pl | en

Wzmacniacz zintegrowany

 

Pathos
LOGOS mkII

Producent: PATHOS ACOUSTICS SRL
Cena (w czasie testu):
17 890 zł

Kontakt: VIA PALU'
Grumolo delle abbadesse
36040 VICENZA | ITALY

info@pathosacoustics.com
www.pathosacoustics.com

MADE IN ITALY

Do testu dostarczyła firma: PREMIUM SOUND


arka Pathos jest obecna na polskim rynku od lat. Kiedyś zajmował się nią pan Jasik, a od pewnego czasu dystrybutorem jest Audio Anatomy (do niedawna znane jako Audio Cave). Trochę to trwało zanim udało mi się coś wyciągnąć na test od obecnego dystrybutora, ale w końcu trafiła do mnie integra Logos mk II. Miałem kiedyś przyjemność testować malucha Pathosa, zwanego InpolRemix. To takie małe, śliczne maleństwo o mocy bodaj 10 W, które gra naprawdę pięknie. No i już, mimo mikrych rozmiarów, wygląda zabójczo, wygląda jak produkt Made in Italy.

Nie inaczej jest w przypadku drugiej wersji Logosa, która co prawda na rynek trafiła 2 lata temu, ale z racji chwilowego zamieszania z dystrybucją w Polsce dziś jest na naszym rynku właściwie nowością. Wzmacniacz w wersji pierwszej sprzedawał się, całkiem dobrze o ile mi wiadomo, bodaj 12 lat w niezmienionej formie, co najlepiej świadczy o jego klasie i fakcie, że klienci ją doceniali. Myślę, że większość osób, które kupują urządzenia tej włoskiej marki to ludzie, którym nie wystarcza dobre brzmienie i którzy od urządzenia stawianego w salonie, czy nawet w dedykowanym pokoju odsłuchowym, wymagają by cieszyło również oczy.

Nie znam nikogo kto stwierdziłby, że Pathosy są brzydkie. Jasne, że nie wszyscy uznają taki dizajn za jedynie słuszny, ale większości połączenie drewna, metalu, pięknie świecących lamp i masywnych, fantastycznie wykonanych radiatorów z wkomponowanym w nie napisem „Pathos” podoba się i to bardzo. Wersja mkII Logosa zewnętrznie nie zmieniła się w ogóle w porównaniu do oryginału, bo po prostu nie musiała. Tu nie było czego poprawiać. Producent dokonał natomiast ulepszeń we wnętrzu cenionej konstrukcji.

Logos mkII

To oczywiście nadal tzw. wzmacniacz hybrydowy, połączenie lampowego, w pełni zbalansowanego przedwzmacniacza pracującego w klasie A, opartego na parze ECC88, z tranzystorową końcówką mocy z trzema parami MOSFETów, pracującą w klasie AB. Zamiast zwykłego potencjometru regulacją głośności zajmuje się sterowana cyfrowo analogowa drabinka rezystorowa BB PGA2310. Urządzenie wyposażono w dwa wejścia zbalansowane (XLR) oraz pięć niezbalansowanych (RCA), plus wyjście RCA Pre-out oraz wyjście na subwoofer. Wzmacniacz ma do zaoferowania sporą moc – 110 W przy 8 Ω, która jest podwajana dla 4 Ω. Dorzućmy do tego „damping factor” na poziomie 360 (przy 8 Ω) i dostajemy mocną bestię mogącą napędzić większość kolumn.

W przedwzmacniaczu nowej wersji, jak pisze producent, zwiększono napięcie polaryzacji dla anod pracujących tam lamp, co poprawiło liniowość wzmacniacza; zadbano o lepsze, stabilniejsze zasilanie dla tej sekcji; zoptymalizowano rozmieszczenie kondensatorów elektrolitycznych w ścieżce sygnału, w szczególności tych, które znajdują się blisko MOSFET-ów.

Sporo zrobiono także w zakresie funkcjonalności tej integry, np. dla każdego wejścia można zapamiętać poziom głośności (i w ten sposób wyrównać sobie na starcie poziom głośności z różnych źródeł), z pilota można przełączyć urządzenie w stan uśpienia, można regulować jasność niewielkiego wyświetlacza. No i last but not least, jak mawiają Anglosasi, dodano układy zabezpieczające wzmacniacz. Opcjonalnie można zamówić (za dopłatą oczywiście) płytkę HiDACa oferującego wejście USB oraz dwa koaksjalne S/PDIF-y. DAC obsługuje sygnał PCM do rozdzielczości 24 bitów i 192 kHz. Egzemplarz dostarczony do testu nie został wyposażony w ten dodatek, więc jego akurat ocenić nie mogę. Mogę natomiast jeszcze raz się pozachwycać wyglądem tej integry – jest po prostu śliczna!

Płyty użyte do testu (wybór)

  • Chopin Recital, wyk. Maurizio Pollini, Toshiba EMI, EAC-55137, LP
  • TREME, soundtrack, Season 1, HBO 0602527508450, CD
  • AC/DC, Back in black, SONY B000089RV6, CD/FLAC
  • Aerosmith, Pump, Geffen Records, FLAC
  • Cannonball Adderley, Somethin' else, Classic Records BST 1595-45, LP
  • Dead Can Dance, Spiritchaser, 4AD/Mobile Fidelity MOFI 2-002, 180 g LP
  • Dire Straits, Love over gold, VERTIGO 25PP-60, LP
  • Eva Cassidy, The Best of, Blix Street Records G8-10206, LP
  • Georges Bizet, Carmen, RCA Red Seal SPA 25 064-R/1-3, LP
  • Guns N' Roses, Use your illusion 2, Geffen Records B000000OSG, CD/FLAC
  • Kermit Ruffins, Livin' a Treme life, Basin Street B001T46TVU, CD
  • Led Zeppelin, Led Zeppelin II, Atlantic 8122796438, LP
  • Lee Ritenour, Rhythm sessions, Concord Records CRE 33709-02, CD
  • Miles Davis, Sketches of Spain, Columbia PC8271, LP
  • Mozart, Cosi Fan Tutte, dyr. Teodor Currentzis, MusicAeterna Orchestra, Sony Classical B00O1AZGD6, LP
  • Wycliff Gordon, Dreams of New Orleans, Chesky B0090PX4U4, CD
Japońskie wersje płyt dostępne na

Niech mi ktoś powie, że to jak wygląda urządzenie audio nie ma wpływu na to jak je odbieramy. Producenci doskonale o tym wiedzą i dlatego prześcigają się w wymyślnych formach byle tylko ich produkty nie wyglądały jako drzewiej bywało, jak proste, sześcienne, zwykle czarne, metalowe skrzynki. Włoski Pathos swój własny styl znalazł dawno temu i konsekwentnie się go trzyma. A ci, którzy lubią ładne urządzenia nie narzekają na proponowany przez nich dizajn. Moim pierwszym, właściwie podświadomym, wnioskiem, gdy już ustawiłem i podłączyłem wzmacniacz, jeszcze nawet zanim zacząłem go słuchać, było stwierdzenie: on musi pięknie grać. No bo jak taki piękny wzmacniacz miałby grać, jeśli nie pięknie?!

No i gra, to słychać od pierwszej chwili. Tu można by w zasadzie zakończyć opis i zarekomendować go wszystkim, którzy kochają pięknie podaną muzykę, ale jakieś rozwinięcie się państwu należy. Połączenie lamp z MOSFET-ami kończy się zwykle tak samo. Gęstym, delikatnie ciepłym, nasyconym, gładkim dźwiękiem. Takim, w którym o żadnej części pasma nie zapomniano, acz w którym główną rolę gra średnica. Nie inaczej jest w tym przypadku. Jeśli ktoś szuka piekielnie szybkiego, wybitnie transparentnego, superdynamicznego grania to powinien szukać pośród innych wzmacniaczy.

Z Pathosem w torze już od pierwszej płyty wiedziałem jak ekscytująco wypadają wokale, ale także instrumenty dęte. Zaraz więc do odtwarzacza trafiła ścieżka dźwiękowa z drugiego sezonu fantastycznego serialu Treme, wypełniona nowoorleańską muzyką, trąbkami, puzonami, saksofonami i tubami (to oczywiście nie jedyne instrumenty, ale to one mnie właśnie interesowały). Szybko stało się jasne, że akcent w tej prezentacji położony jest gdzieś w niższej średnicy, nawet na przełomie z wyższym basem, i to pewnie dlatego dawno nie słyszałem tak dociążonych, tak tłustych dęciaków, które przy tym nie straciły nic ze swojego naturalnego blasku. Słychać było głębię każdego instrumentu, bogactwo tonalne, nie tylko barwę ale i fakturę każdego z nich. I nawet jeśli akcentowany był niższy środek to było też wokół tych instrumentów dużo powietrza, które pozwalało im oddychać, które było wprawiane w drganie rozkosznie drażniące uszy.

Logos mkII potrafił pokazać dużo detali i subtelności. Choć nie raz i nie dwa na scenie robiło się gorąco, gdy górę brał temperament muzyków i tak można było usłyszeć a to głębszy oddech muzyka, a to pracę wentyli, a to sporą aktywność muzyków nie grających cały czas wprost do mikrofonów. Prezentacja była wyjątkowo żywa, w sensie – pełna życia, radosna, widać/słychać było jak doskonale bawią się sami muzycy, a w kawałkach nagranych live jak żywiołowo reaguje publiczność. Oczywiście tą część podpowiadał mi mój wewnętrzny, wielki fan serialu, ale jeśli dzięki temu tak odbierałem to granie to tylko świadczy o tym, że naprawdę warto Treme obejrzeć.

Rzecz mianowicie w tym, iż byłem gotów przysiąc, iż muzyka, jako bardzo ważny element tradycji nowoorleańskiej, to po prostu całe ich życie, ich styl, a może nawet sens życia. Ileż w tym graniu było serca i duszy, że tak górnolotnie to ujmę! Pathos najwyraźniej czuł się w takim graniu znakomicie. A gdy do tak pokazanego grania dochodziły jeszcze fantastyczne wokale, zabawa w prawdziwie nowoorleańskim stylu ruszała na całego, a ja nie mogąc się oderwać, wyszukiwałem kolejne takie nagrania, by ową zabawę kontynuować jak najdłużej.

Po przesłuchaniu kilku płyt z taką muzyką sięgnąłem po mój kolejny ulubiony gatunek – bluesa. Zacząłem od akustycznego, od klasyki gatunku czyli Muddy’ego Watersa z Folk singer. Jedyny w pełni akustyczny album mistrza gitary zabrzmiał... pięknie. Dwie znakomite gitary (na drugiej grał przecież Buddy Guy), dźwięczne, pięknie wybrzmiewające, brzmiące bardzo naturalnie wspierały charakterystyczny wokal Muddy’ego. Bardzo dobrze słychać było mruczenie i westchnięcia wokalisty nadające wykonaniu niepowtarzalny, intymny klimat. Rytm wyznaczany przez akustyczny bas prowadzony był pewnie, soczyście, kolorowo.

Akustyczny bas, nie schodzący przecież tak nisko jak elektryczny, ani nie mający aż takiej potęgi, brzmiał... akuratnie – nie było tu śladu pogrubiania, czy sztucznego dociążania, które przydarza się urządzeniom łączącym lampy i MOSFET-y. W przeciwieństwie do wszystkich pozostałych (elektrycznych) albumów tego artysty (tych, które znam oczywiście) tu tempo jest niespieszne, nie ma elektrycznych szaleństw i to Pathosowi ewidentnie pasuje.

Podobne wrażenie odniosłem na prowadzonej, przynajmniej w kilku kawałkach, w nieco żwawszym tempie, ale także na wskroś akustycznej płycie Dżemu. Album ten nagrano w dość specyficzny sposób szeroko rozstawiając dwie gitary a pomiędzy nimi umieszczając pozostałe instrumenty i, nieco wycofany, wokal Riedla. W wydaniu Logosa mkII to ostatnie nagranie Ryśka, mimo że studyjne (a wokalista Dżemu był przecież typowym „zwierzęciem” koncertowym) zabrzmiało żywo i namacalnie. Wokal, choć jak wspomniałem cofnięty o pół kroku za wyznaczające pierwszy plan, szeroko rozstawione gitary, został uchwycony wyjątkowo dobrze, świetnie oddana była wyjątkowa ekspresja wokalisty, nieczęsto tak wyraźnie pokazana na studyjnych nagraniach.

Pogłos, nawet jeśli dodany sztucznie, budował wrażenie obecności zespołu w pomieszczeniu. Fajnie na tym albumie wykreowano przestrzeń i poukładano w niej dobrze separowane źródła pozorne – o gitarach i wokalu już wspominałem, perkusja natomiast gra wyraźnie w tyłu, a Pathos potrafił też pokazać jej rozkład w przestrzeni. Dla odmiany mocno schowany z tyłu saksofon w Detoxie wypadł mniej przekonująco, nieco płasko i matowo (w przeciwieństwie do wszystkich wcześniej opisywanych dęciaków) – może niezbyt udanie dodano go później do nagrania. W tym samym kawałku słabiej niż w innych utworach wypadła też harmonijka, brakowało jej nieco blasku, też wypadała lekko matowo.

To pokazało, że nawet jeśli Pathos należy do gatunku urządzeń audio delikatnie, ale jednak, upiększających rzeczywistość nagrań to potrafi je dobrze różnicować. I rzecz nie tylko w różnicowaniu tak kompletnie inaczej zrealizowanych albumów jak Treme i Dżem akustycznie, ale również w umiejętności różnicowania sposobu prezentacji poszczególnych instrumentów w obrębie tego samego kawałka. Bo na Detoxie gitary wypadają równie znakomicie jak na innych numerach, a stopa perkusji wydaje się być nawet twardsza (a to dobrze) niż wcześniej, więc słabość dotyczy tylko saksu i harmonijki, co zostało bardzo dobrze pokazane.

Kablologia

Zwykle tego nie robię, ale tym razem zrobiłem wyjątek i w czasie testu zamieniłem całe okablowanie na nie swoje. Na swoje usprawiedliwienie powiem, że odsłuchiwane w różnych konfiguracjach już od dobrego miesiąca – mowa o Red Eye Ultimate polskiej firmy KBL Sound. Jedną z cech tego zestawu (IC + głośnikowy + sieciówki) jest znakomita scena, w tym wyjątkowa głębia prezentacji wsparta bardzo dobrym, trójwymiarowym obrazowaniem źródeł pozornych. Jak, mam nadzieję, wyczytaliście już państwo powyżej, to również mocna strona Pathosa. Polskie kable wzmocniły więc tą cechę prezentacji, sprawiając, że poszczególne elementy na scenie zostały precyzyjniej opisane i zlokalizowane, zwiększyły się nieco odległości między nimi wypełnione pięknie powietrzem.

Jeszcze ciekawszym efektem zastosowania tego zestawu kabli był wyraźnie bardziej zwarty, bardziej energetyczny i pewniej prowadzony bas, przynajmniej w nagraniach, gdzie tak go zarejestrowano. Teraz więc już także i elektryczny bas brzmiał naprawdę dobrze – schodził nisko, z dobrym dociążeniem, był też bardziej zwarty, szybszy. Z dużo większą frajdą mogłem posłuchać choćby Marcusa Millera na Tutu, czy jego własnych płytach. Szybszy, bardziej zwarty atak, świetne podtrzymanie i zdecydowane wytłumienie każdego dźwięku, gdy zachodziła taka potrzeba. No i dociążenie basu aż po najniższe dźwięki robiło duże wrażenie.

Teraz także już nie tylko nieprzesadnie dynamiczne i szybkie Dire Straits, ale i bardziej rockowe Aerosmith dawało mi dużo frajdy. Wokal Stevena Taylora zrobił się kapkę bardziej drapieżny, gitarowe riffy do mięsa, które było już wcześniej, dołożyły ową nutkę surowości, czasem nawet ostrości, niezbędne elementy rockowego wiosła. Oczywiście nawet z tymi kablami Logos mkII nie stał się wymarzonym wzmacniaczem dla fanów heavy metalu, ale już miłośnicy starszego rocka, Zeppelinów, Floydów, Rush, itd., będą dzięki włoskiej integrze czerpać ogromną przyjemność z obcowania ze swoimi idolami.

Podsumowanie

Pathos Logos mk II to urządzenie piękne (choć to oczywiście rzecz gustu) i pięknie grające. Nie jest to co prawda w pełni uniwersalna maszyna, bo lepiej czuje się w repertuarze akustycznym i wokalach i przy takiej muzyce konkurować mogą z nim raczej dobre wzmacniacze lampowe niż tranzystory. Świetne brzmią z nim choćby instrumenty dęte, ale i gitarom akustycznym niczego nie mogłem zarzucić. Wokale są pełne, z wyraziście podaną fakturą, ekspresyjne i namacalne. Ekspresja jest w ogóle mocną stroną tego wzmacniacza – świetnie potrafi dzięki temu budować klimat nagrań, a koncerty, zwłaszcza te z małych klubów, z dużym udziałem publiczności wypadają wręcz spektakularnie przenosząc słuchacza wprost między szalejących fanów.

Gdy da się Pathosowi szansę i uważnie dobierze resztę toru – przede wszystkim neutralne, transparentne źródło i podobne kable, to jego uniwersalność mocno wzrośnie. Rock, czy elektryczny blues zabrzmią w sposób, od którego - za sprawą dobrego timingu, pewnie prowadzonego rytmu, mocnej, dobrze kontrolowanej podstawy basowej, ale i umiejętności pokazania odrobiny drapieżności i rockowego „brudu” - trudno się oderwać Logos mkII nie jest może mistrzem dynamiki, a bas w jego wykonaniu jest raczej mięsisty, dociążony i kolorowy niż nadzwyczajnie szybki i konturowy, ale taka jest jego „uroda”, to dlatego właśnie jest to urządzenie dla osoby, która po prostu chce sobie usiąść a lampką dobrego wina, puścić ulubioną muzykę i zapomnieć na te kilkadziesiąt minut o całym świecie.

Dzieje się tak również dlatego, że średnica potrafi zachwycić gładkością, namacalnością i dociążeniem, a i na górze pasma dzieje się sporo, acz raczej, o ile nie wrzucimy jakiegoś wyjątkowo paskudnego nagrania, nasze uszy są bezpieczne, nie będą bowiem agresywnie atakowane żadnymi wyostrzeniami. Przy tym wszystkim testowana integra bardzo dobrze radzi sobie z różnicowaniem nagrań oraz elementów wewnątrz danego nagrania. Dzięki temu, choć zwykle brzmi pięknie i wciągająco, to nie jest nudna, zawsze chce się więcej.

Pathos Logos mkII to wzmacniacz zintegrowany oferujący sporą moc, 110 W przy 8 Ω, podwajaną przy 4 Ω. Jest to tzw. konstrukcja hybrydowa. Sekcję przedwzmacniacza oparto na dwóch lampach ECC88 (6922). Jego tor jest w pełni zbalansowany, a całość i pracuje w klasie A. W sekcji wyjściowej natomiast, w klasie AB, pracują trzy pary MOSFET-ów na kanał.

Wzmacniacz wyposażono w dwa analogowe wejście XLR oraz pięć RCA. Dodatkowo do dyspozycji użytkownika oddano wyjście pre-out, oraz monofoniczne wyjście na subwoofer. Opcjonalnie do wzmacniacza można zamówić montowany w środku moduł HiDaca wyposażony w dwa wejścia S/PDIF (koaksjalne) oraz port USB (typ B). DAC potrafi obsłużyć sygnał PCM o rozdzielczości do 24 bitów i 192 kHz.

Zamiast potencjometru producent zastosował sterowaną cyfrowo analogową drabinkę rezystorową Burr Brown PGA2310 umożliwiającą regulację głośności w 100 krokach. Głośność można regulować za pomocą pilota zdalnego sterowania bądź dużego, chromowanego pokrętła wkomponowanego w front urządzenia. Gałka regulacji głośności nie obraca się wokół własnej osi – da się nią wykonać jedynie niewielki ruch, w zakresie może 30 stopni. Głośność zwiększa lub zmniejsza się dopóki trzymamy pokrętło przekręcone o owe 30 stopni w jedną lub drugą stronę. Front pokrętła to niewielki wyświetlacz, który pokazuje aktualny poziom głośności, bądź w czasie wybierania aktualne wejście.

Urządzenie umieszczono w typowej dla Pathosa obudowie będącej połączeniem elementów drewnianych, metalowych i charakterystycznych, dużych radiatorów przykręconych po bokach, których końcówki piór układają się w napis Pathos (po trzy razy z każdej strony – taka odrobina megalomanii :) ). W górnej części wzmacniacza znajduje się trójkątna otwarta przestrzeń, w której umieszczono lampy. Za nimi umieszczono lustrzane powierzchnie, w których odbijają się ciepło żarzące się lampy. Same lampki, obudowane pięknie wykonanymi osłonkami, siedzą natomiast w drewnianym elemencie, stanowiącym również część frontu urządzenia. Pozostała część frontu to gruba, aluminiowa wycięta w delikatny łuk płyta aluminiowa.

Po prawej stronie od pokrętła głośności, w niewielkich zagłębieniach w aluminiowym froncie umieszczono dwa niewielkie przyciski łamiąc w ten sposób symetrię całego dizajnu, co, moim zdaniem, dodaje mu jeszcze uroku. Włosi najwyraźniej nie uznają słowa pisanego, jako że przyciski na froncie, podobnie jak 6 przycisków, w który wyposażono bardzo ładnego, drewnianego pilota, są nieopisane. Dopóki człowiek nie nauczy się co do czego służy używanie pilota może być więc nieco frustrujące. Acz jego uroda w pewnym stopniu to wynagradza.

Tył urządzenia jest w dużym stopniu zajęty pogrupowanymi gniazdami. Solidne gniazda głośnikowe umieszczono blisko prawej i lewej krawędzi. Gniazdo IEC oraz główny włącznik urządzenia (malutki, hebelkowy) umieszczono w lewym dolnym rogu. Centralnie w dolnej części panelu zlokalizowano dwa wejście XLR, a nad nimi wejścia i wyjścia RCA, z wyraźnie oddzielonym pre-out. Na prawo od nich znajduje się sekcja cyfrowa – urządzenie jest bowiem na stałe wyposażone w wejścia S/PDIF i USB niezależnie od tego, czy w środku znajduje się moduł HiDACa czy nie. Odległości między gniazdami są wystarczające, by można było podpiąć nawet łączówki z dużymi wtykami.


Dane techniczne (wg producenta)

Moc wyjściowa: 2 × 110 W RMS/8 Ω (przy obu kanałach obciążonych)
Pasmo przenoszenia: 5 Hz – 140 kHz, ± 0,5 dB
Maksymalne napięcie wejściowe: 6 V RMS
Czułość wejścia: 500 mV RMS (wzmocnienie 39 dB)
Impedancja wejściowa:
RCA - 32 kΩ | XLR – 20 kΩ
Regulacja głośności, potencjometr: Burr Brown PGA2310 (100 kroków)
Tłumienie wyjscia: 360/8 Ω
THD: 0,02%/1 W | 0,2%/110 W
Waga: 28 kg


Dystrybucja w Polsce:

AUDIO ANATOMY

audioanatomy.pl

  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl

System odniesienia

- Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta
- Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa
- Końcówka mocy Modwright KWA100SE
- Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100
- Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11
- Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator
- Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM)
- Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC
- Kolumny: Bastanis Matterhorn
- Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr
- Słuchawki: Audeze LCD3
- Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako
- Przewód głośnikowy -
LessLoss Anchorwave
- Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3
- Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence
- Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
- Stolik: Rogoż Audio 4SB2N
- Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot