ODTWARZACZ WIELOFORMATOWY AUDIO

LINN
AKURATE CD

WOJCIECH PACUŁA







Tak naprawdę, to od dawna właśnie na to czekałem. Cyfrowy odtwarzacz, odtwarzacz audio, odtwarzacz grający właściwie każdy rodzaj płyt audio, jaki do tej pory wymyślono. I każdy w swojej „natywnej” domenie: SACD prowadzone od początku do końca jako DSD, CD od początku do końca traktowane w „czystej” formie, bez przechodzenia przez kość przeznaczoną dla DVD-Audio. Co więcej – każdy możliwy format dostępny jest zarówno w formie stereofonicznej – i RCA, i XLR – oraz wielokanałowej 5.1 (tylko RCA).

W czasie testu dotarł do mnie najnowszy numer „Hi-Fi Choice” (November 2007, Issue 299, s. 50-52), a w nim test Akurate CD. I przy tej okazji słowo dygresji. Istnieje wiele strategii prowadzenia testów (chodzi właściwie o metodologię badań). Jedna, doprowadzona na naprawdę wysoki poziom i całkiem atrakcyjna została wypracowana w dawnym „Magazynie Hi-Fi”. Oto dziennikarze (tzw. ‘redaktorzy’ to tak naprawdę najczęściej dziennikarze specjalistyczni) tej redakcji działali w podziemiu. Nie wchodzili w komitywę, nie bratali się, nie ujawniali. Rozwinięciem tej postawy, często reprezentowanej także w innych magazynach specjalistycznych jest izolacja totalna. Tj. założenie, że przed testem, przed napisaniem tekstu, nie wolno w ogóle nic o produkcie pod lupą wiedzieć. Nie czyta się więc, nie dowiaduje itp. Myślę, że to poważny błąd. Była wprawdzie w XIX i początkach XX wieku taka tendencja w nauce, np. w krytyce literackiej, ale w szczególności w antropologii, żeby nie pozwolić na siebie wpłynąć nikomu. Historia badań literackich i codzienna praktyka pokazuje, że to było błędne założenie. Całkowicie skompromitowała to zresztą antropologia, jedna z najnowszych i najbardziej „owocnych” nauk. Chodzi o to, że teza, mówiąca, że da się oddzielić podmiot badania od jego przedmiotu jest z gruntu błędna (pisałem o tym kilka razy, ale proszę to przeczytać jeszcze raz). Tego się nie da oddzielić. Co najwyżej nie rozpoznajemy tych związków. A jeśli związki istnieją, to trzeba je za każdym razem wydobywać i pokazywać wpływ na samo badanie. Stąd w nowoczesnych badaniach korzysta się z tylu źródeł ile się da. W tym przypadku oznacza to czytanie całej dostępnej literatury przedmiotu, materiałów firmowych, słuchanie wszystkiego, co się da, rozmowy z dystrybutorem, firmą, innymi użytkownikami. I dopiero na tej podstawie musi nastąpić ocena własna.

A piszę o tym, ponieważ z HFC dowiedziałem się dwóch rzeczy, na które w pierwszym momencie nie zwróciłem uwagi. Jedna to brak dekodowania płyt HDCD, chociaż to sztandarowy format LINN-a, dostępny w każdym innym produkcie tej firmy. Dziwne, ale zaraz się to wyjaśni. Druga sprawa, to możliwość upsamplowania sygnału z płyt CD do postaci 24/96 i wysłania go w tej formie przez wyjście cyfrowe. Pierwsza rzecz okazuje się dość prosta: w chwili obecnej nie ma już od dawna dostępnych dekoderów PMD100 firmy Pacific Microsonic, w których odbywało się „rozpakowywanie” sygnału HDCD. Można wprawdzie kupić pewną ilość, jednak są to resztki zapasów i nie da się zapewnić dostępności produktu w większych niż jednostkowe ilościach. A LINN to w chwili obecnej poważny gracz i na takie ograniczenia pozwolić sobie nie może. Co więcej – w odtwarzaczach HDCD sygnał z klasycznych płyt był nieco upośledzony, ponieważ jedną z wad pomysłu prof. Johnsona był niższy o 6 dB sygnał z tego typu płyt. Stąd obowiązkowe tłumienie o tę wartość sygnału z płyt CD (często w domenie cyfrowej). Teraz z kolei dostępny jest dekoder PMD200, dostosowany do nowych formatów, jak DVD-Audio. Problem jednak w tym, że nie jest to już dedykowana kość układu scalonego, a software wpisywany do DSP układów DVD – każda kość z Dolby Digital, DTS czy MPEG2 ma także wpisany dekoder HDCD, a jedynie od woli producenta (i zamożności, bo licencja sporo kosztuje) zależy, czy go odblokuje. Przykładem na to jest chociażby odtwarzacz Majik LINN-a, który jest w istocie odtwarzaczem DVD, z zablokowanymi wszystkimi funkcjami poza CD i... CD-DTS. To tam dokonuje się dekodingu HDCD w kości ESS Vibratto, która służy właściwie do dekodowania obrazu i sygnału z płyt DVD. Ale do czego zmierzam: założeniem projektantów Akurate CD było skrócenie do minimum ścieżki, jaką musi przebyć sygnał od soczewki lasera do wyjścia analogowego. Explicite wyartykułował to we wspomnianym teście szef projektantów Jim Robinson. A w takim przypadku nie da się „przepuścić” sygnału z CD przez dodatkową kość. I dlatego nie mamy na pokładzie HDCD. Druga sprawa, krótsza, to wspomniany upsampling. Robinson to potwierdza, a więc musi tak być naprawdę, chociaż nie znalazłem o tej możliwości nigdzie w materiałach firmowych ani słowa – sygnał 16/44,1 jest zamieniany na 24/96. Nie mam jednak pojęcia, czy dzieje się tak jedynie dla wyjścia cyfrowego, czy w ogóle. A jeśli jest to proces standardowy dla sygnału PCM, to czy tylko dla wyjścia stereo, czy dla wszystkich? Jest taka możliwość, ponieważ przed przetwornikami mamy potężny układ DSP Spartan firmy Xilinx, który oprócz dbałości o częstotliwość próbkowania (obok znajdują się dwa bardzo ładne zegary) może, przynajmniej w teorii, zajmować się upsamplingiem. Na to nie mam jednak żadnych dowodów, a co więcej – przeczyłoby to idei skracania ścieżki sygnału...

Ale wracajmy do opisu, bo wstęp jest już dłuższy od testu, a jeszcze nie opisaliśmy całego urządzenia. Jak wspomniałem – na to czekałem. Tyle, ze jakieś trzy-cztery lata temu. To nie jest problem LINN-a, ani też jego wina, ale sprawa „gęstych” formatów jest przesądzona – będą stanowiły tylko margines płytotek. Być może dzięki temu nastąpił tak niesamowity postęp w reprodukcji zwykłych Compact Disców? W każdym razie idea jest słuszna – zdejmijmy z odtwarzacza wieloformatowego wszystko, co się wiąże z wizją i mamy urządzenie audio. LINN mówi wprawdzie o odtwarzaczu CD, jednak po prawdzie, część przeznaczona stricte dla tego formatu to tylko ułamek elektroniki zawartej w Akurate i formalnie jest to wieloformatowy odtwarzacz audio. Ale znowu zbaczam – zdejmijmy wideo i zostanie audio. Tak zrobiono i tutaj Musimy jednak wiedzieć, że to w pewnym sensie zaklinanie rzeczywistości. Co to znaczy „zdjąć” wideo w DVD? Jeśli chcemy zachować możliwość odtwarzania DVD-Audio, możemy co najwyżej wyrzucić przetworniki wizyjne. Bo podstawowy układ dekodujące, „mózg” urządzenia i tak pozostaje. Stąd moja mała uwaga – dlaczego by nie wyprowadzić sygnału wideo przez HDMI? I tak układ pracuje, nie trzeba by żadnych nakładów, a możliwości wzrastają. Odpowiadam: bo to by źle wyglądało. Bo audiofile są zrażeni do wszystkiego co jest związane z wizją i taki pomysł mógłby im być nie w smak. I tyle. Biorąc więc wszystko powyższe pod uwagę, można by więc zaryzykować tezę, że Akurate CD to taki Unidisk 1.1 bez wyprowadzonej wizji. Wspomniane urządzenie jakiś czas temu testowałem do „Audio” (6/07), więc wiem, co mówię. W pewnym sensie, może nawet sporym, to prawda. Nie dotyczy jednak płyt CD. Wspominałem o braku HDCD: we wszystkich Unidiskach dekoder ten występuje, a to oznacza, że sygnał z płyt CD musi przechodzić przez kość DSP dekodującą wizję itp. A tutaj nie. I być może to najważniejsza wiadomość dotycząca tego urządzenia. Jeśli się Państwo ze mną zgadzają, można zapomnieć o wszystkim, co napisałem wcześniej, a ja przepraszam za stratę czasu.

Wspominałem o dawnym "Magazynie Hi-Fi". Ponieważ Akurate CD okazał się niesamowicie kompetentnym urządzeniem, a udało się wszystko zorganizować czasowo, poprosiłem o jego ocenę jeszcze jedną osobę – Tomka Foltę, który dla Państwa napisał już parę słów, np. recenzując koncert Madity, czy spisując wrażenia z odsłuchu w Chillout Studio. I właśnie od jego opinii rozpoczniemy część poświęconą odsłuchom.

DŹWIĘK

Opinia I

Linn Akurate CD to z pewnością wyjątkowy odtwarzacz.. Urządzenie już od pierwszych minut sprawia wrażenie bardzo muzykalnego. Dźwięk, jaki serwuje nam to źródło po umieszczeniu dysku w szufladzie (w moim przypadku zabawa z tym odlewanym dziełem sztuki użytkowej, którym jest mechanizm w każdym drogim odtwarzaczu LINN-a, zajmuje każdorazowo pierwszych kilkadziesiąt sekund) charakteryzuje wyjątkowa plastyczność przekazu. Plany budowane są z wielką precyzją, nic się nie nakłada, nie zlewa. Od samego dołu pasma, który to zakres przekazywany jest w sposób wybitny i to w wartościach absolutnych, przez soczysty środek, aż po wysokie tony LINN raczy nas zdecydowanie homogenicznym przekazem.
Jeżeli chodzi o płyty SACD, to bez skrupułów Akurate może stawać w szranki z najlepszymi tego świata i wydaje mi się, że szanse na zwycięstwo w tym pojedynku mają jedynie playery takich specjalistów jak EMM Labs czy dCS. Posłuchajcie chociażby Shangri-La Marka Knopflera (Mercury Records, 9867715, SACD/CD), aby doświadczyć niespotykanej na tej płycie przejrzystości. W moich ulubionych Postcards From Paraguay bez problemu zlokalizujecie każdą gitarę, czy to elektryczną, czy akustyczną; w Don’t Crash The Ambulance docenicie pełną paletę barw, począwszy od masującego brzuch fundamentu basowego, przez gitary i harmonijkę, aż po ściągnięty z bliska wokal, który zapada w całą tę perspektywę bez żadnych podkreśleń czy przerysowań. Dzięki Linnowi moje ulubione wokalistki zmaterializowały się tuż za linią kolumn, jakby były obecne tu i teraz. Eteryczny głos Madity spowodował u mnie ciarki na plecach porównywalne z tymi, jakie wywołał jej śpiew na żywo w wiedeńskim Birdlandzie prawie rok temu (relacja TUTAJ). Lou Rhodes z niezbyt dobrze nagranej, przynajmniej jeśli chodzi o wokal, aczkolwiek pięknej Beloved One (Infinite Bloom Recordings, INFB001, CD) wypełniła scenę swoim ciepłym głosem, gdzieś pomiędzy wszystkimi gitarami i przeszkadzajkami, których nie brakuje na tym albumie. Novika z Tricks of Life (Kayax 013, CD) w końcu pozwoliła mi skupić się na innych niż bas aspektach brzmienia tej zapewne najlepiej w naszym kraju nagranej płyty z tego rodzaju muzyką. Laleh na swoim niedostępnym niestety w Polsce debiucie (Warner Music Sweden, 677655, CCD) pokazała, że pomimo młodego wieku jej możliwości wokalne są ogromne. Również w tym przypadku Linn poradził sobie z bardzo przeciętnie zarejestrowanym wokalem nie eksponując zbytnio sybilantów. Na przebojowym Live Tomorrow chórki nie zlewają się w jedną całość, jak prezentują to tańsze odtwarzacze, lecz z łatwością można wskazać kilkanaście punktów na scenie, w których najwyraźniej pozbawiony mózgu realizator dźwięku umieścił głos Laleh. Nie będą również zawiedzeni Akuratem Linna fani ciężkich brzmień. Solówki gitarowe niezapomnianego Chucka Schuldinera na Symboilc Death’a (Roadrunner RR-8957-2, CD) brzmią przez Linna krystalicznie czysto. Stopa perkusji Hoglana ma właściwy ciężar i wykop. Obserwując zgranie sekcji rytmicznej z gitarami w Zero Tolerance zakręciła mi się łezka w oku na myśl, że ci goście nic nigdy już razem nie skomponują i nie zagrają. Słuchając piekielnie ciężkich riffów Dino Cazaresa na Soul of a New Machine (Roadrunner RR-9160-2, CD) czy też Demanufacture (Roadrunner RR-8956-2, CD) dostrzeżemy, jak przełomowym z perspektywy czasu okazało się brzmienie wypracowane przez Fear Factory. Ileż zespołów nagrywa dziś swoje płyty w sposób, jaki oni zapoczątkowali na swoich dwóch pierwszych albumach!
Podsumowując muszę stwierdzić, że żaden z odtwarzaczy, które miałem okazję gościć do tej pory u siebie, nie wyniósł w jednej chwili brzmienia mojego średniej klasy systemu, złożonego z elektroniki Musical Fidelity oraz kolumn Danish Physics 0.2, z taką łatwością w okolice high-endu, jak zrobił to Linn Akurate CD. Bez względu na to, co Wojtek napisze na temat budowy tego urządzenia i relacji wartości do ceny, uważam, że brzmienie tej maszyny w pełni motywuje każdą złotówkę, jaką trzeba na nią wydać.


Tomek Folta

Opinia II

Nie da się nie zauważyć, że LINN Tomkowi się podobał. Ale słuchając szkockiego odtwarzacza nie można się nie uśmiechnąć z uznaniem. To bardzo kompetentnie, przyjemnie grające urządzenie. Słychać, że jego dźwięk nie jest wypadkową scalaka tutaj, opornika tam, a wynika z długotrwałego słuchania solidnie przygotowanego urządzenia i wprowadzaniu zmian na żywym organizmie. Są oczywiście elementy lepsze i nieco gorsze, jednak ogólne wrażenie jest znakomite – i to niezależnie od tego, czy słuchamy pięć minut czy pięć dni.
Jeślibym miał krótko scharakteryzować barwę LINN-a, a to ona decyduje o tak jednoznacznie pozytywnym odbiorze, powiedziałbym, że jest po cieplejszej stronie mocy. Nie chodzi o ocieplenie w stylu ciepłych wzmacniaczy lampowych, gdzie dochodzi zwykle do podkreślenia wyższego basu i niższej średnicy, a raczej w stylu najlepszych odtwarzaczy SACD, jakie słyszałem, a mianowicie Accuphase DP-800/DC-801 i EMM Labs CDSD SE/DCC2 SE. Znakomitymi urządzeniami tego typu są też playery dCS-a i Esoterica, jednak one stoją akurat po chłodniejszej stronie.
W każdym razie, LINN Akurate CD gra nasyconym, gęstym dźwiękiem. Nie ma w nim jednak podbicia jakiegokolwiek zakresu, a raczej delikatne wycofanie wyższego środka. Pod tym względem urządzenie zachowuje się w bardzo podobny sposób, jak świetny, czołowy w zakresie cenowym poniżej 20 000 zł, odtwarzacz CD Meridian G08. To gładkie, płynne granie z bardzo dobrym wypełnieniem. Co więcej – LINN gra lepszym, w skali absolutnej, a nie tylko w odniesieniu do Meridiana, basem. Może nie jest to atak, jaki proponuje Lektor Grand Ancient Audio czy inne hi-endowe odtwarzacze, jednak w dziedzinie barwy – jak najbardziej. Bo w ogóle wypełnienie niższych zakresów, ale w gładki, równy sposób, bez dziur zostało tutaj przeprowadzone wzorowo. Tak gra, może nieco lepiej, wspomniany Accuphase i mój Lektor Prime. Posłuchajmy fantastycznie nagranej płyty Minimum-maximum Kraftwerku (EMI, 334 996 2, 2xSACD/CCD), np. utworu Autobahn i usłyszymy o czy mówię. Mamy mocny, pełny głos „robota” i pełne, potężne uderzenia basu. Prime z warstwy CCD gra to nieco lepiej, jednak np. dwukrotnie tańszy DU-50 Luxmana, swoją drogą świetny odtwarzacz, nie gra tego tak dobrze, w tak mocny, dynamiczny sposób.

A jednak dźwięk jako całość jest lekko zrelaksowany, tj. przez uspokojenie energii wyższego środka i delikatne wycofanie góry, mamy niesamowicie plastyczny, nasycony, ale ciut uspokojony dźwięk. Może nieco przesadzam z wymaganiami wobec LINN-a, ale ponieważ to tak fajne urządzenie, nie mam wątpliwości, że trzeba je porównywać z najlepszymi. I tak, przy płytach CD dźwięk jest trochę spokojniejszy, uderzenie nie jest doprowadzane do końca. Kiedy grałem na Primie japoński remaster The Eagles Hotel California Asylium/Warner Bros, WPCR-11936, CD), w momencie, kiedy po pierwszej sekwencji gitary i głosu uderzają mocno werble (są fantastycznie nagrane!), wyraźnie z LINN-em były nieco słabsze i delikatniejsze. To samo było z gitarą basową – barwa była znakomita, jednak zwartość była gorsza. To samo powtórzyło się przy japońskiej wersji III grupy Led Zeppelin (Atlantic/Warner Bros., WPCR-11613, CD). Co ciekawe, ta ostatnia, pomimo – a może dzięki – wygładzeniu wyższych partii zagrała świetnie, bo bez problemu dało się wyróżnić gitary, głos, itp., a zazwyczaj wokal ginie pod resztą. Puryści metalowi być może powiedzą, że brakuje im chrzęstu i chrapliwości znanej z tego typu nagrań, jednak z LINN-em będą mogli po raz pierwszy posłuchać ich w bliższej oryginałowi (mam na myśli dźwięk na żywo) wersji. I tak, jakoś niespodziewanie doszliśmy do środka. To był chyba cel naczelny dla projektantów tego odtwarzacza. Słuchając purystycznych nagrań w rodzaju Old Friends-New Roads Allana Taylora (Stockfisch, SFR 357.6047.2, CD), gdzie są tylko dwa elementy – gitara lub fortepian i głos, od razu słychać, że energia środka jest większa nawet niż z Prime’a. Ponieważ w tym samym czasie testowałem dwa japońskie lampowce – Lebena CS-300X (test CS-300 TUTAJ) oraz C.E.C.-a TUBE53, miałem moment, aby sprawdzić, jak mocno mogą grać z całkiem łatwym (chodzi o impedancję) obciążeniem, jakim są Dobermanny Harpii Acoustics. Kolumny stanowią dość poważne obciążenie w zakresie średnicy i najlepiej radził sobie z nimi 400-watowy (przy 8 Ω) Krell EVO 402. Kiedy zaś gram na nich słabsze wzmacniacze, bardzo łatwo zweryfikować ich prawdziwą moc, ponieważ im mniejszą dysponują, tym wcześniej na środku słychać zniekształcenia. Jest też inne oblicze tego stanu rzeczy – kiedy z tego typu wzmacniaczami podłączam źródła o mocniejszym środku, słychać to momentalnie, bo da się takiego Lebena rozkręcić nieco słabiej niż z innymi. I to właśnie przypadek LINN-a. Z Akurate CD głos Taylora, naprawdę mocny i pełny, miał świetny wolumen, lepszy niż z Luxmana. To samo z trąbką Cheta Bakera z płyty Picture of Heat (Pacific Jazz/EMI, 494106, SBM CD), która z Primem była bardziej ekspansywna, a z LINN-em mocniej łączyła się z saksofonem Peppera.

Jedna rzecz, w której odtwarzacze CD z tego przedziału cenowego, a SACD droższe, robią lepiej, to pokazywanie wnętrza nagrania. Wydaje się bowiem, że rysunek instrumentów jest przez LINN-a prowadzony raczej barwą niż obwiednią, atakiem. Nie chcę, aby zabrzmiało to tak, jakby coś było tłumione, to nie ten poziom jakościowy, absolutnie nie, jednak wniknięcie w to, jaką fakturę mają instrumenty, w jakiej przestrzeni akustycznej się znajdują, jest tutaj trochę za barwą. W tej mierze, przy SACD lepiej radzi sobie wspomniany Luxman, jednak jest on w dziedzinie rozdzielczości „gęstych” formatów ewenementem. Ancient Audio Lektor V przy CD też robił to nieco lepiej. Kiedy jednak porównamy Akurate CD z topowym odtwarzaczem wieloformatowym LINN-a Unidisk 1.1, to okaże się, że dwukrotnie tańszy Akurate gra dźwięk lepiej niż „wszystkorobiący” brat! Słuchając LINN-a nie ma się wrażenia, że czegoś brakuje, że coś tracimy, bo to kulturalny, kompetentny odtwarzacz. Kiedy jednak porównamy z jakimiś naprawdę rozdzielczymi urządzeniami słychać, że „Szkot” zawiesza gest w pół drogi, że nie wykańcza co zaczął. I, oceniając go pod kątem poszczególnych formatów, najmniej odczuwa się to przy SACD, nieco bardziej przy CD i najbardziej przy DVD-Audio. Nie wiem, z jakiego powodu, czy to ma związek z naciskiem na SACD, czy też z koniecznością zdekodowania tego sygnału w kości DSP, ale podobnie jak w Unidisku, tak i tutaj, wydaje mi się, że format ten traktowany jest trochę po macoszemu. I prawdę mówiąc, nie dziwię się. Nawet ja, gorący zwolennik PCM-u w formie DVD-A już położyłem lagę na ten format. Tak, co jakiś czas dochodzi do mojej kolekcji jakaś płyta w tym formacie, jednak w tym samym czasie kupuję sto CD i z dziesięć SACD. Z drugiej strony to mocny komplement dla Akurate’a za jego pracę na polu CD – myślę, że płyty w tym formacie brzmią lepiej, płynniej, mają lepszą barwę niż DVD-A! Zwykle przeze mnie chwalone odtworzenie Somethin’ Else Cannonball Adderleya w wersji 24/192 (Blue Note/Classic Records, HDAD 2009, DVD-A 24/96+24/192) nie miało tej energii, tego płynięcia co nagrania na CD. A SACD? Naprawdę wspaniale! Szkoda, że Sony zostawiła tę sprawę sobie, a muzom (ludzie z Mobile Fidelity są na to wściekli, bo najpierw byli namawiani na przejście na nową platformę, a kiedy to zrobili, zostawiono ich samym sobie), bo najnowsza generacja tych odtwarzaczy, m.in. wspominany Accuphase czy właśnie LINN pokazują, że da się z płyt wycisnąć niesamowicie dużo. Kiedy posłuchałem nowej pozycji ze stajni Mobile Fidelity, wydanej w kartoniku (!) płyty Invitation Milt Jackson Sextet (Riverside/Mobile Fidelity, UDSACD 2031, SACD/CD, #1828/2500; to murowana Nagroda Roku w dziedzinie „Muzyka”) szczęka mi opadła. Oczywiście wciąż słyszałem złagodzenie środka, lekkie wycofanie całości, jednak energia góry i piękny bas rekompensowały to z nawiązką.
Trudno w naszej dziedzinie wyrokować z absolutną pewnością o tym, że coś jest dobre, a coś złe. Dużo zależy od otoczenia, płyt, pomieszczenia itp. W tym przypadku jestem jednak pewien, że mamy do czynienia z naprawdę wysokiej klasy, bardzo dobrym odtwarzaczem.

BUDOWA

Odtwarzacz Akurate CD firmy LINN to tak naprawdę uniwersalny odtwarzacz audio. Można w nim odtworzyć płyty CD, SACD, DVD-Audio – te dwa ostatnie formaty w stereo i wielokanałowo. Nie ma żadnego wyjścia wideo. Odtworzymy także płyty DAD (Digital Audio Disc), a więc właściwie DVD, tyle, że jedynie z dźwiękiem 24/96. Niegdyś produkował je np. Chesky Records.
Urządzenie wygląda identycznie jak inne źródła cyfrowe tej firmy – od Majika po Unidiski. Jest to całkowicie aluminiowa obudowa, z odlewanym frontem,, który tutaj jest na stałe połączony ze ścianką górną i bocznymi. Taka unifikacja, przeprowadzona zresztą również w Cyrusie pozwala na znaczącą redukcję kosztów wytwarzania. Niestety, duża część frontu – to ta bardziej srebrna część, jest plastikowa. Bo trzeba się przyzwyczaić do myśli, że to nie jest CD12 i nie ma mowy o masywnych odlewach, komorach wewnątrz itp. pewną reminiscencją tego, co niegdyś było, jest odlewana, fantastyczna szuflada, będąca częścią opracowanego przez LINN-a własnego napędu wieloformatowego o nazwie Silver Disk Engine. Pod cieniutką, wyjeżdżającą cichutko i solidnie, szufladą umieszczono duży, niebieski wyświetlacz. Jest na nim sporo informacji, jednak czyta się je całkiem sprawnie. Obok mamy tylko sześć przycisków o różnym kształcie. Pozostałe funkcje dostępne są z systemowego pilota, produkowanego w tej samej fabryce, która dostarcza pilotów Arcamowi.
Tył urządzenia pokazuje główny impet konstruktorów: audio, stereo. Stąd obecność wyjść zbalansowanych oraz dwóch par niezbalansowanych stereo, a do tego niezbalansowane wyjścia wielokanałowe. Szkoda, że wyjście stereofoniczne RCA wyprowadzono na tak samo kiepskich gniazdach jak pozostałe kanały. Jak się okaże po rozkręceniu urządzenia, złocone są jedynie bardzo ładne gniazda XLR oraz znakomite wyjście cyfrowe BNC. Oprócz niego jest także wyjście TOSLINK. A poza tym – elementy automatyki i multi-room Knekt – gniazda CAT-5 i wejście dla zewnętrznego sterowania urządzeniem w systemie LINN-a.

Uwagę zwracają dość duże wycięcia wentylacyjne, zachodzące także na spód odtwarzacza. A to dlatego, że z przodu, tuż przy prawej przedniej krawędzi umieszczono wiatraczek chłodzący układy DSP. Nie wiem, czy jest on tutaj potrzebny – w Unidiskach, gdzie mieliśmy sporo dodatkowych układów związanych z wizją może i tak, ale tutaj nieco psuje obraz całości. Być może jednak, że chodzi przede wszystkim o chłodzenie zasilacza – w tej roli, tradycyjnie dla tego szkockiego producenta, zasilacz impulsowy o firmowej nazwie ‘silent power’. Układ złożono na dwóch płytkach – podstawowej, mieszczącej także elementy sterowania napędem, przykręconą na spodzie oraz drugą, z przetwornikami i układami wyjściowymi audio. O napędzie już wspomniałem – to opracowanie własne (wygląda na to, że na podstawie napędu Sony), z ową imponującą szufladą. W porównaniu z CD12 spory zawód sprawia „skorupa” mechaniki – tam była ciężka, z odlewu, tutaj jest plastikowa i nachodzi tylko od góry.

Układy sterujące znajdują się pod spodem (to kości Sony), i tam też mamy układ ESS Vibratto. To potężny dekoder wizji MPEG2, dźwięku Dolby Digital, DTS, DolbyPrologic II, HDCD i innych. W tym przypadku wykorzystano jedynie jego umiejętność dekodowania sygnału audio z płyt DVD-Audio – także w bezstratnej kompresji MLP (chociaż nigdzie nie ma stosownego logo). Jak wspomniałem we wstępie, Akurate CD nie dekoduje płyt HDCD. A to dlatego, że sygnał z układu czytającego biegnie prosto do kości DSP na drugiej płytce, gdzie jest retaktowany – chodzi o minimalizację jittera – oraz przesyłany do stereofonicznej kości Cyrrus Logic CS4397. Dalej mamy układy konwersji I/U, filtry oraz bufory wyjściowe – wszystko zrealizowane na podwójnych kościach Burr-Browna OPA604. Tuż przed nimi widnieją jednak znacznie ciekawsze układy, a mianowicie też BB, tyle że INA2134. To układy międzystopniowe, poprawiające dopasowanie impedancyjne itp. Ponieważ nie mają żadnego wzmocnienia (tj. wzmocnienie jest równe 1), nie uczestniczą we wzmacnianiu sygnału. Jedną z ich właściwości jest tworzenie tzw. wirtualnej masy, ale też i sumowanie sygnału różnicowego. I być może to o to tutaj chodziło, ponieważ cała droga sygnału prowadzona jest niesymetrycznie. Stąd przed wyjściami XLR mamy dodatkowe kości BB służące do jego symetryzacji. Ale, ale – nie wspomniałem o drodze sygnału DSD: kości znajdują się na płytce głównej i stąd taśmą kompuiterową biegną do przetworników. Wydaje się również, że drugą taśmą płynie osobno sygnał LPCM z płyt DVD-A oraz PCM z CD. Jest więc tak, jak obiecywali projektanci, tj. każdy z tych formatów traktowany jest oddzielnie, bez zamiany któregokolwiek na coś innego (jak w Arcamie, gdzie sygnał DSD zamieniany jest na LPCM, albo w dCS-ie czy Esotericu, gdzie sygnał PCM zamieniany jest na DSD...). Generalnie trzeba powiedzieć, że to bardzo nowoczesne urządzenie, ze znakomitym napędem, dbałością o „czystość” sygnału, które jednak odbiega od obiegowych wyobrażeń audiofila o źródle cyfrowym – nie ma potężnego transformatora (chociaż napięcie jest wielokrotnie filtrowane, także tuż przy samych układach), obudowa nie jest taka jak niegdyś, napęd zresztą też, a całość bardziej przypomina odtwarzacz wieloformatowy niż CD. Takie życie.



DANE TECHNICZNE (wg producenta):
Data wprowadzenia do sprzedaży: maj 2007
Rodzaj: odtwarzacz DVD-Audio/SACD/CD
Impedancja wyjściowa (RCA/XLR): 300 Ω/600 Ω
Napięcie wyjściowe (RCA/XLR): 2/4 V rms (XLR: gorący pin – 2)
Wymiary: (H) 80 mm x (W) 381 mm x (D) 360 mm
Waga: 4,5 kg
Rodzaje odtwarzanych płyt: CD, SACD (Super Audio CD), DVD-Audio, DTS Audio CD, CD-R, CD-RW
Wyjścia: analogowe 5.1; stsreo RCA; stereo XLR; cyfrowe BNC, cyfrowe TOSLINK; RC5 In & Out (KNEKT) RS232 In & Out (RS232 & Flash Upload)
Pobór mocy: ok. 40 W


LINN
AKURATE CD

Cena: 26 000 zł

Dystrybucja: LINN Polska

Kontakt:

Tel.: (0...22) 739 81 78

e-mail: info@linnpolska.pl


Strona producenta: LINN



POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ



© Copyright HIGH Fidelity 2007, Created by B