KRAKOWSKIE TOWARZYSTWO SONICZNE ZAPRASZA:
SONUS contra SONUS

SONUS FABER Minima Amator vs Electa Amator
vs Guarnieri Homage

Jedną z najbardziej emocjonujących "walk" jest walka pomiędzy urządzeniami różnych firm, najlepiej pochodzącymi z tego samego przedziału cenowego. Można w ten sposób prześledzić zalety i wady każdego z osobna, zobaczyć, jak się prezentuje na tle konkurencji i odpowiedzieć sobie wreszcie na podstawowe pytanie: czego wymagam od mojego systemu. Inaczej rzecz się przedstawia, kiedy nasze oczekiwania są wykrystalizowane i jasno określone. To właśnie w tym momencie rodzi się najczęściej słabość do jakiejś konkretnej grupy urządzeń (lub kolumn), często przeradzająca się w swego rodzaju "miłość". I tak, mamy miłośników wyrobów firm Musical Fidelity, Conrad-Johnson, Audio Research, McIntosh czy Pass Labs. Kiedy zaś rzecz idzie o kolumny, wówczas jedną z pierwszych nazw, jakie w tym kontekście przychodzą na myśl jest włoski Sonus Faber.

Dochodzimy w ten sposób do idei stojącej za przeprowadzonym któregoś dnia spotkaniem Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego. Zadanie było proste: prześledzić, jak zmienia się dźwięk w kolumnach tej samej firmy, przy przechodzeniu do kolejnych przedziałów cenowych. Dodatkowo, należało ustalić, czy istnieje coś takiego jak "dźwięk firmowy", czy też jest to tylko pusty slogan. Szkoda, że w pismach tak rzadko można spotkać tego typu "wycieczki". Oczywiście, wiem, że powodem takiego stanu rzeczy są wciąż i wciąż pojawiające się nowe urządzenia, które trzeba "opukać", co przy ograniczonej objętości pism skutecznie eliminuje tematy inne niż bieżące. Tym mocniej trzeba więc podkreślić, że "High Fidelity OnLine" jest pierwszym magazynem, który na coś takiego się zdecydował. Proszę o tym pamiętać, kiedy inni zaczną ten pomysł kopiować...

Do porównania wybrane zostały trzy modele Sonusa: kosztujący ok. 5000 zł Minima Amator, Electa Amator za ok. 15 000 zł (już niestety nie produkowany) oraz topowy model podstawkowy Guarnieri Homage (ok. 30 000 zł). Z rozmysłem nie podaję dokładnych cen, ponieważ mają one na celu jedynie szacunkowe przyporządkowanie poszczególnych kolumn do konkretnej "półki" cenowej. Resztę systemu stanowiły sprawdzone elementy: odtwarzacz Ancient Audio Silver Grand, który poprzez regulowane wyjście sterował końcówką McIntosh MC275. Okablowanie w całości (w tym sieć) pochodziło od Veluma, zaś wszystkie urządzenia stanęły na stoliku Ostoja. Podstawki pod kolumny były za każdym razem te same i były to standy skonstruowane specjalnie dla gospodarza i jego Elect Amator.

Minima Amator, najtańsze kolumny tego odsłuchu, są dwudrożnymi monitorami z 28 mm jedwabną kopułką, chłodzoną ferrofluidem i 140 mm głośnikiem niskośredniotonowym. Objętość wewnętrzna obudowy wynosi 11, 5 l. Electy są wyraźnie większymi konstrukcjami, charakteryzujące się objętością wewnętrzną 14,5 l, najlepszym głośnikiem wysokotonowym Dynaudio (bez ferrofluidu) oraz dużym głośnikiem niskotonowym o średnicy 180 mm z membraną powlekaną włóknem węglowym. Wprowadzone do sprzedaży w roku 1993 najdroższe Guarnieri wcale nie są największe. Ich objętość wewnętrzna wynosi 12 l, góra to ponownie jedwabna kopułka, ale głośnik niskośredniotonowy (nazywany w materiałach średniotonowym) ma średnicę tylko 150 mm. Guarnieri były pierwszymi kolumnami, które otrzymały obudowę w kształcie lutni.

W czasie odsłuchu wykorzystane zostały następujące płyty:
1. Illinois Jaquet, "Birthday Party Blues", Groove Note, grvcd1003.
2. Buddy Rich Big Band, "Keep the Customer Satisfied", Pacific Jazz, 2 39992 5.
3. Laurie Anderson, "Bright Red", Warner Bros., 45534-2.
4. Gustav Holst, "The Planets", Deutsche Grammophon, 439 011-2.
5. Marie Bone, "Eight Seasons", Universal Music, 017 019-2.

ODSŁUCH
Minima Amator
Odsłuch rozpoczął się od najtańszej konstrukcji. Słuchających mile zaskoczyła przede wszystkim ilość basu, która wskazywałaby raczej na duże wolnostojące konstrukcje niż na małe monitorki. Owa "pełnia" nie przeszkodziła jednak pokazać ogromnej ilości powietrza, np. wokół trąbek. I rzeczywiście - dźwięk Minimy Amator został ustawiony tak, aby dać wrażenie pełnozakresowego zestawu, z soczystym, dużym dźwiękiem. Zamiar ten powiódł się w pełni.
Nie wszyscy jednak w dźwięku najtańszych Sonusów odnajdowali same zalety:
"Pierwsze moje wrażenie było takie: Boże! Jaki malutki, cieniutki dźwięk. Później, w miarę słuchania było jednak coraz lepiej. Zapewne, na takie pierwsze wrażenie złożyło się moje codzienne przebywanie z Electami, w których 18 cm głośnik potrafi o wiele, wiele więcej. Na takie przejście trzeba się więc chyba przygotować. Proces adaptacji w przypadku Minimy Amator jest jednak szybki i bezbolesny. Trzeba też powiedzieć, że ich dźwięk, jeżeli chodzi pewną szczegółowość czy rozdzielczość, jest nieco zamglony, a na scenie, przy bardziej skomplikowanych składach wkrada się chaos. Te malutkie Sonusy mają jednak jedną kolosalną zaletę, która sprawia to, co Pana (mowa o słuchaczu, na którym zrobiła wrażenie ilość basu - przyp. red.) tak ujęło: Minimy mają fizjologicznym, super-łatwo przyswajalny dźwięk. I chociaż w kategoriach absolutnych są one dalekie od poprawności, to żeby osiągnąć balans tonalny tego typu trzeba wielkiego doświadczenia. Rozumiem, że mogą się ogromnie podobać."
Inni mieli podobne uwagi, przy czym jeden z uczestników spotkania zauważył, że: "Znakomicie wypadły wszelkie instrumenty dęte - pełne blasku, a jednocześnie nieco "ciepłe". Orkiestra została nieco skompresowana i słychać, że z dużymi składami nie radzi sobie tak dobrze jak z mniejszymi."

Electa Amator
Po zmianie na większe Electy, wszyscy jednogłośnie stwierdzili, że porównujemy zawodników całkowicie różnych wag. Różnica w dźwięku była większa niż by na to wskazywała różnica w cenie. Na korzyść większych konstrukcji przemawiała lepsza lokalizacja instrumentów, więcej szczegółów. Przy Electach saksofony były "ze dwa razy lepsze", jak ktoś rzucił, podobnie trąbka, która "pokazała, że zwrócona jest do słuchacza jednym końcem, a ustnik znajduje się dalej". Jeden z uczestników stwierdził, że potęga basu tańszych konstrukcji wiele nie ustępowała Electom, jednak pozostali szybko ten wyskok "zgasili" argumentując, że porównanie pokazało, że w Minimie Amator bas był "podrasowany", zaś tutaj jest wyrównany i schodzi duuużo głębiej. Zależności te zostały opisane w ten sposób:
"Jeżeli pokazujemy coś w większym planie, to nie zwracamy na wiele rzeczy uwagi. Wszystko ma swoje miejsce i nic nie woła o solowy występ. Na mniejszym planie, bardziej skupionym, szczegóły wydają się zaś większe. Mieliśmy z tym do czynienia przy Minimach - każdy z dźwięków chciał być dostrzeżony i wyróżniony. Dało to w efekcie wrażenie "gęstości" i pełni, jest jednak w dłuższym planie łatwe do przejrzenia."
Głos ten poparli inni:
"Electy są niepomiernie bardziej neutralne, mniej podpierają się bas-refleksem, który w Minimach pracuje stale na "pełną parę". Jeżeli więc przez monitory będziemy rozumieli neutralność, wówczas Electy są tutaj poza konkurencją."

Guarnieri Homage
Wszyscy czekali jednak na atrakcję dnia - przepiękne Guarnieri. Bazując na dotychczasowych uwagach, można by oczekiwać, że ponownie do droższego modelu zostaną przypisane kolejne superlatywy, a elementy słyszalne przy Electach ulegną intensyfikacji i "doszlifowaniu". Okazało się jednak, że Guarnieri mają więcej wspólnego z Minimami Amator (oczywiście na nieporównywalnie wyższym poziomie, chodzi jednak o pewien typ dźwięku) niż z Electami Amator:
"Przy Buddym Richu gitara była teraz mniej jednoznaczna niż przy Electach, tj. nie było narastania i wybrzmiewania, a dźwięk jako całość nabrał powagi, tak jakby big-band, który grał wcześniej w T-shirtach przebrał się w całości w muszki. Wydawało mi się, że ucierpiała przez to dynamika, co było dobrze słychać przy solo perkusji. Wyższa średnica została lekko podkreślona, co było słyszalne przede wszystkim przy płytach Holsta i Laurie Anderson. Znakomicie zaznaczona została przestrzeń, z obszernymi planami, płynnie przechodzącymi jeden w drugi, a i "obecność" instrumentów stała na wysokim poziomie. Wszystkie uderzenia triangli, na przykład, były precyzyjnie określone zarówno w czasie (chodzi o atak i wybrzmienie) jak i przestrzeni. Fenomenalny był bas - może nie tak niski i masywny jak z Elect, ale wciąż muskularny. Od razu słychać było też, że nie jest tak dokładny i punktualny jak w Electach." Największe wrażenie na wszystkich zrobiły jednak głosy - przepiękne, śpiewne, delikatne i pełne pasji zarazem. To tutaj było słychać, że płacimy nie tylko za piękną formę, ale i za treść muzyczną.

Ciekawie zabrzmiał na tym tle głos gospodarza, który słuchał Guarnieri i porównywał je z Electami przez kilkanaście dni:
"Po przywleczeniu Sonusów do siebie, przez kilka dni byłem nimi zauroczony. Jednak, im dłużej u mnie były, tym mniej z tego początkowego wrażenia zostawało. Najważniejszym pytaniem było więc dla mnie: po co ktoś takie kolumny zrobił? Nie ma z nich w prawdzie bardzo niskiego basu, słychać, że są strojone wyżej niż Electy i nie mają na celu granie basem, ale to co prezentują, robią "bez pudła" - idealnie. To sklejanie dołu i średnicy, ta homogeniczność i płynność - w tej mierze są one jednymi z najlepszych kolumn jakie można dostać. Zrobione są po prostu z pewnym pomysłem w sposób rewelacyjnie profesjonalny. Najkrócej więc rzecz ujmując, powiem tak: absolutny, perfekcyjny kompromis."

Również inni zareagowali na Guarnieri emocjonalnie:
"Strasznie mi się podobają! Dla mnie są rewelacją. Są dynamiczne, chociaż słychać na samym dole coś niepokojącego, czego z obudowy zamkniętej, jaką mam w domu nie słychać nigdy. Stopa perkusji jest nieco uboga w "masę", jednak środek i góra są miażdżące dla konkurencji."

PRÓBA WNIOSKÓW
Zapytaliśmy na początku o dwie rzeczy: jak zmienia się jakość dźwięku wraz z przyrostem ceny oraz czy istnieje coś takiego jak "firmowy dźwięk". Zacznijmy od drugiego pytania. Sonus najwyraźniej dopracował się czegoś, co można by nazwać "szkołą brzmienia". Zarówno najtańszy, jak i najdroższy monitor dzieliły tę samą znakomitą średnicę, wybitną górę i ich "bezszwowe" sklejenie. Tak, jak wszyscy zauważyli, kolumny Sonusa są przykładem na idealny kompromis pomiędzy składnikami. Ze schematu wyłamuje się jednak Electa Amator. Z nią też wiąże się sprawa jakości dźwięku. Wydaje się, to jest oczywiście subiektywny ogląd, że to właśnie te kolumny prezentują muzykę NAJWIERNIEJ. Nie znaczy to, że najpiękniej, bo tutaj mistrzami są Guarnieri, a o to, że nie starają się niczego od siebie dodać, ani też uwieść słuchacza. I - to też już padło - są to prawdziwe monitory, jeżeli pod tą nazwą rozumiemy "narzędzie do monitorowania systemu". Warto zauważyć też jeszcze jedną rzecz: każda z tych kolumn wydaje się warta każdej złotówki, której za nią żądają. Trzeba tylko wiedzieć, czego się chce: Minima Amator są na tyle niedrogie, a przynoszą ze sobą tak wiele, że zadowolą zarówno poszukiwaczy "prawdy", jak i "emocji". Guarnieri podobnie, tyle, że na ekstremalnie wysokim poziomie. Jeżeli jednak budujemy system bezkompromisowy, wówczas jedynym możliwym wyborem - w obrębie głośników podstawkowych Sonus Fabera - będzie Electa.
Dlatego też na usta ciśnie się pytanie, co powoduje firmami, że zaprzestają produkcji czegoś tak wybitnego...

Wojciech Pacuła



© Copyright HIGH Fidelity 2004, Created by SLK Studio