pl | en

Kolumny głośnikowe | podłogowe

Marten
MINGUS QUINTET

Producent: MARTEN
Cena (w czasie testu): 50 000 euro/para

Kontakt: MARTEN
Flöjelbergsgatan 18
431 37 Mölndal; Gothenburg | SWEDEN


www.marten.se

MADE IN SWEDEN

Do testu dostarczyła firma: SOUNDCLUB


LEIF MÅRTEN, projektant i twórca firmy MARTEN, urodził się na południu Szwecji w 1963 roku. Już mając 12 lat składał w rodzinnym garażu kolumny głośnikowe. Była to dla niego nie tylko pasja, ale i sposób na życie. […] W 1998 roku jego wybór padł na głośniki ceramiczne, z których pomocą skonstruował pierwszy oficjalny głośnik pod marką Marten. […] Zostały one zastosowane we wszystkich kolejnych modelach – od oryginalnego modelu COLTRANE z 2003 roku, do najnowszego modelu MINGUS QUINTET z roku 2016 (źródło: marten.se). Testujemy te ostatnie.

ierwszy raz dyskusję z Maćkiem Chodorowskim, szefem firmy Soundclub, polskiego dystrybutora produktów firmy MARTEN, o recenzji kolumn tej szwedzkiej firmy odbyłem, o ile mnie pamięć nie myli, w czasie wystawy Audio Video Show 2017. Zasadniczo był na „tak”, problemem były jedynie kwestie logistyczne. Mieszkanie w przedwojennej kamienicy na trzecim piętrze, bez windy, ma swoje zalety (także akustyczne), ale gdy trzeba wnieść naprawdę ciężkie urządzenia, owa lokalizacja staje się przeszkodą, czasem nie do pokonania. Ponieważ sam mam problemy z kręgosłupem, więc nie miałem sumienia jakoś szczególnie mocno dopominać się o dostawę.

Rok później w czasie kolejnego AVS gawędziłem z Timo Engstromem, właścicielem firmy Engström, o fantastycznym brzmieniu jego wzmacniaczy w połączeniu z kolumnami Martena, wyrażając nadzieję, że może kiedyś dane mi będzie i jedne i drugie zrecenzować. Wciąż traktowałem to jednak raczej w kategorii pobożnego życzenia o bardzo, ale to bardzo niskim prawdopodobieństwie realizacji. Minęło kolejnych kilka miesięcy i oto, za sprawą zbiegu okoliczności, ekipa Soundclubu w pocie czoła wtargała do mnie parę kolumn Marten Mingus Quintet; każda z nich waży 60 kg, a kiedy doda się do tego drewniane skrzynie...

| MINGUS QUINTET

Mingus Quintet to całkiem pokaźny, ale i nie za duży model do mojego pokoju. Patrząc na samą wysokość (107 cm) można by powiedzieć, że kolumna wcale nie jest duża, ale spora głębokość, pochylenie kolumn na kolcach – wszystko to sprawia, że robią wrażenie większych niż są. Zwłaszcza, że wykonanie i wykończenie to najwyższa liga. Decydując się na nie wstawiamy do pokoju niemały, bardzo elegancki mebel. To trójdrożna, pięciogłośnikowa konstrukcja wentylowana bas-refleksem.

Wszystkie przetworniki pochodzą z firmy Accuton. Co ciekawe, diamentowy (!) tweeter i ceramiczny przetwornik średniotonowy to te same jednostki, których producent ten używa w modelu Coltrane Supreme, kosztującym blisko 400 tysięcy euro. Poniżej pracują trzy siedmiocalowe przetworniki niskotonowe z membranami typu sandwicz. Przyciągają one wzrok nie mniej niż głośniki wysoko i średniotonowy, zamontowane w metalowej płytce o lustrzanej powierzchni, a to za sprawą szarego koloru i wypukłej powierzchni przypominającej piłeczkę golfową. Producent okablował kolumny, co oczywiste, produktami Jorma Design, a w zwrotnicy 1. rzędu zastosował komponenty – jak mówi – klasy „premium”. Czy patrzy się na sama kolumnę, czy czyta jej instrukcję i parametry, od razu wiadomo, że to produkt z bardzo wysokiej półki.

| JAK SŁUCHALIŚMYE

Ów przypadek, który sprawił że kolumny Martena do mnie dojechały, to wizyta wzmacniacza Marton Opusculum Reference 3 – najnowszego wzmacniacza pana Marka Knagi, który powstał przy współpracy ekipy firmy Gigawatt, jako że obie marki mają obecnie wspólnego właściciela. Na potrzebę tego testu chciałem zebrać kilka par kolumn, w tym co najmniej jedne z podobnej półki cenowej i padło właśnie na Marteny. A że Soundclub jest również dystrybutorem Gigawatta więc już nie mieli wyjścia i musieli przyjechać z kolumnami :).

Wszystko to zbiegło się w czasie z bytnością u mnie jeszcze kilku innych fantastycznych polskich (!) produktów audio, dzięki czemu spędziłem absolutnie niesamowite dwa tygodnie obcując z dźwiękiem, a przede wszystkim muzyką, z innej galaktyki. W odsłuchach Martenów towarzyszył mi bowiem nie tylko Opusculum Reference 3, ale i DAC LampizatOr Pacific, znakomity serwer muzyczny LDMS, kable USB i LAN Stavessence, interkonekty i kable zasilające Metrum Lab i KBL Sound i – last but not least, jak to mówią Anglicy, w moim gramofonie zamontowane zostało w końcu kevlarowe ramię J.Sikora KV12.

W ten oto sposób poza moim własnym systemem w czasie recenzji kolumn Mingus Quintet miałem do dyspozycji mnóstwo doskonałych komponentów. Odsłuchy zacząłem więc w swoim systemie, a potem stopniowo wymieniałem kolejne elementy dochodząc w końcu do optymalnego, choć w większości nie mojego (niestety!) systemu.

Nagrania użyte w teście (wybór):

  • Chopin Recital, wyk. Maurizio Pollini, Toshiba-EMI EAC-55137, LP
  • AC/DC, Live, EPIC E2 90553, LP
  • Beethoven, Symphonie No. 9, Deutsche Grammophon DG 445 503-2, CD/FLAC
  • Cannonball Adderley, Somethin' else, Classic Records BST 1595-45, LP
  • Dead Can Dance, Spiritchaser, 4AD/Mobile Fidelity MOFI 2-002, 180 g LP
  • Dire Straits, Love Over Gold, Mercury Records 800088-2, CD/FLAC
  • Dire Straits, Love over gold, VERTIGO 25PP-60, LP
  • Eva Cassidy, The Best of, Blix Street Records G8-10206, LP
  • Georges Bizet, Carmen, RCA Red Seal SPA 25 064-R/1-3, LP
  • Isao Suzuki, Blow up, Three Blind Mice B000682FAE, CD/FLAC
  • Joseph Haydn, Les sept dernieres paroles de notre Rédempteur sur la Croix, wyk. Le Concert des Nations, dyr. Jordi Savall, Astree B00004R7PQ, CD/FLAC
  • Kermit Ruffins, Livin' a Treme life, Basin Street B001T46TVU, CD/FLAC
  • Led Zeppelin, Led Zeppelin II, Atlantic 8122796438, LP
  • Lee Ritenour, Rhythm sessions, Concord Records CRE 33709-02, CD/FLAC
  • Louis Armstrong & Duke Ellington, Louis Armstrong & Duke Ellington. The Complete Session, “Deluxe Edition”, Roulette Jazz 24547 2 (i 3), CD/FLAC
  • Miles Davis, Sketches of Spain, Columbia PC8271, LP
  • Mozart, Cosi Fan Tutte, dyr. Teodor Currentzis, wyk. MusicAeterna Orchestra, Sony Classical B00O1AZGD6, LP
  • Pavarotti, The 50 greatest tracks, Decca 478 5944, CD/FLAC
  • Puccini, La Boheme, Decca B001C4Q7IM, CD/FLAC

Wiele razy otwarcie mówiłem, że brzmienie ceramicznych głośników to nie moja „bajka”. Doceniam ich zalety, ale nie chciałbym z nimi obcować na co dzień. Mówiłem tak wiele razy słuchając modeli różnych marek wyposażonych w przetworniki Accutona do czasu, gdy po raz pierwszy posłuchałem – chyba w Monachium – Martenów. Wówczas to po raz pierwszy „ceramiki” nie zabrzmiały dla mnie sucho, czy technicznie (oczywiście przejaskrawiam, ale tak łatwiej wyrazić moje zastrzeżenia).

Potem, gdy kolumny tej marki pojawiły się w ofercie Soundclubu, miałem okazję słuchać ich kilka razy zarówno w czasie AVS, jak i w salonie dystrybutora. Bardziej podobały mi się np. ze wzmacniaczami Tenor Audio, czy Boulder niż z Soulution, ale najbardziej z lampowymi monoblokami Engstroma. Co mnie specjalnie nie dziwiło, bo nadal uważam, że przetwornikom ceramicznym, nawet w Martenach, lepiej służą systemy, które ich brzmienie nieco dociążają i wypełniają (czyli de facto nieco ocieplają).

Muszą to być odpowiedniej, czytaj: najwyższej, klasy wzmacniacze, bo niesamowita rozdzielczość tych kolumn wytknie systemowi wszelkie słabości. Wskazane są więc lampy (Engstrom), albo hybryda (Tenor), a jeśli tranzystor to klasa A, choć Boulder trochę temu zaprzecza, ale to wyjątkowo gładki i dociążony przedstawiciel klasy AB.

U mnie testowane kolumny zagrały najpierw z GrandiNote Shinai (tranzystor w klasie A), potem z Line Magnetic LM-845 Premium (SET na 845) i w końcu z Martonem Opusculum Reference 3. Ten ostatni to potężny tranzystor w klasie AB, ale oddający pierwsze, bodaj, 50 W w czystej klasie A. Można więc przyjąć, że z Martenami (6 Ω i 87 dB) zapewne ani razu nie wyszedł poza klasę A. Z każdym z tych wzmacniaczy testowane kolumny zagrały inaczej, z każdym znakomicie, acz najlepiej jednak z tym ostatnim.

Dwa pierwsze, dysponujące – odpowiednio – 37 i 30 W mocy na kanał, pokazały że to nie są specjalnie trudne kolumny do napędzenia. Ogromny zapas mocy i po prostu topowa klasa polskiego wzmacniacza pozwalały jednak na superprecyzyjną kontrolę Mingusów Quintet w każdej sytuacji i przy każdej muzyce.

Trzy cechy tych kolumn, które od początku robiły na mnie ogromne wrażenie to: |1| obłędna rozdzielczość, |2| znakomity bas i |3| wyjątkowa spójność dźwięku. Ta ostatnia cecha warta jest dodatkowego podkreślenia zważywszy na doskonałą i mocną prezentację obu skrajów pasma. Łapiąca od początku za ucho rozdzielczość brała się w dużej mierze z diamentowej kopułki. To bardzo kosztowny przetwornik, ale jego możliwości wydają się niemal nieskończone, a im lepsze nagranie, tym bardziej to słychać. Kolumny wchodzą w takie utwory bardzo głęboko, wydobywając na światło dzienne (jak się wydaje) nieskończoną ilość informacji ukrytych w najgłębszych, dla wielu kolumn wręcz niedostępnych, warstwach muzyki i sprawiając, że wiele nagrań odkrywamy na nowo.

Choć wydawałoby się, że takich odkryć najłatwiej jest dokonywać w wyjątkowo złożonych nagraniach, powiedzmy wielkiej orkiestry symfonicznej, to w praktyce nawet te teoretycznie niezbyt skomplikowane brzmiały inaczej. Ot choćby (dzięki LampizatOrowi Pacific) posłuchałem Jazz at the Pawnshop w wersji DSD256. Słuchałem tego albumu z płyty winylowej, z CD, z gęstych plików PCM może i ponad sto razy i to na wielu różnych systemach, na kolumnach i słuchawkach. Mimo to, pierwszy odsłuch z tych plików (mój Golden Atlantic odtwarza DSD do DSD128, więc wersji 256 do tej pory nie słuchałem) z Martenami był zupełnie nowym, o ileż bogatszym, pełniejszym, bardziej prawdziwym przeżyciem, pierwszy raz zbliżonym do tego, co najlepsze wkładki odtwarzają z winylu.

To płyta znana zapewne większości naszych czytelników. Doskonale wiecie więc, że mówimy o nagraniu koncertowym, zarejestrowanym w niezwykły sposób w małym klubie. Na niewielkiej scenie znalazło się tam pięciu muzyków. Mingusy Quintet nie dość że znakomicie oddały cechy i brzmienie każdego instrumentu, zbudowały dużą, pełną powietrza scenę, na której instrumenty mogły swobodnie oddychać, to jeszcze arcyprecyzyjnie każdego z muzyków na owej scenie ulokowały i opisały jego obraz w przestrzeni budując duże, trójwymiarowe, namacalne bryły.

Ten niezwykły spektakl muzyczny rozgrywał się trzy metry ode mnie, a wokół, zwłaszcza na początku, spora grupa ludzi z zapałem pałaszowała co tam mieli na talerzach. Innymi słowy – Marteny zabrały mnie tam, do klubu Pawnshop na koncert, a ja czułem się jakbym tam faktycznie był. Jasne, że topowe wzmacniacze lampowe, takie jak: Kondo, AudioTekne, czy Air Tight wynosiły namacalność, organiczność i obecność dźwięku na jeszcze wyższy poziom, ale Marteny z Martonem nadrabiały to niebywałą precyzją, różnicowaniem i dynamiką (niemal) porównywalną z koncertową.

W przeciwieństwie do kopułek ceramicznych, też wysoce rozdzielczych, ale (podkreślę raz jeszcze - na moje ucho) suchych, ostrawych i, zwłaszcza na dłuższą metę, męczących, nienaturalnych, diament przy swojej genialnej rozdzielczości, czystości, wysokiej energii i wybitnej precyzji grania, jest jednocześnie obłędnie gładki, nasycony i organiczny. Przy całym tym ogromnym potoku informacji podanych w niezwykle precyzyjny, transparentny sposób, Mingusy Quintet nigdy nie zabrzmiały agresywnie, nachalnie, czy ostro. A przynajmniej nigdy w dobrej jakości nagraniach.

Co prawda szwedzkie kolumny nie są bezwzględnymi „chirurgami” rozkładającymi dźwięk na podstawowe elementy, ale też i ich tolerancja jest ograniczona. Jeśli więc dostarczymy im jaskrawą, szorstką górę pasma, to nawet aksamitność diamentów w niczym nie pomoże. Za to, gdy dostarczymy im wysokiej klasy nagrania, dostaniemy prawdziwą ucztę dla uszu i duszy (miłośnika muzyki).

Owo połączenie precyzji, dźwięczności i aksamitu sprawiało, że np. mocne uderzenie pałeczki w talerz perkusji potrafiło postawić mnie do pionu, że tak powiem, ale to za sprawą potężnej, skoncentrowanej dawki energii tego uderzenia i równie szybkiej, mocnej odpowiedzi kawałka metalu, a nie czegokolwiek innego, nieprzyjemnego, czy sztucznie dodanego do brzmienia. Trójkąt pojawiający się znienacka pośród, potężnej przecież, orkiestry też potrafiłby postawić na nogi umarłego, a gdy już po podskoku w fotelu nań opadałem wsłuchiwałem się z lubością w długie, pełne wybrzmienie.

Co mówiąc, muszę na moment wrócić do mojego braku ciepłych uczuć dla ceramicznych przetworników, bo w tych kolumnach średnica, odtwarzana przez taki właśnie głośnik, okazała się równie mocnym argumentem za testowanym modelem, jak pozostałe podzakresy. Nie wiem, jak to zrobili konstruktorzy Martenów, ale przetwornik ten doskonale współpracował z kopułką dając wrażenie absolutnej wręcz spójności, takiej z gatunku jednego, szerokopasmowego głośnika. Zakładam, że dużą rolę ogrywa tu zwrotnica pierwszego rzędu, za sprawą której także z zszycie z basem było właściwie niesłyszalne.

Być może, podobnie jak w przypadku wielu innych komponentów audio, ceramiczny średniotonowiec trzeba umieć zastosować – jak twierdzą niektórzy aplikacja odgrywa co najmniej taką samą, a może i większą rolę niż aplikowany element (oczywiście wysokiej jakości). A może po prostu konstruktorzy Martena mają podobne oczekiwania wobec dźwięku jak ja i dlatego efekt ich pracy tak bardzo przypał mi do gustu.

W każdym razie, najważniejsza część pasma jest nie tylko rozdzielcza, precyzyjna, kolorowa, nasycona, ale i swobodna, otwarta. Nie ma to nic wspólnego z „wyżyłowanym”, jakby wysilonym brzmieniem ceramicznych przetworników jakie znam z wielu innych konstrukcji. Tu muzyka płynie lekko, w tym sensie, że swobodnie, a ilość informacji i sposób ich pokazania po prostu musi się podobać. Tym bardziej, że słuchając doskonale znanych nagrań zachwycałem się nie klasą dźwięku, ale muzyką i jej wykonawcami, a towarzyszące temu emocje nie odbiegały od moich „pierwszych razów” (z każdą z tych płyt oczywiście :)). W wokalach nic sztucznie nie syczało, a jeśli już pojawiały się sybilanty to, jak w naturze, nieirytujące, naturalne. Trąbka kłuła w uszy, ale nie bardziej niż przy słuchaniu jej na żywo. I tak było w każdym przypadku.

Zdarza się, że trafiają do mnie kolumny znakomicie odtwarzające bas. Takie są moje np. kolumny Ubiq Audio Model One, fantastycznie zagrały choćby ESA Credo Stone, a do dziś niezapomnianym doświadczeniem z bardzo wysokiej półki są Hansen Audio Prince V2. Mingus Quintet, szczególnie w połączeniu z Marton Opusculum Reference 3, bardzo przypominały mi w tym zakresie te ostatnie głośniki. Głównie pod względem gigantycznego wrażenia, jakie na mnie zrobiły jakością reprodukcji niskich tonów, bo sam charakter, pomimo pewnych cech wspólnych, był jednak chyba trochę inny.

Piszę „chyba”, bo Hansenów słuchałem już dobrych kilka lat temu, a pamięć dotycząca dźwięku jest tak naprawdę dość ulotna. Niemniej z jednymi i drugimi słuchałem muzyki, w tym zdecydowanie większej niż zwykle porcji rockowej, głośno, sporo głośniej niż zwykle, korzystając z tego jak doskonale definiowany był bas, jak precyzyjnie, z jak perfekcyjnym timingiem był prowadzony. I w żadnych z tych przypadków nie było to suche, twarde granie, ale organiczny, soczysty „Basior”, który przy całej swej potędze nie próbował nawet dominować reszty pasma, a jedynie był dla niej niezwykle solidnym fundamentem.

Różnica w charakterze między tymi kolumnami brała się m.in. z tego, że w Hansenach wykorzystano jeden duży głośnik niskotonowy, natomiast w Martenach trzy siedmiocalowe przetworniki z aluminiowymi membranami „kanapkowymi”. W tych pierwszych bas był więc ciut bardziej okrągły (acz nadal szybki i precyzyjny) i niesamowicie potężny, w Mingusach Quintet nieco bardziej twardy (ale bez sztucznego utwardzenia), z mocniej zaznaczonym, szybszym atakiem, a jego potęga zależała w pewnej mierze od ustawienie pokrętła regulacji tego zakresu.

Testowane Marteny to średniej wielkości kolumny podłogowe, które doskonale grały w moich 24 m2, ale jestem przekonany, iż mogłyby spokojnie grać w trzy razy większym pomieszczeniu, wypełniając je szczelnie dźwiękiem, nie tracąc przy tym nic z rozmachu i potęgi brzmienia. U mnie dość szybko zdecydowałem się na pozycję nr 2 (nie są one tak oznaczone - jest ustawienie minimum, dwa pośrednie i maksimum - ja wybrałem pierwsze po minimum), bo w moim pokoju z nim bas był potężny, ale nie dominujący i nie wzbudzał się, pozostawał czysty i precyzyjny. W większym pomieszczeniu pewnie można bas bardziej „odkręcić” nie tracąc na jego jakości.

| PODSUMOWANIE

Tu nie ma co opowiadać, tego trzeba posłuchać! - chciałoby się napisać. Oczywiście posłuchać w systemie z wysokiej półki, takim, który nie odbierze żadnych atutów tym znakomitym kolumnom. Marteny Mingus Quintet to jeden z tych rzadkich przypadków, które (moim zdaniem) są w stanie pogodzić większość audiofilów (ludzi skupionych na sprzęcie) i melomanów (czyli tych, dla których system audio jest tylko środkiem do celu). Fantastyczna rozdzielczość, dynamika i wyjątkowy bas, łączą się z gładkością i wypełnieniem, potęga z finezją, precyzja ze swobodą. A nad wszystkim pieczę sprawują spójność, płynność i otwartość grania. Rewelacja! Dlatego kolumny otrzymują nasze najważniejsze wyróżnienie: nagrodę GOLD Fingerprint.

Model Mingus Quintet firmy Marten to mniejszy z dwóch modeli, nazwanych na cześć Charlesa Mingusa (większy to Orchestra). To trójdrożna konstrukcja, pięciogłośnikowa z obudową wentylowaną bas-refleksem. Obudowę, w przeciwieństwie do wyższych modeli, wykonano z laminowanego kompozytu (a nie włókna węglowego) o grubości od 25 do 40 mm. Kolumny mają stosunkowo wąski front – by zminimalizować załamania dźwięku – wewnętrzne wzmocnienia i dobrane kształt i grubość ścianek – całość zaprojektowano tak, by uzyskać jak najlepszą kontrolę rezonansów i dyfrakcji.

Kolumny oferowane są w dwóch wersjach wykończenia – Piano Walnut (orzech, wysoki połysk) i Piano Black (czarny, wysoki połysk), a jakość wykonania, w tym siedem warstw lakieru, z których każda jest ręcznie polerowana, jest absolutnie bezbłędna. Osadzono je na równie eleganckiej podstawie wykonanej z polerowanej stali, opierającej się na czterech solidnych regulowanych kolcach; w zestawie znajdziemy również podstawki pod kolce. Zarówno kolce jak i krążki pod nie wykonane są ze specjalnego materiału oferującego odpowiednią wytrzymałość i sztywność.

Wszystkie pięć przetworników osadzono w przedniej ściance kolumny. Na górze zamontowano, z wykorzystaniem dodatkowej, metalowej płytki o lustrzanej powierzchni, diamentowy przetwornik wysokotonowy o średnicy ø 0,75 cala i ceramiczny przetwornik średniotonowy o średnicy ø 5 cali. Dokładnie te same dwa przetworniki stosowane są również w topowych Coltrane'ach. Poniżej umieszczono trzy 7-calowe przetworniki niskotonowe z kanapkowymi membranami aluminiowymi. Wszystkie przetworniki dostarczyła firma Accuton i pochodzą one z serii Cell. Podobnie jak w innych modelach, Marten zastosował zwrotnicę 1. rzędu opartą o komponenty najwyższej klasy. Wewnętrzne połączenia wykonano okablowaniem Jorma Design, natomiast terminale głośnikowe to wysokiej klasy gniazda WBT.


Dane techniczne (wg producenta)

Budowa: trójdrożna, bas-refleks
Skuteczność: 87 dB (2,83 V/1 m)
Impedancja nominalna: 6 Ω (minimalna 3,4 Ω)
Moc maksymalna: 300 W
Pasmo przenoszenia: 24 Hz-100 kHz (+/– 2 dB)
Punkty podziału zwrotnicy: 370 Hz i 4 kHz (1. rzędu)
Kolory obudowy: Piano Walnut, Piano Black
Wymiary (wys. x szer. x głęb.): 1080 x 280 x 380 mm
Masa: 60 kg/szt.

Dystrybucja w Polsce

SOUNDCLUB Sp. z o.o.

ul. Skrzetuskiego 42
02-726 Warszawa | POLSKA

soundclub.pl

System odniesienia

- Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta
- Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa
- Końcówka mocy Modwright KWA100SE
- Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100
- Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11
- Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator
- Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM)
- Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC
- Kolumny: Bastanis Matterhorn
- Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr
- Słuchawki: Audeze LCD3
- Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako
- Przewód głośnikowy -
LessLoss Anchorwave
- Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3
- Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence
- Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
- Stolik: Rogoż Audio 4SB2N
- Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot