ZOLLER IMPRESSION MODEL 1
"PRZYSTĘPNY" ZOLLER

Manfred Zoller jest niespokojnym duchem świata audio. Z zamiłowania muzyk, w roku 1973 rozpoczyna swoją karierę jako basista w zespole jazz-rockowym. Kiedy inni konstruktorzy przyznają się do wpływów "dostojnych" klasyków - Beethovena, baroku, ewentualnie, po wielu namysłach, Milesa Davisa, Zoller nie kryje swojego podziwu dla kunsztu Jimmiego Hendrixa. Pierwsze modele kolumn głośnikowych powstają w dwa lata później i - jak na owe czasy przystało - są to głośniki tubowe. Na tym jednak przygoda Niemca z audio się nie kończy, a zaczyna, bo w roku 1978 w Spreyer zakłada sklep ze sprzętem, pod nazwą "The Audible Difference". Prawdziwa "jazda" zaczyna się jednak w latach osiemdziesiątych.

Dotychczas Zoller znany był z wyrafinowanych, a więc drogich, bardzo drogich i obrzydliwie drogich konstrukcji. Jesteśmy jednak u początków XXI wieku, którego znakiem jest, póki co, kino domowe. Zaistniała więc paląca potrzeba opracowania nowych konstrukcji, które mogłyby pracować jako surroundy. A nie oszukujmy się, któż używa w tym miejscu czegoś drogiego. Dlatego też Zoller opracował Model 1 - zupełnie różny od pozostałych dokonań, który miał być w zamyśle takim "wypełniaczem" tyłu. Chyba jednak istnieje coś takiego jak "ręka" do tego, co się robi, bo Manfredowi udała się rzecz zupełnie niespotykana - skonstruował niedrogie - w swoim mniemaniu - kolumny, które znakomicie spisują się jako samodzielne zestawy, a co więcej - są przygotowane do współpracy z subwooferem. Tę ostatnią opcję dopiero będę ćwiczył, jednak Model 1 jest u mnie od kilku miesięcy i za jego pomocą (m.in.) przetestowałem dla "Audio" tunery, wzmacniacze zintegrowane (test wkrótce) i - jako punkt odniesienia - kilka kolumn. Myślę że nie wolno o nich mówić surroundy. Są na to za dobre.

SZYBCY I... PRECYZYJNI

Model 1 jest jednym z bardziej przejrzystych monitorów głośnikowych po tej stronie 10 000 złotych. I nie chodzi o prostacką ostrość i wywalanie wszystkiego na wierzch, jak to w niektórych kolumnach się zdarza, ale o prawdziwą przejrzystość, czyli dbałość o relacje dynamiczne, niuanse artykulacyjne itp.

Wszystko to o czym mówię było słyszalne przy płycie Ute Lemper Punishing Kiss. Ta niezwykła wokalistka, znana wcześniej głównie z repertuaru kabaretowego lat 30-tych i 40-tych, nagrała prawdziwie rockową płytę. Co więcej, za nagranie odpowiedzialni byli ludzie londyńskiej firmy Decca i - podobnie jak tyle razy przedtem - zrobili to doskonale. Kopułka, pomimo że chłodzona ferrofluidem, przekazuje masę szczegółów. Jest ponadto bardzo dobrze sklejona ze średnicą, która nie jest ani zimna, ani ciepła. Wychodzi na to, że letnia, czyli nijaka, prawda? No, niee. Nijaka jest wtedy, kiedy wzmacniacz jest nijaki, ciepła, kiedy ciepły jest wzmacniacz itd. Podłączając super przyjemnego Marantza PM7200 KI (klasa A) otrzymałem ciepły, plastyczny i wkręcający się gdzieś w ośrodki przyjemności w mózgu, dźwięk. Zamieniając go na Creeka 5320 SE, dostałem z kolei dźwięk sterylny, dokładny, precyzyjny i nieco bezosobowy. Co więcej, za każdym razem było słychać, że te wzmacniacze mają prawdziwą klasę, tyle że pochodzą z różnych estetycznie światów. Jedyny ślad łączenia był dostrzegalny nie w barwie, czyli braku lub nadmiaru czegoś, a w lekki uspokojeniu dynamiki gdzieś w okolicach 2 kHz. Nie jest to jednak duży feler, bo na przykład, fortepian rozpoczynający utwór The Case Continues był fenomenalny - pogłos, faktura itp. Wszystkie elementy, które składają się na piękno tego instrumentu, pokazane były bardzo dobrze. To tutaj po raz pierwszy wyszło jednak największe ograniczenie tych miniaturek - dół.

Nie da się ukryć, że owo obcięcie poniżej 80 Hz jest słyszalne. Po zmianie płyty, za każdym razem słyszałem owo osłabienie, jednak wraz z upływem czasu przestało mi to przeszkadzać, a zacząłem doceniać jego precyzję (głośnik nie musi pompować niskiego basu) i brak podbarwień. Ostatecznie jest to przecież maleńki głośniczek. Zresztą, bas potrafi nie raz zaskoczyć swoją potęgą, jak np. przy okazji płyty utworu Ubiquitous mr Lovergroove z płyty Into the Labyri nth Dead Can Dance (4AD), gdzie zabrzmiał dynamicznie i mocno. Oczywiście, nie było tej magii, jaką potrafią roztoczyć duże podłogówki, ale kompromis był niezły. Znowu dała o sobie znać nieprawdopodobna precyzja - instrumenty były dokładnie poustawiane w okręgu, a pomiędzy nimi, z długim pogłosem, głos Brendana. Nie miał on irytującej zazwyczaj nosowości (tak daje o sobie znać dociążenie średnicy i górnego basu). I tutaj dało się zauważyć uspokojenie przełomu góry i średnicy. Scena rozpoczyna się tam, gdzie podaje ją wzmacniacz, a nie odwrotnie - z Creekiem była dość daleko, podczas, kiedy z Marantzem i Roksanem Kandy - znacznie bliżej. Dość dobrze Zollery pokazują charakter źródeł. Z tranzystorowym Gryphonem Adaggio scena zaczynała się za kolumnami i czuć było powiew dynamiki, podczas gdy lampowe wyjście Audio Space DAC-1US rzucało dźwięk nieco na twarz. Niezależnie od tych zmian, góra zawsze była dokładna, a czasem również delikatna.

Zollery w żaden sposób nie zasługują na miano kolumn surround. Przynajmniej, jeżeli myślimy o tylnych kolumnach, jak o jakimś dodatku. Każda zmiana okablowania, źródła itp. Była natychmiast uwydatniana i gotowa do analizy. Zarówno odsłuchy i próby odtwarzaczy z upsamplingiem i bez niego ukazywane były w dobry i dokładny sposób. Jedyny problem sprawiają kiepsko nagrane płyty. I nie chodzi o to, że brzmią ostro, bo wydaje mi się, że najwyższa góra jest minimalnie uspokojona (może jest to ślad ferrofluidu?), ale o to, że od razu siada wówczas dynamika i wszystko robi się niestrawne. Przy wielościezkowych, mocno "obrobionych", acz inteligentnie wyprodukowanych nagraniach, jak np. płyta Missundaztood Pink (Arista) mikrodynamika była spłaszczona, jednak ogólny balans tonalny i subiektywna dynamika w skali makro były na bardzo wysokim poziomie. Co jakiś czas dawał się we znaki przycięty dół. Warto więc wypróbować subwoofer, albo poprosić kogoś o modyfikację zwrotnicy. A nuż będzie lepiej...

I można by tak bez końca wymieniać kolejne płyty i za każdym razem trzeba by powtórzyć to samo - precyzja, dokładność, lekkie wycofanie środka i nieco lekki, ale super-precyzyjny bas. Ta ostatnia cecha predestynuje Model 1 do użycia z dobrym subwooferem. Niedługo dostanę do testu KEF-a PSW4000 i dam znać, co z tego połączenia wyniknęło.

BUDOWA

Model 1 jest dwudrożną konstrukcją podstawkową, wentylowaną bas-refleksem. Pierwszą rzeczą, jaka rzuca się w oczy, to wykonana z litego drewna obudowa. Jak zapewnia Zoller, jest ona wykonywana przez włoskich stolarzy, wyspecjalizowanych w ekskluzywnych meblach. Frezowanie jej boków przypomina to, jakie znajdziemy w Sonus Faberach i chyba rzeczywiście konstrukcja ta wyszła spod ręki ludzi urodzonych pod słonecznym niebem Italii, bo jakość wykonania stoi na bardzo wysokim poziomie, Jedynym zgrzytem jest wyprowadzenie tunelu bas-refleksu, które jest zwykłą dziurą w tylnej ściance, w żaden sposób nie wyprofilowaną.

Jak mówiłem, Model 1 jest kolumną dwudrożną, dwugłośnikową. Zaimplementowano w niej dwa przetworniki pochodzące z włoskiej firmy ATD. Być może więc, model ten w całości wyszedł spod ręki włoskich mistrzów? Mogłyby o tym świadczyć właśnie przetworniki, dość niespotykane, jak na Zollera. Na górze pracuje bowiem jedwabna kopułka o średnicy 26,5 cm, chłodzona ferrofluidem, z podwójną komorą wytłumiającą. Widać, że była ona modyfikowana, ponieważ zaraz za półprzezroczystą kopułką umieszczono pasek z filcu. Front wykonany jest z odlewu.

Głośnik niskośredniotonowy ma średnicę 13 cm, a jego membranę wykonano z dość kiedyś popularnego tworzywa sztucznego o nazwie XP. Ma on charakterystyczną, przezroczystą strukturę. Kosz to wytłoczka z blachy. Obydwa głośniki umieszczono bardzo blisko siebie, tak że kosz większego głośnika nachodzi na przednią płytę kopułki. Zwrotnica jest całkiem ładna, z kondensatorami polipropylenowymi i optymalizowana jest pod względem czasu. Ponieważ prymarnym zadaniem Modelu 1 miała być praca w systemach wielokanałowych w charakterze surroundu, zainstalowano więc w zwrotnicy filtr gónoprzepustowy, z kolanem przy 80 Hz i nachyleniem 24 dB/okt. Dzięki temu ma on wytrzymać w impulsie moc 300W. Zaciski są podwójne, złocone. Niestety, ich nakrętki są dość małe i widły z większym "oczkiem" po prostu przez nie przelatują. Ponadto, zwory, jak to zwykle bywa, są dość liche. Od razu wymieniłem je więc na zwory XLO Signature.

Podsumowując, Zollery wyglądają bardzo atrakcyjnie, pomimo dość nietypowego umieszczenia głośnika wysokotonowego dość daleko od górnej krawędzi. Jedynym słabym punktem są zaciski głośnikowe, które są po prostu za małe.

Wojciech Pacuła

ZOLLER IMPRESSION MODEL 1

Dystrybutor: Dobre Brzmienie & CinematriX
Cena: 6000 zł

Kontakt:
audionet@hifi.pl
Tel. / Fax: (058) 300 43 28
gsm 601 642 692
www.audionet.hifi.pl   www.metropolis.hifi.pl

Sprzęt towarzyszący:
Wzmacniacze: NAD C375; Marantz PM 7200KI; Avantgarde Acoustic Model 5; Halcro dm38+dm10.
Odtwarzacze CD - Tascam CD-401; Gryphon Micado; dCS Delius+Verdi LaScala+Verona (CD/SACD).
Odtwarzacz DVD-A/SACD: Pioneer DV-565
Przewody: Eichmann eXpress 6 series 2, Argentum; Cardas Golden Reference
Stolik i podstawki: VAP
Platforma pod CD: Troks
Kondycjoner (odtwarzacze): Idhos 450

Dane (wg producenta):
Moc ciągła 70W
Moc w impulsie 150W
Impedancja znamionowa 8
Pasmo przenoszenia 80Hz - 22 kHz
Max SPL 108 dB
Wymiary (sz/wys/gł) 220/350/250 mm

© Copyright HIGH Fidelity 2004, Created by Studio LooK