KOLUMNY PODŁOGOWE

Anthony Gallo Acoustics
NUCLEUS REFERENCE 3.1

WOJCIECH PACUŁA







To nie są kolumny, jak inne. Wiele widziałem, jednak u mnie w domu konstrukcje o tak wyrazistym, a przy tym tak dobrym projekcie plastycznym bywają niezmiernie rzadko. Oto bowiem mamy do czynienia z prawdziwym rzeźbiarskim designem, który w dodatku jest „dodatkiem” do dźwięku. Nie ma więc mowy o epatowaniu rozwiązaniami plastycznymi, które mają osłodzić słaby dźwięk. To mianowicie ten przypadek, w którym form follows function, a więc taki, gdzie wygląd wynika wprost z zastosowanych rozwiązań i założeń ideowych. Model Reference3.1 jest najdroższym produktem w ofercie tego producenta i składa się tak naprawdę z dwóch sekcji: niskośredniowysokotonowej oraz zintegrowanego z nią subwoofera. Z rozmysłem piszę o przenoszeniu niskich częstotliwości przez tę pierwszą, ponieważ jest ona dostępna także jako samodzielny głośnik, pełniąc rolę przeznaczoną dla mini-monitora. Jeśliby się przyjrzeć temu bliżej, to okaże się, że punkt podziału zwrotnicy dzielącej obydwa segmenty przypada na 150 Hz, a więc znacznie wyżej niż w klasycznych monitorach. Sięgnijmy jednak jeszcze głębiej: zobaczymy wówczas, że sekcja odtwarzająca wyższą część pasma nie jest od dołu w ogóle filtrowana i schodzi niżej, niż by na to wskazywał punkt odcięcia głośnika niskotonowego. Ten ostatni został wyposażony w prosty filtr 1. rzędu. Brak zwrotnicy lub jej szczątkowa obecność w głośniku wysokotonowym, tak charakterystyczna dla takich marek, jak BC Acoustics i Reference 3A (test Da Capo i TUTAJ), jest wyzwaniem, któremu niewiele firm stawia czoła. Jednak Anthony Gallo Acoustics się z nim zmierzyła. Takie podejście niemal zawsze wymaga przygotowywania własnych przetworników – w swojej fabryce lub wykonywanych na zlecenie. Tak jest i tutaj – ponieważ w wyższym module nie ma zwrotnicy w ogóle, a opadanie przenoszenia i podział wymuszono jedynie parametrami przetworników oraz obudową, niskośredniotonowe głośniki z membraną z plecionki włókna wstęgowego oraz planarny przetwornik Kynar CDT II są wykonywane na zamówienie. Te pierwsze zamontowano w okrągłych, odlewnych ze stali nierdzewnej, zamkniętych obudowach, w których udało się wyeliminować zupełnie fale stojące – nie ma tam przecież żadnych równoległych powierzchni. Podobnie jest w okrągłej obudowie (plaster walca) przetwornika niskotonowego. Wszystkie wymienione przetworniki zostały do obudów przykręcone inaczej niż zazwyczaj – nie na obwodzie kosza z przodu, a z tyłu, za pomocą pojedynczych śrub, przyciskających krawędzie kosza do frontów obudów. Daje to – tak czytamy w materiałach firmowych – lepsze rozłożenie naprężeń, ale też eliminuje łby śrub w pobliżu głośników średniotonowego i wysokotonowego. Przy basie nie ma to większego znaczenia, jednak przy dwóch pierwszych – jak najbardziej.

Wspomniane przetworniki są jednak – mimo wszystko – dość standardowe: to membrany w formie tłoka, z cewką pośrodku. Głośnik wysokotonowy Kynar CDT II jest jednak kompletnie inny niż klasyczne kopułki, a także przetworniki A.R.T. (Accelerated Ribbon Technology) dr. Heila, stosowane np. przez ADAM-a (test monitorów HM2 TUTAJ). Jest to planarny przetwornik z napyloną warstwą srebra, pełniącą rolę cewki, z umieszczonymi z tyłu neodymowymi magnesami. Jego powierzchnia nie jest płaska, a ma formę wycinka walca, promieniującego w płaszczyźnie poziomej 300º. Dodajmy jeszcze, że głośnik niskotonowy posiada obudowę zamkniętą i można do niego dokupić dodatkowy wzmacniacz, sterujący wówczas drugą cewką nawiniętą razem na karkasie z cewką podstawową. Służą do tego dodatkowe zaciski głośnikowe dla basu. Nie można jednak podłączyć do nich zwykłego wzmacniacza, ponieważ ten musi być poprzedzony filtrem dolnoprzepustowym – druga cewka nie jest filtrowana i głośnik zasilony bezpośrednio przenosiłby pasmo do 2000 Hz, zaburzając strojenie kolumny. Firma posiada taki wzmacniacz, z wbudowanymi wszelakimi regulacjami – m.in. EQ, fazy, poziomu siły głosu i punktu odcięcia, o nazwie Reference SA (Subwoofer Amplifier), oddający 240 W do 8 Ω. Dzięki niemu pasmo przenoszenia kolumn ma zejść aż do 22 Hz czyniąc z nich kolumny pełnozakresowe.

Płyty użyte w teście:
Frank Sinatra, Only The Lonely, Capitol Records/Mobile Fidelity, UDCD 792, gold-CD.
Kathleen Battle, Grace, Sony Classical/Sony Music Japan, SICC 20023, Blu-spec CD.
Lars Danielsson&Leszek Możdżer, Pasodoble, ACT Music + Vision, ACT 9458-2, CD; recenzja TUTAJ
Mark Knopfler, The Travelerman’s Song EP, Mercury Records 9870986, CD.
Dead Can Dance, Spiritchaser, 4AD/Warner Music Japan, WPCB-10078, SACD/CD; recenzja TUTAJ.
Chet Baker, Peace, Enja/Warld Records, TKCW-32153, CD.

ODSŁUCH

Nie sądzę, żeby komukolwiek udało się te kolumny zmusić do agresywnego grania, ani czy ktokolwiek będzie w stanie przyłapać je na „niefrasobliwości” czy braku opanowania. Po ich rozpakowaniu nie od razu wiadomo jednak, czego się spodziewać. Kolumny testowane m.in. w „Playboyu”, wyglądające bardziej, jak drzewko bonsai niż produkt użytkowy, kierują oczekiwania, przewidywania itp. w kierunku produktów typu life-style. Na szczęście nie trzeba być specjalnie osłuchanym, żeby dojść do wniosku, że to założenie błędne już u podstaw. Słucha się ich tak, jak inne audiofilskie produkty, z ich wadami i zaletami, ale nic w ich brzmieniu nie wskazuje na to, że chodzi jedynie o wygląd. Po jakimś czasie dochodzimy jednak do wniosku, że rzeczywiście, ich odbiorcami bez problemu mogą być osoby na co dzień z audio, a audiofilizmem w szczególności, nie mające nic wspólnego. Bo, jak mówię, to konstrukcje o niebywale gładkim, pozbawionym wszelkich ostrości, drażniących naleciałości, dźwięku. Wyższa część pasma jest wyraźnie stonowana i wycofana, co słychać było już przy pierwszej płycie, jaką odsłuchałem, Only The Lonely Franka Sinatry, ale i na odegranej zaraz potem Grace Kathleen Battle w nowej wersji Blu-spec CD. Szczególnie ciekawy byłem, jak kolumny zabrzmią z monofonicznym materiałem z płyty Sinatry, ponieważ w takim przypadku od razu wiadomo, co się dzieje z pasmem i sceną. Reference’y 3.1 pokazały głos w duży, pełny sposób. Nie ma z nimi mowy o zamykaniu dźwięku w jednym punkcie. Co ciekawe, w dość zbliżony tonalnie sposób konstrukcje te słychać, kiedy wstaniemy i chodzimy po pokoju. Wydaje się, że to zasługa układu point source, który poprawia odtwarzanie poza główną osią. Wokal Sinatry nie miał jasno określonych krawędzi, ani wyraźnej definicji ataku – to jedna z cech testowanego modelu – jednak jego energia i nasycenie były bardzo satysfakcjonujące. Potwierdziło się to zaraz przy wokalu Battle, który pokazany został dość blisko, choć bez agresywnego wtłaczania w naszym kierunku. Smyczki oraz klawesyn z otwierającego płytę utworu Rejoyce Greatly from Messiah Haendla (HWV56) były wyraźnie przygaszone i pozbawione dużej części widma z wyższej średnicy. Trzeba się z tym liczyć i wziąć pod uwagę przy odsłuchu Gallo. Scena była dość głęboka i ładnie rozłożona wszerz, jednak numerem „1” był głos śpiewaczki, pokazany jako istotne „zagęszczenie” w przestrzeni, niedaleko za linią miedzy głośnikami. Jeden z Czytelników, posiadaczy tych kolumn, z którym wymieniłem maile po teście, zwrócił uwagę, że u niego góry jest wystarczająco dużo. Widać więc, że wiele będzie zależało od sprzętu towarzyszącego i od pomieszczenia. U mnie jednak, w porównaniu z wieloma innymi kolumnami, słychać było tak, jak wyżej.

I tak należy chyba „czytać” te kolumny. Zaryzykowałbym takie stwierdzenie: to niewielkie monitory podstawkowe, z ich nastawieniem na głos ludzki, pozbawione kompletnie efektu „obudowy”, wolne od jakichkolwiek podbarwień, kojarzonych zazwyczaj z „paczkami”, którym umożliwiono zagranie znacznie niżej niż typowym podstawkowcom. Kiedy nie słuchamy muzyki z dużą zawartością niskich tonów, nie bardzo wiadomo, że stoi przed nami duży głośnik niskotonowy – tak dobrze jest on zintegrowany z resztą pasma. Przy muzyce opartej w przeważającej mierze na podstawie basowej, jak np. Pasodoble Larsa Daniellsona i Leszka Możdżera, momentalnie dostajemy pełnię basu i niskie zejścia, będące dla jakichkolwiek monitorów poza zasięgiem. Nawet wybitne pod tym względem Wilsony Audio Duette tak dobrze sobie z pasmem poniżej 50 Hz nie radziły. Można nawet powiedzieć, że dopiero przy bogatej w bas muzyce dało się zauważyć, że punkt ciężkości brzmienia przesunięty jest w Gallo w stronę niższej średnicy i wyższego basu. Przy głosach słychać było, że są potencjalnie trochę nosowe, ale tylko potencjalnie – wprawdzie nie są otwarte od góry, ale też nie brakuje im niepodzielonych, dobrze złożonych z dźwiękiem podstawowym harmonicznych, dzięki którym wokale brzmią w naturalny, raczej ciepły, ale dobry sposób. Zresztą nie tylko one są traktowane w tak „specjalny” sposób. Przy kontrabasie Daniellsona nagle pokój wypełnił się po brzegi mocnym, nasyconym, gęstym dźwiękiem. Tak, w kategoriach absolutnych był mocniejszy niż średnica, jednak dynamika i równe prowadzenie dało żywiołowy, nieskrępowany przekaz. Znakomicie słychać też było, dlaczego obudowa zamknięta jest lepsza niż cokolwiek innego, byle była dobrze zaprojektowana. W Gallo jest naprawdę fajna, przez co i rozdzielczość tego zakresu jest bardzo dobra, lepsza niż reszty pasma. Skierowane w bok woofery nie pozwalają pokazać super-precyzyjnych konturów instrumentów w rodzaju kontrabasu czy gitary basowej, ale to sprawa raczej filozoficzna: tak właśnie brzmią te instrumenty na żywo. Nagrania są jednak inne – konstruują raczej punktowy przekaz w całym paśmie, wymuszany przez ustawiany blisko mikrofon(y). Tak więc nie ma jednoznacznej odpowiedzi, jak to powinno być oddane, a raczej trzeba polegać na własnych preferencjach. W każdym razie, w Gallo, w ramach tej estetyki jest super.

Jedyną rzeczą, jaka mogłaby być lepsza w tych konstrukcjach, bez względu na przekonania, jest rozdzielczość średnicy i góry. W Reference 3.1 jest ona uśredniona, przez co nie ma tak dobrego wglądu w nagranie, jak w precyzyjnych kolumnach w rodzaju Harpii, Wilsonów Audio czy KEF-ów, a definicja oraz zakres przestrzenny poszczególnych instrumentów są dość ograniczone. Przy nagraniach mono działa to na ich (słuchacza zresztą też) korzyść, ponieważ dostajemy duży, pulsujący życiem obraz, bez ściskania go między kartkami papieru. Przy nagraniach stereofonicznych odbiera to trochę wykopu i dynamiki oraz ustawia słuchacza przed gęstą, dość homogeniczną sceną. Jak w każdym przypadku, jest to wynik konkretnych decyzji i kompromisów i trzeba koniecznie najpierw posłuchać, żeby zdecydować, czy to „nasz” dźwięk. Niezależnie od wszystkiego, trzeba powiedzieć, że to jedna z niewielu „designerskich” w wyglądzie kolumn, która gra jak rasowy produkt. Co więcej – to absolutnie „bezpieczna” oferta, która zagra z szeroką gamą elektroniki, byle wzmacniacz by wystarczająco wydajny – Gallo to pożeracze prądu. Dodatkowy wzmacniacz naprawdę pogłębia zejście basu, tyle tylko, że potrzeba do tego dobrych kabli głośnikowych, a sam wzmacniacz Reference SA do najpiękniejszych nie należy. Trzeba poświęcić sporo czasu na właściwe ustawienie wszystkich regulacji, jednak daje to naprawdę duży postęp w dynamice i barwie najniższego zakresu.

Kolumny jako całość są naprawdę znakomicie wykonane i nie ma w nich cienia prostego naśladownictwa, a dostajemy za to sporo własnych opracowań i technologii. Nie są to kolumny, z którymi można by testować sprzęt, ponieważ nie „prześwietlają” toru przed sobą tak, jak niektóre inne konstrukcje. Nie, że niczego nie pokazują – nie o to chodzi – tyle że da się to zrobić lepiej. Z drugiej strony, jeśli chodzi nam po prostu o kompetentne kolumny, które nigdy, powtarzam: NIGDY nie odciągną naszej uwagi od samej muzyki, to ciężko nas będzie od nich oderwać. Przypominają w tym konstrukcje oparte o przetworniki ceramiczne – np. testowane jakiś czas temu Isophony Vescova i Gemme Audio Katana. I tu, i tam dynamika jest raczej uspokojona, a brzmienie gładkie. To nie jest „moje” granie, wolę wiedzieć więcej, nawet kosztem spokoju. Jestem jednak pewien, że wielu z Czytelników „High Fidelity” takiego właśnie wypoczynku poszukuje. Jeśli tak, to odsłuch Reference 3.1 powinien być jedną z następnych czynności, jakie zrobimy po przetarciu jutro rano oczu.

DODATEK

Po teście, tuz przed wysłaniem materiałów do Bartka, zajmującego się grafiką w HF, dopytałem się wreszcie o cenę tych kolumn. Jest kilka szkół dotyczących testowania i najpoważniejsza mówi, że trzeba znać wszystkie fakty, zanim się do niego przystąpi. Staram się do niego stosować. Mam jednak „ślepą plamkę” tam, gdzie widnieją ceny – nigdy ich nie pamiętam i zwykle mylę. Na szczęście jest dobra strona tego kalectwa – testując dany produkt, najczęściej oceniam go w skali bezwzględnej, bez „ciśnienia” kwoty, jaką trzeba zań zapłacić. Tak było i w przypadku kolumn Anthony Gallo. Typowałem je na jakieś (zachowawczo) 15 000 zł. Co najmniej. Ponieważ trzeba za nie zapłacić tylko 10 000 zł, to co napisałem, stawia je w nowym świetle. Dźwięk jest dokładnie taki sam, cena niczego nie zmienia. Zmienia się natomiast kontekst, punkt odniesienia, jaki trzeba do nich przyjąć. Przy tak fantastycznym wyglądzie, ten dźwięk za 10 000 zł jest wyjątkowo atrakcyjny. Wciąż góra będzie nieco bardziej w tyle niż zazwyczaj, ale za takie pieniądze nie można żądać cudów. Próby ze wzmacniaczami lampowymi pokazały, że poprawia się rozdzielczość tego zakresu, jakby głośnik planarny tego pożądał, jednak bas nie był już tak idealnie zwarty. Trzeba więc poeksperymentować i wybrać „swoją” drogę. Niemniej jednak koherencja i wewnętrzna pełnia, bogactwo tego dźwięk jest w tym przedziale cenowym wybitna.

BUDOWA

Kolumny REFERENCE3.1 to trzydrożne, czterogłośnikowe kolumny podłogowe o zamkniętej obudowie. Sekcję średniowysokotonową, zahaczającą o część niskich tonów, oparto o trzy głośniki ustawione tak, jak w systemie point source – z dwoma przetwornikami średniotonowymi (o membranach z plecionki włókna węglowego i średnicy 100 mm każdy) po bokach i wysokotonowego przetwornika planarnego Kynar CDT II, promieniującego w płaszczyźnie poziomej 300º, pośrodku. Nie jestem pewien jednak, czy to prawdziwy point source, układ opracowany przez Josepha D’Appolito, ponieważ konfiguracja tego typu zakłada użycie zwrotnic pierwszego rzędu. Być może jednak nachylenia wymuszone przez głośniki i obudowę są właśnie takie – nie wiem, więc nie przesądzam. System średniowysokotonowy zamocowano do pionowego elementu, przykręconego do niewielkich podstaw. Ponieważ jednak punkt ciężkości tej konstrukcji jest bardzo nisko, całość jest bardzo stabilna. Głośnik niskotonowy o średnicy 254 mm posiada membranę z papieru, zawieszoną na bardzo szerokim i sztywnym resorze z gumy. Pośrodku przyklejono bardzo dużą nakładkę przeciwpyłową, która dodatkowo usztywnia całość. Głośnik ten, podobnie jak obydwa średniotonowe, przykręcono w jednym punkcie, od tyłu. Element, do którego przymocowane są głośniki jest naprawdę sztywny – usztywnia go przykręcana od tyłu metalowa pokrywa, do której wkręcono gniazda głośnikowe. Pod nią umieszczono również zwrotnicę. Kolumny wyposażono w pomysłowe maskownice – na metalowym stelażu rozpięta jest czarna tkanina, która okrywa całą kolumnę. Ponieważ jednak materiał jest cieniutki, kształty pod spodem prześwitują przezeń. Bez niego kolumny wyglądają bez porównania lepiej, jednak nawet z maskownicą zachowują intrygujące kształty.



DANE TECHNICZNE (wg producenta):
Pasmo przenoszenia: 34 Hz – 35 kHz +/- 3 dB
Pasmo przenoszenia (z dwoma cewkami): 22 Hz – 35 kHz +/- 3 dB
Impedancja (górny terminal): 4 - 8 Ω
Impedancja (dolny terminal): 4 Ω
Skuteczność: 88 dB/1 W/1 m
Moc maksymalna: 300 W rms
Waga 25 kg każdy


Anthony Gallo Acoustics
NUCLEUS REFERENCE 3.1

Cena: 10 900 zł (para)

Dystrybucja: Nell-Audio

Kontakt:

Nell-Audio
tel.: 694 246 791       


e-mail: info@nell-audio.pl

Strona producenta: Anthony Gallo Acoustics

P.S.
W czasie testu jeden z Czytelników, właściciel takich samych kolumn, przysłał list z kilkoma uwagami, które mogą się przydać innym posiadaczom tych pięknych kolumn:

Szanowny Panie Wojciechu!
Wiem, że testuje Pan właśnie kolumny Anthony Gallo Reference 3.1. Ponieważ od roku jestem szczęśliwym właścicielem tych drobiazgów, chciałbym zwrócić Pana uwagę na dwie sprawy, które nie są być może oczywiste.

Pierwsza dotyczy ustawienia. Znana powszechnie zasada mówi "niezbyt blisko bocznych i tylnych ścian". W przypadku Gallo istotne wydają się dwie okoliczności: potężny głośnik niskotonowy (strzelający na boki (ewentualnie do środka)) i piezoelektryczny (czy jakoś tak) głośnik wysokotonowy strzelający właściwie na wszystkie strony. Przyznam się że sam słuchałem długo w złym ustawieniu, tzn. zbyt blisko zarówno ścian bocznych, jako tej za kolumnami. Oczywiście większość winy powinienem pewnie przypisać własnej głupocie, ale odnoszę wrażenie że nie całą. Przesunięte bowiem tak blisko ścian, Gallo nie grają "źle" w potocznym rozumieniu tego słowa. Powiem więcej, grają bardzo ciekawie i spektakularnie. Przede wszystkim bas jest potężny, ale nic się nie rozlewa, wszystko jest pod znakomitą kontrolą (w każdym razie z Audiomatusami z ich niewiarygodnym współczynnikiem tłumienia). I to mnie pewnie zmyliło. Poza tym niezwykłe rzeczy działy się po drugiej stronie pasma: soprany były wysunięte do przodu, diabelnie dokładne, ale łagodne (!), z piękną barwą; moment uderzenie pałeczki w talerz perkusji od jego wybrzmienia był tak dokładnie rozróżnialny, że prawie zawsze wydawało mi się że perkusję mam pod oknem w pokoju. Tyle tylko że przestrzeń była nieco zachwiana, a nawet odrealniona, tak że w żaden sposób nie potrafiłem zmusić się do wiary, że dźwięk jaki słyszę ma coś wspólnego z głośnikami (nawet jak się w nie usilnie wpatrywałem).

Przede wszystkim jednak miałem coś co nazywałem "dziurą w fortepianie" czyli mocno cofnięty środek pasma, w ten sposób że proporcję między poszczególnymi instrumentami były mocno nieprawdziwe (np. w jazzowym trio fortepianowym). Długo posądzałem o to niedopasowanie Audiomatusów do preampu, a wystarczyło tylko napiąć mięśnie i poeksperymentować.

Celowo nie piszę jakie to były odległości od ścian i jakie mam teraz, bo po pierwsze zawsze mam problemy z takimi pomiarami (u mnie całe ściany wypełniają regały z książkami i płytami i nie wiem do czego mierzyć), a po drugie każde wnętrze ma pewnie swoje własne mody. W każdym razie wydaje mi się że warto poeksperymentować, jednak od ścian raczej uciekać.

Poeksperymentować warto też i innym, całkiem małym, drobiazgiem, i to jest druga sprawa, o której chciałbym napisać. Ten drobiazg to rezystor 15 Ω, 5 W, wpięty między dolne terminale głośnikowe (te od głośnika basowego). Pewnie dotarł Pan do źródeł, w których jego zastosowanie jest opisane (np. TUTAJ). Zupełnie nie wiem jak, ale to działa! Najciekawsze jednak, że wg moich obserwacji nie robi to zupełnie nic z basem, nie staje się on np. bardziej potężny, czy niżej schodzący. Dźwięk jednak ogólnie łagodnieje, staje się bardziej wypełniony w środku pasma, bardziej zaokrąglony, ale ewidentnie traci nieco na dokładności. Nie jest to więc zmian jednoznacznie na lepsze. Wydaje mi się też, że nie jest na gorsze, jest po prostu inaczej. Sama zmiana jest tak łatwa i szybka, że czasami wpinam ten opornik i wypinam w zależności od nagrania. Przy fantastycznej dokładności Gallo, niektóre gorzej zrealizowane płyty taki łagodzący balsam przyjmują z ujmującą wdzięcznością. Jako gadżet który właściwie nic nie kosztuje  (nie chcą nawet sprzedawać pojedynczych sztuk) to strzał w dziesiątkę. Polecam gorąco.

Pozdrawiam serdecznie –
Grzegorz Olesiak






PŁYTY PROSTO Z JAPONII

CDJapan



POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ



© Copyright HIGH Fidelity 2009, Created by B