Wojciech Pacuła

Rzadko zdarza się, żeby nazwa firmy tak dobrze korespondowała z przedmiotem jej działalności. Winyl jest przecież „czystą przyjemnością”, pod warunkiem, że jest właściwie przygotowany. Tony Hickmott, właściciel firmy Pure Pleasure, zajmującej się reedycjami płyt winylowych, tak wita na firmowej stronie internetowej potencjalnych klientów: „Sferą działalności, którą zajmuje się Pure Pleasure Records jest wysokiej klasy muzyka jazzowa, bluesowa, R&B, soulowa i funk, remasterowana przez najlepszych inżynierów na świecie, wytłaczana na krążkach o wadze 180 g w prawdopodobnie najlepszych tłoczniach w Europie.” Mocne stwierdzenie, tym bardziej, że w audiofilskiej świadomości swoją obecność ugruntowały wcześniej takie “winylowe” firmy, jak Analogue Productions czy Cisco (ta ostatnia zresztą niedawno została zamknięta). Pure Pleasure bardzo szybko znalazła jednak swoje miejsce w czołówce – zarówno przez dobór materiału, jak i wyjątkowe zdolności ludzi zajmujących się remasterimgiem. W jej ofercie znajdziemy reedycje płyt takich wytwórni, jak: Candid Records (firma Charlesa Mingusa i Maxa Roacha), Capitol, Black Lion, CTI, Pacific Jazz, Epic, Columbia, Roulette, United Artists i wiele innych, niewielkich wytwórni. Wybór poszczególnych tytułów wyraźnie jest wyborem samego Tony’ego, a wśród jego priorytetów zdają się być: jakość muzyki, jakość dźwięku, a także chęć przywołania płyt mniej znanych. No bo ile razy można remasterować Blue Train Coltrane’a czy Somethin’ Else Cannonballa Adderlya? Wiem, wiem – można i sto razy, tylko to traci sens. Podobnie jak kolejna kopia Kind Of Blue czy Jazz In The Pawnshop - nawet najlepsza jest tylko kolejnym podejściem do tematu, podczas kiedy jest tyle nowych terenów do eksplorowania.

Kiedy więc dowiedziałem się, że Tony jest zainteresowany współpracą z „High Fidelity” ucieszyłem się niezmiernie. Raz, że otwierał się w ten sposób nowy kanał z wysokogatunkowym winylem, a tego nigdy za dużo :), to jeszcze – przede wszystkim – czytelnicy HF mają możliwość zapoznania się z najlepszą obecnie produkcją remasteringową. Pure Pleasure należy bowiem w tej chwili do wąskiego klubu pięciu, może sześciu najciekawszych wytwórni parających się tym rzemiosłem. I jest z nich, jak mi się wydaje, najbardziej wszechstronna.

Joe Pass
Sounds Of Synanon

Program:
Side 1:
1. C.E.D. 
2. Aaron’s Song 
3. Stay Loose 
4. Projections 
Side 2:
1. Hang Tough 
2. Self-Image 
3. Last Call For Coffee

Personel:
Arnold Ross
Joe Pass
Dave Allan
Greg Dykes
Ronald Clark
Bill Crawford
Candy Latson

Wydawca: Pacific Jazz/Pure Pleasure, PPAN ST48
Szczegóły: edycja limitowana
Data wydania: 1962/11 stycznia 2008
Reżyser dźwięku: ?
Producent: Richard Bock
Miejsce nagrania: Pacific Jazz Studios, Hollywood, USA
Data nagrania: 1961

Remastering: Steve Hoffman & Kevin Gray

Format: 180 g LP

ODSŁUCH

To znacząca płyta, jest bowiem debiutem Joego Passa na winylu. A jak została nagrana! W owym czasie Pass był mianowicie pacjentem kliniki odwykowej Synanon Drug Center w Kalifornii, a krążek został zarejestrowany z jego przyjaciółmi, którzy się w tym samym czasie tam leczyli… Warto zauważyć, że Pass nie miał ze sobą swojej akustycznej gitary jazzowej i korzystał z klasycznej gitary elektrycznej z pełnym, drewnianym body. Płyta porywa otwartym, bardzo „nowoczesnym” dźwiękiem. Nie jest to zamglone granie z okrojonymi pasmami, jakie często w jazzie znajdziemy, a pełnokrwiste brzmienie z mocnymi blachami i otwartym fortepianem. Zwraca uwagę znakomita rozdzielczość i duża dynamika. Równie ważne jest to, że nagranie jest bardzo ciche, jeśli chodzi o szum przesuwu czy trzaski. Te ostatnie są równie niewielkie, co na dobrych wydaniach japońskich. Taśma-matka, szczególnie w przedostatnim nagraniu z płyty, nie była w szczególnie dobrym stanie, ale i tak całość jest na bardzo wysokim poziomie. I do tego to znakomita muzyka. Może i nagrana przez ludzi na odwyku. Różnili się oni od tych z normalnych sesji, że wiedzieli, że trzeba z tym walczyć, a tamci jeszcze nie… Na większość instrumentów grających solo nałożono spory pogłos, ale nie zniszczył on na szczęście intymnego przekazu. Bardzo fajna płyta o znakomitym dźwięku.

Jakość dźwięku:  REFERENCJA

Ben Webster
Atmosphere For Thieves And Lovers

Program:
Side One:
1. Blue Light (d)
2. Stardust (a)
3. What’s New (a)
4. Autumn Leaves (a)
Side Two:
1. Easy To Love (a)
2. My Romance (c)
3. Yesterdays (a)
4. Days of Wine and Roses (b)

Personnel:
(a): Ben Webster, saksofon tenorowy
Kenny Drew, fortepian
Niels-Henning Orsted Pederson, kontrabas
Alex Riel, perkusja
(b) & (d): Ben Webster, saksofon tenorowy
Arnved Meyer, trąbka
John Darville, puzon
Ole Kongsted, saksofon tenorowy
Niels Jorgen Stein, fortepian
Henrik Hartmann, kontrabas
Hans Nymand, perkusja
(c): jak powyżej, z wyjątkiem Hugo Rasmussena na kontrabasie

Wydawca: Black Lion/Pure Pleasure, BLPP 30105
Szczegóły: edycja limitowana
Data wydania: 1965/październik 2007
Reżyser dźwięku: Birger Svan
Producent: Alan Bates
Miejsce nagrania: Metronome Studios, Kopenhaga
Data nagrania: 5, 13, 15, 21 września 1965

Remastering: Sean Magee w Abbey Road Studios

Format: 180 g LP

ODSŁUCH

Saksofon Webstera jest, jak zwykle, podany z długim pogłosem. W tym przypadku nieco odziera go to z intymności i promuje wyższą średnicę. Perkusja jest jednak bardzo rozdzielcza, ma dobrą akustykę nie bardzo dużego pomieszczenia, podobnie jak fortepian. Kontrabas nie jest szczególnie mocno słyszalny, ale jest precyzyjny i ma dobrą definicję. Nagrania mają bardzo dobrą dynamikę, a winyl – to cecha rozpoznawcza Pure Pleasure – jest niezwykle cichy. Wszystko jest otwarte i mocne, poza saksofonem, który mógłby być lepiej definiowany i w przestrzeni, i w dziedzinie barwy. Ale tak najwyraźniej został zarejestrowany i niewiele dało się z tym zrobić. Płyta charakteryzuje się dobrze ustawionym balansem tonalnym – mamy sporo góry, z ładnymi blachami i jedynie na samym dole można odczuć pewien niedosyt mięsistego zejścia kontrabasu.

Jakość dźwięku: 8-9/10

John Lewis
Grand Encounter - 2° East 3° West

Program:
Side 1:
1. Love Me Or Leave Me
2. I Can’t Get Started
3. Easy Living
Side 2:
1. 2 Degrees East – 3 Degrees West
2. Skylark
3. Almost Like Being In Love

Personel:
John Lewis, fortepian
Bill Perkins, saksofon tenorowy
Percy Heath, kontrabas
Chico Hamilton, perkusja
Jim Hall, gitara

Wydawca: Pacific Jazz/Pure Pleasure PPAN PJ1217
Szczegóły: edycja limitowana
Data wydania: 1956/maj 2008
Reżyser dźwięku: ?
Producent: Richard Bock
Miejsce nagrania: ?
Data nagrania: 10 stycznia 1956

Remastering: Steve Hoffman & Kevin Gray

Format: 180 g LP

ODSŁUCH

Płyta wydawana jest także jako 2 Degrees East, 3 Degrees West i co jakiś czas podpisywana jest nazwiskiem saksofonisty Billa Perkinsa. To klasyczna sesja najwyższej klasy cool jazzu. Soczyste brzmienie saksofonu Perkinsa idealnie komponuje się z niegłośnym, ale pełnym pasji brzmieniem fortepianu Lewisa, gitary Halla, kontrabasu Heatha i perkusji Hamiltona. Lewis występuje w sekcji rytmicznej w I Can't Get Started, Hall dochodzi w Skylark, cała grupa gra z kolei trzy standardy oraz atmosferyczny kawałek Lewisa 2 Degrees East, 3 Degrees West.

Tandem Hoffman i Gray ma coś palcach, czego trudno szukać w innych reedycjach. Dźwięk tej płyty, podobnie jak wcześniej Sounds of Synanon jest bowiem bardzo dobrze zrównoważony i atmosferyczny. To nagranie monofoniczne, ale ze znakomitą głębią i fantastyczną mikrodynamiką. Bardzo ładnie wypada saksofon Perkinsa, bo jest pełny i nasycony. Perkusja jest niezła, choć słychać, że blachy mają złagodzony atak. Fortepian brzmi w uważny sposób, nie jest nachalny, jednak zdaje się, jakby to on kontrolował sytuację. Gitara Halla także nie jest specjalnie eksponowana, ale gra po prostu swoją rolę w całości. Brzmienie jest nieco ciepłe i pełne, a inżynierowie nie nałożyli na wszystko zbyt dużo pogłosu.

Jakość dźwięku: 9/10

Nancy Harrow
Wild Women Don’t Have The Blues

Program:
Side 1:
1. Take Me Back Baby
2. All Too Soon
3. Can’t We Be Friends
4. On The Sunny Side Of The Street
Side 2:
1. Wild Women Don’t Have The Blues
2. I’ve Got The World On A String
3. I Don’t Know What Kind Of Blues I’ve Got
4. Blues For Yesterday

Personel:
Nancy Harrow, wokal
Buck Clayton, trąbka, lider, aranżer
Buddy Tate, saksofon tenorowy
Dickie Wells, puzon
Tom Gwaltney, klarnet & saksofon altowy
Danny Bank, saksofon barytonowy
Dick Wellstood, fortepian
Milt Hinton, kontrabas
Oliver Jackson, perkusja
Kenny Burrell, gitara

Wydawca: Candid/Pure Pleasure CSJ 9008
Szczegóły: edycja limitowana
Data wydania: 1960/maj 2007
Reżyser dźwięku: Bob D’Orleans
Producent: Nat Hentoff
Miejsce nagrania: Nola Penthous Sound Studios, Nowy Jork, USA
Data nagrania: 2-3 listopada 1960

Remastering: Ray Staff

Format: 180 g LP

ODSŁUCH

Chociaż Nancy Harrow namieszała swoim debiutanckim albumem, o którym zresztą mowa, to nie wzięła udział w nagraniu jako główna postać aż do roku 1978, jeśli nie liczyć mniej znanego epizodu dla Atlantic w 1966 roku. Te lata nieobecności nie były przez nią zawinione, jednak płyta Wild Women Don’t Have The Blues
stała się niemal klasykiem. Można na niej usłyszeć Harrow w jej początkowej fazie rozwoju, acz znakomitej, śpiewającą takie klasyki, jak All Too Soon, On the Sunny Side of the Street, siedmiominutowy Blues for Yesterday, a także klasyczny utwór tytułowy (oryginalnie śpiewany przez Idę Cox w latach 20. XX wieku). Wykonując je w nieco nowocześniejszy sposób niż to w tym czasie robiła, Harrow wspomagana jest przez czołowych muzyków tego czasu, takich jak trębacz Buck Clayton (odpowiedzialny również za aranżacje), saksofonista tenorowy Buddy Tate, puzonista Dickie Wells i pianista Dick Wellstood.

To nagrania swingujące, oparte o spory aparat wykonawczy. Orkiestra pokazana jest w bardzo ładny, organiczny sposób, z mocną perkusją i świetnymi planami dla poszczególnych grup instrumentów. Głos Harrow zarejestrowano jednak z denerwującą emfazą, rozmywającą definicję dźwięku i definicję wokalistki w przestrzeni. Wokal jest też co jakiś czas przesterowany. To zaskakujące, że brzmi tak źle, bo przecież w tym czasie rejestrowano cudowne płyty wokalistek w wielu wytwórniach. Może za bardzo narzekam, ale to dlatego, że orkiestra brzmi naprawdę dobrze, jest dynamiczna, swinguje itp. i pojawienie się wokalu w pierwszym utworze, dość długo po tym, jak się rozpoczyna jest małym zgrzytem. Potem jest lepiej, chociaż nie jest jakoś zachwycająco. Mimo to płyty słucha się z dużą satysfakcją. Bo to świetni muzycy, a Harrow ma wpadający w ucho głos o dobrym frazowaniu i ładnej modulacji.

Jakość dźwięku: 7-8/10

Steve Lacy
The Straight Horn Of Steve Lacy

Program:
Side 1:
1. Louise
2. Introspection
3. Donna Lee
Side 2:
1. Played Twice
2. Air
3. Criss Cross

Personel:
Steve Lacy: saksofon sopranowy
Charles Davis: saksofon barytonowy
John Ore: kontrabas
Roy Haynes: perkusja

Wydawca: Candid/Pure Pleasure CSJ 9007
Szczegóły: edycja limitowana
Data wydania: 1960/maj 2007
Reżyser dźwięku: Bob D’Orleans
Producent: Nat Hentoff
Miejsce nagrania: Nola Penthous Sound Studios, Nowy Jork, USA
Data nagrania: 19 listopada 1960

Remastering: Graeme Durham

Format: 180 g LP

ODSŁUCH

Płyta Steve’a Lecy’ego nagrana została nieco ponad dwa tygodnie później niż recenzowana powyżej płyta Nancy Harrow Wild Women Don’t Have The Blues, w tym samym miejscu – Nola Penthous Sound Studios – i w dodatku przez tego samego inżyniera dźwięku – Boba D’Orleansa. Jak się wydaje jakość dźwięku miała w zamyśle twórców wytwórni Candid Records wysoki priorytet, za czym zdaje się przemawiać spis urządzeń zaangażowanych w sesje, który znajdziemy na okładkach albumów:
„Album ten nagrany został w wersji monofonicznej i stereofonicznej bezpośrednio na taśmę-matkę dwuścieżkową i monofoniczną na magnetofony Ampex 300, przy użyciu następujących mikrofonów: Naumann U-47, Electro Voice EV667, RCA44BX. Lakier został nacięty bezpośrednio z taśmy-matki przy użyciu głowicy nacinającej Neumanna ES 59 dla edycji monofonicznej oraz Neumann SX 45 dla stereofonicznej. Pasmo przenoszenia obydwu systemów rozciąga się – plus-minus ½ dB – od 30 do 15 000 cykli (Hz).”
Przyznają Państwo, że mało kto dbał wówczas o tak dokładną informację i dopiero nagrania wytwórni Three Blind Mice pokazały, że da się to zrobić jeszcze lepiej.

A dźwięk płyty jest zaskakująco spójny i pełny. Obydwa prezentowane tu krążki zostały wydane w wersji stereofonicznej, jednak nie jest to banalne rozrzucenie instrumentów do dwóch kanałów, a naprawdę ładne uchwycenie przestrzeni w której się znajdują. Dobrze to słychać chociażby w przypadku perkusji, która ma dużo oddechu i rozmachu. Dynamika jest dobra, a jedyne zastrzeżenia budzi czystość wysokich tonów – tego chyba nie da się przeskoczyć nawet w najlepszym remasterze. Także niskie tony co jakiś czas są delikatnie przesterowane, ale nie w chrapliwej manierze, ale tak, jakby uległy saturacji. Saksofony brzmią jednak świetnie, dystynktywnie i mają niezłą definicję.

Betty Carter
Now It’s My Turn

Program:
Side 1:
1. Music Maestro, Please
2. Swing Brother Swing
3. I Was Telling Him About You
4. Wagon Wheels
5. New Blues (You Purr)
Side 2:
1. Most Gentlemen Don't Like Love
2. Making Dreams Come True
3. Open the Door
4. Just Friends
5. Star Eyes
6. No More Words

Personel:
John Hicks: fortepian
Walter Booker: kontrabas
Nieznany perkusista

Wydawca: Roulette/Pure Pleasure SR 5005
Szczegóły: edycja limitowana
Data wydania: 1976/3 kwietnia 2008
Reżyser dźwięku: Joe Ferla
Producent: Fred Bailin
Miejsce nagrania: Sound Ideas Studio C
Data nagrania: 9-10 marca, 21-22 czerwca 1976

Remastering: Sean Magee w Abbey Road Studio

Format: 180 g LP

ODSŁUCH

Betty Carter, zapewne najbardziej poszukujący wokal w kobiecej wokalistyce jazzowej, to idiosynkratyczna stylistka, niestrudzona improwizatorka, która przesunęła granice melodyki i harmonii bardziej niż jakikolwiek bebopowy trębacz. Dzięki niezwykle gładkiemu, uwodzącemu głosowi wokalistka była zdolna zaproponować radykalne, nietypowe reinterpretacje znanych tematów – cokolwiek śpiewała – z nagłymi zmianami tempa i dynamiki. Jej szalona, nieokiełzana natura prowadziła jednak do jej marginalizacji w czasie niemal całej kariery, co nie pozwoliło jej osiągnąć takiej renomy, jak się udało np. Elli Fitzgerald, Sarah Vaughan i Carmen McRae, którym przecież dorównywała talentem. Brak kompromisów doprowadził jednak w końcu do uznania jej za wykonawczynię najczystszego jazzu w latach 80. i 90.

Dźwięk tej płyty nie jest tak porywający, jak innych nagrań z tego samego czasu. Jest dość płaski dynamicznie i tonalnie, a także nie mamy dobrze definiowanej przestrzeni. Na szczęście głos jest ukazywany nieźle, ma dobrą skalę i po prostu ładnie brzmi. Nie jest to bezpośredni dźwięk, ani intymny, bo jest na nim spory pogłos, ale nie jest źle. To bardzo interesujące nagrania i już choćby tylko dlatego płytę tę trzeba mieć.

Jakość nagrania: 7-8/10

Earl Hines & Budd Johnson
Mr Bechet

Program:
Side A:
1. Blues For Sale
2. Gone With The Wind
3. If You were Mine
4. Am I Waisting My Time
Side B:
1. The Dirty Old Man
2. Linger Awhile
3. Mr Bechet

Personel:
Budd Johnson: saksofon sopranowy i tenorowy
Earl Hines: fortepian
Jimmy Leary: kontrabas
Panama Francis: perkusja

Wydawca: Black and Blue/Pure Pleasure PPAN006
Szczegóły: edycja limitowana
Data wydania: 1974/czerwiec 2007
Reżyser dźwięku: Gerhard Lehner
Miejsce nagrania: Seed Studio w Vallauris, Francja
Data nagrania: 18 lipca 1974

Remastering: Graeme Durham

Format: 180 g LP

ODSŁUCH

To druga wydana przez Pure Pleasure płyta z katalogu Black & Blue. Wytwórnia wydała sporą ilość nagrań bluesowych i z jazzem tradycyjnym i była od zawsze poszukiwana przez kolekcjonerów ze względu na interesującą muzykę i wybitną jakość dźwięku. Ten kwartet został nagrany w 1974 roku. Jak w swojej recenzji płyty zauważa Dennis Davis, swingujący jazz nie sprzedaje się zbyt dobrze, więc decyzja Tony’ego Hicksa o tej konkretnej reedycji była odważna (por. Dennis D. Davis, „Hi-Fi+”).
Budd Johnson nie ma na swoim koncie zbyt wielu nagrań, na których występowałby jako lider, dlatego ta francuska eskapada jest czymś wyjątkowym w jego karierze. Połączył siły z Earlem Hinesem, z którym grał między 1932 i 1942 rokiem, a dołączyli do nich perkusista Panama Francis i basista Jimmy Leary. Utwór tytułowy jest oryginalnym trybutem dla króla saksofonu sopranowego. Chociaż to jego drugi instrument, Johnson potrafi wydobyć z niego niezwykle urzekające dźwięki, właściwe tylko dla siebie.

Dźwięk tej płyty jest rzeczywiście znakomity, ponieważ instrument nagrano w naturalnej przestrzeni, razem, za tym samym podejściem (chociaż to lata królowania nagrań wielośladowych!). Wszystko ma zarówno dobrą perspektywę, nie jest rzucane na twarz, a ma przy tym znakomitą klarowność. Balans tonalny jest wyjątkowy – nie ma dziur, ani nieciągłości. Trochę tak, jakby w lepszy sposób zarejestrowano dźwięki z drugiej połowy lat 50., kiedy to powstały najlepsze realizacje jazzowe. Fortepian ma otwarty dźwięk, ale nie jest szklisty. Saksofony brzmią w nieco ciepły sposób, ale dlatego, że tak gra Budd. Znakomita realizacja i bardzo fajna muzyka, która w latach 70. już powinna dawno wymrzeć. A tu ma się świetnie! Warto zwrócić uwagę na bardzo wysoką dynamikę, która przeegzaminuje nasze ustawienia wkładki i ramienia…

Jakość dźwięku:  REFERENCJA

Harry “Sweets” Edison & Earl Hines
Earl Meets Harry

Program:
Side 1:
1. I Cover the waterfront
2. Just squeeze me
3. But not for me
4. Just you just me
Side 2:
1. Mean to me
2. I surrender dear
3. The one I love belongs to somebody else

Personel:
Harry “Sweets” Edison: trąbka
Earl Hines: fortepian

Wydawca: Black and Blue/Pure Pleasure PPAN007
Szczegóły: edycja limitowana
Data wydania: 1978/11 stycznia 2008
Reżyser dźwięku: Peter J. Mac Taggart
Miejsce nagrania: Studio Sinus, Brno, Szwajcaria
Data nagrania: 26 kwietnia 1978

Remastering: Graeme Durham

Format: 180 g LP

ODSŁUCH

To spotkanie z 1978 roku, pomiędzy pianistą Earlem Hinesem i trębaczem Harrym “Sweetsem” Edisonem, jest jak spotkanie na szczycie, jak mecz między gigantami, wykonującymi utwory grane w czasie swojej kariery setki razy. To tylko dwa instrumenty, jednak wszystko łączy się niespodziewanie dobrze, zarówno jeśli chodzi o muzykę, jak i o dźwięk. Nagranie nie jest tak soczyste, jak w Mr Bechet Earla Hinesa & Buddiego Johnsona, ale to ostatecznie instrumenty o dość mocnym, często jasnym brzmieniu. Rozdzielczość jest jednak znakomita i pomruki Hinesa nad klawiaturą, dość niskie zresztą, będą czytelne. Scena nie jest bardzo rozbuchana, bo niczego tu nie „sztukowano”. Nagrania fortepianu dokonano za pomocą dwóch mikrofonów Neumanna wsadzonych pod klapę, dlatego dźwięk tego instrumentu jest rozłożony od lewa do prawa. Nie jest to specjalnie naturalne, ale brzmi naprawdę nieźle. W drugim utworze trąbka jest nieco zbyt stłumiona, jakby była nagrana w bardziej wytłumionym pomieszczeniu lub coś się stało z taśmą. Brakuje jej na dole otwarcia i pełni.

Jakość dźwięku: 9/10


PŁYTY PROSTO Z JAPONII

CDJapan



POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ


© Copyright HIGH Fidelity 2009, Created by B