WZMACNIACZ ZINTEGROWANY

AARON
MODEL No.1.a

WOJCIECH PACUŁA







Najpierw dwa słowa o nazwie: nie chodzi o nawiązania biblijne, żydowskie korzenie, ani nic w tym stylu (o żydowskich korzeniach – może to zaskakujące – mówi gwiazda, z diodą pośrodku, na przednich ściankach urządzeń Marantza, tak przynajmniej twierdzi się w oficjalnej monografii dotyczącej tej firmy: „Stereo Sound”, All About Marantz, Special Issue, 2003). Jak mówi współwłaściciel Aarona, Thomas Höhne (którego drugą pasją jest latanie), rzecz jest prosta – ponieważ uważa, że jego urządzenia należą do czołówki produktów audio, chciał, aby firma, wszędzie tam, gdzie stosuje się porządek alfabetyczny, zawsze ukazywała się na pierwszym miejscu. Trudno bowiem przebić dwa ‘a’. Tylko „Aaaaaaagencja poszukuje Pań” będzie lepsza…

O test tego urządzenia starałem się od trzech lat, odkąd po raz pierwszy zobaczyłem Aarona na wystawie High End w Monachium (relacja z edycji 2008 TUTAJ). Co jakiś czas umawialiśmy się, przesuwaliśmy terminy i nic z tego nie wynikało. Chyba jednak wszystko musi mieć swój czas i być może Model No.1.a (widzą Państwo konsekwencję w nazewnictwie?) czekał na to, aż „High Fidelity” jako pierwsze pismo na świecie uświetni 20. rocznicę powstania jej najważniejszego produktu, pierwszego wzmacniacza pod nazwą Aaron, modelu No.1. Być może. Coś w tym musi być – jestem pewien, że nic nie dzieje się bez powodu, a tylko my czasem go po prostu nie znamy, albo nie potrafimy rozpoznać.

Firma Aaron (High End Unterhaltungselektronik Vertriebs GmbH) powstała w roku 1985, a założyła ją kochająca siebie i muzykę para – Marita i Thomas Höhne. Jej pierwszym produktem był wzmacniacz A300.M. Początkowo urządzenia sprzedawano pod marką Markus Neumann, nazwą wziętą od imienia i nazwiska inżyniera, który je zaprojektował. Pod koniec lat 80. rodzina Höhne zatrudniła kilku nowych projektantów, aby wdrożyli do produkcji projekt Sovereign (pod nazwą Sovereign dostępne są obecnie ultra-drogie, top-hi-endowe produkty, będące ukoronowaniem myślenia Thomasa). Na stronie firmowej podkreśla się, że najważniejsi na tym etapie okazali się bracia Andreas i dr Bernhard Fuss, a także mieszkający w USA Duńczyk Lion Kwaytaal. Szczególnie owocna okazała się współpraca z tym ostatnim, dzięki czemu w roku 1989 całą produkcję przeniesiono do Holandii, do miejscowości Hertogenbosch(„Den Bosch”), a pieczę nad nią objął właśnie Mr Kwaytaal. Od tego samego roku wszystkie wcześniejsze produkty Markus Neumann sprzedawane są pod marką Aaron. Pierwszym urządzeniem z nowym logo na przedniej ściance był wzmacniacz zintegrowany No.1.

Aaron to niezwykle „przemyślana”, że tak powiem, firma, w której wymiana urządzeń następuje niezwykle rzadko; firma skupiona na możliwie najlepszym wykorzystaniu tego, co w tej chwili ma najlepszego do zaoferowania. W ciągu tych dwudziestu lat zaproponowano bowiem tylko kilka produktów:

No.1 (1989 > 2002) – wzmacniacz zintegrowany,
No.2 (1990 > 2001) – przedwzmacniacz,
No.4 (1990 > 2001) – monofoniczny wzmacniacz mocy,
No.3 (1990 > 2001) – stereofoniczny wzmacniacz mocy,
Phono Module (1990 > 2002) – przedwzmacniacz gramofonowy,
No.5 (1992 > 2002) – wzmacniacz zintegrowany,
No.7 (1993 > 2002) – przedwzmacniacz,
No.6 (1993 > 2002) – stereofoniczny wzmacniacz mocy.

Obecnie w ofercie znajdziemy:
No.22 Cineast – przedwzmacniacz stereo/wielokanałowy,
No.3 Millennium – stereofoniczny wzmacniacz mocy,
No.33 Cineast – trzykanałowy wzmacniacz mocy,
No.1.a – wzmacniacz zintegrowany.
To się nazywa umiar!

ODSŁUCH

Odsłuch wzmacniacza rozpocząłem w czasie testu kolumn Katana Gemme Audio. To fantastyczne konstrukcje, które mają tylko jedną wadę – są nieco „zamknięte”, tj. nie oddają zbyt chętnie energii nagrań. Częściowo jest to spowodowane dość łagodnym przenoszeniem wyższej średnicy i góry. Aaron okazał się jedynym wzmacniaczem w moim domu (poza P-7100 Accuphase’a), który potrafił je rozruszać. Może nie aż tak, jak bym sobie tego mógł życzyć, jednak na tyle, że wreszcie usłyszałem, o co może w tych ceramicznych głośnikach chodzić i co w Katanach „siedzi”. A przecież są to kolumny dwa razy droższe, które spokojnie współpracują z elektroniką dwukrotnie droższą, ale od siebie! Aarona trzeba bowiem porównywać z urządzeniami z okolic 20 000 – 25 000 zł, żeby móc go właściwie opisać. Wprawdzie dwa elementy – słodycz i gęstość dźwięku – można znaleźć w dwóch innych moich ulubionych urządzeniach ze zbliżonego przedziału cenowego – Trigonie Energy oraz Luxmanie L-550A II – jednak wszystkie inne cechy powodują, że jest to wzmacniacz po prostu wybitny i jedynie w porównaniu z wyższym hi-endem (w tym z moim systemem – Luxman M-800A + Leben RS-28CX) wychodzą na wierzch elementy, które da się poprawić, pokazujące, że wydając więcej pieniędzy, więcej też otrzymujemy. Jednak słuchając Aarona wcale nie od razu wskażemy na nie palcem. Tak, wiemy, że tam są, że można lepiej, ale tylko przy bezpośrednim porównaniu. Grając osobno, po prostu słuchając tego wzmacniacza tydzień czy dwa, nie czujemy potrzeby przejścia wyżej. Powtarzam – wiemy, że może być lepiej, czujemy to, ale nie ma żadnego „ciśnienia” na przeskok, jesteśmy całkowicie usatysfakcjonowani tym, co dostajemy tu i teraz.

Nie piszę tego często, staram się unikać takich sformułowań, bo w żaden sposób nie służą branży audio (chodzi mi zarówno o sprzedających, jak i kupujących) i tak naprawdę zaciemniają obraz, ale No.1.a bezbłędnie wtopi się w system z dwukrotnie droższymi elementami wokół siebie. To jeden z nielicznych wzmacniaczy, który rzeczywiście gra jak dwukrotnie (i więcej) droższe urządzenia konkurencji. Boję się takich stwierdzeń, ponieważ w pismach na całym świecie używa się ich zbyt często. Jeśliby je brać na poważnie, to okazałoby się, że wszystko gra tak, jak dwukrotnie droższe produkty i że właściwie nie ma żadnej konkurencji. A tak przecież nie jest. Dobrze więc, powiem tak: Aaron spokojnie przebija średnią (statystyczną) urządzeń do ok. 25 000 zł. Nie jest to do końca to, o czym w tej chwili myślę (a myślę tak, jak napisałem w pierwszym zdaniu tego akapitu), ale muszę założyć, że się mogę się mylić, że są inne, jeszcze lepsze wzmacniacze za te pieniądze, tylko ich nie znam i wreszcie, że tego typu dźwięk po prostu Państwu nie przypadnie do gustu.

A jest to dźwięk niezwykle otwarty, szybki, dynamiczny. To, co najlepsze w tranzystorze, co znajdziemy np. w moim Luxmanie, ale także w E-550 Accuphase’a i EVO222+402 Krella, niezależnie od tego, jak bardzo się te dwa ostatnie urządzenia od siebie różnią, mamy i tutaj. A przy tym… I to jest chyba clou tego, co chcę powiedzieć: Aaron niczego nie odbiera dźwiękowi, a raczej stara się podtrzymać oryginalną barwę, tak jak to robią urządzenia lampowe. Po raz pierwszy przejście z mojego systemu wzmacniającego na inny niemal w ogóle nie zmieniło barwy nagrań. To wciąż było pełne, mięsiste brzmienie z wyrazistą średnicą i mocną, perlistą górą. Różnice oczywiście się pojawiły, ale na innych poziomach, można powiedzieć, że na sub-poziomach. Od razu pojawiło się jednak to „coś”, co uważam za bardzo udane połączenie wielu cech obydwu technologii, a co jednoznacznie przebijają dopiero takie wzmacniacze, jak CAT-777 + PAT-777 Reimyo i Silver Grand Mono Ancient Audio.

Największe zdziwienie budzi jakość wysokich tonów – zarówno generalnie, jak na urządzenie półprzewodnikowe, jak i bez względu na cenę i technologię. Są one w niemieckim wzmacniaczu właściwie lampowe, ale w najlepszym tego słowa znaczeniu, tj. przy odcięciu się do stereotypów. Blachy są bowiem „sypkie”, a jednocześnie mają dobrą definicję. Rozpoczynające płytę Lontano Tomasz Stanko Quartet (szczegóły wszystkich płyt na końcu testu) uderzenia, przygotowujące „teren” pod trąbkę, zostały pokazane wyjątkowo dobrze – z oddechem, ze znakomitym różnicowaniem zarówno rodzaju blachy, jak i sposobu uderzenia, siły do nich przyłożonej itp. Blachy miały ładnie wybudowaną górę, bez poczucia zamykania czegokolwiek. Podobnie brzmiała perkusja z płyty Viaticum e.s.t.. To znaczy była zupełnie inna, bo została inaczej zrealizowana, ale była pokazana równie dokładnie, równie wiernie. Obiegowa opinia o płytach wytwórni ECM jest taka, że są to super-dokładne, ale nieco chłodne nagrania. Może rzeczywiście kiedyś się takie zdarzały, ale generalnie, biorąc pod uwagę płyty, które ja mam, nie mogę się z tym zgodzić. Aaron ładnie pokazał to, o co mi chodzi: dźwięk jest na nich bardzo rozdzielczy, ma niesamowitą głębię i nośność, ale też jest znakomicie zbalansowany i nawet – zaryzykuję, ale czasem trzeba – jest ciut na wyższej średnicy ciepły. Tak przynajmniej słychać wspomnianą płytę Stańki. Ale także Officium Jana Garbarka z The Hillard Ensemble oraz The Carnegie Hall Concert Keitha Jarretta. Po prostu gorsze systemy nie są w stanie przejść na ten poziom i zatrzymując się na fazie ataku, rzeczywiście eksponują elementy składające się na dokładny, ale chłodny, bo pozbawiony wypełnienia, przekaz. Wspomniany krążek e.s.t., jak i ostatnia płyta tego tria, genialna Leucocyte, są z kolei nieco ciepłe i „ciągłe”. Nie ma w nich tego otwarcia, co na wspomnianych nagraniach ECM. I słychać to momentalnie. Wzmacniacz Aarona niczego jednak nie ocieplił, ani nie rozjaśnił, dzięki czemu muzyka bezbłędnie trafiała tam, gdzie trzeba, czyli do serca i głowy.

Na równie wysokim poziomie jest bas tego urządzenia. Ma raczej okrągły charakter, ale nie bumiący, czy lekko rozluźniony, jak w A-30 Accuphase’a, a raczej taki, jak w… moim Luxmanie. Nie jest to ultra-definiowany bas wspomnianego Krella, a przypomina najbardziej to, co słyszałem z P-7100 Accuphase’a. A to jest, przynajmniej dla mnie, spory komplement. Schodzimy z nim nisko, w mocny, pełny sposób i jedynie gdzieś na samym dole czasem brakuje kropki nad ‘i’, jakiegoś zrywu. Nie jest to duże odstępstwo, ale na pełnopasmowych kolumnach, takich, jak wspomniane Katany czy moje Dobermanny już to słychać. Scena jest głęboka i obszerna, w czym przypomina urządzenia lampowe. Generalnie dźwięk jest przy tym szybki i otwarty.

I w ten sposób dochodzimy do tego, co da się zrobić lepiej. Wspominałem o świetnie rysowanej, dokładnej górze. Nie wiem, jak to się udało, ale nic w niej nie jest przesadzone, ani rozjaśnione. Nawet otwarte Harpie, których używam, nie pokazały cienia jakiegoś podkreślenia ataku, anomalii w zakresie balansu tonalnego itp. Kiedy jednak porównamy dźwięk z przywołanej płyty Lontano, szczególnie w pierwszych minutach, potem z płyty Jarretta i wreszcie otwierający składankę Five Songbirds First Impression Music utwór Kinderspiele, wówczas zobaczymy, że część „tła”, tylna część „rzeźby”, jaką jest hologram przed nami, jest tu zamazana, że jednak akcent położony jest na elementy pierwszoplanowe. Nie jest to rzecz od razu klarowna, bo słuchając What A Difference A Day Made z Five Songbirds, zachwycimy się niezwykłą rozdzielczością i dynamiką. Na wszystkich trzech przywołanych krążkach dużą rolę w kreowaniu „obecności” muzyki gra szum – szum tła: powietrza przed mikrofonem, szum tła elektroniki mikrofonu, a także (to w przypadku Kinderspiele - to nagranie analogowe) szum taśmy. Nie da się tego pomylić z niczym innym – to szerokopasmowy szum, który wprawdzie nie ma nic wspólnego z samą muzyką i nie słucha się go dla niego samego, który jest jednak genialnym indykatorem tego, co się dzieje z dźwiękiem „użytecznym”. Aaron część owego szumu maskuje. To niesamowite, bo słuchając samych instrumentów nie od razu to słychać – są, jak mówiłem, otwarte i nośne. Być może nie chodzi więc wcale o barwę, a o rozdzielczość, która jest jednak zazwyczaj w droższych urządzeniach lepsza? Być może to jest to, ponieważ w moim systemie lepiej są też rysowane elementy trójwymiarowości danego instrumentu. Nie chodzi nawet o samą scenę, a właśnie o wyodrębnienie z niej źródła dźwięku, instrumentu lub głosu. Aaron świetnie rysuje wszystko, co trzeba, ale pewnych rzeczy najwyraźniej przeskoczyć nie potrafi.

No.1.a to niezwykły wzmacniacz, łączący w sobie wiele najlepszych elementów brzmienia techniki tranzystorowej i lampowej. Chcąc go – od strony balansu tonalnego – ustawić jakoś przed oczami, będziemy musieli sobie wyobrazić linię, a na niej kilka najlepszych wzmacniaczy zintegrowanych, które testowałem. Po lewej, cieplejszej stronie od wyobrażonego ideału, postawiłbym E-550 Accuphase’a, a nieco dalej w lewo Trigona Energy. Po prawej stronie byłby z kolei C.E.C AMP6300 i nieco dalej L-509u Luxmana. Pomiędzy nimi lokowałby się również świetny, właśnie testowany przeze mnie do „Audio” dzielony system Cambridge Audio Azur 840E+840W. Aaron stałby zaś niemal dokładnie pośrodku, odchylony od punktu G, że tak powiem, o kilka milimetrów w prawo. Myślę, że będzie go niesłychanie łatwo zgrać z szeroką gamą kolumn, ponieważ choć otwarty (niczego nie zamuli), nie jest też rozjaśniony. Systemy – pewniaki, to:

1.Aaron No.1.a + Ancient Audio Lektor V + Harpia Acoustics Marcus.
2.Aaron No.1.a + Ancient Audio Lektor V + Art Loudspeakers Stiletto 6.

3.Aaron No.1.a + Audionemesis DC-1 Upgrade + North Star Design M192 CD-Transport + Harpia Acoustics Marcus (Dobermann).

4.Aaron No.1.a + Ayon CD-2 + Sound&Line Enigma Mini.

To tylko tak na pierwszy strzał. Nie od parady będzie jednak wypróbować Aarona w znacznie droższych systemach – nie wymieniam ich, ponieważ trzeba samodzielnie się do tego przekonać. Za każdym razem otrzymamy nieco inny dźwięk, jednak zawsze znakomity. Taki, którego wcale nie chce się wymieniać na lepszy, mimo iż wiemy, że tam „wyżej” jest jeszcze wiele do zrobienia…

Płyty użyte do odsłuchów:
· Tomasz Stanko Quartet, Lontano, ECM, ECM 1980, CD.
· e.s.t., Viaticum. Platinum Edition, ACT Music + Vision, ACT 6001-2, 2 x CD.
· e.s.t., Leucocyte, ACT Music + Vision, ACT 9018-2, CD.
· Jan Garbarek & The Hillard Ensemble, Officium, ECM, ECM New Series 1525, CD.
· Keith Jarrett, The Carnegie Hall Concert, ECM, ECM 1989/90, 2 x CD.
· Five Songbirds, First Impression Music, FIM048 VD, HDCD; recenzja TUTAJ.
· Depeche Mode, Exciter, Venusnote/Mute, DMCD10, Collector Edition, SACD/CD + DVD-A.
· Jun Fukamachi at Steinway (Take 2), EMI Music Japan/First Impression Music/Lasting Impression Music, LIM DXD 038, silver-CD.

BUDOWA

Aaron No.1.a to stereofoniczny wzmacniacz zintegrowany. Jego obudowa jest prosta, ale wyjątkowo dobrze wykonana i z ładnym projektem plastycznym przedniej ścianki. Znajdziemy na niej jedynie dwie gałki w kształcie stożków, które służą jednocześnie jako przyciski, a pomiędzy nimi niebieski wyświetlacz ciekłokrystaliczny. Gałką po prawej stronie regulujemy siłę głosu lub przechodzimy w tryb standby i odwrotnie. Gałką po lewej zmieniamy wejście lub przechodzimy do trybu Program. W tym ostatnim możemy ustawić czułość dla każdego wejścia i dla każdego kanału, wprowadzając tym samym funkcję balansu, a także zmieniamy wejście w unity gain, w którym możemy ze wzmacniacza skorzystać w kinie domowym (pracuje wówczas jako końcówka mocy). Wyświetlacz jest całkiem klarowny – odczytamy na nim nazwę wejścia, poziom siły głosu oraz wybraną dla danego wejścia czułość. Z tyłu widać sporo wejść i wyjść – mamy do dyspozycji aż siedem wejść linowych, w tym jedno z pętlą do nagrywania oraz pętlę dla zewnętrznego procesora, np. akustyki pomieszczenia. Jest też regulowane wyjście z przedwzmacniacza, np. dla drugiej końcówki mocy. Powiedzmy też, że na górnej ściance przykręcono grubą płytę z aluminium, na której wygrawerowano logo firmy – służy ona jako „damper”, tłumiący drgania. Gniazda głośnikowe są pojedyncze i raczej niezbyt dobre. Firma oferuje, za dopłatą, całą gamę usprawnień, w postaci lepszych gniazd wszelakich i różnych wykończeń płytki na górze, gdzie możemy np. wygrawerować własne nazwisko, albo ją pozłocić. Także wykończenie obudowy może być inne, w różnych kolorach – testowany zestaw nazywa się night shadow. Do wzmacniacza dołączany jest bardzo solidny, metalowy pilot, którym możemy regulować siłę głosu, przełączać między wejściami oraz przejść w tryb standby. Zabrakło tylko trybu mono.

Środek wygląda bardzo interesująco. Znaczącą jego część zajmuje bardzo duży transformator toroidalny i zasilacz. Toroid zapakowany jest do dużej, plastikowej puszki, i zasypany czymś sypkim – może to tłumienie mechaniczne, a może elektromagnetyczne, jak w listwach sieciowych firmy Shunyata – nie wiem. Układ zasilacza zmontowany jest na płytce z przedwzmacniaczem. Są tam trzy osobne linie, dwie ze stabilizacją i trzecia dla końcówek, ta ostatnia z sześcioma kondensatorami o pojemności 10 000 µF każdy. Wejścia (złocone, ale średniej klasy) przełączane są w przekaźnikach, sterowanych enkoderem, sprzężonym z gałką przy przedniej ściance. To zresztą bardzo ładny, niewielki układ mechaniczny, z solidnym posadowieniem osi gałki, gwarantującym, że będzie ona pracowała tak samo dobrze za dziesięć lat i więcej. Sam przedwzmacniacz zmontowano na dwóch małych płytkach (po jednym kanale), wpinanych do głównej płytki przy wejściach za pośrednictwem małych pinów. Elementy aktywne to dwa – na kanał – układy scalone Analog Devices OP27 oraz scalona, analogowa drabinka rezystorowa DS1808 (sterowana cyfrowo). Ta ostatnia to logarytmiczny tłumik o 60 dB zakresie regulacji i funkcją mute. Regulację podzielono na trzy zakresy, różniące się krokiem: krok co 1 dB na pierwsze 12 tapsów, 2 dB na następne 12 tapsów oraz 3dB na ostatnie 8. Z płyteczek, krótkimi przewodami ekranowanymi sygnał trafia do płytek końcówek mocy. Zamontowano je pionowo, ponieważ nieco inaczej niż zwykle ulokowano tranzystory końcowe. Zazwyczaj są one przykręcane wprost do radiatorów. Tutaj radiator, średniej wielkości, umieszczono klasycznie, tj. pionowo, równolegle do bocznej ścianki, jednak tranzystory – zarówno sterujące (bipolarne pary BD244C + BD243C), jak i końcowe przykręcono do aluminiowych kształtowników (ceowników) i dopiero te ostatnie do radiatora, wspólnego dla obydwu kanałów. Stopień prądowy pracuje w układzie push-pull w klasie AB i oparty jest na pojedynczej, komplementarnej parze tranzystorów na kanał. Zastosowano tu, dawno przeze mnie nie widziane, tranzystory w obudowie TO-3, z których starto oznaczenia. Układ sterowania (mikroprocesor) otrzymał osobną płytkę przy przedniej ściance. Wszystko wygląda bardzo porządnie, jest przemyślane itp. I jedynie jakość gniazd RCA i głośnikowych powinna być lepsza – warto, moim zdaniem, od razu zamówić taką wersję. I jeszcze jedno: kable zasilające końcówki spięte są razem z przewodami (solid-core) głośnikowymi oraz interkonektami łączącymi przedwzmacniacz i końcówkę mocy. Wiem, że wiele firm tak robi, argumentując, że są to na tyle wysokie poziomy sygnału, że nie ma to żadnego wpływu na dźwięk. Jednak część mnie, która jest praktykiem wolałaby, żeby przewody te były od siebie maksymalnie oddalone. Ale to tylko moja opinia.

Firma podaje minimalne informacje na temat danych technicznych – jedynie moc: 2 x 95 W/8 Ω, 2 x 160 W/8 Ω,, 2 x 250 W/8 Ω. Spytałem o to pana Thomasa Höhne, a ten odpowiedział, że to celowe działanie, mające zwrócić uwagę na najważniejszy czynnik – odsłuch, a nie na epatowanie liczbami.



AARON
MODEL No. 1.a

Cena: 3490 euro

Kontakt:

Aaron
High End GmbH
Ueber dem Kampe 41
Elze
D-31008 
Germany

tel. +49-5068-2858
fax  +49-5068-4361

Strona producenta: AARON






PŁYTY PROSTO Z JAPONII

CDJapan



POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ



© Copyright HIGH Fidelity 2008, Created by B