REPORTAŻ

NAIM AUDIO W CHILLOUT STUDIO

WOJCIECH PACUŁA







Jak co miesiąc w krakowskim salonie Chillout Studio odbyła się prezentacja sprzętu audio. Najczęściej są to ciekawe spotkania, jednak tym razem można się było spodziewać czegoś szczególnego. Prowadzić je miał bowiem nie kto inny, a sam szef techniczny firmy Naim, Doug Graham.

Tak się złożyło, że nieco ponad miesiąc temu, podczas wystawy Audio Show 2007, miałem możliwość porozmawiać z nim i przeprowadzić wywiad dla „Audio”, byliśmy więc ze spotkaniami na bieżąco. Jak wspominałem przy okazji relacji z wystawy (relacja TUTAJ), głównym tematem tegorocznego pokazu Naima w Warszawie była promocja najnowszego wzmacniacza zintegrowanego Supernait. Ponieważ Brytyjczycy nie śpieszą się z w prowadzaniem nowych urządzeń do produkcji, każda premiera jest swego rodzaju wydarzeniem. Tak jest i w tym przypadku, z tym, że oprócz tego, że Supernait jest najdroższą, acz kolejną integrą tego producenta, jest też swego rodzaju „otwarciem”, może nie dla wszystkich czytelnym, które jednak najprawdopodobniej zmieni świat audio. Mowa o streamingu.
Jakiś rok temu podniosłem we Wstępniaku sprawę iPoda (szerzej kultury MP3), w którym pisałem o powolnej, acz nieuchronnej zmianie w przyzwyczajeniach konsumentów i sposobie pozyskiwania i zarządzania muzyką (w szerszej perspektywie także wideo). W skrócie chodziło o to, że młode pokolenie nie jest już tak bardzo zainteresowane fizycznym nośnikiem, poligrafią itp., a raczej szybkością dostępu, możliwie szeroką ofertą i wygodą. Nie ma co na to psioczyć, bo tak jest i basta. Czy ktoś z Państwa chce całkowitego powrotu płyty winylowej wraz z kłopotami w jej „obsłudze”? No tak, może trochę przegiąłem, bo jak wynika z listów, wśród Czytelników „HIGH Fidelity OnLine” jest takich osobników sporo... Chodzi mi raczej o generalny pogląd na tę sprawę – myślę, że znacząca większość „konsumentów” muzyki nie wyobraża już sobie życia bez kompaktu. A przecież w roku 1982, kiedy Compact Disc zaatakował sklepy, format ten był daaaaleko za winylem i generalnie brzmiał po prostu źle.

Jak się okazuje, w dążeniu do wygody – a powiedzmy, że CD sukces zawdzięcza dwóm elementom: dostępowi do ścieżek i pilotowi – zatrzymaliśmy się, myślę o generacjach od trzydziestolatków wzwyż, dokładnie w pół drogi. I dokładnie z tego punktu startują obecni melomani, miłośnicy muzyki, jakkolwiek ich nazwiemy. Dla młodszych ludzi, a to oni stanowią o „być, albo nie być” naszej branży, fizyczny nośnik przestał być w ogóle potrzebny, a liczy się szybkość dostępu i łatwość magazynowania. Wciąż komputery stanowią dużą część „centrów” ich muzyki, jednak najwyraźniej stracą zaraz – lub już straciły – palmę pierwszeństwa na rzecz przenośnych odtwarzaczy ze stałą pamięcią. Specjalnie nie piszę w tym miejscu o MP3, bo, jak się wydaje, jest to jedynie pewien etap wynikający z dostępnej przepływności sieci oraz ceny pamięci. Na naszych oczach pierwszy parametr gwałtownie rośnie, a drugi maleje. Myślę, że punktem docelowym będzie niedomknięty (z dzisiejszego punktu widzenia) od góry format PCM i to, w jakiej realnej rozdzielczości i częstotliwości próbkowania będziemy muzykę ściągali i magazynowali będzie zależało z jednej strony jedynie od nas, od tego, czego oczekujemy, a z drugiej od dostawcy, od tego, kto sprzedaje dane pliki. Otwiera to przed nami nowe okno, dostęp właściwie do taśmy-matki tak, jak to ma miejsce np. u LINN-a, czy części oferty Naxosa, gdzie znajdziemy nagrania 24/192, 24/96 lub 24/48. Pliki oferowane są w bezstratnych formatach WAV lub FLAC i wydaje się, że ta druga opcja zwycięży, jako że pliki FLAC mają o 50 % mniejszą objętość niż WAV.

Co to oznacza dla nas? Marginalizację nośników fizycznych, zejście do niszy, w jakiej są teraz winyle i triumf serwerów, pełniących rolę źródeł, wypierając z tego miejsca odtwarzacz CD. Brzmi zbyt futurystycznie? Mam nadzieję, że nie do końca – starałem się o tym Państwa na bieżąco informować, a wszyscy, którzy mieli możliwość przeczytania mojej relacji z Audio Show 2007 w grudniowym numerze „Audio” (12/07) wiedzą, ze taka jest rzeczywistość. Proszę zauważyć, że wszyscy moi rozmówcy w wywiadach, które opublikowaliśmy wraz z relacją (właściwie JAKO relację), w tym Doug Graham, jednym głosem mówili, że całkowita zmiana nadejdzie w przeciągu pięciu-dziesięciu lat. A to naprawdę szybko. Już teraz firmy przesiadają się na nową technologię, a Naim w tym roku zapowiada cztery nowe serwery, w różnych przedziałach cenowych. Wiem, mnie też serce się ściska, ale spróbujmy na to spojrzeć realistycznie: druga rzecz, jaka połączyła moich rozmówców (zresztą także ze mną) to mianowicie świadomość, że MP3 i szerzej streaming (ściąganie z Sieci) uratowało naszą branżę, tchnęło w nią nowego ducha i przedłużyło zwyczaj słuchania muzyki na długo, długo, miejmy nadzieję, że na zawsze. To jedno. Drugie realne spojrzenie dotyczy nas, przywiązanych do płyt, odtwarzaczy CD itd. Jak mi się wydaje, jesteśmy bezpieczni. Przecież w ciągu naszego życia urządzenia tego typu i nośniki fizyczne nie znikną, będziemy mieli z nimi do czynienia dokąd chcemy lub do końca naszych dni. Powiem więcej – z powierzchni ziemi znikną chłamowate płyty „gwiazdek”, bezsensowne „siety” i zejdą do przestrzeni wirtualnej, ponieważ nikomu nie będzie się opłacało je produkować, a ich odbiorcy, młode pokolenie, będzie korzystało z Sieci. Pozostaną jednak i zapewne powstaną nowe, specjalistyczne firmy oferujące produkty dla nas – wymagających wysokiej jakości i chcących dostać coś do ręki, namacalnego, pięknego.
Właśnie – jakość. Ultymatywnie, w przyszłości, wydaje się, że wspomniane pliki hi-res grane z wysokiej klasy, audiofilskich serwerów (to wcale nie jest oksymoron!) przewyższą to, co dostajemy z CD. Nie nastąpi to jednak zbyt szybko, o nie! Technologia musi dojrzeć i okrzepnąć. Pierwsze oznaki trendu są jednak widoczne i to nie tylko wśród „zwykłych” odbiorców, ale także w najbardziej opiniotwórczych magazynach audiofilskich. Przyjrzyjmy się dwóm największym magazynom tego typu z USA. W grudniowym numerze „Stereophile’a” (Vol.30, No.12, December 2007) dostaliśmy spis Nagród Roku 2007, a wśród nich jakże wiele mówiący Wybór Redaktora Naczelnego – w tym przypadku Johna Atkinsona – który nagrodził „Linn Records&MusicGiants DRM-free, High-Resolution Downloads”, czyli możliwość ściągania plików hi-res ze stron Linn-a i MusicGiants. W uzasadnieniu czytamy, że: „Rezultaty dźwiękowe po ściągnięciu pliku 24/96 Requiem Mozarta były znakomite!” I, że: „Można było wypalić sobie z nich płytę DVD-Audio.” Ach, te przyzwyczajenia... Także „The Abso!ute Sound” zajął stanowisko w tej sprawie, tym razem – całkowicie nietypowo – zgadzając się ze „Stereophilem”. W numerze listopadowym (Issue 176, November 2007), na 25-lecie CD mieliśmy mianowicie przegląd technologii i konkretnych odtwarzaczy oraz prognozy na przyszłość. Tytuł jednego z artykułów The Last CD Player? mówi chyba wszystko. W numerze grudniowym zaś (Issue 177, November 2007) tematem przewodnim są serwery muzyczne, a Robert Harley, redaktor naczelny, pisze we Wstępniaku tak: „Kiedy jednak powiążemy to [rozwój technologii – przyp. red.] z możliwością ściągania z Sieci plików przykrojonych do naszych potrzeb, z rozdzielczością nie mniejszą niż 24/96, serwery muzyczne są gotowe na to, aby zrewolucjonizować nasze obcowanie z muzyką.”

Spotkanie z Naimem ukazało wszystkie te rzeczy w pigułce i niech żałują wszyscy ci, którzy do Chilloutu nie przyszli. Myślę, że takie niefrasobliwe podejście do sprawy własnej edukacji, a audiofilizm polega na ciągłym i nieustannym douczaniu się poprzez odsłuchy, kontakt z muzyką (na żywo i odtwarzaną) i to o czym mówimy – spotkania z ciekawymi zjawiskami, jest decyzją o własnym ograniczeniu, a w perspektywie o swego rodzaju „okaleczeniu” swoich możliwości. W Chilloucie trzeba było być, ponieważ Naim wydaje się bowiem w czołówce tych zmian, w czym dzielnie sekundują mu inne brytyjskie marki – Linn i Arcam. I jednym z przejawów tego perspektywicznego myślenia wydaje się Supernait. Z jednej strony jest to absolutnie tradycyjny dla naszej branży, solidny wzmacniacz zintegrowany, mający typowo naimowe atrybuty, jak np. niezbyt wysoką moc ciągłą – 2 x 80 W i potężną moc impulsową, dochodzącą dla transjentów do 400 W. Oto jednak oprócz klasycznych, analogowych wejść, mamy także wejścia cyfrowe. Podobnie postąpił Musical Fidelity w modeli 1008 (mój test niedługo w „Audio”), jednak w Naimie najwyraźniej łączą to z szerszym spojrzeniem i nie traktują tej możliwości tylko jako opcji. Za wejściem cyfrowym mamy bowiem pełnoprawny przetwornik D/A z retaktowaniem, anty-jitterem i upsamplingiem. I właśnie tego wejścia dotyczyła prezentacja na Audio Show i w Chillout Studio. Porównanie było niezwykle ciekawe i pouczające. W roli podstawowego źródła wystąpił bowiem laptop z wcześniej ściągniętymi na niego niekompresowanymi plikami FLAC z iTunes. Z laptopa sygnał przesyłany był łączem optycznym do Supernaita i odtwarzany przez kolumny. Porównanie przeprowadzane było przy pomocy odtwarzaczy CDX2 (najpierw) i CD555 (potem). W roli kolumn wystąpiły kolumny SL-2, wspomagane subwooferem n-sub. Wszystko okablowane było firmowymi przewodami Naima.

I tutaj rodzi się pewien problem. Może nawet nie palący, ale trzeba wcześniej, czy później się z nim zmierzyć. Z jednej strony mamy porównanie (o którym za chwilę) i cel tej prezentacji – pokazanie drogi, a w którą pójdzie audio oraz promocja Supernaita. I to, jak sądzę, się udało. Z drugiej strony mamy zaś konkretny system i jego dźwięk. Powiem od razu, żeby wszystko było jasne: myślę, że obydwa odtwarzacze i kolumny potrafią znacznie więcej niż to, co słyszałem. Dźwięk rzeczywiście miał mocne punkty, takie jak koherencja i uderzenia, a także znakomite wyczucie rytmu, zaznaczanego z dokładnością godną wzorca z Sevres. A jednak to nie był hi-end, jakiego można się było spodziewać i jasne było, że Supernait, jakkolwiek dobry by nie był, jest z zupełnie innej bajki. Jeśli więc ktoś przyszedł posłuchać systemu Naima – raczej się zawiódł. Jak jednak wspominałem, celem pokazu wcale nie był tego typu odsłuch, a próba odpowiedzi o naszą przyszłość. Stąd obecność Supernaita w tak ekskluzywnym gronie. I to nawet miało sens, nie wiem czy zamierzony w ten sposób, ale jednak obecny także w moich testach: przesłuchiwany produkt jest wstawiany w znacznie lepsze towarzystwo, ponieważ – jak wynika z metodologii pomiarów – urządzenia pomiarowe (w tym przypadku są to urządzenia towarzyszące) muszą być o co najmniej o rząd wielkości dokładniejsze niż obiekt mierzony (w tym przypadku źródło i wzmacniacz).

A co było słychać? Dla uspokojenia nerwów powiem, że CD555 pokazał wszystkim pozostałym pięty, uciekając daleko, daleko do przodu. Drugi był CDX2 i na końcu laptop. Mimo to, mogę to powiedzieć z pełną odpowiedzialnością, dźwięk ze stałej pamięci nie był zły, a nawet był bardzo fajny. Jak wspomniałem, to nie był hi-end, ale jak na hi-fi, dostawaliśmy naprawdę wiele. Zachowany był rytm i uderzenie, a także swego rodzaju „wyodrębnianie” instrumentów z tła. Jeśli abstrahowałem od kontekstu, tj. drogiego systemu i skupiałem się na źródle (laptop+wzmacniacz), można było powiedzieć o tym zestawieniu same dobre rzeczy. Warto też przywołać zdanie Douga, który zwrócił uwagę na to, że jeśli wzmacniacz z taką łatwością pokazuje zmiany źródła, to chyba dobrze to świadczy o jego „przezroczystości”. Przejście na kolejne stopnie „wtajemniczenia” uspokajało dźwięk i ustawiało wszystko w lepszej perspektywie. Trochę się śmiałem, ale nie do końca, że nawet rezonans, w jaki wpadała jedna ze ścian pomieszczenia, przy szczególnie niskim zejściu basu, z CD555 był lepiej kontrolowany i nie tak irytujący. Pewne kłopoty sprawiała głębokość sceny. Nie wiem na pewno, z czego to wynikało, ponieważ kompletne systemy Naima słuchałem tylko na wystawach, ale być może brak głębi spowodowany jest ustawieniem kolumn tej firmy na ścianie. Naim rekomenduje bowiem postawienie swoich kolumn tuż przy tylnej ścianie, tak też je projektując. Oddalone od niej tracą sporo z masywności basu.

Jak wykazał pokaz, hi-endowe źródła, w porównaniu z komputerem, a więc i serwerem, są wciąż daleko do przodu. Można nawet powiedzieć, że bardzo daleko. I jeśli ktoś teraz twierdzi, że nie ma różnicy w dźwięku między serwerem i CD, ten po prostu kłamie, albo jest głuchy. Albo jedno i drugie. Albo coś tam. Nie słyszałem wprawdzie Klimaxa DS Linna (to przetwornik z zewnętrzną pamięcią, którą można rozbudowywać i umieścić np. w piwnicy, żeby nam nie huczała), ale słyszałem wiele innych, także drogich serwerów i myślę, że jeszcze nie przeskoczono jeszcze pewnej bariery, wiążącej się z samym twardym dyskiem oraz przesyłem sygnału i przez to ekstrapoluję moje doświadczenie na cały zbiór serwerów. Jeśli się mylę, to przepraszam. Nie chodzi przy tym o dźwięk jako taki, bo ten jest często znakomity – bardzo mi się podobał np. serwer Arcama MS250 – a o to, jak ten dźwięk ma się do drogich odtwarzaczy CD. A tutaj przepaść jest jeszcze wyraźna. Ale to dopiero pierwsze poważne kroki tej technologii w audiofilskim świecie i myślę, że za pięć lat, kiedy nastąpi zapewne „wielkie przestrajanie”, będzie naprawdę nieźle. I nie trzeba przecież drzeć szat, bo może wreszcie płyty, które sięostaną będą tłoczone tylko w najlepszy możliwy sposób i będą pięknie pakowane. Bo przecież będzie to towar luksusowy, dla wybranych – dla nas...



Naim Audio
e-mail: info@naimaudio.com

Decibel (dystrybutor firmy Naim)
e-mail: decibel@decibel.com.pl

Chillout Studio
e-mail: biuro@chilloutstudio.com




POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ



© Copyright HIGH Fidelity 2007, Created by B