz kraj są z w zupełnie innym miejscu. Wciąż pozostajemy jednak sobą.

BARDZO SPODOBAŁO MI SIĘ COŚ, co przeczytałem kiedyś o roślinach – że, tak naprawdę, to bardzo, ale to bardzo powolne zwierzęta. Choć nie pamiętam, gdzie to było, kto to powiedział, to słowa te od dłuższego czasu wybrzmiewają w moich uszach. A to dlatego, że takie postrzeganie trwania ustawia odbiór tego, co robimy my, ludzie, w zupełnie innym świetle. Odwracając sytuację można by bowiem powiedzieć, że jesteśmy nieprawdopodobnie wręcz szybcy, że żyjemy na maksymalnych obrotach.

I kiedy myślę o ostatnich dwudziestu latach „High Fidelity” mam właśnie takie wrażenie, jakby tak właśnie było, jakby to wszystko tylko mignęło mi przed oczami. Dziadersko to brzmi, ale tak to właśnie – nomen omen – widzę. A przecież to dwie dekady pracy, 241 numerów, tysiące przetestowanych urządzeń i równie wiele newsów, dziesiątki mniejszych i większych wywiadów oraz sprawozdań z wystaw. Do tego ileś spotkań z czytelnikami i 145 wydarzeń w ramach Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego, które założyłem równocześnie z HF i od tamtej pory prowadzę. I to wszystko za nami.

⸜ Test zmieszczony w pierwszym numerze „High Fidelity” z 1 maja 2004 roku, więcej → TUTAJ

Tegoroczny urodzinowy namysł nad historią HF jest obciążony okrągłą rocznicą. Arbitralnie przez nas przyjęty system dziesiętny wymusza traktowanie ich ze szczególną uwagą i pompą. I dobrze, tacy jesteśmy. Tym razem ma to nawet większą wagę niż być mogło, ponieważ pierwszy maja to nie tylko nasze święto, ale i święto Polski, która dokładnie w tym samym dniu weszła do Unii Europejskiej. Nie będę chyba osamotniony w rozumieniu tego wydarzenia jako przełomowego i jednego z najważniejszych we współczesnej historii naszego kraju. A osobiście jest to dla mnie ważne, ponieważ dosłownie kilka dni wcześniej urodziła się moja córka, co już całkowicie ten moment w czasie wyodrębnia z ciągu wydarzeń.

Powstanie „High Fidelity”, pisma – tak przy okazji – wymyślonego przez moją żonę, zbiegło się więc z ważnymi wydarzeniami dla ludzi wokół mnie i dla mnie osobiście. Bez fałszywej skromności powiem, że było wydarzeniem w polskiej prasie branżowej bez precedensu. Na całym świecie działały wówczas trzy, może cztery pisma internetowe audio, wszystkie w USA i Azji. Nasze było więc czołówce zmian. Co miało też swoje niespodziewane konsekwencje, jako że przez pół roku szukałem kogoś, kto pojmie o co mi chodzi, zrozumie moje intencje, a potem zrealizuje moje pomysły. A chodziło mi o „magazyn audio”, o „pismo audio”, a nie o „blog”.

Pisałem już o tym wielokrotnie, ale nic na to nie poradzę, to taki nasz „mit założycielski”: przez lata producenci i dystrybutorzy nie rozumieli, czym różni się to, co im zaproponowałem od „domowej” strony internetowej i bloga. W rozmowach z wieloma z nich do dziś słyszę „stronka”, „portal”, ewentualnie „gazeta”. „High Fidelity” nie jest żadnym z nich. Od wszystkich wyżej wymienionych miało się różnić dwoma rzeczami: regularnością ukazywania się materiałów oraz profesjonalizacją.

⸜ Od nr 12 z kwietnia 2005 roku artykułom w HF towarzyszą okładki – początkowo miały one kształt prostokąta

Klasyczna strona internetowa ma to do siebie, że materiały są na niej zmieniane w miarę potrzeby lub w miarę spływania materiałów. Tak działają niemal wszystkie pisma internetowe audio, za wyjątkiem amerykańskiego „Positive Feedback”, które te dwadzieścia, z okładem, lat temu było dla mnie jedną z inspiracji. Tak pracuje przez dugi czas Dirk Sommer w prowadzonym przez siebie → HIFISTATEMENT.net. A właściwie – pracował. Znamy się z Dirkiem od lat, od lat też nasze pisma z sobą kooperują. Jednym z przejawów tej kooperacji, poza wspólnymi prezentacjami w czasie wystawy Audio Video Show, jest przyznawana przez nasze redakcje wspólna nagroda STATEMENT in High Fidelity.

Ale ja nie o tym, a o cykliczności. Początkowo Dirk wrzucał na stronę swojego magazynu materiały w miarę ich spływania od autorów. Po kilku rozmowach ze mną spróbował czegoś innego – teraz robi to tylko raz w tygodniu. Można więc powiedzieć, że HIFISTATEMENT.net jest obecnie tygodnikiem. I, jak mówi jego naczelny, jest z tego powodu szczęśliwy i nie wie, dlaczego wcześniej tego nie zrobił. Stały rytm wydawniczy ma bowiem uzasadnienie. Rozumiem to jak swego rodzaju kontrakt z czytelnikami. Dajemy im to, co potrafimy najlepiej w określonym i przewidywalnym czasie.

W ten sposób pozbywamy się wszechobecnego, dokuczliwego szumu informacyjnego, który atakuje nas codziennie każdym możliwym kanałem. Bo priorytetem powinno być dla nas upraszczanie życia, w szlachetny sposób, a nie przez prostą redukcję. Nie wiem, czy państwo pamiętacie argumenty neofitów internetowych, dla których miał to być odpowiednik raju, z natychmiastowym dostępem do informacji, z łączeniem ludzi, którzy w inny sposób nie mieliby się szans spotkać, wreszcie – internet miał być obszarem wolności.

⸜ Od numeru 52. z sierpnia 2008 okładki mają kształt znany dzisiaj, czyli są kwadratowe

Dzisiaj wiemy, że żadne z tych utopijnych założeń się nie sprawdziło. A jeśli już, to jako swoja karykatura. Informacji w necie jest tak dużo, że trzeba wyrafinowanych algorytmów i dużej wiedzy, aby znaleźć rzeczy prawdziwe i wartościowe. To przy tym miejsce niebywale opresywne i dające przyzwolenie na przemoc. Dlatego mój pomysł sprzed dwóch dekad polegający na limitowaniu i rozłożeniu publikacji materiałów co miesiąc, z doładowaniem w połowie, wydaje się z perspektywy czasu dobrym pomysłem.

Pewnego rodzaju oddech i cofnięcie się o pół kroku przydaje się także kiedy myślimy o audio jako o miejscu ciągłego rozwoju. Mam co do tego ambiwalentne uczucia. Z jednej strony w ciągu ostatnich dwóch dekad pojawiło się wiele urządzeń grających o niebo lepiej od swoich starszych odpowiedników. Dotyczy to zarówno wzmacniaczy, urządzeń cyfrowych, kolumn, kabli (!) ale i gramofonów oraz wkładek gramofonowych. Z drugiej jednak widzę, że rzeczy wymyślone kilkadziesiąt lat temu, jak niektóre (najlepsze) wzmacniacze, kolumny, a nawet kable, wciąż mają w swoim dźwięku „coś”, czego nie ma doskonała większość współczesnych produktów.

Nie jestem jednak anachrofilem, jak o sobie mówił, niestety już nieżyjący Art Dudley, wieloletni redaktor magazynu „Stereophile” (wywiad z nim w ramach serii „The Editors” → TUTAJ). Bo, jak mówię, postęp w najlepszych firmach, bez względu na cenę ich produktów, jest niezaprzeczalny.

Stając przed tymi dwoma spojrzeniami na audio widzę jednak coś jeszcze: od wielu, wielu lat nie ma w naszej branży niczego naprawdę nowego. Nawet najnowocześniejsze, jak by się wydawało, rozwiązania w postaci odtwarzania plików to rzecz mająca już ponad siedemdziesiąt lat. Płyta CD? – Czterdzieści dwa od oficjalnej premiery i prawie pięćdziesiąt od pomysłu. O płycie LP i głośniku dynamicznym nawet nie wspomnę, bo to wynalazki mające ponad wiek (!).

Jak zaznaczam w rozmowach ze znajomymi i przyjaciółmi, jeśli już rozmowa zejdzie na tematy audio, powodem tego stanu rzeczy jest zaniechanie badań podstawowych i skupienie się na monetyzacji tego, co już znamy. Na szlifowaniu, dopracowywaniu, ciągłemu doginaniu tego, co mamy w ręku od lat. Współczesny rynek nie znosi innowacji, ponieważ są kosztowne. A płacenie za coś, z czego nie ma natychmiastowego zwrotu jest dla korporacji, spółek giełdowych itp. działaniem szkodliwym.

⸜ W 2008 roku pismo zostało zarejestrowane sądownie i zmieniło nazwę z „High Fidelity On-Line” na „High Fidelity” (HighFidelity.pl)

Żyjemy więc w czasach zawieszenia. Dwadzieścia lat temu wyglądało to zupełnie inaczej. Jakub Banasiak, uczestnik debaty magazynu → DWUTYGODNIK.com, który podobnie jak „High Fidelity” powstał od razu jako magazyn internetowy (born-digital), w dyskusji zapoczątkowanej z okazji 15-lecia pisma (przy okazji – gorące gratulacje i najlepsze życzenia!) mówił o wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej jako czasie „małej stabilizacji”, czyli:

(…) względnego dostatku, rozwoju infrastruktury oraz rynku sztuki. To był czas powszechnej modernizacji: budowano autostrady i stadiony, a z drugiej strony muzea i centra sztuki. Pojawiły się pieniądze: prywatne, ale i publiczne, w nowych programach ministerialnych. Jak zauważyła profesor Poprzęcka, wiele osób zinternalizowało tę sytuację jako swoisty koniec historii, w którym polityczność zostanie zastąpiona przez procedury i technokratyczne zarządzanie.

⸜ JAN BŁASZCZAK, 15 LAT: Robimy swoje. Rozmowa z Joanną B. Bednarek, Jakubem Banasiakiem i Piotrem Olkuszem, → DWUTYGODNIK.com 383, 04/2024, dostęp: 27.04.2024.

Dzisiaj wiemy, że tak się nie stało, a „koniec historii” obwieszczony w 1992 roku przez Francisa Fukuyamę w książce Koniec historii i ostatni człowiek, jest dziś co najwyżej memem , a w szerszej dyskusji funkcjonuje jako ostrzeżenie przed upraszczającymi opiniami dotyczącymi złożonych zagadnień. Ogłoszenie przez tego amerykańskiego politologa, filozofa politycznego i ekonomista japońskiego pochodzenia dojścia do miejsca, w którym nic nie da się wymyśleć, ponieważ demokracja jest najlepszym istniejącym sposobem życia i nikt normalny nie będzie tego kwestionował, w obliczu wojny w Ukrainie, masakry – najpierw w Izraelu, a teraz w Strefie Gazy – ataków Hutu, wojen w Afryce, walce „dwóch plemion”, jak się o nich mówi, w USA, wreszcie napięcia wokół Morza Chińskiego, twierdzenie to wydaje się groteskowe.

To dlatego widzę współczesne audio jako coś „pomiędzy”. Wiemy, co było, nie znamy jednak tego, co będzie. Mamy już całkiem niezłe pojęcie co do tego, co dźwiękowi pomaga, a co szkodzi i nawet jeśli nie wszystko potrafimy podeprzeć pomiarami, jeśli nie każda teoria jest dokładnie rozpracowana, to organoleptycznie, a często i intuicyjnie, najlepsze firmy, najlepsi konstruktorzy sięgają po podobne rozwiązania, kierując się w tę samą stronę.

Ale przecież wciąż pracujemy na „dawnym”. Nie ma w tym nic odkrywczego, to raczej rzemieślnicza praca polegająca na zeskrobywaniu kolejnej warstwy z rzeczywistości oddzielającej nas od nagrania. Nie ma mowy o skoku, jaki dało wynalezienie cylindra, potem okrągłej płyty, następnie magnetofonu i wreszcie zapisu cyfrowego i jego reprodukcji w warunkach domowych.

⸜ Od lipca 2009 roku, a więc od numeru 63., „High Fidelity” ma nowy layout, modyfikowany i zmieniany, ale wciąż ten sam

Od entuzjazmu, wręcz euforii w ciągu tych dwudziestu lat przeszliśmy na pozycje niepewne, naznaczone tymczasowością, podszyte lękiem. Dlatego tym większa w tym wszystkim rola muzyki i wszystkich podmiotów zaangażowanych w jej rozsiewanie. Muzyki jako perfekcyjnego, chyba najlepszego znanego nam, nośnika emocji. Zazwyczaj chcemy, aby to były dobre emocje. A te są transcendentne, bo przenikają przez czas w każdym kierunku. Artysta zawiera w utworze woje emocje, wykonawca swoje, a my dokładamy do tego swoje. Utwór jest więc w ciągłym ruchu, za każdym razem, kiedy jest słuchany – czy to na żywo, czy z odtworzenia – „staje się” na nowo.

Tym większa spoczywa więc odpowiedzialność także i na nas, dziennikarzach specjalistycznych. Za rzetelność. Za uczciwość. Wreszcie – za prawdę, nawet jeśli to brzmi górnolotnie, to ostatecznie o to chodzi. Mam nadzieję, że państwo to w nas, w „High Fidelity” widzicie. Wszyscy, którzy przygotowujemy dla państwa to pismo, a to BARTOSZ ŁUCZAK, grafik, a to MAREK DYBA, dziennikarz i tłumacz, a to BARTOSZ PACUŁA, WOJTEK PADJAS i WITEK KAMIŃSKI, piszący dla państwa felietony, a to – wreszcie – EWA MUSZCZYNKO co jakiś czas tłumacząca pozostałe testy, a przypomnijmy również, piszących kiedyś i tłumaczących, Krzyśka Kalinowskiego i Andrzeja Dziadowca, a także – głębokie ukłony – Łukasza Chmurę z SLK Studio, który wymyślił pierwszy layout pisma i puścił je w ruch, wszyscy oni dbali i dbają, aby miesięcznik, który państwo czytacie był taki, jaki sobie zamarzyłem te ponad dwadzieścia lat temu. Aby był po prostu dobrym miejscem.

Dziękujemy tym samym wszystkim wam, czytelnicy, przyjaciele, znajomi i sympatycy, którzy wspomagacie nas od samego początku. Pamiętajmy, że bez udziału reklamodawców nie byłoby to możliwe, to także ich pomoc pomogła nam dojść do miejsca, w którym jesteśmy, za co jesteśmy im wdzięczni. Bez producentów, pracujących nad kolejnymi urządzeniami, kolumnami, kablami i akcesoriami nie mielibyśmy o czym pisać. Ci najlepsi dają nam mnóstwo radości, którą możemy się dzielić z wami, czytelnikami. Co zamyka krąg w którym miejsce centralne zarezerwowane jest dla muzyki. Ale tylko muzyki odtwarzanej z wysoką wiernością. Dziękujemy!

Kim jesteśmy?

Współpracujemy

Patronujemy

HIGH FIDELITY jest miesięcznikiem internetowym, ukazującym się od 1 maja 2004 roku. Poświęcony jest zagadnieniom wysokiej jakości dźwięku, muzyce oraz technice nagraniowej. Wydawane są dwie wersje magazynu – POLSKA oraz ANGIELSKA, z osobną stroną poświęconą NOWOŚCIOM (→ TUTAJ).

HIGH FIDELITY należy do dużej rodziny światowych pism internetowych, współpracujących z sobą na różnych poziomach. W USA naszymi partnerami są: EnjoyTheMusic.com oraz Positive-Feedback, a w Niemczech www.hifistatement.net. Jesteśmy członkami-założycielami AIAP – Association of International Audiophile Publications, stowarzyszenia mającego promować etyczne zachowania wydawców pism audiofilskich w internecie, założonego przez dziesięć publikacji audio z całego świata, którym na sercu leżą standardy etyczne i zawodowe w naszej branży (więcej → TUTAJ).

HIGH FIDELITY jest domem Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego. KTS jest nieformalną grupą spotykającą się aby posłuchać najnowszych produktów audio oraz płyt, podyskutować nad technologiami i opracowaniami. Wszystkie spotkania mają swoją wersję online (więcej → TUTAJ).

HIGH FIDELITY jest również patronem wielu wartościowych wydarzeń i aktywności, w tym wystawy AUDIO VIDEO SHOW oraz VINYL CLUB AC RECORDS. Promuje również rodzimych twórców, we wrześniu każdego roku publikując numer poświęcony wyłącznie polskim produktom. Wiele znanych polskich firm audio miało na łamach miesięcznika oficjalny debiut.
AIAP
linia hifistatement linia positive-feedback


Audio Video show


linia
Vinyl Club AC Records