WZMACNIACZ ZINTEGROWANY

Japońskie impresje

C.E.C.
AMP3300R

WOJCIECH PACUŁA







Wzmacniacze C.E.C.-a charakteryzują się unikalną konstrukcją stopnia wyjściowego. Opisywany jest on jako klasa A, jednak nie jest to klasyczny układ tego typu. Ponieważ jakiś czas temu przygotowywałem test poprzedniej wersji tego wzmacniacza, bez dopisku 'R' (chyba od "Revisited') dla mojego macierzystego "Audio", a od tej pory w tej koncepcji nic się nie zmieniło, po prostu zacytuję sam siebie: "Końcówka [...] została podzielona między dwie płytki (dla każdego kanału), umieszczone piętrowo jedna nad drugą. Jej budowa jest wyjątkowa i stanowi własność intelektualną C.E.C.-a. Już wcześniej uwagę zwracał napis na przedniej ściance, mówiący, iż jest to wzmacniacz single-ended, pracujący w klasie A. Pamiętając, jakiej wielkości radiatory są w tego typu wzmacniaczach PASS-a, maleńki radiator wzbudza konsternację. Układ rzeczywiście ma tylko jeden stopień wzmocnienia, są to pojedyncze tranzystory, które w tym modelu produkują około 250 mW. Są one wspomagane jednak potężnymi źródłami prądowymi, którymi tranzystor steruje. [...] Pośrodku dużej płytki znalazła się mniejsza, napakowana elementami SMD - to jest "mózg" układu. Tutaj porównuje się napięcie wejściowe z wyjściowym i w zależności od potrzeb steruje się źródłami prądowymi, które dzięki temu nie muszą stale pobierać pełną moc, a tylko tyle, ile w danym momencie potrzeba. [Podobna] "pływająca" klasa A znana była wcześniej, ale głównie z bardzo drogich wzmacniaczy, np. Krella. Układ monitorujący pozwala również "przewidzieć" impedancję w danym momencie. Głównie z tego powodu, rozwiązanie, stosowane również w hi-endowym modelu AMP71, nazwano LEF (Load Effect Free). Dodajmy jeszcze, że końcówka pracuje bez sprzężenia zwrotnego."

To tłumaczy, dlaczego przy tak wysokiej mocy i klasie A mamy do czynienia z tak niewielkim radiatorem. Chociaż przedsmak tego, co czeka po włączeniu muzyki będziemy mieli, kiedy go dotkniemy - jest bardzo gorący, nawet na biegu jałowym.
Nowy model różni się dość znacznie, zarówno wyglądem, jak i budową, od poprzedniej wersji. Ponadto został wprowadzony dość szybko (jak na C.E.C.-a) po od wdrożenia do sprzedaży wersji bez 'R' (czyżby od "revisited"?). Najwyraźniej więc udało się na tyle poprawić układ, żeby zaryzykować. I być może właśnie chcąc ograniczyć ryzyko, nie zmieniono starej nazwy, która dobrze się kojarzyła.

ODSŁUCH

Niestety nie miałem możliwości porównać obydwu urządzeń łeb w łeb, jednak obydwa grały w tym samym systemie i w tym samym pomieszczeniu, więc jakieś pojęcie mam. Charakter dźwięku się nie zmienił - jak na tak niedrogi wzmacniacz, poczucie głębi, czystość wszystkich podzakresów, ale nade wszystko dynamika, wszystko to było znakomite. Eileen Farrell z płyty "Test&Burn-In Disc" (XLO/Reference Recordings, RX-1000, gold CD) zabrzmiała więc w bezpośredni, namacalny sposób. Wiem, że to trochę nadużywane pojęcie i tak naprawdę, w całej rozciągłości występujące tylko w topowych urządzeniach, jednak w pewnej mierze ma zastosowanie także w niskich przedziałach cenowych, gdzie zawsze ma zwracać uwagę czytelnika na swego rodzaju materializację muzyki, jej intensywność itp. Coś jak w przypadku wzmacniacza C.E.C.-a. Głos Farrell był duży, ciepły, a zespół karnie ustawił się z tyłu, mając za plecami dużą przestrzeń. Podobnie trąbka, choć sama w sobie o dużym wolumenie i nieco ciepławej barwie, grzeczniutko (chodzi o umiejscowienie) grała w głębi sceny. Ta bardzo trudna do właściwego odegrania rejestracja, właśnie z takimi (i oczywiście lepszymi) urządzeniami odżywa, ponieważ trzeba w niej pokazać zarówno dokładny dźwięk bezpośredni, jak i poradzić sobie z potężnym pogłosem i oddechem sali. CEC (ciągłe pisanie kropek po literkach trochę mnie męczy...) zrobił to fantastycznie, ponieważ nie utopił wszystkiego w pogłosie (tak brzmi urządzenie zbyt ciepłe), ani też nie rzucił na twarz (tak słychać kliniczny sprzęt). Już teraz słychać było, a używam tego nagrania zaczynając test wszystkich urządzeń, że AMP3300R radzi sobie fenomenalnie (naprawdę!) z budowaniem sceny - zawsze jest ona głęęęboka, szeeeeroka i niesłychanie prrrrecyzyjna.

Pod tym względem tak dobrze nie będzie z wieloma urządzeniami kosztującymi i 8000 zł. Precyzja w oddaniu planów jest duża nie tylko w nagraniach referencyjnych, ale rozciąga się też na mniej audiofilskie dyski. "In Utero" Nirvany (Geffen Records 24607, CD), na przykład. Płyta została nagrana w typowy dla tamtej maniery sposób, tj. w postaci "ściany dźwięku". Miało być potężnie, głośno i dowalić wszystkim. I tak było. CEC pokazuje jednak, że realizacja tej płyty nie jest wcale taka zła. ściana rzeczywiście jest, ale nieco z tyłu, a na pierwszym planie mamy nieźle pokazany głos Cobaina. Gitary miały kąśliwy charakter, a stopa perkusji zasuwała niebywale. Ale to już sprawa barwy i dynamiki.
Barwę można określić jako neutralną. Z jednym wyjątkiem. Mamy znakomitą górę i równi dobry bas oraz nieromantyczną średnicę. Nie chcę powiedzieć, że nie jest romantyczna, bo to kwalifikator ujemny, ale właśnie nieromantyczna, bo ten jest bardziej neutralny. Najpierw skraje pasma. Bas schodzi bardzo głęboko, jest szybki, ale ma też masę, czyli niczego nie ścienia. Fantastycznie, dorównując wspomnianym wcześniej urządzeniom za 8000 zł, zabrzmiał więc kontrabas z płyty Voo Voo "XX. Część pierwsza" ({muszę chyba kupić "Część drugą", jest jeszcze lepsza} Sony&BMG 520034, CD {chociaż z tym CD to trochę idę na łatwiznę, bo nigdzie nie ma znaczka Compact Disc. Z drugiej strony Sony nie stosuje zabezpieczenia Cactus, jak np. EMI, mogłoby więc znaczek dawać. Ale... Sony stosuje swój własny system zabezpieczający przed kopiowaniem}). Jego brzmienie było czyste, zwarte i dynamiczne. Tak też zabrzmiała stopa perkusji, która miała wyraźne plaśnięcie i niemal czuć było swąd skóry z której zmajstrowano membranę.

Bas schodzi nisko i jest dobrze kontrolowany, chociaż w pierwszej chwili po przejściu z innych wzmacniaczy, np. Primare I20, czy LAR AI-45 MkII (test - TUTAJ), może się wydawać, że nie jest mocny. To z kolei pochodna wyraźnej i bezkompromisowej góry. Ta część pasma, wraz ze sceną stanowią o niezwykłości CEC-a. Blachy są blaszane, a instrumenty drewniane - drewniane. Góra jest bowiem wyraźna i ma bardzo dobry atak. Do takiej prezentacji trzeba się przyzwyczaić, jednak jest ona bliższa naturalnemu brzmieniu, z kąśnięciami, plaśnięciami i stukami. Nieco brakuje wypełnienia uderzenia, ale to przecież niedrogie urządzenie, a i tak robi to bardzo dobrze. W pierwszej chwili można odnieść wrażenie, że góry jest nieco zbyt duże - nieprawda. Wreszcie jest jej po prostu tyle ile trzeba.
Jedynym problemem z barwą, który jednak przypomina o cenie CEC-a jest wyższa średnica. Potrafi ona zagrać nieco mocniej niż zazwyczaj i daje to np. nieco podniesiony męski wokal, jakby Waglewski, dla przykładu, miał gardło wyłożone srebrem. Sprawa jest do opanowania, ale pod warunkiem, że się przyłożymy przy kolumnach i kablach. Przy każdym zawahaniu kolumny, niemogącej się zdecydować czy gra neutralnie czy coś podkreśla, CEC zabrzmi nieco wyżej, eksponując np. szum taśmy z płyty Kenny'ego Burrella "Midnight Blue" (Blue Note/EMI 95335, RVG Edition, CD).

Cecha ta jest nieco niwelowana przy zmianie wejścia ze zbalansowanego na niezbalansowane. Podłączając CD do gniazda RCA otrzymamy nieco łagodniejszy, bardziej zaokrąglony dźwięk. Przez chwilę może się to wydawać krokiem w dobrą stronę. Pamiętajmy jednak, że w ten sposób tracimy ową fantastyczną szybkość, dokładność, atak i - przede wszystkim - nieco spłycamy scenę. Ta ostatnia wciąż będzie bardzo głęboka, głębsza niż u niemal całej konkurencji w tej cenie, jednak z XLR może być jeszcze lepiej. Warto więc kupić źródło z takimże wyjściem. Najprostszym wyborem będzie odtwarzacz CEC-a CD3300R. Można też spróbować odtwarzacz Thule. Jednym z lepszych połączeń będzie jednak to z odtwarzaczem CD Xindak Muse 1.0 DeLuxe, którego wyjście XLR (napędzane przez układy solid-state) ma nieco ciemniejszą barwę i powinno się idealnie zgrać z mocnym graniem CEC-a. Zanim jednak zaordynujemy to rozwiązanie, posłuchajmy firmowego zestawu.

BUDOWA

Urządzenie jest bardzo ciężkie i pod tym względem od poprzedniej wersji niewiele się zmieniło. Przód to kilku mm płyta aluminiowa, na której znajdziemy pośrodku gałę siły głosu (niestety już nie w kształcie łzy) i po prawej pięć przycisków uaktywniających poszczególne wejścia, a także przycisk mute, każdy z małą diodą. Po lewej stronie widać dwa rzędy po trzy diod, informujących o normalnej pracy, oczekiwaniu na rozgrzanie i ustabilizowanie wszystkich parametrów oraz diody informujące o jakimś zagrożeniu. Każdy kanał otrzymał własny wskaźnik. I jeszcze mechaniczny wyłącznik sieciowy. Z tyłu zmieniło się przede wszystkim jedno: wymieniono doprowadzające do bólu brzucha (od śmiechu) zaciski głośnikowe na porządne, złocone, identyczne jak te stosowane przez Rotela. Edgara i innych. Do dyspozycji mamy cztery wejścia RCA i jedno zbalansowane, a także wyjście do nagrywania. Obok widoczny jest wystający na zewnątrz radiator. Ponieważ teraz chowa się je zazwyczaj wewnątrz urządzeń, oznacza to, że w środku musi być raczej tłoczno.
Gniazda RCA są niezłocone i przełączane są przekaźnikami. Sygnał taśmą płynie do głównej płytki, do której z boku wpięte są dwa podwójne, otwarte potencjometry (nie są one w ścieżce sygnału, a tylko sterują dyskretnym tłumikiem), a więc najwyraźniej sygnał biegnie w formie zbalansowanej. Trochę mnie to zmyliło, ponieważ nie ma dużej płytki, jak w droższym modelu z dyskretnym potencjometrem, a jednak układ wciąż nazywa się IGM (Intelligent Gain Management). Popytałem i co się okazało: dążąc do skrócenia drogi przesyłu, układ tłumiący umieszczono bezpośrednio na płytce wejściowej. Wymieniono tutaj przekaźniki, dodano trochę kroków i wyeliminowano sporo połączeń.
Układ główny znalazł się na dwóch dużych płytkach, dla każdego kanału osobno. Tutaj też układy zasilające, z dużą ilością (20 na kanał) kondensatorów, z czego 12 pracuje w końcówce, a 8 (2 x 4 - każda ze zbalansowanej gałęzi ma osobny układ) w części sterującej. W końcówce pracuje po jednym tranzystorze, a każdy z nich steruje parą tranzystorów dla każdej linii (osobno dla gałęzi ujemnej i osobno dla dodatniej), czyli cztery sztuki na kanał (Toshiba A1962+C5242). Napędza to duży toroid przykręcony do płytki usztywniającej "podłogę". Sercem układu jest mała płytka w montażu SMD, sterująca układem LEF, przygotowana przez firmę Condeias Engineering. To przede wszystkim opracowanie jej nowej wersji spowodowała wymianę modeli na nowe. Układ jest w całości dyskretny, z metalizowanymi, precyzyjnymi opornikami. Pilot zdalnego sterowania jest plastikowy, ale całkiem nieźle się nim steruje. Warto dodać, że wejście ma swój własny zasilacz, a boki obudowy wyklejono materiałem tłumiącym drgania.

Dane techniczne (wg producenta):
Moc wyjściowa2x75 W/8 Ω 2x120W/4 Ω
Rekomendowane obciążenie)4-8 Ω
Impedancja wejściowa RCA - 47 kΩ XLR - 47 kΩ
Stosunek S/NXLR - 102 dB (1 Vrms/1 W)
Pobór mocy37-300 W
Wymiary435x115x360 mm
Masa:9,2 kg


C.E.C.
AMP3300R
Cena: 3990 zł
Dystrybucja: RCM

Kontakt:
RCM s.c.
ul. Matejki 4
40-077 Katowice

Tel: 032 / 206-40-16
032 / 201-40-96
Fax: 032 / 253-71-88
e-mail: rcm@rcm.com.pl
Strona firmowa: C.E.C.




© Copyright HIGH Fidelity 2006, Created by SLK Studio