"MADE IN JAPAN"

PRZEWÓD CYFROWY 75 Ω S/PDIF
OYAIDE
SL75R


Ciekawe bywają ścieżki, jakimi chadza przypadek. W czasie tegorocznej wystawy High End w Monachium po raz pierwszy spotkałem człowieka o którym dotychczas tylko słyszałem, jednego z luminarzy świata audio, kompletnie zakręconego na punkcie wzmacniaczy SET, kolumn tubowych i innych wynalazków, w których Japonia przoduje, pana Bé Yamamurę. Jak się okazało, jakiś czas temu przyjął on propozycję współpracy z japońską firmą Acrolink, specjalizującą się w produkcji przewodów połączeniowych najwyższej klasy, np. dla promów kosmicznych. Rozmowa była tym łatwiejsza, że rok temu pisałem w "Audio" o kablach Esoteric. Co ma Esoteric do Yamamury? Otóż, kable te wytwarza Acrolink. Z zadowoleniem i satysfakcją obejrzał więc zdjęcia z reportażu i zaciągnął mnie w kąt stanowiska, gdzie leżały przewody pod równie nieznaną nazwą Oyaide. Tamte, mówi - wskazując na Acrolink - może i są najlepsze, ale są również piekielnie drogie. To tutaj - potrząsnął wiązką kabli - jest również znakomite, a kosztuje ułamek tamtej kwoty. I tak umówiliśmy się na test kompletu kabli. Postanowiliśmy podzielić go na trzy odsłony: na pierwszy ogień pójdzie przewód cyfrowy SL75R, następnie komplet interkonektów SL75RR i przewodu głośnikowego OR-800 Advanced, a na końcu kabel sieciowy L/i50 EXs. Z tym ostatnim jest nieco kłopotu, ponieważ dotarł on z wtykiem używanym w USA (gdzie Oyaide sprzedaje się bardzo dobrze). Mam nadzieję, że coś da się wymyślić.

Jak już kilka razy przedtem, publikujemy test bez dystrybutora danej marki. Oznacza to, że ceny podane są dla kraju pochodzenia. W Polsce mogą się różnić z powodu cła, transportu i innych czynników. Nie powinny jednak wzrosnąć na tyle, aby uczynić test nieprzystającym do naszych realiów cenowych.

Najkrótsza charakterystyka kabli Oyaide, w tym cyfrowego SL75R mogłaby wyglądać tak: japoński odpowiednik Stereovoxa Reference. Trochę upraszczam sprawę, ale chodzi o nadanie kierunku. Biorąc pod uwagę wysoką cenę, już nieprodukowanych, amerykańskich przewodów, wydaje się to dużym komplementem. Przejdźmy jednak do konkretów.

ODSŁUCH

Wciąż wiele nagrań narodowych wytwórni płytowych z krajów zza Żelaznej Kurtyny nie doczekało się należnego im uznania. Przez chwilę wydawało się, że swoją szansę otrzymał Hungaroton. Przejęty przez Sony Music, w latach 90' wypuścił pod szyldem Hungaroton Classic cudowną serię płyt. Jedną z moich ulubionych pozycji jest "Requiem" Mozarta (MCD 12038), pod batutą Jánosa Ferencsika, z niesamowitą Magdą Kalmár na sopranie. Utwór, zagrany nieco szybciej, nie tak ciężko jak zazwyczaj, w bardzo klarowny sposób, chociaż nie wolny od wad, pokazuje, jak można to dzieło wykonać z ogniem. Nagranie pochodzi z roku 1978, zostało dokonane w technice analogowej, jednak w połowie lat 90' zostało na nowo zmiksowane, tym razem w domenie cyfrowej. Dźwięk nagrania jest przestrzenny, bez rzucania wszystkiego na twarz, momentami nieco lekki. Przejście z tańszego kabla Eichmann eXpress, ale w dużym stopniu również z bardzo dobrego XLO Ultra 2 zmieniło dźwięk w sposób zasadniczy. Przede wszystkim na plan pierwszy wyszła piękna, kremowa średnica. Pomimo subiektywnego wygładzenia, jej wyrazistość, szczegółowość itp. wzrosły niepomiernie. Największej zmianie uległa jednak góra, wcześniej nieco ostrawa - to przypadłość wszystkich tanich kabli, związana najwyraźniej z wyższym poziomem jittera, przez nie wprowadzanego - teraz była nieco stonowana i lepiej zintegrowana z resztą pasma. Było to wyraźnie słyszalne np. w partiach Magdy Kalmár, gdzie wspomniane stonowanie pozwoliło ukazać jej głos w bardziej plastyczny i realistyczny sposób.

Na płyty zrealizowane w technice cyfrowej kabel Oyaide wpłynął w jeszcze bardziej kojący sposób. Pochodząca z absolutnie dla nagrań cyfrowych niemowlęcych czasów, z roku 1981, płyta "Offramp" Pat Metheny Group (ECM 1216) normalnie wcale nie brzmi jak cyfra, a tym bardziej jej zamierzchła przeszłość. SL75R pokazał jednak, że może być jeszcze lepiej. Ponownie nieco cofnął górę (w kategoriach absolutnych jest to drgnięcie, które jednak w znaczący sposób wpływa na balans tonalny), jednak raz z tym skleił w jedną całość całe pasmo, które miało wcześniej tendencję do nieco rozrzedzonego, takiego skandynawskiego brzmienia (płyta wprawdzie została nagrana w Nowym Jorku, jednak przez bladolicych, genialnych inżynierów ECM). Gdzieś zginęły ostatnie artefakty cyfrowej, szpilkowatej góry, a w zamian dostaliśmy perliste, ładne wybrzmienia, obrys i - wbrew pozorom - lepszą obecność. Wciąż było słychać, że nie jest to mistrzostwo świata, głównie poprzez brak wypełnienia dźwięku blach, ale efekt i tak, jak na tę cenę, był znakomity. Góra zabrzmiała po prostu w analogowy sposób - chodzi o to, że nie były to tylko cyknięcia, ale pewne dłuższe zdarzenie dźwiękowe. Warto wspomnieć, że w przypadku tej płyty w znaczący sposób poprawił się zakres niskich częstotliwości, teraz mocniejszy, lepiej wypełniony.

Cyfra cyfrze jednak nierówna. Nagrany siedemnaście lat później krążek Stinga "Brand New Day" (A&M Records Inc., 490 425 2), tak satysfakcjonujący muzycznie, odkąd go mam denerwował mnie rozjaśnioną średnicą i szpilkami blach, nieco oderwanych od reszty pasma. Przy płycie Pata przez chwilę mogło się wydawać, że kabel Oyaide nieco podrasowuje dźwięk, poprawia go, pokazuje go lepszym niż jest w rzeczywistości. Sting pokazał, że to tylko częściowa prawda (czyli, w skali góralskiej prawdy, gdzie mamy prowde, tys prowde i g..o prowde sytuuje się gdzieś pośrodku). Oyaide rzeczywiście stara się pokazać wszystkie zalety płyty, szczególnie na średnicy i górze. Niczego jednak nie maskuje, wady nadal są wadami i tylko przeniesienie akcentu na to co dobre sprawia, że wady przestają irytować. "Tomorrow We'll See", z klarnetem Brandforda Marsalisa, delikatnym Hammondem i smyczkami z jednej strony zabrzmiało więc lepiej, bo wypełnieniu uległa część góry i niższa średnica, z drugiej jednak strony wciąż było słychać, że z nagraniem jest coś nie tak. Pomimo kremowej góry, była ona ciągle nieco zbyt jasna, podobnie jak wyższa średnica.

Wróćmy więc do analogu. Jedna z referencyjnych płyt, "Rollins Plays for Birds" Sonny Rollins Quintet, wydana przez JVC (już po przeniesieniu się tego oddziału do USA i zmiany nazwy na JVC Disc America) została nagrana w roku 1956 przez magika analogowej konsolety Rudy'ego van Geldera w jego studiu Hackensack w Nowym Jorku. W tym przypadku Oyaide znowu nieco stonował górę - to chyba część jego wizytówki - dodał jednak przy tym mnóstwo szczegółów, wcześniej zamaskowanych jakimś "szumem informacyjnym", jak np. pogłos studia towarzyszący kontrabasowi. W tym przypadku, podobnie jak przy płycie ECM poprawie uległa niższa część pasma, dając lepsze uderzenie i lepsze wypełnienie kontrabasu.

Oyaide jest wyjątkowym kablem. Pochodzi z Japonii, a więc kraju, który zna Chopina lepiej niż jego krajanie, gdzie powstają najlepsze wzmacniacze SET na świecie (Wavac, Kondo) i gdzie swoją siedzibę mają największe koncerny elektroniki masowej. Najwyraźniej japończycy posiedli umiejętność wyboru, a czego się nie dotkną robią to dobrze. Tak jak w tym przypadku. Wyjątkowa okazja.

Wojciech Pacuła

BUDOWA

Przewód SL75R wygląda dość niepozornie, gdyż nie ma żadnej uatrakcyjniającej jego imidż siateczki, a zwykłą, szaroniebieską izolację. Jego budowa jest jednak dość skomplikowana. Wewnętrzny przewód składa się z kilkudziesięciu miedzianych drucików, owiniętych wokół rdzenia z dielektryka w kształcie rurki o średnicy 0,5 mm i oblanym takim polietylenowym dielektrykiem, mającym na celu pochłanianie drgań. Całość jest z kolei otoczona grubą warstwą Teflonu. Na to przychodzi dokładny oplot (nie owijka) ekranu (również z miedzi), a na całość miedziana folia. Dopiero na to nakładana jest zewnętrzna izolacja, ta, którą widzimy. Pan Bé Yamamura podkreślał, że miedź jest po uformowaniu leżakowana w niskich temperaturach. Najwyraźniej, Oyaide ma coś więcej wspólnego z Acrolinkiem niż pana Bé, bo właśnie ten proces, mający na celu odstresowanie, tj. zmianę naprężeń wewnętrznych, a w efekcie uporządkowanie budowy krystalicznej, jest podstawą działania Acrolinka. Niezwykłe są również łączówki RCA (o symbolu SLSC), chociaż ze złoconą zewnętrzną zakrętką, są dość skomplikowanym ustrojstwem. Pin wewnętrzny został wykonany z czystego srebra (o czystości 4N), zaś część łącząca się z ekranem z rodowanego (grubość 0,3 mikrona), a następnie srebrzonego (warstwa ma grubość 1,5 mikrona) mosiądzu. Uniknięto w ten sposób pośrednictwa innych substratów, jak degradującego dźwięk brązu. Na izolator wybrano P.T.F.E. - specjalną, lepszą odmianę Teflonu. Jego impedancja została dobrana tak, aby wynosiła dokładnie 75 Ω. Również i on został poddany zabiegom odstresowującym (jak to ładnie brzmi). Kabel jest kierunkowy, ma średnicę zewnętrzną 8,5 mm, pojemność 59 pF/m i tłumienie na poziomie 19 dB/km@10MHz.

OYAIDE
SL75R

Cena: 12 600 jenów (z VAT)
Dystrybutor: brak

Kontakt:
1-9-6 Yusima, Bunkyou-ku
Tokio 113-0034 Japan
e-mail: webmaster@oyaide.com

Strona producenta: www.oyaide.com
Dystybutor amerykański: www.lotusgroupusa.com/Oyaide.htm



© Copyright HIGH Fidelity 2004, Created by SLK Studio