pl | en
Płyty - recenzja
Jazz At The Pawnshop, Vol. 1+2

Wydawca: Proprius/Lasting Impression Music, LIM K2HD 028
Szczegóły: srebrny podkład 99,9999%, reedycja
Data wydania: 1976/2009
Reżyser dźwięku: Gert Palmcrantz/Takeshi „Hakkaman” Hakamata
Producent: Jacob Boethius/Winston Ma
Miejsce nagrania: The Pawnshop (Stampen) Jazz Club, Sztokholm, Szwecja
Data nagrania: 6-7 grudnia 1976

Remastering: Takeshi „Hakkaman” Hakamata, Victor Entertainment, Japan, 2 listopada 2007

Format: 2 x K2HD, silver-CD

Tekst: Wojciech Pacuła

Program:

Disc 1
1 Introduction 0:38
2 Limehouse Blue (Philip Braham-D.Furber) 9:35
3 I'm Confessin" (Neiburg-Dougherty-Reynolds) 8:07
4 High Life (African Folk Melody, arr.:Bernt Egerbladh) 6:53
5 Struttin'with Some Barbeque (Louis Armstrong) 6:36
6 Jeep's Blues (Duke Ellington-Hodges) 6:47
7 Stuffy (Hawkins) 7:04

Disc 2
1 Lady Be Good (Gershwin) 9:12
2 Here Is That Rainy Day (van Heusen-Burke) 5:20
3 Barbados (Charlie Parker) 8:07
4 How High The Moon (Hamiton-Janes-Dennis) 6:13
5 Take Five (Paul Desmond) 6:57
6 Everything Happens To Me (Warren-James-Dennis) 5:17

Ktoś, kiedyś spytał, czy naprawdę potrzebna jest nam kolejna reedycja “Kind of Blue” Milesa Davisa. Nie wiem, o ile jest „nam” potrzebna, ale wiem, że „mnie” jak najbardziej. Pod jednym warunkiem: że wnosi pod względem artystycznym do puli wiedzy coś nowego. A jednym z ważniejszych aspektów wizji kompozytora czy muzyka jest jakość dźwięku, która umożliwia słuchaczowi dotarcie do emocji związanych z nagraniem, do detali składających się na coś, co nazywamy „wydarzeniem”. Dlatego też nie miałem wątpliwości, że rocznicowy box „Kind of Blue (recenzja TUTAJ http://www.highfidelity.pl/artykuly/muzyka/0901/davis.html ) jest krokiem w dobrym kierunku, w kierunku muzyki, bo nie dość, że był pięknie wydany, to nagrania miały lepszy dźwięk niż wszystkie dotychczasowe edycje tej ikony jazzu.
Jak mówię: nowe edycje mają sens, o ile jesteśmy dzięki nim bliżej prawdziwego wydarzenia. Dlatego też ze zrozumieniem i zaciekawieniem przyjąłem wiadomość o wydaniu przez First Impression Music (w ramach sub-labelu Lasting Impression Music) kolejnej, już czwartej wersji płyty Jazz At The Pawnshop, ikony szwedzkiego jazzu. Tak, to już czwarta wersja w ramach FIM-u, nie licząc niezliczonych edycji i reedycji samego Propriusa, do którego należą bezcenne taśmy-matki (teraz własność Naxos Sweden AB), zarówno jednopłytowych, jak i dwupłytowych, CD i SACD.

FIM wydaje ten album konsekwentnie we wszystkich supportowanych przez siebie formatach, kiedy tyko stają się one dostępne: najpierw była to płyta HDCD na złotym podkładzie (1997), następnie XRCD, zaraz po wprowadzeniu do sprzedaży tego formatu latem tego roku (FIMXRCD 012/013) i wreszcie w roku 2000 wersja SACD z sekcją stereofoniczną i wielokanałową. Latem 2007 roku JVC ogłosił kolejną wersję technologii K2 – K2HD i pierwszą firmą, która została zaproszona do tego projektu była First Impression Music. Winston Ma, jej właściciel, od razu zdecydował się na remastering Jazz At The Pawnshop. Udało się przy tym poprawić brzmienie drugiej z płyt, z materiałem z drugiego dnia sesji live, tj. 7 grudnia 1976 roku. Okazało się bowiem, że wszystkie poprzednie edycje tej wersji albumu (dwupłytowej) korzystały z taśmy drugiej generacji, ponieważ oryginalna wydawała się zaginiona. Przy sprzedaży Propriusa do Naxosa, syn właściciela tej pierwszej, Earland Boethius, robiąc remanent, znalazł oryginalną taśmę z sesji zaplątaną w jakieś nieistotne nagrania.
Na potrzeby projektu K2HD analogowe taśmy-matki zostały przetransferowane, w procesie K2HD, bezpośrednio na używane w tłoczni taśmy cyfrowe FTP, dzięki uniknięto wielu generacji taśm pośrednich, minimalizując w ten sposób jitter. Na podkład wybrano folię srebrną (99,9999%) lub w wersji Ultimate Disc folię złotą. My testujemy wersję podstawową.

BRZMIENIE

Dlaczego Jazz At The Panwshop jest tak szczególną płytą? Raz: muzyka jest wyjątkowa, a muzycy w swojej szczytowej formie. To rok 1976, a całość brzmi, jakby została nagrana w „złotych latach” jazzu. Dwa: dźwięk jest po prostu niewiarygodny. Sesje nagrano na analogowy magnetofon Nagra IV, który realizator, z braku miejsca, trzymał na kolanach tuż przy scenie. Właściwie, to nagrywano na dwa magnetofony, naprzemiennie, ponieważ mieściła się na nich taśma wystarczająca (przy prędkości 38 cm/s) na 15-minutowy set. Do redukcji szumów użyto urządzeń Dolby A361. Podstawowa parą mikrofonów były Neumanny U47, kardioidy, ustawione 20 cm od siebie, pod kątem 110-135°, w układzie O.R.T.F. W klubie zmieściło się 80 osób. Do porównania miałem swoją wersję XRCD FIM-u (FIM XRCD 012-13), a także ostatnią reedycję samego Propriusa, tyle, że na nośniku SACD (PRSACD 7778+7779). Trzeba zauważyć, że wersje FIM-u różnią się rozdzieleniem, w nowej reedycji, pierwszego utworu Limehous Blues od Introdukcji, czyli oklasków i początku. Z kolei szwedzka wersja jest kompletnie inna, ponieważ płyty są dłuższe i inaczej podzielono między nie materiał z obydwu dni.

Brzmienie wersji Propriusa, zarówno z warstwy SACD, jak CD jest naprawdę bardzo dobre. Słychać, że materiał wyjściowy jest pierwszej klasy i trudno go schrzanić. XRCD pogłębia nieco dźwięk, saksofon jest bardziej namacalny i bliżej. Jednak to SACD pokazało najlepszą scenę dźwiękową, z głębią i tzw. „blumem”, tj. dużymi źródłami pozornymi. Na tym tle K2HD okazało się zagadką. Przede wszystkim znacznie mocniej zaznaczono na niej pogłos wokół instrumentów, pochodzący najwyraźniej z mikrofonów zbierających salę. I ma to swoje konsekwencje, ponieważ instrumenty są dalej niż na XRCD, nie są tak mocne i namacalne. Nie jestem pewien, czy mam rację, ale chodziło chyba o pokazanie poprawniejszej formalnie perspektywy nagrania, bo przecież normalnie nikt nie stoi przed nami z instrumentem. A z XRCD tak właśnie było słychać. No, ale… Nagrania audio z rzeczywistością nie zawsze mają wiele wspólnego, bo to kolejna kreacja. I jeśli ja miałbym wybierać, to wybrałbym jednak – jako tę właściwą – wersję XRCD FIM-u. Jej dynamika, bliskość wydarzeń, bas itp. były fantastyczne. K2HD daje więcej środka, więcej faktur na dole skali i lepsze różnicowanie odległości od instrumentów. Na XRCD były wszystkie dość blisko. A jednak to z XRCD wydawało mi się, że jestem bliżej wydarzeń, że jest więcej Muzyki między kolumnami. K2HD jest fantastyczna, mało które nagranie ma tak dobrze zachowaną strukturę tonalną, ale – jak mówię – audio to sztuka wyborów i ja, mimo wszystko, wolę XRCD, która jest dla mnie wzorcowa.

Jakość dźwięku: 10/10