Monitory bliskiego pola
CM-11

odsłona pierwsza

Audiofilizm, jak każda inna sfera działalności posiada swoje własne uwarunkowania, zależności, "prawdy wiary", a nawet swoisty "folklor". Jednym z głęboko zakorzenionych przekonań wiąże się z relacją pomiędzy firmami dobrze na rynku zakotwiczonymi, o rozpoznawalnej nazwie oraz firmami nowymi, które dopiero owego "chleba" próbują.

Prawda ta ma szczególnie wyraziste odniesienie w stosunku do firm polskich. Jeżeli w dodatku jest to firma rodzima, która produkuje urządzenia służące do reprodukcji dźwięku, wówczas klops ostateczny. Panuje bowiem, niczym nieumotywowane, przekonanie, że są to rzeczy o mniejszej wartości, niż pochodzące z dużych firm, na pewno gorzej grają (nie warto ich nawet słuchać...) i w ogóle lepiej sobie je odpuścić. Ile w tym prawdy wie każdy, kto zadał sobie trochę trudu i poszukał takich rodzynków.

Do takich właśnie początkujących należy nowa krakowska firma, która w pewną zimną wczesnozimową sobotę zorganizowała w równie krakowskim salonie Nautilus pokaz swoich pierwszych kolumn, modelu CM-11. Ludzie stojący za tym projektem nie są jednak zupełnie w środowisku "nowi", ponieważ czas jakiś spędzili pracując w salonach dystrybutorów sprzętu zza zachodniej granicy. Mieli więc czas na to, żeby się dostatecznie "oswoić" z wszelkiej maści "wynalazkami" i wyrobić sobie o nich opinię. I właśnie z tych poszukiwań wyrosły monitory, których mieliśmy okazję posłuchać.

Pomimo niewielkich rozmiarów i stosunkowo niewysokiej ceny (ok. 6000 zł za parę) ich budowa jest skomplikowana. Jest to konstrukcja zamknięta, dwudrożna, z pierścieniową kopułką Vify na górze i nisko-średniotonowym głośnikiem Aerożelowym pokrywającym resztę pasma. Przód kolumny od razu zdradza fascynacje konstruktorów, ponieważ duże i nadające całości "smaczku" śruby na przedniej ściance odsyłają nas do monitorów BBC LS3/5a (powtórzonych następnie w podobnej formie m.in. przez Harbetha). I tu się zaczynają komplikacje: kopułka otrzymała nowy, metalowy front i przykręcona została bezpośrednio do przedniej ścianki. Głośnik Aerovoxa natomiast został przykręcony do drugiej jej warstwy, pod spodem. W ten sposób głośniki zostały do siebie odsprzęgnięte, zaś obudowa dość efektywnie pozbawiona drgań. Całość pokryto prześliczną okleiną, tak że CM-11 wyglądają jak rasowe monitory.

Ich dźwięk można określić w kilku słowach jako: szybki, precyzyjny i bezkompromisowy. Ta ostatnia cecha jest bezpośrednim odzwierciedleniem filozofii konstruktorów, dla których jednym z najgorszych błędów podczas nagrań jest stosownie kompresji. Ich głośniki tego rodzaju odstępstwa pokazują natychmiast. W podobnie stanowczym tonie wypowiadają się o przewodach połączeniowych, ponieważ mają one - według nich - przede wszystkim przewodzić prąd. Jak to robią jest zaś rzeczą drugorzędną. Dlatego też, pomimo że CM-11 były podłączone przewodami XLO z serii Ultra, to był to dla nich raczej "dobrodziejstwo inwentarza" salonu w którym pokaz się odbył. Muzyka, którą można było usłyszeć również nie wszystkim przypadła do gustu, ponieważ trudno byłoby znaleźć typowe audiofilskie nagrania, a dominowały raczej nowoczesne rytmy. Jednak znowu zadecydowały o tym poglądy konstruktorów, dla których sprzęt grający służy do słuchania swojej ulubionej muzyki, a nie do odsłuchiwania, tu cytat: "Żałosnych, nudnych gniotów trzeciorzędnych wykonawców". I chociaż nie wszyscy się z tymi diagnozami zgodzą, to dyskusję chyba warto podjąć, bo coś na rzeczy chyba jest...

Wojciech Pacuła


© Copyright HIGH Fidelity 2004, Created by Studio LooK