pl | en

Słuchawki

 

ENIGMAcoustics
DHARMA D1000

Producent: ENIGMAcoustics
Cena (w czasie testu): 6950 zł

Kontakt:
sales@enigmacoustics.com

MADE IN USA

Do testu dostarczyła firma: AUDIOMAGIC.pl


ym razem testuję produkt, stosunkowo młodego producenta z USA, na którego zwróciłem uwagę prawie 2 lata temu w czasie wystawy High End w Monachium. Wówczas w jednym z boxów poprosiłem o prezentację nieznanych mi kolumn podstawkowych. Nie dość, że firma nazywała się ENIGMAcoustics to jeszcze owe monitorki nosiły nazwę Mythology M1, już na wstępie było więc morze „tajemnic”. Ale moją uwagę przyciągnęło co innego – elektrostatyczne (na pierwszy rzut oka) głośniki wysokotonowe dodane do tych kolumn. Bo to nad wyraz oryginalna konstrukcja – do normalnie wyglądającej, dwudrożnej kolumny podstawkowej dostawiono planarny supertweeter. Pomimo trudnych, wystawowych warunków grało to bardzo, ale to bardzo dobrze.

Uciąłem sobie wówczas pogawędkę z przedstawicielem firmy, Weiem Changiem, który chętnie odpowiadał na wszystkie pytania. Dowiedziałem się wówczas, iż clou produktu, to właśnie ów elektrostatyczny tweeter – własne, opatentowane rozwiązanie tej amerykańskiej firmy o nazwie SBESL (Self-Bias Electrostatic). Jest ono o tyle ciekawe i oryginalne, iż głośnik nie wymaga zewnętrznego zasilania. Oczywiście producent ze szczegółami rozwiązania technicznego wyjaśniać nie zamierzał, ale, jak już wspomniałem, efekty działania supertweetera słychać było nawet w warunkach wystawowych.

Było to niezwykle przestrzenne, pełne powietrza, detaliczne, ale i bardzo gładkie granie, które robiło ogromne wrażenie. Pomny tego rekomendowałem odsłuch tych kolumn jednemu ze spotkanych na miejscu polskich dystrybutorów, licząc po cichu, że trafią one do polskiej dystrybucji, a ja posłucham ich u siebie. Być może była to kwestia zainwestowania w wówczas zupełnie jeszcze nieznaną markę, oferującą jedynie niewielkie monitory za jakieś 15 tysięcy dolarów, a może po prostu owemu dystrybutorowi nie przypadły do gustu, ale mój podstęp się nie udał.

Rozwiązanie proponowane przez ENIGMAcoustics ma dodatkową zaletę – noszący nazwę Sopranino przetwornik elektrostatyczny (pozostanę przy tym określeniu, bo używał go przedstawiciel firmy) można zastosować jako rozszerzenie dowolnych kolumn (pomysł niezwykle popularny w Japonii). Ano właśnie – mając jakiekolwiek kolumny i nie będąc w 100% zadowolonym z wysokich tonów, albo cierpiąc na palącą potrzebę poprawy tego, co dobre, można sobie kupić parę Sopranino (za kwotę bodaj rzędu 4 tys. dolarów) i użyć je w roli supertweeterów z naszymi kolumnami.

Wei powiedział mi wówczas zupełnie szczerze, że oczywiście nie są w stanie sprawdzić współpracy tego przetwornika z każdym możliwym modelem kolumn, więc nie mogą zagwarantować, że we wszystkich możliwych przypadkach będą one idealnym uzupełnieniem prezentacji. Twierdził jednakże, że z ich prób oraz z odzewu klientów wynika, że w zdecydowanej większości przypadków zabieg dodania Sopranino sprawdza się znakomicie. Jedyną osobą, którą znam, a która miała okazję przekonać się o tym nausznie jest Srajan Ebaen i jego wrażenia z odsłuchu były bardzo pozytywne.

Dharma D1000

Rok temu, ponownie w czasie wystawy w Monachium, ENIGMAcoustic zaserwowała odwiedzającym ich stoisko osobom kolejną niespodziankę. W boksie ponownie grały Mythology M1 – znowu świetnie – ale na stoliku przed wejściem można było posłuchać zestawu składającego się ze słuchawek o nazwie Dharma D1000 i wzmacniacza słuchawkowego Athena A1. Wei od razu powiedział mi, że w słuchawkach również wykorzystali technologię SBESL, a wzmacniacz je napędzający zachęcał żarzącymi się lampkami, więc mimo iż źródłem był zwykły iPad nie mogłem sobie odmówić krótkiego odsłuchu.

Ten z krótkiego zrobił się zdecydowanie dłuższy, bo było w tym graniu coś wyjątkowego, wciągającego i relaksującego zarazem – w czasie kilku dni spędzanych na wystawie warto znaleźć właśnie takie miejsca, w których odsłuch pozwala na relaks. Gdy w końcu oderwałem się od słuchania od razu rozpocząłem negocjacje w sprawie testu i uzyskałem obietnicę, że zostanę uwzględniony w europejskim „tourze” zestawu testowego. Wiadomo było, że trzeba będzie na to trochę poczekać, bo na wystawie grały prototypy i słuchawek i wzmacniacza. Czekałem więc cierpliwie, od czasu do czasu przypominając się Wei. Dopracowywanie szczegółów wersji produkcyjnych czasem trwa dłużej niżby producent chciał, i tak było/jest w tym przypadku, ale w końcu się udało – udało się częściowo, bo dostępne są tylko słuchawki, a na wzmacniacz nadal trzeba będzie poczekać.

Nie byłem bynajmniej jedynym, który zwrócił uwagę na te produkty, więc mamy dziś już polskiego dystrybutora – firmę AudioMagic.pl. Na razie dostępne są tylko słuchawki, ale ponieważ przetwornik elektretowy (tak naprawdę nazywa) w technologii SBESL nie wymaga osobnego zasilania, więc słuchawek tych można słuchać z dowolnym wzmacniaczem słuchawkowym. Pomimo iż wolałbym testować kompletny zestaw, czyli Dharmy i Athenę, to zadowoliłem się samymi nausznikami. Tak się złożyło, że do dyspozycji w czasie testu miałem trzy wysokiej klasy wzmacniacze słuchawkowe – mojego Questyle'a CM800R, fantastyczny Trilogy 933, oraz potężnego HiFiMANa EF-6. Zapowiadała się więc prawdziwa słuchawkowa uczta.

Płyty użyte do odsłuchu (wybór):

  • Krzysztof Herdzin, Jesteś światłem, Universal Music Poland 372 938 7, CD
  • McCoy Tyner, Solo: Live from San Francisco, Half Note Records B002F3BPSQ, CD
  • Michael Jackson, Dangerous, Epic/Legacy XSON90686F96, FLAC 24/96
  • Isao Suzuki, Blow up, Three Blind Mice B000682FAE, CD
  • The Ray Brown Trio, Summer Wind, Concord Jazz CCD-4426, CD/FLAC
  • Renaud Garcia-Fons, Oriental bass, Enja B000005CD8, CD/FLAC
  • Leszek Możdżer, Kaczmarek by Możdżer, Universal Music Poland 273 643-7, CD
  • Michał Wróblewski Trio, City album, Ellite Records, CD/FLAC
  • Arne Domnerus, Antiphone blues, Proprius PRCD 7744, CD/FLAC
  • Rodrigo y Gabriela, 11:11, EMI Music Poland 5651702, CD/FLAC
  • Tri Continental, Live, T&M 020, CD/FLAC
  • Blues masters, Master Music MMSXR015, XRCD24
  • Pavarotti, The 50 greatest tracks, Decca 478 5944, CD
  • Hans Zimmer, Inception, WaterTower Music B003ODL004, CD/FLAC
  • Mozart, Le nozze di Figaro, dyr. Teodor Currentzis, MusicAeterna Orchestra, Sony Classical B00GK8P1EG, CD/FLAC
  • Louis Armstrong & Duke Ellington, The Complete Session. Deluxe Edition, Roulette Jazz 7243 5 24547 2 2 (i 3), CD/FLAC
Japońskie wersje płyt dostępne na

Zanim o brzmieniu jeszcze dwa słowa o samych słuchawkach. Po pierwsze są wygodne – pod tym względem przypominały mi HD800 Sennheisera, choć te niemieckie były jeszcze nieco wygodniejsze, czy HiFiMANy HE-1000. Nie są również tak ciężkie jak choćby moje Audeze LCD-3, więc nieco łatwiej wyobrazić sobie używanie ich z przenośnym grajkiem - choć, tak naprawdę, są na to za duże i za ciężkie). Użyte materiały i jakość wykonania sprawiają, że zakłada się je z przyjemnością, a komfort noszenia pozwala w nich spędzić ładnych kilka godzin, nawet komuś takiemu jak ja, kto po słuchawki nie sięga zbyt często.

I druga kwestia, która już na początku wymaga wyjaśnienia. Dharmy wyposażono w dwa przetworniki – dynamiczny oraz supertweeter w technologii SBESL, czyli elektretyczny, czyli nie wymagający dodatkowego zasilania – w zupełności wystarcza mu to, co dostarcza zwykły wzmacniacz. Co więcej – wysoka skuteczność (103 dB) plus 26-omowa impedancja sprawiają, że można je napędzić z niemal wszystkiego, z telefonem, czy przenośnym grajkiem włącznie. Czy pokażą wówczas pełny potencjał, to oczywiście osobna sprawa, ale grać i owszem, będą i to nawet głośno.

Odsłuchy zacząłem od porównania mojego Questyle'a z Trilogy 933. Wystarczyło kilka minut, by uznać, że ten drugi to jeden z najlepszych wzmacniaczy słuchawkowych, jaki kiedykolwiek słuchałem, a im dłużej słuchałem tym bardziej utwierdzałem się w tym przekonaniu. Jak to u Nica Poulsona sekret leży w znakomitym zasilaniu, umieszczonym (oczywiście) w osobnej obudowie, nieco nawet większej niż samo urządzenie. Wzmacniacz prezentuje się skromnie – jedno wyjście na dużego jacka, z tyłu dwa wejścia RCA (nie ma wyjścia!) i gniazdo zasilania, sterowanie wyłącznie z pilota i już. Niewiele w porównaniu do smoków mający po kilka wyjść słuchawkowych, w tym zbalansowane, wbudowane „daki”, wodotryski, jacuzzi i ekspres do kawy. A jednak pod względem brzmienia bije na głowę niemal wszystko co do tej pory słyszałem – niestety włącznie z moim, bardzo przecież dobrym, Questylem włącznie.

Nic więc dziwnego, że to od niego zacząłem test słuchawek trzymając w rezerwie „taktycznej HiFiMANa EF-6 – kolejny, jeszcze potężniejszy wzmacniacz pracujący w klasie A, który jeszcze jest u nas niedostępny. Zacząłem od Patricii Barber z płyty Verse granej z plików DSD z mojego Big7 LampizatOra. Od razu potwierdziło się to, co zapamiętałem z Monachium – Dharmy grają przyjaźnie dla ucha. Dźwięk wydaje się nieco ciemny, basu jest sporo i w pierwszej chwili można odnieść wrażenie, że góry jest za mało. Ale to tylko wrażenie, bo gdy słucha się znanych nagrań człowiek szybko zdaje sobie sprawę, że na górze pasma właściwie niczego nie brakuje, że słychać wszystkie detale, że co ma być dźwięczne jest dźwięczne, a co ma być aksamitne jest aksamitne, że trudno wskazać wycofanie czy zaokrąglenie najwyższych tonów. Nie ma tu za grosz agresywności – „elektrostatyczny” tweeter robi swoje – jest gładko, płynnie, chwilami wręcz eterycznie. Ale jest wszystko, niczego nie brakuje.

No dobra, swoje lata już mam i uszy zapewne nie słyszą już tyle co 20 lat temu; może wówczas jakieś braki bym usłyszał, teraz takowych nie stwierdziłem. Co bardzo ważne nie udało mi się usłyszeć jakiejkolwiek niespójności między obydwoma przetwornikami, nie mam co do tego żadnych zastrzeżeń.

Blachy pięknie pracowały, były dźwięczne, miały swoją masę, były dobrze różnicowane, podobnie jak pomniejsze przeszkadzajki, które gdzieniegdzie się pojawiały. Dźwięk był otwarty, ze sporą ilością powietrza. Nie była to jakaś wyjątkowo przestrzenna prezentacja – choćby wspomniane HE-1000 – warto zauważyć, że ok. 2 razy droższe – mają w tym względzie wyraźnie więcej do zaoferowania. Tyle, że wcale nie tak znowu wiele słuchawek, które znam, robi to wyraźnie lepiej. W końcu to „tylko” słuchawki – pod względem sceny systemowi z kolumnami dorównać po prostu nie mogą.

Na dole pasma też dzieje się dużo. Bas jest mocno akcentowany, jest go sporo, acz wydaje się, że przede wszystkim w średnim i wyższym zakresie. Zejście dość niskie i owszem jest, ale najniższym pomrukom brakuje nieco dociążenia, energii i nie ma tam dobrej kontroli. Dopóki człowiek nie weźmie się za jakąś elektronikę, albo pełnowymiarowe organy to temat nie wypłynie. Jeśli jednak trafi się coś z najniższym basem będzie to słyszalne. Płyty Lee Ritenoura słuchałem z ogromną przyjemnością – gitara basowa i perkusja wypadały świetnie a to dlatego, że w zakresie średniego i wyższego basu różnicowanie jest naprawdę dobre mimo, iż słuchawki operują raczej masą, barwą, sprężystością niż wybitną konturowością i szybkością.

Być może wynika to z materiału, z którego wykonano membranę przetwornika dynamicznego, bo jest nim papier. Oceniając jego właściwości na podstawie tego jak brzmi w kolumnach, bas z papieru często jest barwny, dobrze różnicowany, sprężysty, dociążony, ma masę, ale naprawdę konturowy, ani nadzwyczaj szybki raczej nie bywa. Tu jest tak samo. Słychać lekkie zmiękczenie ataku, nie jest to bardzo punktowy ani piekielnie szybki bas, ale na szczęście nie ma mowy o – jak to niektórzy nazywają– „bule na basie”. Na płycie Barber kontrabas wypadał bardzo dobrze – masa, barwa, udział pudła, dynamika, ogromna paleta dźwięków – wszystko było. Ponieważ nie jest to instrument grający jakoś szczególnie konturowo, więc nie miałem się do czego przyczepić – tak naprawdę nawet nie próbowałem czerpiąc zaskakująco dużą – jak na człowieka jednak zdecydowanie preferującego słuchanie muzyki przez kolumny – satysfakcją i przyjemnością.

Dużą frajdę dawały mi również płyty rockowe – Aerosmith, AC/DC, Led Zeppelin, Pink Floyd, Rush – lista przesłuchanych płyt była naprawdę długa, bo taka muzyka wypadała na Dharmach bardzo dobrze. Może się to wydawać sprzeczne z tym, co pisałem wcześniej, bo przecież nie oferują one potężnego najniższego basu ani nie są specjalnie konturowe. Tyle, że w takiej muzyce operuje się przecież głównie średnim i wyższym basem, a to całkiem mocna strona Dharm, no i zwykle to wcale nie jest jakieś wybitnie konturowe granie. Dodajmy do tego ową świetną, ale absolutnie nieagresywną górę pasma tych słuchawek, która potrafi nieco złagodzić wyostrzenia, których w nagraniach rockowych nie brakuje i okaże się, że nadają się do rocka jak mało które.

Moim zdaniem lepiej niż np. wspominane już kilka razy HE-1000, które po prostu pokazują górę pasma dokładnie taką, jaka jest w nagraniu. Nie raz i nie dwa razy przy nagraniach nieaudiofilskiej jakości „drapią” człowieka po uszach. Innymi słowy – HiFiMANy stoją na straży wysokiej wierności (nagraniu), a Dharmy idą raczej w stronę dania słuchaczowi frajdy z odsłuchu, nawet gdy ktoś coś spartolił realizując nagranie. Jasne, że np. na płytach Floydów to HE-1000 robiły większe wrażenie, bo to całkiem dobre jakościowo nagrania, a także jest w nich wiele zabawy elementami przestrzennymi, w których oddawaniu te słuchawki są lepsze. Ale czy to znaczy, że D1000 odbierały mi przyjemność słuchania PF? Absolutnie nie – też siedziałem wygodnie w fotelu z zamkniętymi oczami chłonąć ogromną ilość detali, z których część przy odsłuchu na kolumnach jednak gdzieś tam umyka.

Średnica serwowana przez Dharmy jest po prostu piękna. To znakomite połączenie gładkości, pięknie różnicowanej barwy i nasycenia z przejrzystością i detalicznością. Dzięki temu tak przekonująco, tak namacalnie, tak prawdziwie wypadał wokal zarówno Patricii, Eda Sheerana, jak i wspaniałego Luciano Pavarottiego, ale i mojej ulubionej Leontyny Price. Z jednej strony wcześniej wokale podobały mi się nadzwyczajnie na LCD-3, czy LCD-XC, również na HE-1000 i kilku innych parach słuchawek, a z drugiej w prezentacji Dharm było jeszcze więcej czegoś niebywale organicznego, emocjonalnego co chwytało wprost za serce i sprawiało, że każdy występ jednego z tych artystów był wyjątkowym, intymnym przeżyciem. Równie silnie przemawiał do mnie wokal Kate Bush, jak i Marka Dyjaka, Etty James, Louisa Armstronga, Janis Joplin i Stevena Taylora. Wgląd w barwę i fakturę głosu był wyjątkowy dając możliwość z jednej strony studiowania talentu i warsztatu każdej wokalistki/wokalisty, a z drugiej bezwzględnie wciągając w warstwę emocjonalną.

Szczególnie dobra była również prezentacja moich ulubionych gitar akustycznych i klasycznych – co prawda ciut więcej było tu samych strun, a nieco mniej wybrzmień, choćby w porównaniu do HE-1000, ale różnica była niewielka, a naturalność brzmienia strun, precyzja z jaką oddane było każde szarpnięcie czy uderzenie piórkiem i bogactwo detali dawały ogromną frajdę słuchania popisów Al di Meoli, Paco de Lucii, Paco Peny, Rodrigo y Gabrieli i wielu innych.
Nagrania tego ostatniego duetu, czyli heavy-metalowców z krwi i kości wyżywających się na gitarach akustycznych to popis możliwości dynamicznych tych słuchawek. Czad był iście metalowy, choć bez nieprzyjemnych (dla mnie) elementów takowego, energia lała się strumieniami wprost do uszu. Ponieważ ich płyty są nagrane dość głośno musiałem mocno pilnować poziomu głośności – muzyka zachęcała do pogłaśniania a rozsądek usiłował przekrzyczeć muzę karząc mi jednak ściszyć. Zabawę miałem jednakże przednią – duet już niedługo zawita ponownie do Warszawy więc należy przygotować organizm do przyjęcia kolejnej gigantycznej porcji pozytywnej energii, którą ci sympatyczni Meksykanie hojnie sieją w czasie koncertów.

Podsumowanie

Przygoda z Dharmami D1000 potwierdziła, że nawet w nieprzyjaznych warunkach wystawowych da się wynaleźć świetnie brzmiący produkt. Amerykańskie słuchawki już po kilku godzinach słuchania trafiły na moją prywatną listę ulubieńców do szacownego grona, w którym znajdują się Audeze LCD-3 i LCD-XC, HiFiMANy HE-6 czy Sonorusy VI. To równo, gładko, spójnie i muzykalnie grające nauszniki, które dają i poczucie bliskiego kontaktu z muzyką, przy wręcz ogromnej przyjemności słuchania. Potrafią nieco „zhumanizować” nagrania o słabszej jakości dźwięku, zwłaszcza jeśli problemem jest sucha i ostra góra pasma. Przetwornik elektrostatyczny robi swoje, nieco te niedoskonałości wygładzając i to mimo że przecież jest i wysoce detaliczny, i oferuje znakomitą rozdzielczość.

Dharmy nie są gigantem basu, więc miłośnicy potężnego i/lub bardzo szybkiego, niskiego łupnięcia pewnie będą szukać czegoś innego. Pokochają je na pewno ci, którzy i w kolumnach lubią duże, papierowe woofery, stawiając na sprężystość, na piękną prezentację barwy, na dobrą dynamikę, na wybrzmienia. No i ta średnica – jedna z lepszych jakie słyszałem – nasycona, gęsta, gładka, znakomicie różnicowana, w wokalach można się zasłuchać na wiele godzin, podobnie jak w, np. gitarach akustycznych. To po prostu świetne, bardzo muzykalne granie, które fani np. HD800 Sennheisera odbiorą jako trochę ciemne, a które takim wcale nie jest. To gęstość, nasycenie dźwięku oraz brak rozjaśnienia i śladów choćby agresywności na górze pasma dają takie wrażenie. Ale braków żadnych, ja przynajmniej, w tej części pasma wskazać nie potrafię.

Brawo dla młodej przecież firmy, bo pierwsze słuchawki świetnie i bardzo solidnie się prezentują, a na dodatek bardzo, ale to bardzo dobrze grają. Ciekawe co będzie dalej :)

Dharmy D1000 to chyba pierwsze słuchawki z więcej niż jednym przetwornikiem jakie recenzowałem. maja one budowę wokółuszną o konstrukcji półotwartej i wyposażone są w dwa przetworniki. Pierwszy to klasyczny przetwornik dynamiczny z membraną o średnicy fi 52 mm wykonaną z papieru Washi. Przetwornik ten przetwarza pasmo od 5 Hz do 20 kHz i nie jest w żaden sposób odcinany od góry. Drugi to przetwornik elektretowy, korzystający z opracowanej przez firmę ENIGMAcoustics technologii SBESL. Dzięki niej, w przeciwieństwie do klasycznych elektrostatów, nie wymaga on zasilania generującego wysokie napięcie potrzebnego do polaryzacji membrany. Do ich napędzenia wystarczy więc „zwykły” wzmacniacz słuchawkowy, a właściwie to niemal cokolwiek bo przy impedancji 26 Ω mają one skuteczność 103 dB. Choć warto pamiętać, że „cokolwiek” nie pozwoli ich w pełni docenić. Ten przetwornik gra niezależnie od dynamicznego – zaczyna przenosić od – w zależności od źródła informacji – 10 lub 12 kHz, a jego pasmo przenoszenia rozciąga się aż do 40 kHz.

Słuchawki są dość duże, a waga na poziomie 450 g (bez kabla) sprawia, że nie należą do lekkich. Wizualnie mogą się kojarzyć z Sennheiserami HD800 a i komfortem niewiele im ustępują. Innymi słowy – widać i czuć (w rękach i na głowie), że to produkt z wyższej półki. Większość elementów wykonano z metalu a nie z plastiku. Spore muszle są z aluminium podobnie jak elementy, którymi muszle mocowane są do, a jakże, metalowego pałąka obciągniętego skórą (nie podejmuję się oceny czy prawdziwą).

Poniżej pałąka umieszczono dodatkową opaskę i to ona spoczywa na głowie zwiększając komfort użytkowania. Skórą, bądź materiałem skóropodobnym pokryto również pady – są one dość spore (acz ja nie mam zbyt dużych uszu), uszy w środku nie grzeją się za bardzo, a i nacisk został dobrze dobrany – słuchawki trzymają się pewnie, ale nie uciskają głowy za bardzo. Kabel dołączony do słuchawek o długości 3 metrów jako żywo przypomina ten z HD800 – słowem wygląda ładnie, ale jest odrobinę sztywny. Od strony wzmacniacza zakończony jest solidny, dużym jackiem, a od strony słuchawek, gdzie każdy kanał podpinany jest osobno, wtykami, jeśli dobrze pamiętam, identycznymi jak w przypadku HD800.

Słuchawki otrzymujemy w eleganckim pudełku z piankowymi formami pokrytymi welurem – kupujemy w końcu drogie, świetnie wykonane i wyglądające słuchawki, więc i opakowanie powinno podkreślać ich wysoki standard. Wyposażenie natomiast jest dość ubogie, bo oprócz kabla słuchawkowego otrzymujemy jedynie przejściówkę na małego jacka.


Dane techniczne (wg producenta)

Przetwornik: dynamiczno-eletrostatyczny
Impedancja: 26 Ω
Pasmo przenoszenia: 5 - 40 000 Hz
Skuteczność: 103 dB
Waga: 450 g (bez kabla)
Kabel: 300 cm


Dystrybucja w Polsce:

AUDIOMAGIC.pl

ul. Sienna 61
00-820 Warszawa

audiomagic.pl

  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl

System odniesienia

- Odtwarzacz multiformatowy (BR, CD, SACD, DVD-A) Oppo BDP-83SE z lampową modyfikacją, w tym nowym stopniem analogowym i oddzielnym, lampowym zasilaniem, modyfikowany przez Dana Wrighta
- Wzmacniacz zintegrowany ArtAudio Symphony II z upgradem w postaci transformatorów wyjściowych z modelu Diavolo, wykonanym przez Toma Willisa
- Końcówka mocy Modwright KWA100SE
- Przedwzmacniacz lampowy Modwright LS100
- Przetwornik cyfrowo analogowy: TeddyDAC, oraz Hegel HD11
- Konwerter USB: Berkeley Audio Design Alpha USB, Lampizator
- Gramofon: TransFi Salvation z ramieniem TransFi T3PRO Tomahawk i wkładkami AT33PTG (MC), Koetsu Black Gold Line (MC), Goldring 2100 (MM)
- Przedwzmacniacz gramofonowy: ESELabs Nibiru MC, iPhono MM/MC
- Kolumny: Bastanis Matterhorn
- Wzmacniacz słuchawkowy: Schiit Lyr
- Słuchawki: Audeze LCD3
- Interkonekty - LessLoss Anchorwave; Gabriel Gold Extreme mk2, Antipodes Komako
- Przewód głośnikowy -
LessLoss Anchorwave
- Przewody zasilające - LessLoss DFPC Signature; Gigawatt LC-3
- Kable cyfrowe: kabel USB AudioQuest Carbon, kable koaksjalne i BNC Audiomica Flint Consequence
- Zasilanie: listwy pasywne: Gigawatt PF-2 MK2 i Furutech TP-609e; dedykowana linia od skrzynki kablem Gigawatt LC-Y; gniazdka ścienne Gigawatt G-044 Schuko i Furutech FT-SWS-D (R)
- Stolik: Rogoż Audio 4SB2N
- Akcesoria antywibracyjne: platforma ROGOZ-AUDIO SMO40; platforma ROGOZ-AUDIO CPPB16; nóżki antywibracyjne ROGOZ AUDIO BW40MKII i Franc Accessories Ceramic Disc Slim Foot