pl | en
Test
Końcówka mocy + przedwzmacniacz liniowy + przedwzmacniacz gramofonowy
ARRAY S-10 + A-3 + PH-2

Cena: PH-2 2475 EUR | A-3 2475 EUR | S-10 4675 EUR (plus 300 EUR za wersję z lustrzanym frontem)

Producent: ARRAY Audio

e-mail: sales@arrayaudio.nl

Strona producenta: ARRAY Audio

Kraj pochodzenia: Holandia

Tekst: Marek Dyba
Zdjęcia: Array Audio, Marek Dyba

Holandia nie należy do największych krajów Europy, a mimo to w ramach branży audio wydała na świat kilka, znanych na całym świecie, marek. Większość audiofilów co najmniej kojarzy takich producentów jak Van Den Hul czy Siltech, niektórzy może również PrimaLuna. O Philipsie nie wspominam, bo audiofilom może się dzisiejszymi czasy kojarzyć niemal wyłącznie z mającymi dziesiątki lat lampami próżniowymi.

O firmie Array Audio w naszym kraju raczej mało kto słyszał i chyba nie jesteśmy w braku znajomości tej marki osamotnieni (tak przynajmniej wynika z szybkich poszukiwań w internecie).
Firma, która do niedawna najwyraźniej przykładała niewielką wagę do kwestii sukcesu komercyjnego, postanowiła to obecnie w końcu zmienić. Dzięki polskiemu dystrybutorowi nasz Magazyn jest jednym z pierwszych, który w owej ofensywie informacyjnej bierze udział. Urządzenia są naprawdę ciekawe, więc miło mi, że mogę je Państwu przybliżyć.

ODSŁUCH

Nagrania wykorzystane w teście (wybór):

  • Beethoven, Symphonie No. 9, Deutsche Grammophon, DG 445 503-2, CD.
  • Joseph Haydn, Les sept dernieres paroles de notre Rédempteur sur la Croix, Le Concert des Nations, Jordi Savall, Astree, B00004R7PQ, CD.
  • Holst, The Planets, DECCA, SXL6529, LP.
  • Albeniz, Suita Espanola, KIJC 9144, LP.
  • Metallica, Metallica, 511831-1, 4 x LP.
  • AC/DC, Live, EPIC, E2 90553, LP.
  • Kate Bush, The sensual world, Audio Fidelity, AFZLP 082, 180 g LP.
  • Patricia Barber, Companion, Premonition/Mobile Fidelity, MFSL 2-45003, 180 g LP.
  • Janis Joplin, Greatest hits, Columbia, PC 32168, LP.
  • U2, Joshua Tree, UNIVERSAL, UNILP75094, 180g, LP.

Niewiele informacji udało mi się znaleźć o firmie Array Audio – niemal cała strona www w języku holenderskim, w którym znam jedynie kilka słów (które na dodatek dla Polaków brzmią niecenzuralnie). Na tejże stronie można co prawda znaleźć kilka linków do recenzji produktów tej marki, ale te w języku angielskim pochodzą z czasów współpracy Array z firmą Van Den Hul, więc recenzenci traktują recenzowane urządzenia jak produkty właśnie V.D. Hula. Pozostało mi więc poprosić jednego z twórców Array Audio, by mnie wyręczył w przybliżeniu Państwu historii firmy.

Oto co napisał:
„Firma wystartowała w 1995 roku, a założyliśmy ją we dwóch - Chris van Liempd i ja, Willem van der Brug. Obaj byliśmy wówczas specjalistami zajmującymi się obróbką sygnałów w firmie Philips Medical Systems (jednej z trzech największych na świecie firm radiologicznych). Dysponowaliśmy więc ogromną wiedzą o obróbce sygnału i opierając się na niej niemal wyśmialiśmy znajomego, który kupił sobie wzmacniacz lampowy. Drwiący uśmiech zniknął nam z twarzy, gdy tylko zasiedliśmy do odsłuchu tego urządzenia i usłyszeliśmy różnicę między nim a naszymi tranzystorami o tak doskonałych, pomierzonych parametrach. Wiele aspektów dźwięku lampy było po prostu lepszych – trójwymiarowa scena, namacalność przekazu, a nawet przejrzystość dźwięku. Byliśmy w totalnym szoku. Po tym doświadczeniu poświeciliśmy na badania 15 lat próbując dojść do tego, jak zbudować wzmacniacz tranzystorowy, który zagra tak dobrze jak lampowy, a może i lepiej. W czasie naszych badań wiele dowiedzieliśmy się na temat zakłóceń fazowych, a także jak korelacja między rozkładem spektralnym tych zakłóceń a sygnałem audio wpływa na pogorszenie sceny muzycznej, zmatowienie dźwięku, brak emocji, naturalnego ciepła i dynamiki w muzyce.

W 1997 w końcu stworzyliśmy w końcu wzmacniacz potrafiący budować piękną stereofoniczną scenę i zaczęliśmy go sprzedawać klientom. W roku 2000 „odkryliśmy” na nasze potrzeby problem zniekształceń pamięciowych (to oczywiście odkrycie francuskiej firmy Lavardin, proszę zobaczyć link).
W tym samym roku podjęliśmy współpracę z panem Van Den Hulem, który był pod wrażeniem naszych produktów używanych w studiach PolyDor do masteringu SACD (i zdążył już nawet zakupić nasze wzmacniacze). Panu V. D. Hulowi zależało na tym, żeby mógł sprzedawać nasze wzmacniacze na całym świecie pod swoją marką – doszliśmy do porozumienia i działo się tak przez dwa lata. Później odmienne wizje kierunków dalszego rozwoju firmy spowodowały zakończenie współpracy.
Na przestrzeni ostatnich 7 lat nadal ciężko pracowaliśmy uzyskując znaczące postępy w takich aspektach brzmienia naszych urządzeń jak: poprawność tonalna, namacalność przekazu i trójwymiarowość sceny muzycznej. Dotychczasowe produkty były rozwinięciem naszych pierwszych projektów, zawierały więc sporo takich samych, lub podobnych elementów. Dopiero nowy wzmacniacz S-10 zastał zaprojektowany niemal od zera (ok 80% rozwiązań jest zupełnie nowych porównując do naszych pierwszych produktów z 1997 roku). Stereofoniczna końcówka mocy S-10 to kolejny krok na drodze do minimalizacji wpływu średnioczęstotliwościowej modulacji termalnej, oraz zakłóceń fazowych, co pozwala uzyskać brzmienie średnich tonów zbliżone do tego, co oferują wzmacniacze lampowe. Nasze monobloki M-10, jeszcze niedostępne w Polsce, są praktycznie rzecz biorąc nie do odróżnienia od wysokiej klasy wzmacniaczy lampowych, a nawet jeśli to tylko dzięki lepszemu balansowi tonalnemu i bardziej wyrównanemu pasmu (mocny bas, brak podkolorowań na średnicy i w tonach wysokich).
W pewnym sensie Array Audio jest dziwną firmą, bo naszym celem było i jest osiągnięcie doskonałego dźwięku naszych urządzeń a nie sukces komercyjny jako taki. Postanowiliśmy jednakże zająć się w końcu także stroną biznesową naszej działalności i obecnie tworzymy sieć dystrybutorów w krajach Unii Europejskiej. Studio VanderBrug jest już naszym partnerem w Polsce.”

Dodam, że powyższy tekst otrzymałem już po skończeniu odsłuchów, stąd nie miał on żadnego wpływu na moje spostrzeżenia. Kiedy jednak referowałem znajomym, w największym możliwym skrócie, brzmienie testowanego zestawu używałem określenia: niebywale transparentny system, a jednocześnie nie ma w nim za grosz suchości, ani analityczności - jest niezwykle muzykalny. Takie określenie budziło zdziwienie osób, które doskonale wiedziały, że jestem zaciekłym lampiarzem, który nie przepada za tranzystorami, bo te brzmią (dla mnie) sucho, analitycznie i brak w nich… muzyki (nie wszystkie oczywiście, ale w moich uszach większość). Nie uprzedzajmy jednakże wypadków.

Urządzenia Array Audio są dość nietypowe. Dlaczego? Bo na frontach testowanych urządzeń nie znajdziemy ani jednego przycisku czy gałki – jedynie po cztery diody w pionowych rzędach, a w przedwzmacniaczu i phonostage'u również niewielkie wyświetlacze. Gdy obejrzeć je ze wszystkich stron to na końcówce mocy znajdziemy główny włącznik, ale na przedwzmacniaczu czy phostage'u nie (swoją drogą fronty tych dwóch ostatnich urządzeń są identyczne). Wniosek jest jeden – są one sterowane wyłącznie pilotem. W zasadzie to dobre rozwiązanie, chyba że w pilocie padną baterie i akurat nie mamy innych na wymianę… No, ale to nie będzie się zdarzać zbyt często, więc można taki potencjalny problem pominąć.
Kolejne zaskoczenie to… dołączony uniwersalny pilot zdalnego sterowania wspomnianej wcześniej firmy Philips. Jak można przeczytać wyżej firma Array Audio skupia się na osiągnięciu odpowiedniej klasy dźwięku swoich urządzeń, co tłumaczy brak chęci zajmowania się kwestią zupełnie poboczną, jaką jest zdalne sterowanie. W końcu po co zajmować się tworzeniem pilota, a właściwie kilku, skoro można wykorzystać gotowy uniwersalny, który załatwi sprawę równie dobrze, a pozwoli zaoszczędzić sporo czasu i wysiłku i pewnie trochę kosztów nie związanych w żaden sposób z klasą brzmienia urządzeń. Pilot w czasie odsłuchów spisywał się bez zarzutu, choć musiałem przeczytać instrukcję (co oczywiście zawsze jest wskazane) by poradzić sobie z obsługą przede wszystkim phonostage'a. Pilot jest fabrycznie zapakowany więc raczej nie jest robiony specjalnie pod Array Audio. Podejrzewam, że producent testowanych urządzeń wykorzystuje fabrycznie zaprogramowane funkcje pilota do obsługi potrzebnych funkcji pre i phono. Moim zdaniem to całkiem rozsądne podejście – może inni producenci powinni pójść tą samą ścieżką. Nie dość, że nie będą tracić czasu na projektowanie własnych pilotów, to jeszcze klient dostanie niejako w prezencie pilota, którym obsłuży także inne urządzenia audio czy wideo.

Przedwzmacniacz i phonostage są oparte na przekaźnikach – producent uprzedza więc w instrukcji, by nie przestraszyć się efektów dźwiękowych, które pojawiają się po podłączeniu obydwu urządzeń do prądu (czyli po włożeniu wtyczki do gniazdka).
Przedwzmacniacz Obsydian A-3 wyposażono w cztery wejścia liniowe, oraz pętlę magnetofonową i jedno wyjście (również RCA). Urządzenie samo wybiera to wejście, na które podawany jest sygnał, acz oczywiście przy pomocy pilota w każdej chwili można wybrać inne. Codzienna obsługa tego urządzenia w zasadzie ogranicza się więc do regulacji głośności. Ciekawostką, ale jakże praktyczną, jest możliwość zaprogramowania takiego samego „standardowego” poziomu głośności dla wszystkich źródeł. Poziomy sygnału np. z odtwarzacza CD, czy też z tunera, czy phonostage'a mogą być całkowicie różne – a wtedy przełączenie ze źródła o niższym poziomie sygnału na źródło o wyższym może być (w najlepszym razie) nieprzyjemne, bo zrobi się bardzo głośno, a w odwrotnej sytuacji musimy zacząć odsłuch od zwiększania głośności. Wspomniana programowalna funkcja jest rozwiązaniem obydwu problemów. Inna ciekawa funkcja – można wybrać w jaki sposób ma pracować regulacja głośności, a dokładniej jak szybko ma się głośność zmieniać przy naciskaniu odpowiedniego klawisza na pilocie. Możemy wybrać jedno z trzech ustawień: wolno, średnio (ustawione fabrycznie) lub szybko.

Przedwzmacniacz gramofonowy współpracuje zarówno z wkładkami MM jak i MC. Na tylnym panelu znajduje się jednakże tylko jedno wejście i jedno wyjście liniowe. W zależności od używanej wkładki można, za pomocą pilota, ustawić kilka istotnych parametrów ze wzmocnieniem na czele. Producent urządzenia zadbał jednocześnie o uproszczenie życia użytkownika – pod odpowiednimi klawiszami pilota kryją się bazowe (czyli takie, od których można wyjść szukając najlepszych dla danej wkładki) ustawienia dla każdego z rodzajów wkładek. Np. po wciśnięciu odpowiedniego klawisza wskazanego dla MC, gain (wzmocnienie) zostanie ustawione na 60 dB. Zakres wzmocnienia jest dość szeroki – zaczyna się od 42 a kończy na 77 dB, co oznacza, że to phono jest w stanie współpracować praktycznie rzecz biorąc z każdą wkładką. Oprócz wzmocnienia można również zmieniać pojemność wejściową w zakresie od 100 do 810 pF (do wyboru są wartości: 100, 200, 320, 420, 490, 590, 710, 810 pF), oraz obciążenie (rezystancję) wejściowe w zakresie od 100 Ω do 47 kΩ (do wyboru są wartości: 100, 135, 160, 250, 350, 1K, 10K, 47K). Dodatkową opcją jest filtr subsoniczny, który można w razie potrzeby wyłączyć. Bieżące ustawienia można sprawdzić na wyświetlaczu, choć niestety nie wszystkie naraz.

Końcówkę mocy S-10 wyposażono zarówno w wejścia RCA jak i XLR. Producent podkreśla w instrukcji, że niezwykle ważną kwestią w przypadku połączeń RCA jest dodatkowe połączenie końcówki i przedwzmacniacza dołączonym kabelkiem uziemiającym. Od strony wzmacniacza przykręca się koniec kabla śrubką do obudowy, a od strony pre kabelek jest zakończony wtykiem RCA, który należy włożyć do dowolnego, wolnego gniazda w tym urządzeniu. Generalnie jednak sugerowane jest używanie kabli XLR, nawet jeśli przedwzmacniacz nie jest konstrukcją zbalansowaną (tak jak A-3) – w takim przypadku można użyć np. specjalnych przejściówek RCA/XLR. W końcówce zamontowano bardzo solidne, uniwersalne gniazda głośnikowe firmy WBT.

Dźwięk tego zestawu jest dość zaskakujący, o czym już wspominałem. Jako zdecydowany fan lamp, z pewną rezerwą podchodzę do urządzeń tranzystorowych, bo pomimo wielu ich zalet, niemal zawsze brakuje mi w nich muzyki (to moje prywatne zdanie – absolutnie nie twierdzę, że to obiektywny fakt). Oczywiście są wyjątki – sam od pewnego czasu jestem posiadaczem tranzystorowej końcówki Dana Wrighta (z firmy ModWright) oznaczonej symbolem KWA100SE, która czaruje średnicą nie gorzej niż wiele wzmacniaczy lampowych, oferując jednocześnie wszystkie mocne strony wzmacniaczy tranzystorowych. Połączenie tych wszystkich zalet nie spowodowało co prawda pozbycia się przeze mnie SET-a na 300B, ale po pierwsze mogę wreszcie słuchać na potrzeby recenzji na tranzystorze „bez bólu”, a właściwie nawet z przyjemnością (zwłaszcza gdy łączę końcówkę z lampowym przedwzmacniaczem LS100), a po drugie wiem, że gdybym kiedyś z jakichkolwiek powodów musiał zrezygnować ze swojego SET-a, to będę miał na czym słuchać ukochanej muzyki, nie wzdychając co chwila z żalu za lampą.

Zestaw Array Audio gra jednak inaczej niż ModWright. Tu pierwszego wrażenia nie robi gęsta, gładka, płynna średnica, ale niespotykana przejrzystość dźwięku. Za przejrzystością idą detaliczność i precyzja przekazu, ale to właśnie transparentność szokuje od pierwszego dźwięku. Zacząłem odsłuchy z wysokiego „C” - od IX Symfonii Beethovena – wrażenie było niesamowite! Zdarzyło mi się już zachwycać w tym nagraniu potęgą orkiestry, precyzją przekazu czy skokami dynamiki. Ale w tym przypadku wrażenie obserwacji orkiestry w akcji było niepowtarzalne za sprawą właśnie owej przejrzystości, która sprawiała, że każdy instrument w orkiestrze był osobnym, niezwykle dokładnie pokazanym bytem. Nie w sensie oderwanego od reszty źródła dźwięku, bo całość pięknie się komponowała, ale w sensie możliwości „obserwacji” wybranego instrumentu i to bez szczególnego wysiłku.

Nie trzeba było natężać słuchu, żeby wyłowić konkretne skrzypce, czy wiolonczelę – to przychodziło samo, w tym również w czasie bardzo cichych fragmentów co pokazuje, że holenderski system może się pochwalić znakomitą mikrodynamiką. O ile np. Gryphon Scorpio potrafił pokazać orkiestrę równie przejrzyście, czy równie imponująco oddać potęgę tak wielkiej grupy instrumentów, o tyle tam szło to w stronę analityczności, dźwięk wydawał się nieco osuszony, miałem wrażenie, że o ile każdy pojedynczy element jest świetnie oddany, o tyle jakoś razem nie tworzą one harmonijnej całości. Tu orkiestra grała „pełną piersią”, z rozmachem, a jednocześnie wszystko doskonale ze sobą współbrzmiało, na scenie panował absolutny porządek i ani na moment nie traciłem z oczu najważniejszej sprawy – czyli wspaniałej muzyki genialnego kompozytora.

Na przykładzie Siedmiu ostatnich słów Chrystusa na krzyżu sprawdziłem jak system Array radzi sobie z pokazywaniem akustyki pomieszczenia, w którym zrealizowano nagranie. Świetnie realizują to zadanie dobre wzmacniacze lampowe, tranzystory zazwyczaj nieco słabiej. Wygląda jednak na to, że dążenie panów Willema i Chrisa do powielenia zalet wzmacniaczy lampowych przy pomocy tranzystorów, w tym akurat aspekcie powiodło się wybornie. Nie tylko pogłos i odbicia dźwięków są doskonale słyszalne, ale i ogrom kościoła, w którym nagrano ten utwór Haydna. Trudno oprzeć się wrażeniu, że zamiarem realizatorów tego dokładnie nagrania było sprawienie, by słuchający w swoich pokojach odsłuchowych melomani i audiofile poczuli jacy są malutcy (w domyśle – w obliczu Boga). Jeśli tylko sprzęt pozwala, to słuchając tego wyjątkowego wykonania i realizacji ja czuję się jedynie „pyłkiem na wietrze” – i tak było właśnie tym razem. Hektary przestrzeni, mnóstwo powietrza i wielka muzyka, powiększona jeszcze poprzez wiele odbić w ogromnej kubaturze kościoła. Naprawdę piękne przeżycie.

Część tych samych cech sprawdzało się przy słuchaniu zespołu Metallica czy AC/DC. Nawet na najlepszym możliwym analogowym wydaniu czarnej płyty pierwszej z tych kapel (na 45 obrotów, 180g winyl, specjalnie remasterowanym) nie udało się z materiału źródłowego uzyskać idealnie czystego dźwięku. Oczywiście słucha się tego o niebo lepiej niż jakichkolwiek wcześniejszych wydań, ale z punktu widzenia audiofila (od strony technicznej) nie jest to nagranie idealne. A może rządzenia, na których jej wcześniej odsłuchiwałem nie potrafiły odpowiedniej czystości, transparentności, uporządkowania sceny wymusić? Bo odsłuch na systemie Array Audio wyznaczył nowy standard brzmienia tych krążków. Niezależnie od natężenia i ciężkości gitarowych riffów, szaleństw perkusisty czy basisty, całość stała się tak klarowna jak nigdy dotąd. W prezentacji nie zabrakło ostrości, niezbędnej w tego typu muzyce, był „drive”, niskie zejście basu poparte odpowiednią masą, a i talerze perkusji lśniły i skrzyły się. Nawet wokal Jamesa Hetfielda, choć ostry jak należy, miał w końcu również i trochę więcej masy, wypełnienia – brzmiał po prostu pełniej i naturalniej niż zwykle. Z kolei na ciężko rock'n'rollowym Live AC/DC holenderski system pokazał, że potrafi świetnie prezentować rytm i podawać dobre tempo. Bez problemu nadążał też za popisami Angusa Younga, co uniemożliwiało wręcz pozostanie obojętnym na porywającą muzykę australijskich weteranów. System po prostu pompował przez uszy ogromne ilości energii produkowanej przez zespół, a po części również przez publiczność. Łatwo było się poczuć uczestnikiem tego spektaklu.

Świadomie na sam koniec zostawiłem sobie płyty z damskimi wokalami – do tej pory na nich właśnie najwyraźniejsza była różnica między prezentacją „lampową” i „tranzystorową” (mocno upraszczając). Nawet ModWright, pomimo „lampowej” średnicy nie był wstanie dorównać namacalnością, ładunkiem emocjonalnym, temu co pokazywał choćby mój własny SET na 300B. System Array Audio… też nie dorównał, choć (podobnie jak ModWright) był bliżej osiągnięcia tego, niż inne, słuchane wcześniej przeze mnie, wzmacniacze tranzystorowe. Na znanej płycie Companion Patricii Barber (wydanie MoFi) niby wszystko było OK. Przekonujące organy Hammonda, zachwycająca różnorodność „przeszkadzajek”, oraz świetnie pokazane ich rozmieszczenie w przestrzeni – dźwięk przesuwał się od lewej strony do prawej i z powrotem po scenie. Nawet głos wokalistki miał niezłą barwę, fakturę, tylko... Tylko zabrakło ostatniego kroku – to nagranie odtworzone przez SET na 300B zabiera mnie na koncert, sadza na widowni w trzecim, może czwartym rzędzie i epatuje wręcz emocjami. Testowany zestaw raczej wyrwał Patricię i jej zespół z sali koncertowej i przeniósł ich do mojego pokoju odbierając prezentacji pewną część realizmu. Wydawać by się mogło, że to zaledwie różnica semantyczna – ja tam, na sali koncertowej, czy koncert tu, w moim pokoju. Ale różnica jest naprawdę duża i dla mnie decydująca o tym, czy dane odtworzenie muzyki brzmi dla mnie w pełni autentycznie, realistycznie czy też nie.
Aż jestem ciekaw, czy zgodnie z deklaracją producenta nowe monobloki robią jeszcze ten jeden brakujący kroczek, by faktycznie dorównać (w moich oczach/uszach) najlepszym wzmacniaczom lampowym, Może kiedyś będzie się okazja przekonać. Testowany system zaliczam do bardzo dobrych w skali bezwzględnej. Jest to także jeden z najlepszych tranzystorowych setów, jakie słyszałem (choć żeby być zupełnie szczerym, nie słyszałem ich aż tak wiele). Na pewno np. testowany niedawno przeze mnie system Accuphase był jeszcze lepszy, ale też i różnica w cenie jest ogromna. Accuphase to był skończony high-end, a Array to powiedzmy początek high-endu (jeśli już w ogóle operować tym określeniem, czego specjalnie nie lubię).

Na sam koniec jeszcze parę słów o przedwzmacniaczu gramofonowym. Jego ogólny charakter jest podobny jak całego systemu – fantastyczna przejrzystość, dużo detali i powietrza, które dają dużą, precyzyjnie uporządkowaną scenę muzyczną. Jednocześnie średnica jest mocnym elementem prezentacji – kolorowa, pełna, namacalna – naprawdę zbliżająca się do tego, co pokazują w tym zakresie dobre SET-y.
Mnogość ustawień i łatwość ich zmiany przy pomocy pilota, pozwala nie tylko dopasować parametry do (pewnie) każdej wkładki, ale i nieco się nimi pobawić. To z kolei nie dość, że jest pouczającym doświadczeniem (śledzenie jak zmienia się dźwięk przy różnych wzmocnieniach, obciążeniach czy pojemnościach), to jeszcze daje szansę robienia zmian nawet pod konkretną płytę, co czasem naprawdę się przydaje. Przykładem może być choćby jubileuszowa reedycja najsłynniejszej chyba płyty U2 Joshua Tree, która pomimo nowego masteringu i tak nie brzmi tak czysto, przejrzyście, jakbym chciał. Dzięki charakterowi całego systemu Array Audio, oraz zabawie ustawialnymi parametrami phonostage'a udało mi się, po raz pierwszy od czasu zakupu tej płyty, uzyskać efekt, który nazwałbym zadowalającym. Nie oznacza to oczywiście, że nagle zagrało to jak z najlepszych wydań MoFi, ale na tyle dobrze, że z przyjemnością posłuchałem tej płyty nawet kilka razy w czasie testów tego systemu. Miałem okazję posłuchać PH-2 zarówno z moją wkładką Koetsu Black, jak i z testowanym w tym samym czasie Accuphasem AC-5. Obydwie z tych wkładek mają trochę podobny charakter brzmienia – tzn. z taką bardzo delikatnie, ale naturalnie ocieploną średnicą (nieco bardziej w przypadku Koetsu). Oczywiście Accu to wkładka zdecydowanie lepsza, w każdym aspekcie idąca krok, a nawet kilka kroków dalej, ale ogólny charakter jest podobny. Array znakomicie podkreślał zalety obydwu, wspierając je jeszcze tą niesamowitą transparentnością, znakomicie korzystając z ogromnego bogactwa szczegółów dostarczanych i przez Koetsu i przez Accu.
Pomimo własnej, lekko „lampowej” średnicy PH-2 nie powodował nałożenia się tego efektu na charakter wkładek, nie było „kumulacji”, która zapewne byłaby przesadą. Najważniejszym wnioskiem z tego odsłuchu było stwierdzenie, że nawet tak wybitna wkładka jak AC-5 nie wydawała się przerastać możliwości przedwzmacniacza gramofonowego Array Audio. Nie twierdzę oczywiście, że to najlepszy phonostage na świecie, ale niewątpliwie w swojej cenie oferuje ogromne możliwości zarówno dźwiękowe jak i użytkowe i nawet w bardzo wysokiej klasy systemie analogowym nie będzie on stanowił „wąskiego gardła” ograniczającego jakość prezentacji.

BUDOWA

Wszystkie testowane urządzenia Array Audio wyglądają podobnie (a obydwa przedwzmacniacze mają wręcz identyczne fronty). Fronty to grube płyty aluminiowe z czterema diodami w pionowej kolumnie, przedwzmacniacze wyposażono również w niewielki, acz dość czytelny wyświetlacz. Reszta obudów wykonana jest ze stali niemagnetycznej.

Przedwzmacniacz gramofonowy Array Obsydian PH-2
Jest to urządzenie współpracujące zarówno z wkładkami MC jak i MM. Co nietypowe wyposażono je w jedno wejście, do którego podpinamy sygnał niezależnie od rodzaju naszej wkładki. Odpowiednie parametry ustawia się za pomocą pilota zdalnego sterowania. Te parametry to: wzmocnienie, pojemność wejściowa, i rezystancja wejściowa. Można również włączyć lub wyłączyć filtr subsoniczny.
Do wyboru użytkownik dostaje 12 poziomów wzmocnienia (od 42 do 77 dB), przełączanie odbywa się za pomocą pozłacanych, hermetycznych przekaźników. Do wyboru jest również 8 obciążeń (rezystancji) na wejściu, również przełączanych pozłacanymi, hermetycznymi przekaźnikami. Wybieralne wartości zaczynają się od 100 Ω a kończą na 47 kΩ. Możliwe jest również ustawienie jednej z 8 pojemności wejściowych w zakresie od 100 do 810 pF, przełączanie również oparto o przekaźniki.
Urządzenie pracuje w klasie A. Wyposażono je w osobne zasilanie dla ścieżki sygnału oraz dla obwodów kontrolnych (w tym przekaźników). W całej ścieżce sygnału nie kondensatorów ani op-ampów (za wyjątkiem serwa DC). Phonostage oparto o dyskretny układ bipolarny ze stopniami wzmocnienia w kaskodzie.

Przedwzmacniacz Array Obsydian A-3
To aktywny przedwzmacniacz liniowy z czterema wejściami liniowymi, pętlą magnetofonową i jednym wyjściem liniowym. Jego obudowę również wykonano ze stali niemagnetycznej, a front (identyczny jak w phonostage'u) to grupy płat aluminium. Kolumna 4 diod wskazuje aktywne aktualnie wejście liniowe. Podobnie jak w przypadku pre gramofonowego, tu również nie ma przycisku włączania/wyłączania – całą obsługą zajmuje się pilot.
Zarówno regulacja głośności jak i selektor wejść oparto o pozłacane, hermetyczne przekaźniki. To urządzenie również posiada osobne obwody zasilające dla ścieżki sygnału i dla obwodów kontrolnych. Przedwzmacniacz pracuje w klasie A, bez sprzężenia zwrotnego. Wyposażono je w poczwórne serwo DC. W ścieżce sygnału nie zastosowano żadnych kondensatorów. Dodatkową zaletą jest możliwość zaprogramowania kilku opcji (wspomniana wcześniej różna czułość regulacji głośności, czy też wyrównanie poziomu między podłączonymi źródłami).

Końcówka mocy Array S-10
Podobnie jak pozostałe urządzenia tak i S-10 ma obudowę ze stali niemagnetycznej, a front z grubego płata aluminium, do którego dodatkowo od środka przykręcono radiatory odprowadzające ciepło, jako że urządzenie pracuje w klasie AB, wydzielając spore jego ilości. Wzmacniacz jako jedyny posiada wyłącznik, który umieszczono na tylnym panelu. Również z tyłu znajdują się wejścia – liniowe i symetryczne, oraz gniazda głośnikowe (WBT).
Stopień wejściowy jest w pełni zbalansowany – to układ bipolarny oparty o FET-y, pracujący w klasie A. Wzmacniacz wyposażono w cyfrowe podsystemy zabezpieczające urządzenie przed zwarciami i przepięciami, które są całkowicie odseparowane od ścieżki sygnału audio. Diody na froncie służą jako elementy ostrzegające przed zbyt wysokim/niskim napięciem, czy też skokami napięcia groźnymi dla urządzenia.

Dane techniczne (wg producenta):
Przedwzmacniacz gramofonowy Obsydian PH-2
Wymiary 430 x 300 x 79 mm (SxGxW)
Waga: 8,2 kg
Impedancja wyjściowa: 50 Ω

Przedwzmacniacz liniowy Obsydian A-3
Wymiary: 430 x 300 x 67,5 mm
Waga: 7,1 kg
THD+N: 0,0006% (przy 300 mV)
S/N: 101 dB (przy 300 mV)

Końcówka mocy S-10
Wymiary: 440 x 413 x 133 mm
Waga: 18,5 kg
Moc: 2 x 100 W dla 4 Ω
THD+N: 0,0001% (dla pasma 20 Hz-20 kHz)

Dystrybucja w Polsce:

Studio Van der Brug

Kontakt:
os. Parkowe Wzgórze 26
32-031 Mogilany
tel.: +48 66 88 21 021

e-mail: hansvanderbrug@gmail.com



Pobierz test w PDF

g     a     l     e     r     i     a


System odniesienia