KOLUMNY WOLNOSTOJĄCE

KEF
REFERENCE 203/2

WOJCIECH PACUŁA







Ach, jakże piękne są nowe Reference’y! I to wcale nie urywek Pieśni nad pieśniami... Od pierwszego momentu, kiedy je ujrzałem wiedziałem, że KEF-owi udało się wreszcie doprowadzić projekt plastyczny do logicznego końca (?). Lakierowane na wysoki połysk, znakomicie położony naturalny fornir, genialnie wykonana obudowa w kształcie lutni i odlewany, wykończony czarnym lakierem metallic „kołpak” osłaniający najnowszy system UNI-Q zaczerpnięty wprost z flagowego opracowania Muon, a wcześniej z projektu Austin. Ten ostatni miał swoją premierę podczas zeszłorocznej wystawy High End w Monachium (relacja TUTAJ), gdzie zdobył najważniejsze wyróżnienie za Dźwięk Wystawy. To właśnie te behemoty wyewoluowały w tak przepiękną formę, jaką są Muony. A jedną z najważniejszych zmian, antycypujących najnowsze modele było przeprojektowanie systemu UNI-Q. Najważniejsze zmiany dotyczyły poprawienia geometrii membrany średniotonowca tak, aby lepiej zintegrować ten głośnik z kopułką wysokotonową. Wymieniono jego zawieszenie na płaskie oraz kompletnie nowy wysokotonowiec. A to z kolei pozwoliło wyeliminować charakterystyczny dla wersji 1. głośnik superwysokotonowy (w nomenklaturze firmowej – hypertweeter). Rozmawiałem o tych zmianach z głównym inżynierem KEF-a, dr. Andrew Watsonem, od którego dowiedziałem się wyjątkowo interesujących rzeczy. Twierdzi na przykład, że próbował w miejsce używanego w tej chwili tytanu stosować aluminium, a także beryl i stwierdził, że membrany tego typu choć sztywne, wytracają część energii nagrania, a charakterystyka ich rezonansów niekorzystnie wpływa na pasmo przetwarzane. A to ciekawe oświadczenie, bo bezpośredni rywal KEF-a na polu głośników koincydentialnych (tak je w swoich materiałach nazywa KEF, bo nie chodzi jedynie o wspólną oś, a także o wspólną płaszczyznę), firma TAD (obecnie pod parasolem Pioneera) za szefa ma Andrew Jonesa – człowieka, który był jednym z inżynierów odpowiedzialnych za opracowanie systemu Uni-Q (pracował on wcześniej jako szef projektantów Infinity Systems i właśnie jako szef projektów w KEF Electronics). I to on, w majestatycznych kolumnach TAD Reference One stosuje nową wersję Uni-Q, w której zarówno membrana średniotonowa, jak i wysokotonowa wykonane są właśnie z berylu... System oczywiście nie nazywa się Uni-Q, ponieważ prawa do nazwy posiada KEF. Jakby nie było, nowa kopułka KEF-a przenosi aż do 60 kHz (-3 dB), a to dzięki przeniesieniu miejsca „zaczepienia” cewki z obrzeża na 2/3 kopułki. Dało to sztywniejszą strukturę, której łamanie występuje znacząco wyżej niż poprzednio (pik ma być widoczny powyżej 25 kHz). Jak to zrobiono? No cóż, nie da się sensownie przymocować cewki poza obrzeżem, dlatego membranę podzielono na dwie części – właściwą kopułkę oraz walec z zagiętymi do środka brzegami tak, że wchodząc od tyłu w kopułkę, przenosi punkt oparcia z brzegów bliżej środka.

To jednak nie wszystko. Mogę teraz oficjalnie powiedzieć, bo jest już po oficjalnej premierze kolumn, ale słyszałem pierwsze egzemplarze, które wyszły z taśmy produkcyjnej w Maidstone, gdzie znajduje się siedziba firmy, na specjalnym, zamkniętym pokazie ponad rok temu podczas wystawy IFA w Berlinie (relacja z wystawy 2006 TUTAJ, 2007 TUTAJ). Słuchałem wówczas modelu 203/2 oraz 205/2. Byłem oczarowany. Wreszcie w dźwięku było więcej mięcha, energii, całość była znacznie przyjemniejsza w odbiorze niż wcześniej. Podpytałem oczywiście dr. Watsona o to, dlaczego grają zupełnie inaczej niż wersja 1. Z rozbrajającym uśmiechem powiedział, że po prostu odeszli nieco od absolutnej wierności, liniowości itp. na rzecz zmian wypracowanych w odsłuchach. Początkowo nie był z tego powodu specjalnie szczęśliwy, to ostatecznie inżynier i naukowiec, ale po wprowadzeniu proponowanych poprawek zupełnie zmienił zdanie. W każdym razie najważniejsza informacja jest taka, że pierwsze pokazy miały miejsce rok temu z okładem. W tym samym czasie japoński, prestiżowy magazyn „Stereo Sound” je przetestował (testowi w następnym numerze towarzyszyła ważna nagroda tego pisma Critic’s Applause 2006), a więc musiał je mieć do dyspozycji jakieś trzy-cztery miesiące wcześniej. Skąd więc takie opóźnienie i dlaczego aż półtora roku trzeba było czekać na polską premierę, jaką jest ten test? Sprawa okazała się tyle prozaiczna, co nie do przeskoczenia. Nowe Reference mają genialnie wykonaną obudowę, pokrytą naturalnym fornirem, a ten z kolei lakierem takim, jak fortepiany (nie chodzi o czarny lakier fortepianowy, choć i taka wersja jest dostępna). O ile fornir kładziony był idealnie, o tyle lakier, a jest go aż siedem warstw, miał pecha. Trzeba było aż siedem razy zmieniać podwykonawcę tej jednej czynności, żeby udało się otrzymać idealną powierzchnię i absolutną powtarzalność. A to przy setkach i tysiącach egzemplarzy rzecz niezwykle trudna. Zabiegi te zajęły cały rok. Mimo wszystko i tak jesteśmy pierwszym w Polsce pismem, który najnowsze głośniki KEF-a otrzymał do recenzji.

Kiedy odpakowałem kolumny nie rozczarowałem się ani na jotę. Powiem więcej – dopiero teraz mogłem właściwie ocenić przywiązanie do każdego detalu. Kolumna nie dość, że wygląda przepięknie, przynosi coś jeszcze, coś poza dumą audiofila – dumę posiadacza. To mianowicie ten rodzaj produktu audio, który jest jednocześnie produktem luksusowym, coś jak zegarek, samochód czy jacht. Bez dwóch zdań patrząc na nie wiemy, że to coś ze smakiem, za który trzeba słono zapłacić. Świadczą o tym zresztą pewne elementy dodatkowe, np. umieszczone w dużym, drewnianym pudle akcesoria. A wśród nich mamy: świetnie wyglądające nóżki lub do wyboru szerokie stopy, wykonane z grubej miedzianej plecionki zwory (kolumna ma trzy pary zacisków WBT, stąd sześć zwór), wasserwagę w chromowanej, atrakcyjnej obudowie, którą można położyć na kolumnie i użyć do poziomowania. Wszystko mówi: jestem kimś! A technicznie model Reference 203/2 jest konstrukcją trójdrożną, wentylowaną dwoma wylotami bas-refleksu, nastrojonymi na tę samą częstotliwość i wbrew pozorom, znajduje się bliżej początku cennika tej prestiżowej serii niż końca, ponieważ poniżej są jedynie podstawkowe 201/2, zaś nad nimi 205/2 oraz potężne 207/2.

ODSŁUCH

Kiedy pierwszy raz usłyszałem o zmianie charakteru referencyjnej serii KEF-a na nieco bardziej „ludzką” nie do końca byłem przekonany co do tego pomysłu. Tak, ja też słucham muzyki nie sprzętu, jednak akurat precyzja pierwszej serii tych kolumn była zdecydowanie na ich plus. „Humanizacja” dźwięku polega bowiem najczęściej na jego ociepleniu i lekkiemu złagodzeniu ataku. To dlatego tak łatwo „wchodzą” wzmacniacze lampowe ze średniej półki. Im wyżej, tym te cechy przypisywane ekskluzywnie lampom znikają, ustępując precyzji. Tak było do tej pory i z kolumnami tej brytyjskiej firmy. Już pierwszy odsłuch przekonuje jednak, że w ich nowym wcieleniu nie chodzi o zamazanie szczegółu. I wcale nie mam na myśli szukania nieistniejących detali, albo wydobywania ich przed samą muzykę. Okazuje się mianowicie, że 203/2 są niezwykle przezroczyste, jeśli chodzi o wszystko, co się znajduje przed nimi w torze. Przed ich przyjazdem na testy odbyło się 51. spotkanie Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego poświęcone podstawkom pod urządzenia i kolumny, firm Finite Elemente, Vibrapod (recenzowaliśmy je TUTAJ) oraz Nordost. Fajna zabawa, nieoczekiwane rezultaty itp. Jednym słowem – to, moim zdaniem, naprawdę słychać i dobre podstawki (najlepsze okazały się Ceraball FE) zmieniają dźwięk w znaczący sposób. W systemie, w którym były odsłuchiwane, pod napędem nowego Lektora Granda Ancient Audio dodawały dźwiękowi ostatecznego szlifu, poprawiały lokalizację oraz pogłębiały rysunek instrumentów. Generalnie – dźwięk szlachetniał i to wcale nie tycio-tycio, a tak, że nie było o czym myśleć, tylko trzeba było je kupować i koniec. Co też zrobiłem. Po powrocie do domu od razu zdjąłem z mojego Lektora Prime AA zamontowane tam stożki (firmy Monacor) i podłożyłem pod niego nóżki Finite. A ponieważ to był środek nocy, więc nie przesłuchiwałem co i jak w moim systemie to dało. Na drugi dzień, dość wcześnie, wjechały do mnie nowe urządzenia i zapomniałem, że przecież w systemie coś zmieniłem. Tak, można się śmiać – zmieniłem tylko nóżki pod odtwarzaczem. Ponieważ testy zaczynam od ponownego odsłuchania płyt na moim systemie, żeby „skalibrować” ucho, odpaliłem najpierw kolumny Harpii Acoustics, których używam (Dobermann (new) test TUTAJ). I nie poznałem systemu. Dźwięk był znakomicie rozdzielczy, dokładny, jednak punkt ciężkości przeniósł się w górę skali. A to w przypadku tych kolumn sprawa niebezpieczna, bo może się zamienić w natarczywość. Po sprawdzeniu połączeń, ułożenia kabli, ustawienia kolumn itp., kiedy okazało się, że wszystko jest jak było, dostrzegłem drobną zmianę, o której mówiłem – podstawki. Szybko przywróciłem Monacory i wrócił poprzedni balans tonalny. A jednak... Gdzieś uleciała absolutna klarowność i precyzja basu i atak na średnicy. A przecież Finite w znacznie droższym systemie wcale nie wyostrzały dźwięku! Co się okazało: oto poprawa precyzji, klarowności itp. pokazała wszystkie elementy o których wiedziałem, a które wcześniej były nieco maskowane, jak zbyt mała moc, jak na Harpie, używanego z nimi co jakiś czas wzmacniacza Lebena CS-300, a także fakt, iż przepiękna, używana przeze mnie na co dzień końcówka mocy Luxmana M-800A wymaga dobrego preampu, a ja ją zasilam z regulowanego wyjścia Lektora.

Ten sam manewr, tj. zmianę nóżek przeprowadziłem więc i z KEF-ami. I ten sam rezultat. Jaki stąd wniosek? To naprawdę bardzo przezroczyste kolumny, którym trzeba zapewnić godziwe zasilanie. Tak więc zmiana balansu tonalnego wcale nie wpłynęła na rozdzielczość „dwieścietrójek”, a nawet ją poprawiono. Generalnie, jeśli można generalizować, rzeczywiście dźwięk ma teraz więcej ciała i wypełnienia, jednak nie jest przez to nosowy. Trudne do odtworzenia nagrania z cudnej płyty Lisy Gerrard i Pietera Bourke’a Duality (4AD/Sonic Records, SON 139, CD) były więc wyraźne i pełne. W ogóle głosy to forté tej konstrukcji. Już przy przedpremierowych odsłuchach zwróciłem uwagę na znakomitą prezentację głosów zespołu Anonymus 4, jednak dopiero teraz miałem możność docenić także ich głębię i rysunek. Tak więc wydaje się, że tu i ówdzie na dole dodano czegoś, ale tak, żeby nie zaburzyć równowagi dźwięku. Jeśli bowiem nagrania są nieco lekkie, tj. bez konsystencji, jak np. utwory z płyty Wish The Cure (Fiction/Sound-Pol, SPB CD 015, CD) to tak też zostaną odtworzone. Może bez wytykania ich wad, ale też bez dopalania czegokolwiek. Bas w ogóle jest krótszy i lepiej prowadzony niż w poprzedniej wersji, acz pełniejszy. Jeśli więc w nagraniu bas jest mocny, to niezależnie od rodzaju nagrania, nawet przy tak wiekowej rejestracji jak Mel Tormé Sings Fred Astair Mela Tormé (Bethlehem/Victor Enterteinment, VICJ-61457, K2HD, CD), zostanie odtworzony naprawdę mocno. Jeśliby się temu przyjrzeć bliżej, okaże się, że kolumny zawdzięczają tego typu granie wyjątkowo mocnemu wyższemu basowi, odpowiedzialnemu za tzw. „kick-bas”. To nie są konstrukcje, które będą romantycznie zawodziły, udowadniając, że audiofilizm polega na katowaniu się porno-jazzem (Sara K – sorry, nawet ją lubię, ale to jest tego rodzaju muzyka, zresztą podobne są ostatnie płyty Madeleine Peyroux i Diany Krall), a jeśli trzeba, to uderzą. Ciekawe, ale KEF-y nie schodzą bardzo nisko i to jest być może powód lepszego prowadzenia wyższych części basu.

Średnica jest znakomita, ale o tym już pisałem. Będzie ona się zmieniała w znacznym stopniu pod kątem urządzeń do nich podpiętych. Ze stożkami pod Primem zakres ten był dość ciepły, a wyższy bas i niższa średnica nie uderzały bezpośrednio, a z pewnego rodzaju emfazą, jakby czymś więcej niż tylko żyletą ataku. Podobnie grał testowany swego czasu przeze mnie wzmacniacz Nagry MPA (porównanie z poprzednią wersją wzmacniaczy Silver AA TUTAJ) i to bardzo przyjemne granie, wchodzi w krew bardzo szybko, jednak KEF-y potrafią więcej. Z Cerapucami zabrzmiały bardziej bezpośrednio, bez otoczki wokół każdego uderzenia. Wokale wcale nie były tak wysunięte do przodu, jak można by się spodziewać po lekko „podbajerowanej” kolumnie. Wspominany Tormé, a potem Sara K (to musiało paść...) z genialnie wydanej płyty Hell Or High Water (Stockfisch, SFR 357.5039.2, XRCD24; recenzja TUTAJ) byli bowiem prezentowani na scenie w dobrej perspektywie i nawet można by powiedzieć, że u wokalistki zniknęła gdzieś „dożartość” wokalu przejawiająca się czasem, na gorszych systemach, jego nadnaturalną wielkością i ekspansywnością. Być może tak wierne granie zapewnia świetna koherencja między głośnikiem wysokotonowym i średniotonowym. Nie twierdzę, że Uni-Q to rozwiązanie wszelkich bolączek, ani że to jedyny sposób na integrację przetworników. Dobermanny pokazują, że da się to przeprowadzić równie dobrze w tradycyjny sposób. Tyle, że Harpie są w tej mierze wyjątkowe... A KEF-y bez żadnej gimnastyki osiągają równie dobrą płynność, a nawet nieco lepsze wypełnienie niższej średnicy, który to element jest jedną z nielicznych rzeczy w polskich konstrukcjach, które bym poprawił.

Ciekawie przedstawia się przestrzeń. Jedną z zalet Uni-Q ma być szeroki obraz dźwiękowy, w różnych miejscach przed bazą kolumn, a nie tylko ograniczony do punktu odsłuchu (tzw. sweet spot). W pierwszej chwili wcale nie słychać, żeby brytyjskie kolumny jakoś szczególnie się wyróżniały na tle konkurencji i np. kolumny Audio Physic czy Sonics w pierwszej chwili po prostu porwą rozmiarami i rozmachem sceny. Tyle, że KEF potrafi coś ekstra: prezentuje duży, stabilny rysunek, podany z wyjątkowo realistycznym wolumenem instrumentów i głosów. Jak pisałem przy okazji prapremiery potężnych kolumn Wing Ancient Audio, jestem swego rodzaju konwertytą i choć nadal uwielbiam monitory, to uważam, że nie da się wytworzyć treściwej, mającej naturalną wysokość (nie tylko głębię i szerokość) sceny dźwiękowej z małych głośników. To dlatego tak genialnie prezentują się nagrania z kolumn planarnych, jak np. z Magnepanów MG 1.6/QR – bo mają naturalne rozmiary. KEF-y, pomimo że nie są specjalnie duże, robią podobne wrażenie. Świetnie słychać to przy nagraniach mono. Pierwszym krokiem do prawidłowego odtworzenia tego typu nagrania jest dobra rozdzielczość. Pozwala na dokładne rysowanie wymiaru w głąb, bez chaosu i nakładania się instrumentów na siebie. To potrafi wiele kolumn, już powyżej 5000 zł (próg ten jest jedynie orientacyjny, nie dogmatyczny), byle dobrze zrobionych. Niemal wszystkie konstrukcje pokazują jednak tego typu muzykę jako mały punkt na scenie. Z jednej strony to dobrze, bo oznacza to dobre relacje fazowe, brak rozmyć itp., jednak z drugiej strony do pełnego realizmu trzeba pójść dalej: nagrania muszą mieć odpowiedni wolumen. Wciąż precyzyjnie, a jednak z „treścią”. Tak grają Wingi, Magnepany, do pewnego stopnia Harpie, jednak KEF-y, choć z nich wszystkich najmniejsze, są tylko krok za dwoma pierwszymi konstrukcjami. I taki obraz dźwiękowy słychać rzeczywiście nie tylko dokładnie pośrodku, ale także nieco z boku. Dźwięk nie ulega przy tym gwałtownemu przerzuceniu do bliższego głośnika, a po prostu nieco się w jego kierunku przesuwa. To jest naprawdę coś!

Biorąc wszystko to pod uwagę trzeba przyznać, że udało się z nową serią pójść do przodu w stosunku do starszej. Nie jest to jeszcze szczyt rozdzielczości, bo kolumny w rodzaju Wilson Audio czy Von Schweikert robią to lepiej. Żeby to jednak osiągnąć z kolumnami zza Oceanu, trzeba będzie wydać dwa, trzy, a nawet cztery razy więcej. Są przy tym wszystkie inne kolumny znacząco brzydsze od KEF-ów. Pewnym problemem może być jedynie to, że kolumny te nie są najłatwiejszym obciążeniem. Choć nominalnie 8-omowe, minimum mają na 3,2 oma (firma zresztą lojalnie te dane podaje), co słychać było w połączeniu z 12-watowym Lebenem CS-300, ponieważ dźwięk robił się dość jasny, co wskazywało na wyjątkowo duży pobór prądu. Myślę, że 60 W mojego (tak, jest już mój...) Luxmana M-800A to absolutne minimum. Warto więc przemyśleć stosowanie wzmacniaczy lampowych, jeśli na wyjściu mają one mniej niż 60-80 W.
Nie rozpocząłem od tego testu, choć miałem ochotę, ale teraz mogę: pozostałe konstrukcje przy smukłych, genialnie wykończonych, mających dobre proporcje i to „coś” KEF-ach są po prostu brzydkie, nijakie, a czasem wręcz pokraczne. To jedne z bardzo niewielu kolumn, które zachowując wysoki standard dźwięku, oferują genialny wygląd, elegancję, która być może przekona część żon do pasji męża. Można oczywiście powiedzieć, że nie liczy się wygląd, tylko dźwięk. Oczywiście, ale nie do końca.. Już o tym pisałem, ale powtórzę to jeszcze raz: za te pieniądze – i nie tylko – chcę mieć wszystko – i dźwięk, i wygląd. Amen.

BUDOWA

Kolumny Reference 203/2 firmy KEF są poprawioną wersją modelu Reference 203. Poprawki są jednak na tyle znaczące, że dałoby się spokojnie nazwać je inaczej, a jeśli to nie zrobiono to chyba po to, aby nie mieszać ludziom w głowach. To wciąż te same, smukłe obudowy, z trójdrożnym, czterogłośnikowym układem, wentylowane dwoma wylotami bas-refleksów. Na dole pracują dwa, połączone równolegle głośniki niskotonowe o średnicy 165 mm każdy, z membraną z pulpy celulozowej, pokrytej dodatkowo długimi włóknami. Pośrodku widać przezroczystą nakładkę przeciwpyłową. Głośnik ma potężny, odlewany kosz i bardzo duży motor, z pierścieniami Faradaya (układ: długa cewka, krótka szczelina). Jak podaje producent, to przetworniki o wyjątkowo niskich zniekształceniach, nieraz o rząd niższych niż u konkurencji. Głośniki są połączone plastikowymi maskownicami z wyprofilowanymi wylotami bas refleksu. Na samej górze znajduje się system Uni-Q. Usztywniony od góry ciężkim, masywnym blokiem w kształcie łzy, jest zupełnie nowym rozwiązaniem, po raz pierwszy zaprezentowanym w potężnych, prototypowych kolumnach Austin, które przekształciły się następnie w Muon. Głośnik średniotonowy, o średnicy 165 mm, ma płaskie zawieszenie, bez fałdy, co ma pomóc w utrzymaniu szybkości i wspomóc lepszą propagację wysokich tonów – membrana średniotonowca (z polipropylenu) jest dla umieszczonej w centrum kopułki obciążeniem akustycznym. 25-mm kopułka wysokotonowa wykonana została z tytanu i jest niecodziennie napędzana: oto cewka została nawinięta nie bezpośrednio na jej przedłużeniu, a na dodatkowym pierścieniu. Pierścień ten zawinięty jest do środka tak, aby przenieść punkt nacisku o 1/3 bliżej środka. Pozwoliło to na znaczące przesunięcie częstotliwości rezonansowej, a także poszerzenie pasma przenoszenia, aż do 60 kHz. Stąd rezygnacja z dodatkowego głośnika superwysokotonwego znanego z poprzedniej serii. Aby poszerzyć o dołu pasmo przenoszenia kopułki, jest ona od tyłu obciążona dużą puszką, a nie – jak w poprzedniej wersji – tłumiona. Obydwa głośniki – i średniotonowy, i wysokotonowy mają magnesy neodymowe. Warto zwrócić uwagę na to, że oprócz uproszczenia układu, przez eliminację jednego punktu podziału, te, które pozostały, przesunięto nieco w dół: z 400 Hz na 300 Hz i z 2,7 kHz na 2,3 kHz.

Zwrotnica została zmontowana na dwóch, dużych płytkach. Inaczej niż w kolumnach Bowers&Wilkins, są to układy wysokiego rzędu, stąd duża ilość elementów. W sekcji średnio-wysokotonowej mamy cewki powietrzne i polipropylenowe kondensatory francuskiej firmy SRC, zaś w niskotonowej kondensatory elektrolityczne i cewki z rdzeniami proszkowymi. Zwrotnicę przykręcono w dwóch sekcjach – niskotonową do grubego, odkręcanego dna obudowy, zaś średnio-wysokotonową do przedniej ścianki, też od spodu. Cała kolumna okablowana jest grubą plecionką z miedzi OFC, sygnowanej logo KEF. Przewody podpina się do wymodelowanego modułu pasującego kształtem do wąskiej tylnej ścianki. Jest to wyjątkowo rozbudowany układ – mamy bowiem trzy pary zacisków (bardzo fajne WBT), umożliwiające nawet tri-wiring lub tri-amping oraz możliwość dopasowania dźwięku do pomieszczenia, zrealizowane za pomocą złoconych, dostarczonych przez WBT, wkrętów, które działają jak zwory. Dostępne mamy dwa zakresy – górę, z dwoma wkrętami – lub dół. Taka wszechstronność to absolutna rzadkość, a regulacje, choć wydawałoby się, że subtelne przekładają się na sporą zmianę dźwięku. Równie rzadkie są tak solidne zwory jak tutaj: zamiast zwykłych blaszek zastosowano porządne miedziane linki z ładnymi, choć nie najdroższymi wtykami. Obudowę wykonano głównie z bardzo grubej sklejki, giętej na potężnych maszynach w kształt lutni. Spód, góra oraz wewnętrzne, liczne wręgi są jednak z płyt MDF. Wykończenie kolumn jest genialne: do wyboru mamy kilka naturalnych fornirów oraz lakier fortepianowy. Wszystkie wersje wykańczane są na wysoki połysk przez firmę normalnie zaangażowaną w wykańczanie powierzchni fortepianów. Metalowe elementy – kołpak oraz maskownicę mocowania Uni-Q – wykończono znakomitym lakierem metallic. Całość można postawić albo na dużych, metalowych nóżkach (jeśli obawiamy się o parkiet) lub na bardzo ładnych, solidnych kolcach.



DANE TECHNICZNE (wg producenta):
Pasmo przenoszenia
(15º od osi głównej; +/- 3 dB)
55 Hz - 60 kHz
Rozciągnięcie basu (-6 dB) 40 Hz
Punkty podziału 300 Hz, 2,3 kHz
Zalecana moc wzmacniacza 50 - 200 W
Skuteczność (2,83 V/1 m) 89 dB
Maksymalny poziom wyjściowy (SPL) 113 dB
Impedancja 8 Ω (min 3,2 Ω)
Ekranowanie magnetyczne tak
Waga 26,5 kg
Wymiary (H x W x D) 1020 x 248 x 405 mm


KEF
REFERENCE 203/2

Cena: 22 000 zł

Dystrybucja: KEF Poland

Kontakt:

GP Acoustics GmbH
Heinrichstr. 51
D-44536 Lünen

Grzegorz Wyka
e-mail: grzegorz.wyka@gpaeu.com
Tel.: +48 660 773 432



Strona producenta: Kef



POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ



© Copyright HIGH Fidelity 2007, Created by B