HYDE PARK

CHILLOUT STUDIO

LUXMAN
LINN

WOJCIECH PACUŁA







Prezentacje w krakowskim salonie Chillout studio należą do normy. Można nawet powiedzieć, że są standardową ofertą tego sklepu. Użycie obydwu słów – ‘norma’ i ‘standard’ w stosunku do tego typu działań w salonach zajmujących się sprzedażą systemów audio-wideo są jednak dalekie od normy. To paradoks, ale w branży, w której najważniejsza jest edukacja, przyciąganie itp. czeka się na klienta, czeka się – prawdę mówiąc – na kogoś, kto przyjdzie i bez marudzenia, najlepiej bez odsłuchu, zakupi system i pójdzie sobie do domu. I dobrze by było, żeby więcej głowy nie zawracał, bo przecież nie ma na to czasu. A przecież audiofilizm, jak każde hobby, wymaga pokazania tego, co najlepsze, takiej obsługi, która sprawi, że poczujemy się dobrze obsłużeni i dopieszczeni. Ostatecznie wszystkie produkty, które wchodzą w orbitę naszych zainteresowań to tak naprawdę dobra luksusowe, niezależnie od tego czy to budżet czy hi-end i tak ich cena leży poza pojmowaniem przeciętnego człowieka. Podobnymi dobrami są drogie zegarki, jachty, markowe ciuchy itp. Zaletą naszej działalności jest to, że oprócz prestiżu jest w stanie zaoferować coś więcej – pasję, energię, przeżycia estetyczne. Ostatecznie dopiero muzyka grana z wysoką jakością stanowi możliwie wierne przybliżenie wizji artystycznej, jest dopełnieniem treści, jaką jest zapis nutowy i jego realizacja.

Ale do rzeczy: Chillout Studio to jedno z niewielu miejsc, które oferuje wszystkie wymienione wyżej rzeczy. Co więcej – pomimo młodego wieku i związanych z tym sporych wydatków, a dochodów wciąż nie takich, na jakie zasługuje, od razu postawił na pokazy, kontakt z potencjalnymi klientami, przyjaciółmi, hobbystami w nieco innym kontekście niż tylko finansowy. Od początku kibicowaliśmy im i staliśmy się chyba czymś w rodzaju „patrona medialnego”, chociaż nigdy *expressis verbis** nie zostało to wyartykułowane. Trzeba wiedzieć, że jesteśmy otwarci na każde tego typu propozycje, zamieścimy relację z każdego udanego pokazu, pod warunkiem jednak, że ich właściciele będą tym zainteresowani. Jeśli nie – nic na to nie poradzimy. Nie da się nie zauważyć, że tym razem relacja pojawia się nie w „regularnym” miejscu, a w dziale Hyde Park. Powód jest prosty: to nie były formalne prezentacje, a raczej pokazy rozłożone w dłuższym czasie. Wszystkie poprzednie imprezy organizowane przez chilloutowców miały charakter prezentacji, tj. był człowiek, który wszystko prowadził, zaproszenie było na konkretny dzień itp. I pomijając walor soniczny, bo ten sam w sobie nie zależy od sposobu prowadzenia pokazów, wydaje mi się, że to nie jest najlepsze, co można zrobić. Moim zdaniem, potrzebna jest do tego odpowiednia oprawa, co oznacza człowieka, który wie wszystko o danym sprzęcie, zna jego zalety i wady. Tylko wtedy jesteśmy w stanie poczuć coś w rodzaju spełnienia. Myślę, że nie tylko ja zauważyłem tę sprawę i następne spotkania w Chilloucie wrócą do formuły, która sprawdziła się wcześniej.




Tym razem kilka słów o dwóch systemach. Pierwszy składał się z urządzeń Luxmana - wzmacniacza zintegrowanego L-590A i odtwarzacza wieloformatowego DU-50 oraz kolumn Keith Harpii Acoustics. Byłem ciekaw jak to zagra, ponieważ chwilę wcześniej testowałem te urządzenia do „Audio” w towarzystwie Accuphase’a (E-450/DP-500), a Keithów nigdy nie słyszałem. Trzeba powiedzieć, że potwierdziło się wszystko to, co słyszałem w domu. Japońskie urządzenia grają nieco inaczej niż Accuphase – są bardziej otwarte, dynamiczne i prezentują genialnie zwarty, niski bas. Na chwilę zamieniliśmy urządzenia na NAD-a z serii Master i nie da się ukryć – a słyszało to kilkoro ludzi, nie związanych emocjonalnie z żadną z tych marek – że NAD w tym pomieszczeniu, z tymi kolumnami, z tym okablowaniem (Tara Labs i Legacy) zagrało znacznie gorzej niż Luxman. Jestem pewien, że nie chodzi nawet o samą elektronikę, a przynajmniej nie o wzmacniacz, który przecież testowałem i który tak nie gra (recenzja TUTAJ), jednak tak właśnie było. Zaletą systemu Luxmana, jak wspomniałem, była znakomita dynamika, otwartość i brak agresji. Te zalety udało się ukazać w dużej mierze dzięki kolumnom Harpii, jednak ich źródłem był odtwarzacz DU-50. Ponieważ słucham go od dłuższego czasu wiem, że to wyjątkowy player. Właściwie odtwarzacz wieloformatowy, został zbudowany z myślą o CD, a reszta formatów to dodatek – świetny, ale jednak służebny w stosunku do Compact Disc. Podobnie postępuje zresztą LINN, który niedawno zaprezentował odtwarzacz Akurate CD, o którym mówi, że to Compact Disc kompatybilny z SACD i DVD-Audio. To oczywiste nadużycie – co najwyżej można powiedzieć, że to urządzenia DVD/SACD kompatybilne z CD, ponieważ ten ostatni format jest odtwarzany przez wszystkie inne odtwarzacze, a nie na odwrót. Jest po prostu mniejszym zbiorem, zawartym w zbiorze DVD. Ale, nie w tym rzecz, bo ważne, jak urządzenie zostało pomyślane. Luxman jest oczywiście wieloformatowcem, tak też się o nim pisze, jednak wyraźnie postawiono na stereo i to z CD. I przyniosło to określone korzyści, m.in. znakomity dźwięk, niezależnie od formatu. Dużą rolę w stworzeniu tak dobrego przekazu grały kolumny. Keithy mają wysoką sprawność i nie są specjalnie trudnym obciążeniem dla wzmacniacza. A w tym przypadku było to szczególnie ważne, jako że Luxman to wzmacniacz pracujący w czystej klasie A i dostarczający jedynie 30 W/8 Ω. Rekompensuje to wzorcową wydajnością prądową – 60 W/4 Ω i 120 W/2 Ω, jednak fakt pozostaje faktem.



Drugi odsłuch dotyczył systemu LINN-a Generalnie był to najnowszy system Majik, nagrodzony tegoroczną EISĄ, jednak z przedwzmacniaczem z wyższej serii Akurate. Nie był to zwykły zestaw. Zazwyczaj słuchamy urządzeń w towarzystwie produktów innych firm. Szczytem synergii jest połączenie wzmacniacza i CD w obrębie tej samej linii. A jednak często urządzenia projektowane są w konkretnym systemie, obejmującym zarówno elektronikę, jak i kolumny, i okablowanie. Tak jest np. w przypadku Naima, McIntosha i właśnie LINN-a. Oczywiście – każdy z elementów może być wykorzystywany w innych konfiguracjach, jednak w firmowym systemie jest coś specjalnego. Umożliwia to zresztą głębszą integrację. Oto bowiem system tej szkockiej firmy można zamienić z pasywnego na w pełni aktywny. Wzmacniacz został mianowicie tak przygotowany, że można do niego wpiąć aktywną zwrotnicę i cztery dodatkowe końcówki (po dwie na kanał) i otrzymamy tri-amping z aktywną zwrotnicą.



A synergia da o sobie znać naprawdę szybko. LINN grał bowiem niesłychanie skupionym, uważnym dźwiękiem. Jego bas nie był najniższy, jednak w ramach przetwarzanego pasma miał bardzo dynamiczny, „ściśliwy”, że tak powiem, charakter. Zaletą odtwarzacza Majik jest to, że dekoduje płyty HDCD. W tym przypadku to ważne, ponieważ firma od początku, od swojego pierwszego cyfrowego urządzenia – CD12 Sondek – stawiała na ten format i dopracowała aplikację związanych z nim układów do perfekcji. Zresztą wszystkie płyty LINN Records, chociaż teraz niemal bez wyjątku SACD, mają warstwę nie CD, a właśnie HDCD – nagrywaną w osobnym torze. A jednak nie był to dźwięk w pełni satysfakcjonujący.



Słychać było, że system ma potężny potencjał, jednak dźwięk był – jak dla mnie – nieco zbyt mało angażujący. Nie pierwszy raz słyszałem LINN-a, zestawu słuchałem zresztą dość długo, jednak nie udało mi się dać porwać przez muzykę – wszystko było bardzo poprawnie, ale mało wciągające. Być może powodem był wycofany środek, albo coś innego, ale tak właśnie to odebrałem. Ponieważ jednak potencjał był wyczuwalny, system zamówiłem do oficjalnego testu (ukaże się w „Audio”) i w momencie, kiedy będą Państwo czytali te słowa, powinien być już u mnie zainstalowany, będę więc mógł zweryfikować te słowa. A możliwości jest sporo, ponieważ kolumny LINN-a wymagają dość specyficznego ustawienia blisko ściany tylnej, zaś poziomy poszczególnych sekcji – tonów wysokich, wyższego basu i basu – można regulować w końcówce.






© Copyright HIGH Fidelity 2007, Created by B