WZMACNIACZ ZINTEGROWANY
RADIKON AMPLIFIKATOR 2003

Stojący za projektem Amplifikatora Tomasz Burski jest jednym z najbardziej doświadczonych polskich konstruktorów, który - co jest chyba jeszcze ważniejsze - ma na swoim koncie wiele projektów, które w masowej skali zostały zrealizowane. W październiku i listopadzie zeszłego roku czytelnicy "High Fidelity OnLine" mieli okazję przyjrzeć się bliżej dwóm kolumnom ze "stajni" pana Burskiego - Allumina oraz Fibra - znakomitym, niedrogim konstrukcjom, z których każda w swojej kategorii miała wiele do powiedzenia. Jednak to nie głośniki są tym co jest najczęściej kojarzone z Amplifikatorem. Już sama nazwa firmy wskazuje, że jej głównym celem jest "wzmocnienie". I wzmacniacz Amplifikator 2003, będący odświeżoną wersją modelu 2000 nam to zapewnia. Warto wspomnieć, że model 2000 otrzymał od miesięcznika "Audio" tytuł "Produkt roku 2000".

Trzeba wspomnieć, że testuję ten wzmacniacz nie po raz pierwszy, ponieważ w roku 2003 miałem okazję robić to dla magazynu "Sound and Vision". I chociaż wzmacniacz się nie zmienił, to zmieniła się konkurencja na rynku, sprzęt towarzyszący, pokój odsłuchowy, a ja postarzałem się o dwa lata. Można więc przyjąć, że Amplifikator 2003 jest testowany tak, jakby po raz pierwszy gościł w moim systemie.

ODSŁUCH

Pierwszą rzeczą, jaka się narzuca po włączeniu Amplifikatora, niezależnie od tego, czy jest to płyta "Presence" Led Zeppelin (Swan Song Inc./Warner Music 92439 5, CD remaster) z mocną, rockową muzą czy sampler Naima "Naim. The Hi-Fi Collection" (Hi-Fi Choice, HFC246-10-03) z ultra-naturalnie nagranym materiałem, głównie jazzowym, jest wrażenie, jakby wzmacniacz poruszał się po każdym materiale z równą swobodą i pewnością siebie. W największej mierze dotyczyło to makrodynamiki, czyli sposobu budowania napięcia w utworze i jego swobody. To samo powtórzyło się jednak przy mikrodynamice - zmiany intonacji w grze Dominica Millera i Neila Staceya z utworu "New Dawn" były czytelne i logicznie dopełniały ogólny rysunek utworu. W trudnym materiale monofonicznym, przegranym z płyt 78 rpm (The Mills Brothers, "Spectacular", Going for a Song, GFS275) wzmacniacz pokazał, że nawet w teoretycznie pozbawionym dynamiki sygnale jest wiele "oddechu" i powietrza, które muszą jednak zostać starannie i z czułością "odkryte", a tor odsłuchowy musi mieć odpowiedni zapas dynamiki, żeby nie wnosić do tego łańcucha własnej kompresji. Głosy braci Miles były rysowane dokładnie, z dystynktywnym rozróżnieniem poszczególnych "instrumentów", których brzmienia były przez nich naśladowane i dobrym pojęciem o czym śpiewa solista. W brzmieniu tej płyty podkreślona została średnica, ze wskazaniem na jej wyższą część. Dlatego też każda skaza i wada nośnika, z jakiego ją skopiowano jest zazwyczaj dość wyraźna. Amplifikator pokazał je wszystkie bez wahania. Będąc prawdopodobnie pochodną mocnej gry, bez zawoalowanych krawędzi i planów, bezpośredniość wzmacniacza nie zawsze i nie wszystkim się spodoba. Dlatego też Amplifikator wymagał będzie starannego doboru kolumn i okablowania. Będzie to o tyle prostsze, że ani skuteczność ani przebieg impedancji nie wpłyną w jakiś wyraźny sposób na ich współpracę, a podstawą powinien być balans tonalny. Oczywistym wyborem zdają się kolumny Etera, jednak dźwięk może się wówczas wydać nieco zbyt dosadny. Jeżeli tak, to warto spróbować z którymś z modeli Revolvera - RW33 lub większym.

Wspomniałem o niewielkiej wrażliwości na obciążenie. Wydaje się, że wzmacniacz ma dobrą wydajność prądową. Potwierdza to praca basu. Nawet z tego typu nagrań, jak Mills, Amplifikator 2003 potrafił wydobyć go sporo - rzecz może w kontekście wieku nagrania zaskakująca - ponieważ głos imitujący dźwięk tuby miał wyraźny i głęboki tembr, nie był zdominowany przez inne instrumenty i stanowił dobrą podstawę dla utworów. Przypomina to nieco brzmienie wzmacniaczy lampowych, które grając wypełnioną średnicą i wyższym basem dają wrażenie dużego dźwięku. Amplifikator robi coś podobnego, jednak - inaczej niż w lampowcach - schodząc niżej na skali niczego z owego wypełnienia nie tracimy. Podobną staranność w oddaniu tekstury nagrań z płyty Elli Fitzgerald "E.F. sings the Cole Porter Song Book" (Verve, 537 257-2, Master Edition). Na wyrazistości dźwięku zyskały przede wszystkim dęciaki, odtwarzane dokładnie, bez zahamowań i dobrą barwą. W głosie Fitzgerald nie było podkreślonych sybilantów, co oddala zarzut o rozjaśnienie dźwięku. Współpracując z kolumnami Zoller Impression Model 1 wyraźniej niż zazwyczaj oddany został natomiast zakres wyższej średnicy, który odpowiada za oddanie pracy przepony itp. Każde drgnienie głosi Elli było słyszalne. Podobnie jak większość wzmacniaczy z zakresu poniżej 10 000 zł, Amplifikator wyraźnie rysuje obrys instrumentów przede wszystkim w jednej płaszczyźnie, bez wyraźnego wglądu w głąb, jednak to co robi, robi bardzo dobrze. O ile sobie przypominam, nieco inne wrażenia wyniosłem poprzednio z odsłuchów Amplifikatora m.in. z kolumnami PAS by Goerlich. Ciekawe, ale być może Zollery tak się "odniosły" do polskiego wzmacniacza? Nie wiem, jednak z różnymi kolumnami, które wydawały się mieć wyrównane pasmo, jak np. z Totemami Model 1 Signature nie było to tak słyszalne. W tym przypadku wyraźniejsza była góra niż jej przejście do średnicy. Tym staranniej należy dobierać kolumny, nie ze względu na ich zakres basowy, a na sposób budowania przez nie góry i tego, jak się ona łączy ze średnicą.

Fenomenalnie zostały oddane relacje przestrzenne i zabawy z fazą. Utwór "Impressive Instant" z płyty "Music" Madonny (Maverick/Warner Bros. 47865-2, CD) zapierał dzięki temu dech w piersiach namacalnością dźwięku wokół słuchacza. Głosy nie tylko że były słyszalne dookoła głowy, ale miały głębię i dobrą konsystencję. W tego typu, wielościeżkowych nagraniach, każdy ruch suwaka inżyniera dźwięku, wypychający dany instrument do przodu był dobrze słyszalny i pokazywany na wyraźnie i prawidłowo budowanej panoramie sceny (wymiar wszerz). Pewnych rzeczy najwyraźniej jednak na tym poziomie cenowym przeskoczyć się nie da, ponieważ, jak wspomniałem, wymiar w głąb był tylko dobry. Podobnie jak wcześniej Ella, tak teraz Madonna była nieco zbyt blisko instrumentów, mocniej wtopiona w miks.

PODSUMOWANIE

Amplifikator 2003 jest bardzo udanym wzmacniaczem, znakomicie zbudowanym i wiarygodnym. Jego dźwięk jest wyrównany i tylko mocniejsza wyższa średnica (lub góra - tutaj nie było reguły) każe poszukać plastycznych kolumn. Bas jest bardzo dobry i niestraszne urządzeniu niskie impedancje. Już samo to powinno pomóc w doborze głośników i w uzyskaniu satysfakcji z odsłuchów. Jeśli jednak dodamy do tego koherencję dźwięku, podkreślaną przez bardzo dobre relacje fazowe, wówczas wychodzi na to, że Amplifikator to co robi, robi bardzo dobrze. Trzeba więc powiedzieć, że konstrukcja pana Burskiego daje dobre pojęcie o tym, co może "rasowy" wzmacniacz w przedziale do 4000 zł, a w niektórych aspektach i wyżej.

Wojciech Pacuła

REKOMENDOWANE URZĄDZENIA TOWARZYSZĄCE:

  • Kolumny: Revolver RW33, RW45, Etera Fibra, Spendor S3e
  • Kable głośnikowe: Wireworld Solstice 5
  • Interkonekty: Wireworld Solstice 5
  • Odtwarzacz CD: Primare CD21, NAD C542
  • Kabel sieciowy: Artech Wind, Vincent Power AC

    BUDOWA

    Główne zmiany w stosunku do wcześniejszej wersji objęły wygląd zewnętrzny. Mamy teraz do czynienia z bardzo ładnie zaprojektowaną (trzeba podkreślić, że chodzi o prawdziwy projekt, a nie o "rysowanie na kolanie") czołówką, zbudowaną z 5-mm płata czernionego aluminium na które nałożono elementy z również aluminium (są wersje czarna i "naturalna"). Wkomponowane w nie zostały dwie gałki - jedna siły głosu, a druga selektora wejść oraz trzy przyciski - standby, mute i monitor. Prominentne miejsce pośrodku zajmuje natomiast niebieski wyświetlacz fluorescencyjny.

    Tył został "obsadzony" przez cztery wejścia liniowe i wyjście do nagrywania oraz przez pojedyncze, złocone zaciski głośnikowe. Mają one solidne plastikowe nakrętki i wydają się identyczne do tych, które Copland zastosował we wzmacniaczu CSA 29.

    Obudowa została zbudowana z aluminiowych, grubych blach, przykręconych do "zworników" w narożach. Góra i dół to również grube, 5-mm płaty aluminium. Używając Amplifikatora warto je w przyszłości okleić matą bitumiczną, żeby wyeliminować wszystkie drgania. Tylko tył został wykonany z cieńszej blachy. Wzmacniacz został zbudowany jako pełne dual-mono, z tym, że jego podział przebiega równolegle do przedniej ścianki, a nie, jak zazwyczaj prostopadle. Jest to konstrukcja z pasywnym przedwzmacniaczem (tłumikiem), ponieważ z przekaźników firmy Omron (w poprzedniej wersji Meisei) sygnał trafia do scalonego tłumika (stereofonicznej drabinki rezystorowej, sterowanej cyfrowo) firmy National Semiconductor LM1792. Układy tego typu, jak można przeczytać w materiałach firmowych NS przeznaczone są do urządzeń klasy hi-end, głównie dzięki niskim zniekształceniom i małemu szumowi. Od czasu w którym wzmacniacz powstał coraz więcej firm z "górnej półki" sięga po układy scalone w tym miejscu, żeby wspomnieć Jeffa Rowlanda czy Regę. Wraz z zastosowanym mikroprocesorem pozwala to na inteligentne sterowanie wzmacniaczem. Do poziomu -47 dB skok wzmocnienia (tłumienia) wynosi 1 dB, a powyżej 0,5 dB. Dodatkowo, jeżeli szybko ruszymy pokrętło, wówczas zmiana jest znacznie szybsza, niż gdy ruszamy wolno. Możliwa jest również precyzyjna regulacja balansu. O ile w tradycyjnych układach wiązało się to z zastosowaniem dodatkowego potencjometru, który znacznie powiększał przesłuch międzykanałowy, o tyle w tym, przypadku każdy z kanałów sterowany jest oddzielnie. Trzeba wspomnieć, że skrajne "położenie" pokrętła (chodzi o najmniejszą wartość) opisane jest jako "Volume Off". Mogłoby się wydawać, że sygnał jest wówczas całkowicie odłączony. Błąd! Korzystając z kolumn o wyższej niż przeciętna skuteczności wciąż słychać będzie wówczas, choć cicho, muzykę. Na przedniej ściance nie znajdziemy żadnych opisów. Pojawiają się one, podobnie zresztą, jak i wszystkie inne wskazania, na wyświetlaczu. Można je w każdej chwili przywołać z systemowego pilota, który niestety jest koszmarnie zatłoczony. Ponieważ jednak pracuje z popularnym kodem RC-5, więc jest duże prawdopodobieństwo, że coś jeszcze w domu pobudzi do życia. Może nawet nas samych...
    Układ jest niemal całkowicie symetryczny. W części sterującej zastosowano tranzystory typu MOSFET pracujące w klasie A, a w końcówce po cztery pary bipolarów Toshiby 2SC5200 i 2SA1943, pracujące w klasie AB w układzie push-pull. Prąd podkładu został jednak ustawiony dość wysoko, ponieważ nawet bez sygnału wzmacniacz grzeje się dość mocno. Oznacza to, że początkowe waty będą w klasie A. Zastosowanie tranzystorów polowych na wejściu, a bipolarnych na wyjściu podyktowane jest chęcią wykorzystania ich zalet - wysokiej impedancji wewnętrznej tych pierwszych i znakomitych charakterystyk prądowych tych drugich. W układzie DC-serwo użyto dobrego układu National Semiconductor LF411. Transformatory toroidalne z zaekranowaną najbardziej "śmiecącą" częścią środkową zostały odseparowane dwoma radiatorami i przykręcone do specjalnych "podestów". Kondensatory, to dwie pary o pojemności po 14 000?F każdy, wspomagane kilkoma mniejszymi jednostkami. Część sterująca oraz stopnie wstępne posiadają własne, niezależne stopnie stabilizujące napięcie. Na wyjściu zastosowano "inteligentny" układ chroniący wzmacniacz przed zwarciem. Układy zostały zmontowane na laminacie o wysokiej jakości, zaś gniazda RCA i głośnikowe zostały pozłocone. Niestety nie ma wyjścia na dodatkową końcówkę mocy.

    Dane techniczne (wg producenta):
    Moc wyjściowa2x60W/8Ω
    Pasmo przenoszenia2Hz-100kHz
    Zniekształcenia THD>0,01% (10W)
    Wejścia liniowe4
    Wyjście słuchawkowenie
    Stosunek S/N>100 dB
    Wymiary S/W/G435/127/340 mm

    RADIKON
    AMPLIFIKATOR 2003

    Cena: 3500 zł
    Dystrybutor: INKOM

    Kontakt:
    tel. (58) 681-80-47
    e-mail: info@amplifikator.pl



  • © Copyright HIGH Fidelity 2004, Created by SLK Studio