pl | en

MUZYKA | „Oto płyta” |4|

Komeda Quintet
ASTIGMATIC

Premiera: 1966
Wydawca: Polskie Nagrania „Muza”

ROK KRZYSZTOFA KOMEDY
W 50. rocznicę śmierci Krzysztofa Komedy Trzcińskiego

polskienagrania.com.pl

POLSKA


„Oto płyta…” to seria poświęcona wyjątkowym polskim albumom muzycznym, ze szczególną uwagą zwróconą na ich brzmienie i sposób wydania. Tym razem prezentujemy najważniejszą polską płytę jazzową, album ASTIGMATIC grupy KOMEDA QUINTET.

omysł na ten artykuł narodził się od razu, kiedy tylko do sprzedaży trafiła reedycja płyt z serii Polish Jazz, wydanych przez WARNER MUSIC POLAND, która wyszła spod ręki Jacka Gawłowskiego, czyli w 2016 roku. Zrecenzowałem wówczas pierwsze sześć tytułów: vol. 0 | vol. 5 | vol. 13 | vol. 39 | vol. 45 | vol. 65, a artykuł zatytułowałem Polish Jazz Forever, bo to była znakomita wiadomość dla melomanów. Ale nie tylko – to seria będąca skarbem narodowym polskiej kultury.

W szóstce, o której mowa, obok doskonałych krążków ANDRZEJA KURYLEWICZA Go Right (Vol. 0) i TWET TOMASZA STAŃKI (Vol. 39) zaprezentowana została jedna z najważniejszych, a na pewno najbardziej znana polska płyta jazzowa: Astigmatic Komeda Quintet. Była to dziewiąta winylowa wersja tego tytułu oraz dziesiąta cyfrowa.

Im dłużej się jednak zagłębiałem w ten temat, tym finał bardziej się oddalał. Założyłem sobie bowiem, że zgromadzę wszystkie wersje winylowe i cyfrowe albumu. Co okazało się trudnym zadaniem. Z wydaniami CD było łatwiej, ponieważ można je, dość regularnie, znaleźć w serwisach aukcyjnych. Najdłużej czekałem na pierwsze, pełne cyfrowe wydanie, pochodzące z roku 2001, ale w końcu się udało. Po jakimś czasie zrezygnowałem tylko z trzech wersji, które wydały mi się najmniej wnosić do wiedzy o tej płycie.

Znacznie trudniejszą sprawą okazało się zgromadzenie wydań winylowych, ponieważ w ich przypadku liczyła się także jakość samego nośnika, czyli to, jak dobrze jest zachowany. Najbardziej problematyczne, dla każdego, kto chciałby do nich dotrzeć, będzie znalezienie dwóch pierwszych wydań – monofonicznego oraz stereofonicznego – w możliwie dobrej jakości. Realia są takie, że znakomita większość egzemplarzy można określić jako przeciętne, czasem dobre („Good”), czasem zdarza się egzemplarz, który ocenia się jako „Very Good”. Nigdy nie widziałem tego tytułu w jakości „Mint-” i tylko ze dwa razy, tak ocenione, widziałem na aukcjach.

Aż trzy lata trwało więc gromadzenie krążków, ich odsłuchy, porównania, namysł. W końcu zrezygnowałem z kilku winyli, które – ponownie – najmniej wnosiły do sprawy. Nie będzie to więc wyczerpujące, całościowe opracowanie. Pozostawiam w tej pracy ślady czegoś, co Japończycy nazywają Wabi-sabi („perfekcyjna niedoskonałość”).

Udało mi się jednak, mam taką nadzieję, uchwycić nić, na którą nanizane są kolejne wydania, a tym samym pokazać, co w nich jest wspólnego, a czym się różnią. Tym samym, w 50. rocznicę śmierci Krzysztofa Komedy Trzcińskiego, dostają państwo do rąk to dużą dawkę informacji dotyczących fizycznego aspektu – wydań – jego najważniejszej płyty. Chciałbym, aby to był hołd złożonych temu zasłużonemu dla muzyki kompozytorowi. Chciałbym tym samym zaprosić państwa do podróży z Komedą i jego brzmieniem – podróży wyjątkowo fascynującej.

| Program:


Strona A
1. Astigmatic | 22:50 (Krzysztof Komeda)
Strona B
2. Kattorna | 07:20 (Krzysztof Komeda)
3. Savnetic | 15:50 (Krzysztof Komeda)

Personel:
Rune Carlson (dr), Krzysztof Komeda (pf), Tomasz Stańko (tp), Zbigniew Namysłowski (sxf a.), Gunter Lenz (cb)
Projekt graficzny: Rosław Szaybo
Operator dźwięku: Halina Jastrzębska
Reżyser nagrania: Wojciech Piętowski

Album Astigmatic ukazał się w 1966 roku. Była to czwarta płyta z materiałem zarejestrowanym w studio na której Krzysztof Komeda Trzciński występował jako lider zespołu – w tym przypadku kwintetu: Komeda Quintet. W literaturze przedmiotu jego nazwa występuje w dwóch różnych formach: Komeda Quintet lub Krzysztof Komeda Quintet. Na płycie znalazły się trzy utwory autorstwa Komedy, z tytułowym na czele. Kattorna oparta została na motywie z filmu Henninga Carlsena pod tym samym tytułem (pol. Kocice), z kolei utwór pt. Svantetic poświęcony został szwedzkiemu poecie i przyjacielowi Komedy, Svante Foersterowi.

Co ciekawe, jak wspomina żona artysty, Zofia Komedowa-Trzcińska, kiedy starał się o przyjęcie do Związku Kompozytorów Polskich, wraz z podaniem złożył swoje nagrania, w tym Astigmatic. Jak czytamy, nie został jednak przyjęty, a jego kompozycje uznano za „zbyt powierzchowne”. Dziś wiemy, że decydenci nie mieli racji. Jak pisał na portalu jazz.pl Dionizy Piątkowski, utwory te są „przesycone ekspresją, emocjonalizmem, dramatycznym liryzmem i patosem. Ta romantyczna ekspresja jest wyrażona we współczesnym języku, we współczesny sposób. Kompozycje Komedy wprowadzają do jazzu, nieobecny tam do tej pory, świat emocji.”

Nagranie albumu odbyło się w tym samym czasie, w którym odbywał się festiwal Jazz Jamboree 1965. Nagrania z tego występu, utwory Astigmatic i Kattorna, znalazły się na płycie CD Astigmatic Live, wydanej w 1995 roku przez Polonia Records ‎(Polonia CD 061). Trzeci utwór, Svantetic, został nagrany w tym samym roku w Kopenhadze, w klubie Montmartrte w 1965 roku. Materiał był więc wcześniej ograny.

Tyle, że tuż przed nagraniem lider kwintetu zdecydował się na zmiany personalne. Zamiast, grającego na kontrabasie, Kozłowskiego na płycie zagrał Günter Lenz (z Kwintetu Alberta Mangelsdorffa, który również grał na JJ), a do składu dołączył Zbigniew Namysłowski. Jak mówi ten ostatni, „skład był całkowicie przypadkowy”. Z drugiej strony, przywołany wyżej Piątkowski mówi, że Komeda przygotowując kompozycje myślał o konkretnych wykonawcach – Zbigniewie Namysłowskim i Tomaszu Stańce, tak że ich role w utworach były dokładnie przemyślane. Ciekawe, kto miał rację?

W eseju przygotowanym z okazji powstania reedycji z 2016 roku wydawca, Warner Music Poland, pisał:

Warto pamiętać, iż nasi czołowi dziś jazzmani: Tomasz Stańko i Zbigniew Namysłowski byli wówczas dopiero u progu swej kariery. Stańko w 1965r. miał zaledwie 23 lata, a Namysłowski 26. Gdyby nie przedwczesna śmierć Krzysztofa Komedy najprawdopodobniej do dziś moglibyśmy słuchać go w klubach jazzowych, być może z tą właśnie genialną sekcją jaka towarzyszyła mu na płycie Astigmatic. To na tym właśnie longplayu znalazła się jedna z najsłynniejszych kompozycji polskiego jazzu, po którą do dziś sięgają muzycy: Kattorna - znajdziemy ją na drugiej stronie krążka wraz z blisko 16 minutowym utworem Svantetic. Całą stronę pierwszą wypełnia jednak utwór tytułowy: Astigmatic.

Materiał został zarejestrowany podczas dwóch nocnych sesji między 5 i 7 grudnia 1965 roku, choć Zbigniew Namysłowski twierdzi, że odbyły się one w ciągu jednej nocy (z 5 na 6 grudnia) bez jakichkolwiek prób. Jakby nie było, efekt zaskoczył samego Komedę, który mówił: „Mam pełną satysfakcję z tego nagrania, mimo że dokonywało się w warunkach bez precedensu (…). Gdy słucha się tej płyty, można zacząć wierzyć w cuda, daję słowo”.

Za nagranie odpowiedzialni byli pani Halina Jastrzębska, na stanowisku operatora dźwięku, oraz pan Wojciech Piętowski, w roli reżysera nagrania. Operator dźwięku to, na dzisiejsze, realizator dźwięku, czyli osoba siedząca za stołem mikserskim i ustawiająca mikrofony, a reżyser czuwa nad ostatecznym efektem.

Materiał ukazał się na rynku w następnym roku i znalazł się w serii „Polish Jazz” pod numerem ‘5’ (Vol. 5). Podobnie, jak w przypadku poprzednich tytułów PJ, jego okładkę przygotowała ta sama ekipa – fotografik Marek Karewicz, grafik Rosław Szaybo i muzykolog Adam Sławiński, który napisał esej na tylną stronę okładki. Astigmatic okazał się natychmiastowym sukcesem i jest dzisiaj jedną z najbardziej rozpoznawalnych na świecie polskich płyt z muzyką jazzową – poradnik The Penguin Guide to Jazz on CD, LP & Cassette napisał, że to „epokowe arcydzieło i jedna z najważniejszych płyt europejskiego jazzu”.

ODSŁUCH

Odsłuch takiej liczby płyt musiał być rozłożony na kilka sesji. Osobno przesłuchałem więc oryginalne wydania LP i ich bezpośrednich następców, a osobno współczesne reedycje. Podobnie było z wersjami cyfrowymi. We wszystkich przypadkach referencją były jednak dwa wydania LP – pierwsze wydanie MONO z 1966 roku oraz drugie wydanie i STEREO z roku 1974. Do odsłuchów wykorzystałem kilka gramofonów, wśród nich: Cambridge Audio Alva TT, SME Model 12 i J.Sikora Initial z ramieniem KV12.

Z kolei wersje cyfrowe odsłuchałem na odtwarzaczu SACD Ayon Audio CD-35 HF Edition (№ 1/50). W tym przypadku referencją były także: płyta Master CD-R, wypalona dla mnie przez Jacka Gawłowskiego z plików „Master”, w jego studiu masteringowym, jak i same pliki „Master” (WAV 24/88,2) – utwór Kattorna.

| LONG PLAY

1966 | 1. wydanie MONO

Płyta Astigmatic należy do najczęściej wznawianych tytułów polskiego jazzu. Mamy więc w czym wybierać, jeśli chodzi o porównania. Oryginalnie wydano ją w roku 1966 na płycie winylowej, w wersji monofonicznej, a wersja stereo ukazała się później – portal discogs.com podaje, że w roku 1971. Wszystkie późniejsze wznowienia zawierały materiał stereofoniczny. W 1971 wydano ją również w Czechosłowacji – zrobiła to wytwórnia Supraphon, w limitowanej edycji Gramofonový Klub. To edycja ze zmienioną okładką.

Dźwięk wersji monofonicznej jest zaskakująco dojrzały – polskie nagrania z tamtych lat zwykle tak nie brzmiały. Ma gęstą tkankę, wyraźne uderzenie i jest dźwięczny. To przekaz o dużej skali – może nie tak dużej, jak w nagraniach z lat 50. wytwórni Blue Note, Riverside, czy Contemporary Records, ale jest wystarczająco duży, aby zbudować wiarygodny przekaz. To również dźwięk o dużej intensywności. Mamy przed sobą maszynę muzyczną o wyraźnej strukturze oraz zróżnicowanych barwach instrumentów.

Słuchając pierwszego wydania nietrudno dojść do wniosku, że ma ono dobrze zbalansowany barwowo przekaz. Fajne jest również to, że jego bas jest – w porównaniu z późniejszymi wydaniami – całkiem niski i ma dobry atak. Mimo to kontrabas nie jest wypełniony i na dole pasma słychać głównie stopę perkusji. Wysokie tony są zaskakująco dobre, chociaż przy uderzeniach, w których mamy większy „ciężar”, nie mają wystarczającego wypełnienia, dźwięk jest wówczas kompresowany. Pomimo tych usterek słucha się tej wersji z wypiekami na policzkach.

1971 | 1. wydanie STEREO

Z przykrością muszę stwierdzić, że nie udało mi się pozyskać na własność tej wersji w jakości „Mint-”, ani jej (tym razem) pożyczyć. Obiecuję jednak państwu, że postaram się tę lukę uzupełnić – idę na łowy :)

1971 | „Gramofonový Klub” STEREO

Z ogromną ciekawością czekałem na odsłuch wersji z Czechosłowacji. Okazało się, że było na co czekać. Jej dźwięk jest głośniejszy od polskiej wersji z 1974 roku o około 2 dB. Przekaz jest więc chyba mocniej skompresowany, bo wszystko jest bliżej nas, jak na wyciagnięcie ręki. W znacznej mierze przypomina to wersję monofoniczną, czyli pierwsze, oryginalne wydanie.

Doskonała jest na płycie z Czechosłowacji namacalność dźwięku, świetne są również skala, pełnia i gęstość. To rzeczy, których w polskich, stereofonicznych wersjach nie ma. Wyraźnie lepiej poprowadzono także linię kontrabasu, który wreszcie przypomina instrument basowy, a nie wiolonczelę, czy – nawet – altówkę. Ponieważ również fortepian jest bliżej nas, wszystko wydaje się bardziej żywe, jakby było grane „live”.

Jednocześnie jednak to nieco uproszczony dźwięk. Nie mam wątpliwości, że płytę nacięto z kopii produkcyjnej, co objawia się gorszym wybudowaniem góry, mniej różnicowanymi blachami i nie tak dobrą dynamiką, co słychać – chociażby – w uderzeniu stopy perkusji. Tak więc to, z jednej strony naprawdę dobra wersja tej płyty, a z drugiej nie tak dobra, jak oryginalne wydanie mono.

1974 | 2. wydanie STEREO (czerwone)

W 1974 roku ukazuje się pierwsze „pełnoprawne” wznowienie wersji stereo, z nowym, owalnym logo Polskich Nagrań „Muza”, w którym zapisano pojedynczy numer katalogowy wydania stereo: SXL 0298 (wcześniejsze wersje to ta sama płyta, tyle że ze zmienionym logotypem z tyłu okładki). Ukazują się dwie wersje tego wydania – z wyklejką niebieską i czerwoną.

Jak się okazuje, przesłuchanie wersji stereo z 1974 roku, z czerwonym labelem, było dość zaskakujące. Jej barwa jest cieplejsza, a instrumenty są na niej bliżej nas, nie są już tak ulotne, zarówno jak w czeskim wydaniu mono, jak i w wydaniu z 1975 roku.. Przypomina przez to wersję monofoniczną. Ale też wszystko jest nieco cieplejsze i nie tak rozdzielcze. W tej wersji lepiej zaznaczany jest rytm, lepiej pokazana jest gęstość instrumentów, ale z kolei ich brzmienie wydaje się ciut uproszczone. Różnice nie są duże, ale słychać je naprawdę dobrze.

1975 | 3. wydanie STEREO (niebieskie)

W roku 1975 do sklepów trafia to samo wydanie, ale z nieco zmienioną okładką – w oryginale (mono i stereo) na pierwszej stronie napisano błędnie „presentet”, a od tej edycji słowo to brzmi poprawnie: „presented”. Nosi ono inny numer katalogowy niż wcześniej – teraz to SX 0298.

Wersja z 1975 roku, choć wydawałoby się identyczna z tym z 1974, jest od niego sporo cichsza, a od wersji mono nawet o jakieś 5 dB. Jak się można domyślić, zupełnie inaczej budowany jest obraz instrumentów i nie chodzi mi o tzw. „scenę dźwiękową”, a o ich obrazowanie. W tej wersji są one mniejsze i bardziej ulotne. Nie ma już tak mocnego uderzenia stopy perkusji, także kontrabas jest lżejszy, pomimo że już wcześniej nie należał do zbyt solidnych. Słychać, że do tej wersji dość mocno obcięto niskie tony.

Dlatego też, moim zdaniem, wydanie z 1975 roku jest znacznie słabsze niż to wcześniejsze, z roku 1974. Jego zaletą jest przestrzeń, to ostatecznie wersja z instrumentami rozłożonymi również w planie L-P. Nie wiem tylko, czy wystarczająco równoważy to jej wady. Na szczęście wysokie tony wciąż są mocne i klarowne, to w ogóle zaleta tego tytułu. Można nawet powiedzieć, że wydają się prawdziwsze niż w wersji mono, wydają się też mniej skompresowane.

1987 | „From Poland With Jazz”

Aż dwanaście lat fani jazzu czekali na wznowienie Astigmatic. W 1987 roku melomani dostali do rąk zupełnie nowe wydanie, przygotowane na licencji Polskich Nagrań przez wytwornię Pool Jazz, z numerem katalogowym IRS 942.111. Ukazało się ono w serii „From Poland With Jazz”. Za wydanie to odpowiedzialni byli Peter Schimmelpfennig, niemiecki producent i inżynier dźwięku, i Tadeusz Makowski, a winyl wytłoczony został przez wytwórnię TELDEC z Hamburga. Nową okładkę zaprojektował Waldemar Swierzy (1931-2013), współtwórca tzw. polskiej szkoły plakatu.

Wydanie z 1987 roku pod względem brzmienia jest zaskakująco podobne do wydania czechosłowackiego. Ma podobną barwę, instrumenty pokazuje blisko nas, jest też podobnie skompresowane. Wydaje się, że stereofonia jest na nim lekko zawężona, ale naprawdę nieznacznie. Bas nie jest tak mocny, jak w wydaniu zza południowej granicy Polski, ale za to środek pasma ma niską podstawę, przez co wszystko wydaje się mocniejsze i bardziej namacalne. Dźwięk nie jest specjalnie rozdzielczy i selektywny. Słucha się tej wersji całkiem dobrze – może bez specjalnej ekscytacji, ale też bez nerwowego przebierania nogami.

1989 | „Komeda Żywy”

W 1989 roku hucznie obchodzono Dni Krzysztofa Komedy, celebrując w ten sposób 20. rocznicę jego śmierci. Z tej okazji Polskie Nagrania przygotowały specjalne wydanie albumu o numerze katalogowym SX 0298. Zdecydowano się przy okazji na znaczącą ingerencję w jego okładkę. Charakterystyczne, różowe literki ‘A’ otrzymały żółte wybarwienie, a w poprzek prawego, dolnego rogu naniesiono „wstążkę” z napisem „Komeda Żywy. Dni Krzysztofa Komedy 24-30 kwietnia 1989”. Kolor zmieniła również wyklejka – ma kolor bananowy, taki sam, jak inne wydawnictwa PN z tego okresu. Ciekawe jest to, że z frontu zniknęło również logo. I jeszcze jedno – to pierwsza edycja tej płyty, która otrzymała grzbiet z opisem zawartości.

Wydanie „rocznicowe” z 1989 roku to trzecia z rzędu płyta o bardzo podobnym charakterze brzmienia, po wersjach z 1975 i 1987 roku. Powiedziałbym, że wszystkie trzy zostały wytłoczone z tej samej taśmy, to znaczy w ten sam sposób zmasterowanej. Jej dźwięk jest blisko, jest namacalny, bas jest dość mocno rozbudowany, a przestrzeń ma nieco bardziej zawężoną panoramę. Jednocześnie jednak mamy tu najniższą rozdzielczość i najsłabszą selektywność. Wysokie tony są ograniczone i nie ma mowy o blasku z pierwszych wydań. Da się tego słuchać, ale tylko jeśli nie znamy poprzednich wersji.

2007 | „Czarne perły No. 1”

2007 rok to inauguracja jednej z najciekawszych reedycji winylowych w historii polskiej muzyki – „Czarne Perły”. Otwierał ją album Astigmatic, z numerem ‘1’, a później dołączyły do niej takie tytuły, jak Winobranie Zbigniewa Namysłowskiego, Mrowisko zespołu Klan i Bemowe frazy grupy Bemibem. Nie wiadomo, czy płytę nacięto z taśm analogowych, czy z plików. Za remaster odpowiedzialna była pani Iwona Thierry, wieloletni dyrektor PN. Krążki wytłoczone zostały w Czechach, w GZ VInyl, w limitowanym nakładzie 500 sztuk (więcej TUTAJ).

Mam z tym wydaniem problem – z jednej strony to najlepsze brzmieniowo wydanie, poza oryginalnym, a z drugiej irytuje mnie ingerencja w projekt plastyczny oraz dezynwoltura w przygotowaniu wyklejki. Korekta o której mowa polega na przesunięciu kreski dzielącej logo „Polish jazz” od składu zespołu. W oryginale niemal styka się ona z tym drugim, a w nowej wersji została wypośrodkowana. Prawomocne będzie przypuszczenie, że w oryginale popełniono błąd. Tyle tylko, że to jest oryginał, a po reedycji oczekujemy wiernego powtórzenia, a nie inwencji twórczej. Zmiana o której mowa, czyli poprawianie oryginału, jest powielana na wszystkich kolejnych wydaniach tej płyty, zarówno LP, jak i CD.

Wyklejka, w jaką zaopatrzono reedycję z serii „Czarne Perły” to prawdziwe kuriozum i przykład na to, jak NIE powinno się tego robić. Przede wszystkim to wyklejka z wersji monofonicznej – wskazuje na to specjalne logo oraz brak napisu „stereo” pod logotypem „Muza”. Mimo to umieszczono na niej numery katalogowe zarówno wersji mono, jak i stereo. I jest jeszcze coś – wyklejka ma kolor czerwony, a oryginalna wersja mono jest w kolorze niebieskim. Znalazłem jednak coś na plus – słowo „presentet” zapisano tak, jak na pierwszych wydaniach.

Pod względem brzmienia wersja z serii „Czarne perły No. 1” to najlepsze wydanie od czasu oryginalnego wydania mono i stereo z 1974 roku. Tonalnie przypomina to pierwsze, ponieważ to mocny, dobry dźwięk. Blachy nie są tak wybudowane, jak w oryginale, ale brzmią znacznie lepiej niż we wszystkich pozostałych wydaniach, Bas jest mocny, stopa perkusji ma dobrą dynamikę, a brzmienie fortepianu ładnie dopełnia całość.

Ale jest to również ten rozdaj dźwięku, ta sama wrażliwość na brzmienie, którą słyszeliśmy na poprzednich trzech płytach. To znaczy przekaz jest mocny, wyraźny i blisko nas. Oryginał wpuszczał do wszystkiego więcej powietrza, był bardziej swobodny. Pomimo to muszę powiedzieć, że bardzo mi się ta wersja podobała, to było dobre, rasowe granie.

2013 | „Polskie Nagrania”, 180 g

W 2003 roku ukazuje się kolejne wznowienie Polskich nagrań. Płyta została nacięta po raz kolejny i została wytłoczona na 180 g winylu. To, niemal na 100%, edycja nacięta z plików cyfrowych. Okładka ma poprawione zarówno kreskę, jak i „presented”, a wyklejka jest identyczna z tą z 2007 roku. Okładka otrzymała solidną, przezroczystą „koszulkę” ochronną.

2013 rok nie był łaskawy dla brzmienia Astigmatic. Wersja przygotowana przez Polskie Nagrania brzmi w głuchy i dość „tępy” sposób. Nacięto ją, zapewne, z cyfrowego masteru, przygotowanego pod kątem CD, co zamknęło dźwięk i zgubiło detale. Rozdzielczość jest tu naprawdę słaba, a rysunek instrumentów niewyraźny. To najsłabsza wersja Astigmatic, jaka się w ogóle ukazała.

2015 | Warner Music Poland, 180 g - „Remaster 2015”

I tak dochodzimy (niemal) do finału. W 2015 roku Polskie Nagrania, już w ramach Warner Music Poland, wydają nowy remaster, wykonany przez Jacka Gawłowskiego, laureata Nagrody Grammy. To remaster cyfrowy, w rozdzielczości 24/88,2, przeznaczony dla wersji CD. Sygnal został zgrany z taśm „mastr” na magnetofon Studera, a pliki WAV wykonano za pomocą przetwornika D/A Apogee. Krążek został nacięty z plików w czeskiej tłoczni GZ Vinyl.

Płyta wydana została starannie, miała grzbiet z opisem oraz antystatyczną koszulkę na krążek. Grafika została przeniesiona z wydania z 2013 roku, ale miłościwie zmieniono jednak wyklejkę. Ma ona kolor niebieski i tylko jeden numer katalogowy. Co z tego, skoro to numer i logo pochodzą z wydania mono.

Ważniejszy jest jednak jej dźwięk, naprawdę niezły. Reedycja Warner Music Poland z 2015 roku pod względem barwy przypomina tę z roku 2013, ale jest od niej o niebo bardziej rozdzielcza i ma lepszą barwę. Nie jest to już dobitne i otwarte granie oryginału mono, ani też gęste i masywne granie wersji z serii Czarne perły, ale to dobre brzmienie. W tym przypadku, pomimo że master został przygotowany pod kątem wydania CD, a wersja LP jest wobec niego wtórna, to i tak dostajemy dobry, solidny dźwięk.

2019 | Record Store Day 2019, 180 g

I kiedy wydawało się, że to komplet wydań tej płyty, dość niespodziewanie, gruchnęła wieść, że zostanie wydana krótka, limitowana wersja z okazji Record Store Day 2019, czyli dnia poświęconego „kulturze niezależnych sklepów płytowych”, odbywającego się od 2008 roku. Pozwolono sobie w tym przypadku na mrugnięcie okiem, ponieważ płytę wytłoczono na różowym, przezroczystym winylu; różowa jest także wyklejka. To kolor literek „B” na okładce.

Myślałem, że użyto do tego matryc z poprzedniego wydania – ale nie, na potrzeby tej edycji wykonano zupełnie nowy lakier. Na wewnętrznej stronie, przy labelu, mamy nie maszynowo tłoczone cyferki, charakterystyczne dla GZ Vinyl, a wyryte ręcznie 07752921-A-2 (B-3). Okazuje się, że przygotowano ją w Polsce, w tłoczni WM Fono. Płyta włożona została do specjalnie przygotowanego insertu, w kolorze różowym, na którym wydrukowano esej Tomasza Szachowskiego w języku polskim i angielskim.

Od strony poligraficznej wydanie to powiela wszystkie błędy poprzedników: kreseczka jest przesunięta, słowo „presented” jest w nowej wersji, a label został zapożyczony z wydania monofonicznego. Dodam, że na folii, w której płyta była sprzedawana, znajdziemy dwie naklejki. Jedna informuje, że to jest pierwszy oficjalny album RSD, a druga mówi: „Limited Edition Coloured Vinyl”.

Wersja „różowa” płyty, czyli wydana z okazji Record Store Day 2019, została (jak zakładam) nacięta z tych samych plików wysokiej rozdzielczości (24/88,2), co wcześniejsza wersja na czarnym winylu. A mimo to wydaje się mniej rozdzielcza. Barwa, wielkość, skala, dynamika – wszystko to jest bardzo podobne, ale różnicowanie, czyli umiejętność pokazania różnic pomiędzy barwami, uderzeniami, atakiem, jest w tej wersji mniejsza. Całość, takie mam wrażenie, brzmi w trochę tępy sposób.

| COMPACT DISC

1989 | „Polish Jazz vol. 3”

Po raz pierwszy na CD płyta Komedy została wydana w 1989 roku, w serii „Polish Jazz” (ale innej niż „ikoniczna”), pod numerem ‘3’. Tak, jak w przypadku innych krążków z tej serii, okładkę w szarej palecie barw przygotował Włodzimierz Knap, a na płycie znalazły się nagrania z trzech krążków Komedy. Za wydawnictwo odpowiedzialni byli Andrzej Karpiński oraz Tomasz Kuryło.

Pierwsze cyfrowe wydanie omawianej płyty jest ciemne, ma nisko postawiony balans tonalny i w niczym nie razi. Nie jest specjalnie rozdzielcze, wysokie tony są raczej markowane niż wybrzmiewają, nie zostało za to zbyt mocno skompresowane. Nie dzieje się tu jednak zbyt wiele, ponieważ wszystko jest trochę jak za mgłą, brakuje precyzji, skupienia, a przestrzeń jest raczej umowna. To klasyczne problemy wczesnych reedycji cyfrowych.

1998 | „Zofia Komeda Presents Vol. 5”

Z 1998 roku pochodzi cała seria reedycji płyt Komedy – pierwsza tak obszerna i kompletna. Przygotowało ją wydawnictwo Power Bros Records (z Rybnika), które w tamtym czasie przygotowało nowe wydania wielu polskich płyt z serii „Polish Jazz”, przy współudziale niemieckiej firmy Fenn Music. Seria ta kontynuowana była aż do 2009 roku i ukazało się w jej ramach 19 krążków.

Na płycie, oprócz materiału dźwiękowego zamieszczono także materiał multimedialny (CD-ROM) z wywiadem, jaki udzieliła żona Komedy, pani Zofia Komeda. Płyta została wydana z zupełnie zmienioną okładką. Za nowy, cyfrowy master odpowiedzialni byli pani Elżbieta Szczerba oraz pan Dariusz Szweryn.

To wydanie, które ma i dobrą górę, i ładną dynamikę, i przyjemne barwy. Jest nieco cichsze od poprzedniego wydania, ale nie tak ciche, jak pierwsze. Ma za to znacznie lepszą selektywność niż wcześniejsza reedycja i lepiej pokazane są tu relacje przestrzenne między instrumentami – przynajmniej w porównaniu z oryginalnym wydaniem stereo na winylu. Chodzi nie tylko o wymiar wszerz, ale przede wszystkim w głąb. Jej problemem jest obcięcie średniego i niższego basu, który jest znacznie lżejszy niż we wcześniejszym wydaniu. Kontrabas jest więc ledwie zaznaczony, podobnie, jak i stopa perkusji. Mimo tych usterek słucha się tej wersji całkiem dobrze, bez znużenia i z zainteresowaniem. Tyle że niedosyt pozostaje…

2001 | „Polskie Nagrania Remasters”

W 2001 roku ukazuje się pierwsze wydanie cyfrowe z oryginalną okładką. Zostało ono przygotowane starannie, zarówno pod kątem poligraficznym, jak i brzmieniowym. Płyta otrzymała opakowanie typu jewelbox, ale z przezroczystym środkiem. Okładka została przygotowana na podstawie pierwszego, monofonicznego wydania, razem z jej drugą stroną, i wszystko się w niej zgadza. Z boku, pod przezroczystym paskiem, przeczytamy: „Polskie Nagrania Remasters”, czyli nazwę tej serii. Za remaster odpowiedzialny był pan Bogdan Żywek ze Studia 153.

To wersja o jakieś 2-3 dB głośniejsza od pierwszego cyfrowego wydania, co sugeruje mocniejsze użycie kompresora. I coś chyba w tym jest, bo stopa perkusji nie uderza już tak szybko, tak dynamicznie, jak poprzednio na CD i jak na winylowym oryginale. Z drugiej jednak strony dźwięk jest znacznie bardziej otwarty i gęsty. Krawędzie instrumentów są pokazywane precyzyjniej, dzięki czemu zyskuje także selektywność.

Barwa jest w porządku, ale nie ma tu zbyt wielu zmian kolorystycznych. Niskie tony są słabo definiowane i mają nieco „mułowaty” posmak :) Mimo to można uznać, że to całkiem udana reedycja, bez większych ingerencji w tkankę muzyczną, choć bez energii oraz jędrności oryginału.

2004 | Polskie Nagrania „Anex”

Wydanie to znane jest pod nazwą „Anex, ponieważ dystrybucją tego tytułu zajęła się firma o tej nazwie i jej logo znalazło się na tylnej stronie pudełka digipack. Okładka została powtórzona z poprzedniego wydania, jest więc prawidłowa. Nowy remaster został wykonany w Studiu Masteringowym Polskich Nagrań, a odpowiedzialne były za nią panie Marta Szeliga oraz Joanna Szczepańska.

Przygotowana przez Polskie Nagrania w 2004 roku reedycja jest zupełnie inna niż wszystkie poprzednie. Jej dźwięk jest mocniej skompresowany, to oczywiste. Ale nie chodziło raczej o zgaszenie dynamiki, a o przybliżenie pierwszego planu. O ile wszystkie poprzednie remastery pokazywały instrumenty w pewnej perspektywie, o tyle to wydanie przybliża je, dopełnia i wypełnia. Ich wolumen jest duży, przez co nabierają masy. Prawdę mówiąc, przypomina to winylową wersję monofoniczną.

Barwy są na niej ustawione niżej, a przekaz ma akcent przesunięty ku dołowi pasma. To dobrze, dźwięk jest przez to poważniejszy i większy, ale problemem jest bas – mało klarowny i nie do końca selektywny, po prostu czasem się zlewa. Za to blachy i średnica są naprawdę dobre. Doskonale słychać postęp w jakości przetworników analogowo-cyfrowych, jak i to, że sięgnięto po oryginalną taśmę „master”. Dało to wiarygodny, mocny przekaz, ale też nieco specyficzny, bo bez głębi, z bliskimi instrumentami i podkreślonym średnim basem.

2011 | „MUZA Polskie Nagrania”

W 2007 roku płyta Astigmatic ukazała się w serii „Polish Jazz Deluxe”. To była pierwsza wersja cyfrowa z „poprawioną” okładką, którą w wersji winylowej znaliśmy już wcześniej. Za nowy master odpowiedzialna była pani Karolina Gleinert. Pod względem dźwiękowym wydaje się ono identyczne z wersją z roku 2011, który omówię. Nie ma na nim informacji, że wykonano je z „oryginalnych taśm master”, jak w poprzednim wydaniu. Ale, jak mówię, mam wrażenie, że to ten sam wyjściowy materiał.

Rozdzielczość jest tu ciut niższa niż w wydaniu Anexu z 2004 roku. Z kolei sposób pokazania instrumentów – blisko nas – niskie ustawienie barwy, a także nie do końca klarowny bas, są podobne w obydwu przypadkach. Pani Gleinert poprawiła za to średni bas i niską średnicę, które nie są już podkreślone, jak wcześniej. Bardzo podoba mi się również sposób prezentacji wysokich tonów – są naprawdę rasowe. Nic w tym wydaniu nie przeszkadza, ale też nic nie zwraca na siebie uwagi.

2016 | „Warner Music Poland | Remaster 2016”

Wydanie z 2016 roku zostało przygotowane przez Warner Music Poland, nowego właściciela Polskich Nagrań, w sposób wyjątkowy. To najlepsze wydanie cyfrowe, zarówno pod względem poligraficznym, jak i dźwiękowym. Nie jest idealne, ale i tak jest najlepsze. Poligrafię psuje nieco „poprawiona” okładka, czyli użycie wersji z przesuniętą pionową kreską dzielącą logo PJ od informacji o płycie, a także poprawione słowo „presentet” – tutaj „presented”.

Mimo to mamy do czynienia z bardzo dobrym wydaniem. Również dlatego, że dźwięk jest doskonały – materiał został zgrany z oryginalnej taśmy „master” i jedynie kilkanaście sekund w tytułowym utworze zostało wklejone cyfrowo z kopii bezpieczeństwa, ponieważ oryginał miał tam jakąś wadę. Remaster został dokonany w domenie cyfrowej w rozdzielczości 24/88,2. Każdy utwór był zgrywany oddzielnie i po każdym czyszczono głowicę taśmy magnetofonu Studer, który został do tego wykorzystany.

To najlepsza wersja cyfrowa, jaką znam, od której lepsze są tylko wydania winylowe – mono z 1966 i stereo z 1971 roku. To znacznie mniej skompresowana wersja, w czym przypomina pierwsze wydanie cyfrowe, z roku 1989. Ma jednak o wiele wyższą rozdzielczość, lepszą dynamikę, a także przestrzeń. To powrót do czasów wczesnych wydań CD, gdzie instrumenty pokazywane były z pespektywy, a nie blisko nas.

Bas nie jest jednak tak wyrazisty, a stopa perkusji tak dynamiczna, jak w pierwszym wydaniu CD – pod tym względem naprawdę bardzo dobrym. Blachy są selektywne, wyraźne, chociaż czasem brakowało mi gęstości i „złota”, jakie przyniosło wydanie z masterem pani Gleinert. Ale wszystkiego chyba mieć nie można… Ważne, że jest tu otwarcie, jest dynamika i są też niezłe barwy.

| OTO PŁYTA

Przy tak długich artykułach trudno od razu uchwycić ich wymowę w jednym, krótkim zdaniu. Trzeba się z nimi oswoić, a nawet zaprzyjaźnić, a wtedy wszystko staje się jasne. Podpowiadając państwu, w którym kierunku warto patrzeć, chciałbym zauważyć, że płyta o której mowa miała znacznie więcej szczęścia do wydań analogowych niż cyfrowych. W tym sensie, że można wskazać co najmniej na dwie ważne edycje i dwie reedycję. To pierwsze wydania – monofoniczne z 1966 roku, oraz stereofoniczne z roku 1974. Żadna późniejsza wersja nie może się z nimi równać. Co ważne, absolutnie najlepsza jest wersja MONO. A dwie ważne reedycje to wersja z Czechosłowacji oraz ta wydana w serii „Czarne Perły”.

Z kolei wśród wersji cyfrowych na szczególną uwagę zasługuje to najnowsze, z remasterem Jacka Gawłowskiego. Jest po prostu bezkonkurencyjne. Zachęcam jednak do zapoznania się także z dwoma innymi – pierwszym cyfrowym „śladem” Astigmatic z 1989 roku i z pierwszą „regularną” wersją, czyli płytą CD z 2001 roku, powstałą w serii „Polskie Nagrania Remasters”.

Czego bym oczekiwał po kolejnych wznowieniach (a te są pewne, takie są reguły gry rynkowej)? Po pierwsze poświęcenia większej uwagi zwróconej na poligrafię. Nie wystarczy skopiować okładkę, bo lepszy by był powrót do oryginalnej grafiki Rosława Szaybo (jeśli istnieje). Koniecznie trzeba też zadbać o to, aby reedycje były zgodne pod względem typograficznym i aby zgadzały się logotypy. W wydaniu winylowym gruntownie trzeba zrewidować podejście do projektów wyklejek.

A dźwięk? Cóż, jest kilka rozwiązań, które można by przemyśleć. Jeśli chodzi o wersję winylową, warto wypróbować nacięcie lakieru bezpośrednio z taśmy „master”, ew. z taśmy bezpieczeństwa. Byłoby niebywałe, gdyby udało się odnaleźć „master” monofoniczny i wydać obydwie wersje płyty, z masterem dokonanym podczas nacinania lakieru. Czy pomysł, aby to zostało zrobione w Abbey Road jest zbyt szalony? Nie sądzę (patrz: AC Records).

W przypadku wydania cyfrowego materiał wyjściowy, to jest pliki „master” są znakomite. Dlatego możliwości poprawy widziałbym w sposobie tłoczenia – UHQCD lub Platinum SHM-CD to jest coś, o czym można by pomarzyć. Albo jeszcze lepiej – o XRCD24. Albo jeszcze inaczej: „flat transfer” z taśmy „master” do DSD256 i płyta SACD. Pomarzyć zawsze wolno :)

ASTIGMATIC | ranking subiektywny

| Long Play
1. 1966 | 1. wydanie MONO • 8,5/10
2. (?) 1971 | 1. wydanie STEREO
3. 1974 | 2. wydanie STEREO • 8/10
4. 1971 | „Gramofonový Klub” • 7/10
5. 2007 | „Czarne perły No. 1” • 7/10

| Compact Disc
1. 2016 | „Warner Music Poland | Remaster 2016” • 8/10
2. 1989 | „Polish Jazz vol. 3” • 6,5/10
3. 2001 | „Polskie Nagrania Remasters” • 6,5/10

| BIBLIOGRAFIA

Seria „OTO PŁYTA…”
|1| STAN GETZ, Stan Getz w Polsce, Polskie Nagrania „Muza” | 1960
|2| PORTER BAND, Helicopters, Pronit | 1980
|3| VARIUS MANX, The Beginning, Polskie Nagrania „Muza” | 1986