SIŁA ROZMOWY

Artykuł przygotowany wspólnie przez "Audio" oraz "High Fidelity OnLine"




Dyskusje mają na celu wyrażenie swojej opinii dotyczącej jakiegoś fragmentu rzeczywistości oraz poznanie opinii rozmówcy na ten sam temat. W świecie audio-wideo tematów spornych, tematów tabu itp. jest bez liku. Dlatego też tym bardziej należy ze sobą rozmawiać, bo tylko w ten sposób można ten świat jakoś "oswoić" i próbować w nim coś zmienić.
Dlatego też ciekawą wydała mi się wymiana poglądów na temat kondycji stereo nie z kim innym, a z naczelnym "Audio", Andrzejem Kisielem. Mój artykuł p. "Kiedy wreszcie zginie to straszne stereo?" oraz odpowiedź Andrzeja pt. "Większa układanka z bardzo twardych faktów" były tym, co miało zachęcić Czytelników do rozmowy. Niespodziewanie dla nas samych, wymiana myśli tak nas wciągnęła, że trzeba było kilku "przebiegów", aby choćby pokrótce zarysować nasze stanowiska. Na to, aby całość zamieścić w piśmie, objętość "Audio" już jednak nie pozwalała. I tutaj ujawnił się potencjał tkwiący w magazynie internetowym: wraz z "Audio" chcielibyśmy zaprezentować całą dyskusję, licząc na to, że jej ciąg dopiszą sami Czytelnicy. Czekamy na Państwa opinie - najciekawsze opublikujemy jako ciąg dalszy tej rozmowy.

KIEDY WRESZCIE ZGINIE TO STRASZNE STEREO?

Żyjemy w czasach, kiedy obok siebie istnieją zarówno nagrania wielokanałowe (w n-tej liczbie odmian), jak i stereofoniczne, a nawet monofoniczne (obserwuje się ostatnio renesans tego rodzaju odsłuchu), a jednocześnie "odtrąbiono" już zwycięstwo kina domowego. Jak więc przepowiednie rychłego upadku rynku urządzeń stereofonicznych i supremacji "surroundowej" masówki mają się do rzeczywistości pierwszej połowy 2005 roku? I nie chodzi tutaj o porównywanie systemów, ich brzmieniowych wad i zalet, ale o rozpatrzenie na chłodno (tak chłodno, jak to tylko możliwe dla człowieka dwukanałowego) istniejącej sytuacji. Czy uda się wreszcie kilka rzeczy ustalić "na pewno" - przynajmniej w tym momencie?

SKLEPY

Podmiotami w świecie elektroniki jesteśmy wszyscy. Są nimi zarówno kupujący urządzenia - do których to tradycyjnie określenie "klient" jest przyklejone - jak też firmy produkujące sprzęt, i pisma specjalistyczne. Każda z tych kategorii w jakiś sposób wpływa na pozostałe, nawet jeżeli nie wprost, to pośrednio. Jednak nie o owe zależności w tej chwili chodzi, a o przyjrzenie się po kolei tym kategoriom pod kątem stereo i multichannel.
Zacznijmy od "twardych" danych. Jak podają firmy monitorujące rynek, rok 2004 był dla elektroniki katastrofalny. W Europie (i na razie skupmy się na tym skrawku Ziemi) odnotowano, w sprzedaży urządzeń zaliczanych do tzw. "home entertainment", spadek o ponad 30%. To bardzo dużo, szczególnie jeśli się zważy, że i rok 2003 do najlepszych nie należał. To jednak nie musi być niespodzianką. Prawdziwie interesującą wiadomością jest jednak to, że największy spadek zanotowało... kino domowe - grubo ponad 30%. Wzrost zaobserwowano w dziedzinie wyświetlaczy plazmowych i LCD oraz... urządzeń i kolumn stereofonicznych. Co się stało? Najprawdopodobniej, pomimo stale zwiększającej się sprzedaży w kategoriach ilościowych, wciąż spada jej wartość. A same zyski lecą na łeb. Erozja cenowa doprowadziła do sytuacji, w której ceny są tak niskie, że marże stają się niewystarczające. Jakby nie było - walka o klienta w hipermarketach - bo głównie o nich mowa - odbywa się na poziomie cen i nie ma żadnego znaczenia, czy dane urządzenie jest lepsze czy gorsze - sprzedane zostanie tańsze. Marże na takim poziomie są w stanie zaakceptować wyłącznie duże hipermarkety "nie-dla-kretynów", gdzie sprzedaż idzie w setki sztuk tygodniowo. Informacje sprzedawców zdają jednocześnie potwierdzać zanik sprzedaży klasycznego stereo - ale w tym przypadku chodzi przede wszystkim o tzw. urządzenia "no name" i o najtańsze urządzenia nawet renomowanych firm.
Nieco inaczej rzecz się ma w salonach audio. W Polsce wciąż w podstawowych sektorach cenowych najlepiej sprzedaje się kino domowe. Ale nie wszędzie. Tam, gdzie nikt nie pyta o stereo, widać skutki szybkiego i pochopnego przebranżowienia się salonów wcześniej "stereofonicznych" na "kinowe". Wiążąca się z tym zmiana podejścia do klienta, nastawiona na bardziej masowego odbiorcę, skutecznie wyeliminowała próby prezentacji urządzeń dwukanałowych. O tym, czy salony są w stanie konkurować z hipermarketami o klienta masowego, nie trzeba chyba pisać rozprawki, nic więc dziwnego, że zostały one zepchnięte do kąta. Inaczej rzecz ma się tam, gdzie dla obydwu elementów znaleziono jakiś balans. Jeszcze nie w tej chwili, jednak tuż za rogiem jest fala, którą obserwuje się już w Wielkiej Brytanii - fala zepchnięcia kina do dużych sklepów i skupienie się specjalistycznych salonów na dwóch kanałach. Od dłuższego czasu słychać tam bowiem głosy o wzroście zainteresowania stereo, głównie ze średnich i wyższych półek cenowych. Myślę, że trzeba się wsłuchiwać w głosy ze sklepów, bo kto, jak nie sprzedawcy wiedzą najlepiej, czego szukają klienci?

FIRMY

Warto przywołać kilka firm, z Marantzem na czele. Kiedy dwa lata temu szefowa działu PR powiedziała dziennikarzom, że firma zamierza wprowadzić do sprzedaży kilka nowych, drogich urządzeń stereofonicznych, pokiwano głowami i zapomniano. I proszę - obecnie flagowe urządzenia tej firmy są dwukanałowe. Niemal wszystkie najlepsze odtwarzacze (CD/SACD) również mają tylko dwa wyjścia na tylnej ściance. Kropkę nad "i" Marantz postawił jednak, kiedy zaproponował swoim klientom gramofon. Takie zachowanie może wynikać z kilku przesłanek. Jedną z nich jest potrzeba podziału ról w holdingu D&M, gdzie Marantz miałby zająć się przede wszystkim rynkiem stereo, a Denon kinem domowym. I po części jest to widoczne w katalogach firm. Trzeba jednak pamiętać, iż akcjonariusze domagają się zysków, a nie ideologii i jeżeliby nie dało się zarobić na stereo, wówczas nikt by o nim nawet nie pisnął. A zarobić można tylko wtedy, kiedy są klienci. Argument o podziale ról upadł jednak w momencie, kiedy Denon zaprezentował światu swoje najnowsze dzieło - kosztowny system składający się z odtwarzacza SCAD/CD (dwukanałowego) oraz stereofonicznego wzmacniacza. Jego pierwsza wersja znana była na rynku japońskim od roku, jednak dopiero wprowadzenie czegoś do ogólnoświatowej dystrybucji czyni z produktu pozycję katalogową. Zapewne, wkrótce pojawi się cała linia stereo. Inną firmą, która wbrew tendencjom rynkowym zanotowała w ostatnim roku kilkunastoprocentowy zysk, był brytyjski Cyrus. Kiedy spojrzymy na jego ofertę, to okaże się, że owszem, ma w ofercie urządzenia kina domowego, jednak jest to tylko dopełnienie oferty, a nie jej trzon. W zachowaniu innych firm brytyjskich jeszcze w zeszłym roku widać było dużą dozę niepewności, jednak po ogłoszeniu danych o których wspominałem, nawet w największych (np. w KEF-ie) w popłochu rzucono się na nieco marginalizowane linie "audiofilskie" i przede wszystkim dwukanałowe.

PISMA

Ten sektor rynku, ze zrozumiałych powodów, jest mi najbliższy. Podczas przygotowywania artykułu o światowej prasie audio, w pewnym momencie dała się zauważyć pewna prawidłowość: magazyny, niezależnie z jakiego kraju pochodziły, z każdym następnym numerem więcej miejsca poświęcały stereo. Rynkiem, który w dużym stopniu poprzedza to, co się dzieje u nas, jest Wielka Brytania. Na rynku brytyjskich pism wyraźnie widoczna jest pewnego rodzaju "specjalizacja". Pismem o szerokim polu zainteresowań - od MP3 po hi-end - jest "What Hi Fi?". Pismo skierowane do szerokiej rzeszy czytelników, w związku z czym testy są krótkie, dość pobieżne i chodzi głównie o pokazanie nowości rynkowych. Najpoważniejszym pismem jest z kolei "Hi Fi News" (członek EISA w panelu Audio). Otóż rok temu zdecydowano się na ciekawy eksperyment i raz na kwartał dodawano do pisma bezpłatny dodatek "AV Tech", prowadzony przez Artura Millera - znakomitego inżyniera. I co? Okazało się, że o kinie domowym, nawet na tak wysokim poziomie, nikt czytać nie chce i od numeru lutowego (2005) dodatek ukazuje się jako wszywka, a nie osobny magazyn, a i w tej formie jego przyszłość stoi pod znakiem zapytania. Drugim lubianym angielskim pismem jest "Hi Fi Choice". Pismo, które przez jakiś czas flirtowało z kinem, od kilku numerów poświęca się wyłącznie stereo. I wreszcie, najciekawsze pismo brytyjskie - "Hi Fi Plus" (polecam) poświęcone jest niemal wyłącznie stereo. I tak można by wyliczać, od włoskiego "Suono" do niemieckiego "Stereo" - wszyscy zwrócili się w stronę stereo. Prasa światowa (nie wspomniałem o najbardziej popularnych pismach jak amerykańskie "Stereophile" i "The Absolute Sound", ale o tym za chwilę) jest zazwyczaj odbiciem rynkowych tendencji: pisze o tym o czym chcą czytać kupujący ją ludzie i o tym, co chcą pokazać firmy. Pod tym względem stanowi więc niezły punkt orientacyjny. Proponowana przeze mnie analiza ma na celu tyko krótki opis, nie będę więc poddawał analizie poszczególnych rynków. Wydaje się jednak, że czytelnicy pism zajmujących się sprzętem albo chcą szybkich i krótkich informacji, bez wgłębiania się w materię rzeczy (jak "What Hi Fi"), albo dokładnych opisów sprzętu stereo. A co się stało z kinomaniakami? Być może, przynajmniej w Europie, ludzie pragnący kina, nie byli na tę sferę zorientowani "hobbystycznie", a raczej konsumpcyjnie. Fakt ten zdają się potwierdzać rozmowy ze sprzedawcami hipermarketów, którzy o prasie audio najczęściej w ogóle nie słyszeli, a już na pewno nie od swoich klientów.

PRZYSZŁOŚĆ (JAKŻE NIEPEWNA)

O tym, co być może czeka Europę w niedalekiej przyszłości, można się dowiedzieć obserwując rynek amerykański. Oczywiście, nie do końca tamtejsze zwyczaje przenoszą się później gdzie indziej, ale główne zmiany są niemal zawsze pewne. Audiofilskie pisma zza Wielkiej Wody zajmują się wyłącznie audio, niemal wyłącznie w wydaniu dwukanałowym, jednak największe pisma należą do branży... instalacyjnej. Instalacje opierają się zaś na układach multi-room, serwerach, kompletnych systemach. Na ostatniej wystawie CEDIA przybyło kilkadziesiąt tysięcy... wystawców. Istnieje również kilkanaście pism, w Polsce zupełnie nieznanych, których nakłady (każdego z osobna) znacznie przekraczają nakłady pism audiofilskich. Kino domowe zostało więc nieco zepchnięte z głównej ścieżki i nastąpiła jego inkorporacja do "pionu" instalacyjnego. I znowu - specjalizacja, która w Stanach widoczna jest najlepiej, jest chyba przyszłością. I co bardzo ciekawe, na placu boju pozostało stereo i instalacje, a kino domowe nie stanowi już celu samego w sobie, a tylko część większej układanki.

Wojciech Pacuła

WIĘKSZA UKŁADANKA Z BARDZO TWARDYCH FAKTÓW

Jakiś czas temu - około dwa lata temu - prowadziłem na łamach "Audio" ożywioną wymianę opinii z Panem Jackiem Tomaszewskim, który objawił się - jako Czytelnik "Audio" - bardzo zainteresowany techniką wielokanałową, niekoniecznie związaną tylko z kinem domowym, bowiem wnoszącą również nową jakość do sposobu odtwarzania muzyki, na co Pan Jacek zwrócił szczególną uwagę. Akurat ten wątek w artykule Wojtka Pacuły został pominięty, ale w tym momencie nie ma to większego znaczenia. Przypominam tamtą polemikę przede wszystkim dlatego, że wówczas, wobec jednoznacznej, wręcz radykalnej postawy Pana Jacka, który stereo chciał odesłać na śmietnik historii audio, a w najlepszym razie do muzeum, stanąłem w obronie transmisji dwukanałowej. Nie zachłysnąłem się więc ani "multichanellem", ani kinem domowym, co można też sprawdzić w wielu komentarzach, jakie czyniłem przy okazji testów - dobry przykład był niedawno, miesiąc temu - test wielokanałowego systemu głośnikowego Mission Elegance i dodatek "Audio po męsku i po babsku". Wspominam to wszystko po to, aby się uwiarygodnić w sytuacji, w której w odbiorze wielu Czytelników stanę po drugiej stronie barykady. Chociaż nie jest moją intencją ani namawianie do kina domowego, ani tym bardziej atakowanie stereo, to jednak moja natura jest z jednej strony dwukanałowa, tak jak Wojtka, a z drugiej... nie, wcale nie kinowa, ale po prostu polemiczna. Łatwo mnie sprowokować brakiem precyzji, tym bardziej, gdy deklaruje się, że to nie własne upodobania, ale tylko "twarde fakty" mają być jedynymi argumentami. Spokojnie, a nawet z satysfakcją przeczytałbym generalnie subiektywną rozprawkę o wyższości stereo nad kinem, wzmacnianą kilkoma obiektywnymi faktami. Ale ponieważ "twarde fakty" zostały dobrane dość dowolnie, więc niejako wbrew własnym przekonaniom muszę dodać kilka innych, przemilczanych. Na rynku niemieckim, spośród pism o długim stażu (na pewno każde z nich liczy sobie ponad dwadzieścia lat), mających bez wątpienia audiofilskie, stereofoniczne korzenie, co widać wyraźnie po ich tytułach, największy nakład mają trzy - "Audio", "Stereo" i "Stereoplay". Znacznie młodsze jest "Heimkino", jego tytuł mówi sam za siebie. Innych tytułów, które zajmują się przede wszystkim kinem domowymi i wideo, wymieniać nie będę, a jest ich sporo. Wymieniłem "Heimkino", bowiem należy ono do panelu Kino Domowe w Stowarzyszeniu EISA, o którym Wojtek napomknął. "Stereo" należy do panelu Audio, natomiast nasze polskie "Audio" należy jednocześnie do paneli Audio i Kino Domowe, co oczywiście ma związek z tym, o czym na naszych łamach piszemy. Ale wracając do czterech wymienionych pism niemieckich, o kinie domowym nie pisze się tam... tylko w jednym z nich, w wymienionym przez Wojtka "Stereo". Mój kolega przemilczał więc tytuły wszystkich pism, w których kino domowe jest obecne. Dobrał twarde fakty (a w zasadzie tylko jeden, pod tytułem "Stereo"), bo fakty pod pozostałymi tytułami były widocznie nie dość twarde... Ale już bez złośliwości. Sam nie deklaruję, że przedstawię wszystkie fakty, nie dlatego, że zamierzam je dobierać, ale dlatego, że na pewno wszystkich nie znam. Nie zna i Wojtek. A oto następny. Największe czeskie pismo (też członek EISA), "Stereo i Video", też sprzeniewierzając się swojemu tytułowi, od połowy zeszłego roku ponoć w ogóle nie recenzuje klasycznego sprzętu stereofonicznego, poza zespołami głośnikowymi. Piszę "ponoć", bo nie sprawdzałem, ale usłyszałem to z ust redaktora naczelnego tego pisma. Z kolei redaktor naczelny wspominanego niemieckiego "Stereo" - które zajmuje się tylko stereo - znany jest w naszym gronie (redaktorzy naczelni pism EISA) jako przesympatyczny, kompetentny, ale w niechęci do kina domowego zatwardziały osobnik. To już opinie, nie fakty, ale jest coś, co rzuca ciekawe światło na przypadek "Stereo". Nie odmawiając temu pismu autentyczności, zwrócę tylko uwagę, że w przypadku niemieckiego przedstawicielstwa w EISA ma miejsce sytuacja szczególna. Dla większości krajów (tak jak w naszym przypadku) jest jeden przedstawiciel w obydwu panelach (ewentualnie traktowanych odrębnie właśnie na użytek kilku krajów, które mają różnych przedstawicieli w każdym). W sytuacji, gdy niemieckim przedstawicielem EISA w panelu "Kino Domowe" jest inne pismo, w dodatku od konkurencyjnego wydawcy, pismo "Stereo", będące przedstawicielem tylko w panelu Audio, w naturalny sposób skupia się na samym audio. Co było pierwsze, jajko czy kura, nie wiem. Ale inny sympatyczny "dinozaur" w EISA (nikt się za to określenie nie obraża), Steve Harris, redaktor naczelny brytyjskiego "Hi-Fi News", nie ukrywa, że jest dla niego wielkim znakiem zapytania, czy jego pismo, poświęcone samemu Hi-Fi, uda się utrzymać na powierzchni, czy nie powinien dokonywać zmian, eksperymentować. I o jednym z takich eksperymentów Wojtek wspomina. Dla wielu redaktorów odpowiedź na pytanie, jaki profil pisma jest obecnie najlepszy ze względu na sytuację rynkową, zarówno pod względem czytelników, jak i reklam (przy szczerej wymianie poglądów nie ma sensu tego ukrywać), jest zupełnie jasna. Na pewno nie jest to pismo o samym stereo. Ale problem w tym, że nie jest tym samym zakładać nowe pismo, co zmieniać dotychczas funkcjonujące. Nowy tytuł to czysta karta do zapisania, ma wolną drogę, wszystko zależy od nowego pomysłu, ludzi, ale i... fury pieniędzy. Stary tytuł to już pozycja rynku, określony dorobek, grono mniej lub bardziej wiernych Czytelników. Ale aby zyskać więcej niż stracić, z każdą zmianą trzeba ostrożnie. Dlatego to, jak pismo w danym momencie wygląda, nie jest prostym odzwierciedleniem tego, jak swoje pismo marzeń wyobrażaliby sobie sami redaktorzy i wydawcy. Splatają się różne czynniki. Właśnie dotychczasowa pozycja i kształt pisma, oczekiwania dotychczasowych Czytelników, przewidywane zainteresowanie wśród nowych, bieżące warunki współpracy z dystrybutorami (to oczywiście eufemizm, za którym kryje się wiele "bardzo twardych faktów"), panorama pism konkurencyjnych, bardziej dalekosiężne prognozy co do zmian na rynku, zdolności zespołu do pisania o tym, a nie o czym innym, osobiste upodobania redaktorów...
Wracając do podstawowego zagadnienia - stereo, kino domowe czy instalacje - jak najbardziej podzielam zarówno oczekiwania, jak i ewentualną satysfakcję z faktu, że stereo wcale nie sczeźnie, że przetrwa. Nie podzielam tylko hurraoptymizmu, że się odrodzi do znaczenia, jakie miało kiedyś. A skoro się nie odrodzi, to nie ma co marzyć o znaczącym nakładzie pism poświęconych tylko stereo, o dużej liczbie wyspecjalizowanych salonów ze sprzętem tylko stereo, o powstawaniu nowych firm produkujących sprzęt tylko stereo. Sukcesem będzie, i pewnie tak się stanie, jeżeli stereo utrzyma się na dotychczasowym poziomie. Warto na spokojnie wyważyć między katastroficznymi dla stereo prognozami, jakich nie brakowało, a życzeniowym myśleniem, aby stereo jednak "zwyciężyło". Stereo ani nie zwycięży, ani nie upadnie, bo nie toczy się tu żadna walka na śmierć i życie. Walka toczy się między producentami, a nie pomiędzy produktami. Dobre stereo zajmie swoją pozycję, obszar mniejszy niż dawniej, ale nie ma też powodu, aby zniknęło z powierzchni Ziemi. Nie jest bowiem wcale przeżytkiem, ale i nie jest już obiektem tak masowej namiętności, jak kilkadziesiąt lat temu. Muzyka w domu jest jedną z wielu rzeczy, które chcemy mieć, a tylko nieliczni z nas (właśnie my, audiofile), przykładamy do jej jakości wielką wagę. Ponieważ jednak prawdopodobnie trend spadkowy w stereo został zatrzymany, stąd też i pojawiające się nadzieje, że teraz będziemy się "odbijać". Wydaje mi się, że nie będziemy, chociaż do pewnego stopnia zależy to właśnie od nas... Ale ponownie - tylko do pewnego stopnia. Dlatego piszemy o stereo wciąż sporo, zawsze podkreślając, że to najlepsza droga do uzyskania dobrego dźwięku. O kinie domowym piszemy ze znacznie mniejszym entuzjazmem, bardziej na zamówienie rynku, a nie z wewnętrznej potrzeby i pasji. Pasja dawniej uczyniła nas audiofilami, a z czasem niektórych z nas redaktorami...
Przykład Marantza, a zwłaszcza nowego gramofonu analogowego tej firmy, to fakt. I tylko fakt. Skoro tak szacowna i mądra firma, z pewnością nie zamierzająca wyrzucać pieniędzy w błoto, proponuje nowe urządzenia stereofoniczne, to znaczy że widzi na nie popyt. I ani nic więcej, ani nic mniej. Rynek stereo wciąż istnieje, skoro działają na nim różni inni producenci, to może działać i Marantz - zwłaszcza Marantz, który ma w tej dziedzinie ogromne doświadczenie i renomę. Chyba nikt wcześniej nie ogłosił, że firma Marantz nie będzie już produkować urządzeń stereofonicznych. Ale owszem, sam się cieszę, że nie sprawdzają się najczarniejsze scenariusze. Rozumiem tytuł artykułu Wojtka, który jednak ujawnia syndrom "oblężonej twierdzy". Doprawdy, nikt jej nie oblega. Bo i po co? Kino domowe w wielkiej mierze wypromowali "duzi" producenci sprzętu w obliczu już wcześniej zaznaczającego się spadku zainteresowania "zwykłym" stereo. Walcząc z o klienta choćby z firmami komputerowymi, kilkanaście lat temu wymyślono "wielki skok" w nową erę wielokanałowego audio-wideo, gdzie audiofilskimi podpórkami miały być nowe formaty, aby "uciec do przodu". Każda moda się kończy, a u potencjalnych klientów pozostają naturalne potrzeby, na które będzie się odpowiadać nowymi pomysłami, co dalej będzie je podsycać... aż do przesytu i wtedy od nowa. Na pewno sama muzyka, jako taka, powstała na tyle dawno, że podejrzenie o jej komercyjne pochodzenie możemy oddalić. W takim razie muzyka przetrwa, a więc i urządzenia ją transmitujące będą się rozwijać. Kino też ma starożytne korzenie... w teatrze, więc nie potępiajmy go w czambuł i nie traktujmy jak kukułczego jaja. Ale sami producenci, którzy zdecydowali o takim rozwoju rynku audio-wideo, wcale nie zamierzają w nieskończoność namawiać nas na kino domowe. Dzisiaj namawiają nas na cyfrowe aparaty fotograficzne, telefony komórkowe, wkraczają na rynek komputerowy, którego sami się obawiali, wymyślając kino domowe. Instalacje to kolejny etap w rozwoju rozumianym bardzo ogólnie - nie jest to rozwój konieczny dla naszego szczęścia, ale nieuchronny proces wymyślania nowych produktów, które znajdą nabywców... Niezmienne pozostaną tylko podstawowe pojęcia - takie jak audio. Rzecz dotyczy dźwięku. W stereo, kinie domowym, instalacji, przenośnym odtwarzaczu MP3. To wszystko są elementy większej układanki, włącznie z nami samymi...
A w ogóle, to się prawie ze wszystkim w artykule Wojtka zgadzam. Tylko że jak mnie coś wzruszy...

Andrzej Kisiel

TWARDE I "MIĘKKIE" FAKTY

Powyższy tekst mojego "naczelnika" pokazał kilka rzeczy. Trzeba zwrócić przede wszystkim uwagę na znaczące odwrócenie kolejności wywodu - od pism do, już nieco bardziej enigmatycznie zarysowanego "rynku". Myślę, że to raczej nieuprawniona operacja, gdyż, niezależnie od tego, jak cenimy naszą prasę, pełni ona rolę służebną w stosunku do rynku, kształtowanego przede wszystkim przez firmy produkujące sprzęt. Ale - odłóżmy to na bok. Najważniejszy problem i miejsce w którym rozbiegają się nieco nasze opinie na temat interpretacji faktów to punkty odniesienia dla analizy. Dla Andrzeja, jest nim rynek niemiecki, zaś dla mnie anglosaski (również np. "Australian Hi-Fi", "służebny" wobec prasy angielskiej), w tym przede wszystkim Wielka Brytania i USA. Warto przy tym powiedzieć, że w Anglię jak w obraz wpatrzone są np. Włochy, więc i tamtejsze "Suono" czy "Audio" należą do tej grupy. Trzeba by więc prześledzić, jakimi drogami i według jakiego modelu trafiają do nas wzory. To jednak rzecz na osobny artykuł.
Zostawmy więc ten wątek na kiedy indziej. Interesujące jest jednakże coś innego, co Andrzej mimochodem "zahaczył", a mianowicie przekształcanie się prasy w ogóle. To, co obserwujemy, w jakiś sposób dobrze wyraził przywoływany przypadek "Stereo i Video", ale również i "Hi-Fi News". Chodzi mianowicie o polaryzację i specjalizację prasy. Ogólną tendencją jest bowiem specjalizacja w jednym z zagadnień - albo stereo, albo kina domowego. "Eksperyment", chyba nieudany, "Hi-Fi News" pokazuje, że hybrydy nie do końca są tym, na co czekają czytelnicy. Wszystkie największe pisma, jakie znam, pomijam przy tym rynek niemiecki, bo tutaj naczelny zapewne może powiedzieć coś więcej (chociaż trzeba wskazać na cassus "Image HiFi" - pisma nieco podobnego do angielskiego "Hi-Fi Plus"), są ukierunkowane wyłącznie na jedno z zagadnień. Problem Mr Harrisa, być może polega nie na tym, że nie ma czytelników zainteresowanych czystym stereo, ale na konkurencji, która w postaci "Hi-Fi Plus" chociażby w krótkim czasie mu wyrosła. A i "Hi-Fi Choice", po krótkim "odchyle" od pionu powróciło do dwóch kanałów i zapewne i ono odebrało część czytelników. Tak więc słowo-klucz to - 'specjalizacja'.
Z "oblężonej twierdzy" widać jeszcze inny trend. Część dawnych "stereofili" zostało odebranych przez komputery, gry i inne nowoczesne "zabawki". Tak więc, czytelników jest mniej. Dotyczy to jednak branży "-filskiej" jako całości. Nie wiem, czy są oni do odzyskania. Obserwując dziedzinę gier komputerowych, można jednak przypuszczać, że tylko silne utożsamienie się czytelników ze "swoim" pismem pozwoli na to, aby prasa "testująca" cokolwiek istniała jeszcze przez dłuższy czas. Do tego jednak, tak mi się przynajmniej wydaje, potrzebne jest jasne określenie się pisma - hybrydy, wbrew pozorom, rzadko kiedy dorównują "czystej krwi" rumakom.
A może, trzeba iść tropem brytyjskiego "What Hi-Fi" i niemieckiego "Audio", które zbliżają się swoim profilem do "gadżeciarskiej" prasy spod znaku "T3" - mnóstwo krótkich testów najświeższych urządzeń i nowinek? Może to właśnie jest furtka do przetrwania? Zapewne w nie tak znowu odległej przyszłości się o tym przekonamy.

Wojciech Pacuła

BRYTYJSKIE MIRAŻE

Jestem rozczarowany nie tyle różnicą zdań, co tym, że Kolega mnie nie zrozumiał. Teraz podstawowy problem widzę w tym, że Wojtek nie przyjął do wiadomości powodu i celu mojej polemiki, przedstawionych przecież jasno we wstępie, i przegapił chyba również ostatnie zdanie, które nie było wcale czczą kurtuazyją, tylko miało istotne znaczenie. To wynika właśnie z owego syndromu oblężonej twierdzy, który wywołuje taki sposób myślenia, że jak ktoś nie z nami, to przeciwko nam, a jak nie zgadza się z jakimś stwierdzeniem, lub choćby chce uzupełnić fakty, to znaczy że nie zgadza się w ogóle, i niech się teraz zmaga na całej linii. A ja nie widzę powodu, aby się sprzeczać na temat sytuacji rynkowej, bo wcale nie mam zastrzeżeń do sposobu, w jaki Wojtek nakreślił rolę salonów, supermarketów, itd. Żadnej kolejności wywodu więc nie odwracałem, bo w ogóle nie podjąłem się dowodzenia, że obserwacje Wojtka są błędne. Zwróciłem uwagę na nieścisłości w prezentowaniu prasy światowej i rozwinąłem ten temat. A ponieważ nieścisłości te dotyczyły zwłaszcza prasy niemieckiej, więc w naturalny sposób przedstawiłem ten temat nieco dokładniej, co z kolei spotkało się z ripostą, że rynek niemiecki jest dla mnie jakoby najważniejszym punktem odniesienia. Gdzie to napisałem? Nawet jeżeli tak jest, to nie ma to nic wspólnego z tematem, którym się tymczasem zająłem - a wskazałem tylko na inny, niż sugerowany przez Wojtka, obraz sytuacji wśród największych niemieckich pism. Ale co do meritum, to rzeczywiście jest subtelna, ale zauważalna różnica między naszymi poglądami. Po pierwsze, powtórzę, czym innym jest określanie zawartości nowego pisma, czym innym jego przeorientowywanie. "Eksperyment" HFN nie oznacza, jak myśli Wojtek, że pisma specjalistyczne są ogólnie rzecz biorąc lepsze od hybrydowych, ale że pismu, które przez tak wiele lat było ściśle wyspecjalizowane, bardzo trudno jest rozszerzyć profil - oczywiście ze względu na przyzwyczajenia dotychczasowych Czytelników, i ze względu na konkurencję, które w "hybrydowości" są już wyćwiczone. Starałem się to wyrazić dość jasno. Zajmuję tym samym stanowisko neutralne - ani nie twierdzę, że najlepsze są generalnie pisma wyspecjalizowane, ani że generalnie hybrydowe czy wręcz "multiformatowe". Wszystkie pisma "z otwartą głową", w tych czasach obserwują, eksperymentują, lawirują, czasami wpadają na mielizny. Prostej recepty nie ma. Zmiany tu i tam mogą wynikać zarówno z wycofywania się z nieudanych prób, jak i być następnym ruchem dostosowującym do nieustannych zmian na rynku. A co do tak wielce inspirującej roli pism brytyjskich... Wszyscy (audiofile) je szanujemy, ale nie traktujmy jak wyroczni, ani tym bardziej jako gwarantowanego sposobu na sukces. Wojciechu, gdyśmy mieli taki nakład, jak nasz ulubiony "Hi-Fi News", byłoby z nami tak krucho, jak z naszą konkurencją... A nie jest. Czy wiesz, dlaczego? Bo nie spoczywamy na audiofilskich laurach. Bo hasło "prasa specjalistyczna" nie oznacza dzisiaj tego samego, co dziesięć lat temu. Dla wielkich koncernów twardogłowa prasa specjalistyczna, również brytyjska, przestała być obiektem adoracji już kilka lat temu. Można powiedzieć: Mamy to gdzieś. Ale jak sam wskazujesz, chcesz brać pod uwagę wszystkie twarde fakty. Więc je poznaj. Występowanie w roli eksperta zobowiązuje. A to ty dałeś hasło "twardych faktów".

Andrzej Kisiel

KTO SIĘ BOI I CZEGO?

Już, już miałem zasiąść do walki (redaktorzy walczą na siedząco), uderzyć słowem za słowo i zdaniem za zdanie. Cięte repliki na każde pojedyncze sformułowanie same się pchały pod palce i już... Na szczęście zachorowałem, w wyniku czego miałem trochę więcej czasu na przemyślenia. Najważniejsze wydaje mi się, że trzeba zrekapitulować tę krótką wymianę zdań. W oryginalnym tekście o stereo chciałem zwrócić uwagę na kilka tendencji (fakty mające jakąś wspólną cechę, nagromadzone w większej niż "zastana" ilości nazywane są tendencją) w światowej branży audio-wideo, od firm produkujących sprzęt, po prasę. Jak wynikało z tego tekstu, można zauważyć lekki zwrot firm i części prasy w kierunku stereo. Nigdzie nie sugerowałem, że jest to jakiś przełom, ani tym bardziej fala powrotna, a tylko, że widać coś, co idzie trochę pod prąd powszechnemu przekonaniu o śmierci dwóch kanałów. O tym, aby stereo wróciło na dawną pozycję mowy jednak nie ma i chyba z tekstu nic takiego nie wynikało.
Tutaj jednak Andrzej, poza kilkoma ruchami, mającymi sugerować jakąś działalność, generalnie zdawał się ze mną zgadzać. Problem pojawił się w związku z prasą. Na kilku przykładach pokazałem, iż pisma się polaryzują i specjalizują. Replika Andrzeja, mówiąca, że chodzi raczej o przyzwyczajenia klientów, którzy niechętnie widzą nowinki w swoich ulubionych pismach po części tezę o specjalizacji potwierdza. Rozumiem oczywiście, że chodziło o zrównoważenie wpływu rynku na zachowanie prasy i przeciwstawienie temu czytelników, jednak - specjalizacja pozostaje faktem. I w ten sposób dochodzimy do chyba najistotniejszej dla całej dyskusji kwestii: przyszłego kształtu "Audio" i jego postrzegania przez Andrzeja. I to jest chyba główny powód mocnej redakcji Naczelnego i powód - żeby pozostać w przywołanym przez niego psychologicznym żargonie - przeniesienia swojej postawy na inne wypowiedzi, w tym wypadku moją. Z tych kilku tekstów wyłania się bowiem twierdza, nawet może i oblężona, tyle że w postaci Andrzejowej wizji "Audio". I trzeba powiedzieć, że w pewnym sensie dialog musi się skończyć, ponieważ przyszłość prowadzonego przez siebie pisma jest ogromną odpowiedzialnością i nie zazdroszczę jej nikomu, a Andrzejowi, ponieważ jego "walkę" o pismo mam in statu nascendi, tym bardziej. Ostatecznie od tych wyborów będzie zależało, czy za kilka lat będę miał pracę.
Próba przewidzenia kształtu pism specjalistycznych w przyszłości jest podobna do gry w ruletkę - wszystko może się zdarzyć. Spróbujmy jednak, na podstawie kilku informacji z mojego pierwszego tekstu, pokusić się o jakąś projekcję. Przede wszystkim - i to jest ważne - duże koncerny skoncentrowały się na innych dziedzinach tzw. "enterteinment", w tym na kinie domowym. W dużej części zrezygnowały przy tym z prezentacji swoich pomysłów, idei za nimi stojących itp. technicznie ukierunkowanemu czytelnikowi. Myślę, że to błąd - spory błąd. W "Poradniku dla super-PR-owca Super-firmy", niestety nie pamiętam na której stronie, grubym drukiem stoi napisane, że pisma specjalistyczne są jedynym "kanałem" informacyjnym dla prezentowania nowych technologii i "wprowadzania" ich w obieg. Wiedza ta, przefiltrowana przez poszczególnych czytelników, trafia następnie do ludzi, których to nie interesuje, a którzy zdają się często na wiedzę i znajomość rzeczy ludzi, którzy prasę czytają - sprzedawców i znajomych. Istnieje tu bowiem syndrom "znajomego-który-się-na-tym-zna". Każdy ma w swoim otoczeniu kilku specjalistów, do których w razie potrzeby dzwoni - a to od samochodu, komputera, a nawet od rynny. W audio-wideo rzecz działa dokładnie w ten sam sposób. Bez prezentacji specyficznych dla danego producenta technologii, wszystkie znaczki, opisy itp. tracą jakąkolwiek wartość i stają się zbiorem bełkotliwych formułek, "pustych" komunikatów o zerowej treści. Myślę, że ktoś ten problem, przynajmniej w kilku firmach dostrzegł, ponieważ czytając instrukcje kilku nowych urządzeń, w tym np. Denona AVC-11XV natknąłem się na bardzo dokładne opisy poszczególnych bloków, z podaniem nazw scalaków użytych do dekodowania dźwięku i wizji. Rzecz, do niedawna nie do pomyślenia! Po rezygnacji z pism specjalistycznych, gdzieś te terminy, nazwy itp. trzeba najwyraźniej zaprezentować. Problem z tym "medium" (chodzi o instrukcje) jest jednak taki, że ich niemal nikt nie czyta.
Jednym z głównych zarzutów Andrzeja dotyczących "Hi-Fi News" był jego - domniemany - niski nakład oraz moje - domniemane - zapatrzenie w prasę brytyjską. Zostawmy więc dumny Albion i popatrzmy, co się dzieje za Oceanem (możemy bowiem na chwilę przyjąć, że nie z Anglii pochodzi "impuls" zmian w Europie). W Stanach Zjednoczonych istnieje kilkadziesiąt pism, z czego połowa to pisma dla branży instalacyjnej (już nawet nie dla zwykłych czytelników) o bardzo wysokim poziomie specjalizacji, zaś połowa to pisma audio i o kinie domowym. Najważniejszymi tytułami są "Stereophile" oraz "The Absolute Sound", mające razem ok. 120 000 nakładu (w Chinach wychodzi miejscowa wersja tego pierwszego). Co się w nich dzieje? Przede wszystkim obydwa oczyściły się z kina domowego i "wygenerowały" tytuły-córki, które by się tym zajęły, odpowiednio: "Home Theater" (wraz z cyklicznie ukazującym się tomem "AV Guide") oraz "The Perfect Vision". W obydwu podstawowych pismach widać próby zakorzenienia muzyki wielokanałowej, jednak w "Stereophile'u" oznacza to np. tylko cotrzymiesięczny artykuł Kalmana Rubinsona z cyklu "Music in the Round". I tyle. Podobnie jest i w "TAS". Przeskoczmy szybko do Japonii, ostoi stereo i co mamy? Mamy najbardziej znany na świecie kwartalnik o stereo pt. "Stereo Sound" o wysokim nakładzie i 600 stronicowej objętości. Ale... To samo wydawnictwo wydaje miesięcznik "Hi Vi", gdzie znajdują się wszelkie rzeczy związane z kinem domowym i wizją. Wracając do firm, trzeba więc powiedzieć, iż wydaje się, że prasa w rodzaju "Audio" polega na małych firmach. A małe firmy oznaczają jedno - specjalizację. Jeżeli nie, to trzeba się chyba nieco przeorientować i nastawić na szerszą "klientelę" i robić pismo w rodzaju "What Hi Fi".
Może to trochę przedwczesny wniosek, ale jakieś diagnozy trzeba stawiać, a później je dyskutować. Najgorszą rzeczą, jaka może nas spotkać, to teza, której nie da się ani obronić, ani obalić. A może jednak Andrzej ma rację i znajdzie "złoty środek"? Nie wiem. Mam nadzieję.

Wojciech Pacuła



© Copyright HIGH Fidelity 2004, Created by SLK Studio