pl | en

WYWIAD

 

AGNIESZKA BUDZIŃSKA-BENNETT
ensemble Peregrina

Kontakt:
peregrina@gmx.ch

www.peregrina.ch

SZWAJCARIA


amiętam dobrze, zupełnie jakby to było wczoraj, swój pierwszy kontakt z topową muzyką średniowieczną, którą do tamtej pory uważałem za totalne nudziarstwo. Było to niecałe dwa lata temu kiedy, wiedziony szczęściem głupiego, sięgnąłem po płytę Filia praeclara. Już pierwszy, trwający nieco ponad półtorej minuty utwór Clara Dei Famula zmiótł mnie z kanapy, zostając jednym z moich ulubionych momentów muzycznych, niezależnie od gatunku. Za krążek ten (w mojej opinii znakomity) odpowiedzialna jest pochodząca ze Szwajcarii grupa ensemble Peregrina (pisownia oryginalna). Co ciekawe, jej głównym motorem napędowym i mózgiem całej operacji jest Polka, pani Agnieszka Budzińska-Bennett, która odpowiada nie tylko za dowodzenie zespołem, ale również udziela się w nim, zarówno wokalnie, jak i instrumentalnie (będąc precyzyjnym: na średniowiecznej harfie).

Wspomniany przeze mnie magiczny moment pierwszego zetknięcia się z twórczością Peregriny nie był jedynym momentem granicznym w moim życiu muzycznym, który był związany z tą formacją. Drugie takie przeżycie czekało na mnie w tym roku, podczas Festiwalu Muzyki Polskiej w Krakowie, który odbył się w dniach 8-18 lipca. Drugiego dnia festiwalu, w zabytkowym kościele św. Marcina przy ul. Grodzkiej, wystąpił zespół pani Budzińskiej-Bennett, prezentując znakomicie przyjęty (przez zachodnią krytykę i fanów) program Sacer Nidus.

Nie skłamię, jeżeli powiem, iż koncert ten był po prostu wybitny. Spotkanie z zespołem takiej klasy twarzą w twarz ponownie zmieniło moje postrzeganie muzyki i prezentowania jej na żywo. Wtedy też, słuchając znakomitej interpretacji pieśni „Bogurodzica”, postanowiłem, że po powrocie do domu muszę napisać do Peregriny, prosząc o wywiad, najlepiej z panią Agnieszką. Wywiad, który Państwo mogą przeczytać poniżej.

BARTOSZ PACUŁA: ensemble Peregrina działa od 1997 roku, jest to już więc zespół „pełnoletni”, ze swoją własną, unikatową i sporą historią. Mogłaby Pani przybliżyć okoliczności jego powstania? Jak ocenia Pani jego dokonania po tylu latach?
AGNIESZKA BUDZIŃSKA-BENNETT: Moim pragnieniem od zawsze było śpiewanie zespołowe, więc założenie własnego ensemblu było tylko kwestią czasu. W Bazylei, dokąd w roku 1997 pojechałam na studia śpiewu średniowiecznego w Schola Cantorum, miałam ogromne szczeście spotkać kilka osób dla których było to równie ważne i z którymi mogłam dzielić moją pasję do muzyki XII i XIII wieku. Te epoki stanowią do dziś główny repertuar ensemble Peregrina. Regularne wielogodzinne próby przyniosły efekty – po kilku latach byłyśmy gotowe do wyjścia na scenę nie tylko z wypracowanym ensemblowym warsztatem wokalnym (co jest umiejętnością bardzo specyficzną), ale i z kilkoma dosyć nowatorskimi programami, których przygotowanie zajęło sporo czasu i wymagało ogromnej wiedzy.

Dokonania zespołu mogę ocenić na podstawie głosów prasy, otrzymywanych nagród i nominacji, zamówień na płyty i zaproszeń na koncerty. I tu bilans wypada bardzo pozytywnie. Nigdy nie sądziłam, że z moją - w sumie mało spektakularną - muzyką uda mi się zwiedzić kawał świata i zobaczyć tyle ciekawych i pięknych miejsc. Dla przykładu odbyłam np. tournée w Chinach, a Peregrina była już dwukrotnie zaproszona z koncertami i kursami mistrzowskimi do USA. Nagraliśmy dotychczas siedem płyt, w przyszłym roku wyjdą dwie kolejne, a dokładnie dwa tygodnie temu udało mi się potwierdzić duży projekt nagraniowy z muzyką średniowieczną różnych regionów basenu Morza Bałtyckiego (Szwecja, Finlandia, Dania, Meklemburgia, Pomorze, Rugia), który obejmie wydanie czterech kolejnych albumów. Zespół jest również chwalony przez międzynarodową krytykę, uznawany i zapraszany do dyskusji w kręgach uniwersyteckich, a fanów przybywa nam po każdym koncercie. To ostatnie cieszy mnie szczególnie, bo w sumie najważniejszym celem Peregriny jest propagowanie tej mało znanej a przepięknej muzyki i udostępnianie jej jak najszerszej publiczności na całym świecie.

W jaki sposób zaczęła się Pani przygoda z muzyką? Kiedy natrafiła Pani na dokonania artystów, często anonimowych, tworzących w średniowieczu? Czy wiąże się z odkryciem tej części muzyki jakieś jedno konkretne wspomnienie, tzw. „przeżycie graniczne”, czy też po prostu Pani gust stopniowo ewoluował w tę stronę?
Moja przygoda z muzyką zaczęła się bardzo wcześnie, kiedy to jaka pięciolatka wdrapałam się na scenę, gdzie miał grać band w słynnej szczecińskiej restauracji „Kaskada” (dokładnie tej, która doszczętnie spłonęła w latach 80.), w której pracował mój ojciec. Moje improwizacje na fortepianie spodobały się przygotowującym się do wieczornego koncertu muzykom, którzy poradzili moim rodzicom, aby posłali mnie na lekcje gry na tym instrumencie. Tak też się stało. Potem ukończyłam wszystkie poziomy szkół muzycznych i zdobyłam dyplom z fortepianu. Literatura pianistyczna jednak nie bardzo mnie pociągała – nigdy nie chciałam być solistką, a praca z fortepianem, pomijając nieco kameralistyki, jest procesem bardzo samotnym.

Dodatkowo od zawsze fascynowała mnie modalność - im bardziej archaicznie było, tym lepiej się w tym odnajdowałam. Jeszcze w szkole średniej zachwycały mnie jakże wówczas trudne do zdobycia nagrania muzyki dawnej i średniowiecznej. Były to albumy, których dziś już bym nie polecała, można je jednak uznać za dobry wstęp do tego typu muzyki. Nie było wtedy niemal żadnych dostępnych źródeł tak dawnych kompozycji, więc uczyłam się na tych szczątkowych nagraniach. Muszę też dodać, iż średniowiecze od zawsze interesowało mnie też jako epoka; czytałam dużo literatury, książek popularnych i opracowań historycznych, sięgałam po najdawniejszą lirykę europejską, zaczęłam orientować się również w dawnych językach.

I to z literaturą związane jest właśnie takie „przeżycie graniczne”, o które Pan pyta. Był to fragment Beowulfa w wykonaniu Benjamina Bagby’ego, jednego z największych artystów muzyki dawnej z jakimi przyszło mi mieć do czynienia. Proszę sobie wyobrazić nieistniejący muzycznie, ale kiedyś być może śpiewany, fragment eposu anglosaskiego, z którego nie da się zrozumieć ani słowa, prezentowany przez jednego śpiewaka akompaniującego sobie na 6-strunnej lirze. Momentami można było wyłowić sobie jakieś słowo, które brzmiało jak mieszanka angielskiego, niemieckiego czy staronordyckiego, ale generalnie nie dało się zrozumieć nic (był to jeszcze okres, kiedy Ben wykonywał ten epos bez jakichkolwiek napisów).

A jednak było to tak niesamowite przeżycie, na swój sposób tak jasny przekaz, że każdy z nas (a działo się to podczas jednego z legendarnych festiwali muzyki średniowiecznej w Starym Sączu) wiedział dokładnie kiedy w tym melorecytowanym tekście smok ruszył trzecim pazurem lewej tylnej łapy i co się działo w duszy bohaterskiego Beowulfa. Zafascynowało mnie to bezgranicznie. To w tamtym momencie z ogromną jasnością zdałam sobie sprawę z potęgi słowa, które może dotrzeć do słuchacza tak bezpośrednio, zarówno w sensie intelektualnym, jak i emocjonalnym. Dokładnie wtedy przyszło mi do głowy, że i ja chciałabym i mogłabym coś takiego kiedyś robić.

Jest Pani nie tylko wokalistką, ale także harfistką. Czy umiejętność gry na harfie zawdzięcza pani profesjonalnym studiom? W jaki sposób gra na średniowiecznej harfie różni się od gry na nowszych, nowożytnych wersjach tego instrumentu?
Grę na harfach historycznych miałam w Schola Cantorum jako instrument dodatkowy, ale nie śmiałabym nazwać siebie harfistką – jestem po prostu wokalistką, która od czasu do czasu akompaniuje sobie na tym instrumencie. Porównując harfy średniowieczne i późniejsze (nawet już barokowe) natrafiamy oczywiście na spore różnice w technice gry, wynikają one jednak przede wszystkim z z języka muzycznego: wczesne harfy strojone są diatonicznie, a kiedy potrzebujemy w kadencji jakiegoś XIV-wiecznego utworu jakiegoś fis czy cis, to musimy odpowiednią strunę umiejętnie skrócić.

Podstawową różnicą jest jednak oczywiście ogólny brak średniowiecznego repertuaru instrumentalnego – pierwszy korpus zanotowanych utworów instrumentalnych (a przynajmniej pozbawionych tekstu) pojawia się dopiero w XIV wieku. Wcześniej mamy informacje na temat ogromnego i różnorodnego instrumentarium, nie wiemy natomiast prawie nic o muzyce na owych instrumentach wykonywanej. Stąd też podstawową trudnością jest umiejętność improwizacji zgodnej z odpowiednim stylem wokalnym oraz taka znajomość stylu, która pozwala na grę czy akompaniament w ramach ówczesnych możliwości.

W jaki sposób dobierają sobie Państwo materiał muzyczny? Prowadzicie swoje własne badania, poszukujecie na własną rękę czy też macie zaufane źródła, które podsuwają interesujące utwory?
Szczęśliwie posiadam uniwersyteckie wykształcenie muzykologiczne (doktorat w Poznaniu i dodatkowe studia na Uniwersytecie w Bazylei), więc badania przeprowadzam sama. Muszę jednak dodać, że chętnie daję się również zainspirować badaniami kolegów z międzynarodowych ośrodków. Repertuar średniowieczny jest ogromny, lecz niejednolity i często fragmentaryczny, notacje muzyczne są niejednoznaczne, zaś styl wykonawczy jest ściśle zależny od opcji estetycznej, lecz równocześnie sporny i niedowodliwy.
Żeby przygotować choćby jeden utwór muszę więc wykonać ogromną pracę analityczną, filologiczną i muzyczną, muszę umieć odczytać tekst, notację, kontekst i zdecydować o ostatecznym kształcie danego utworu, a potem programu. Zanim dojdzie do prób spędzam całe miesiące w bibliotece, archiwum, przy książkach, biurku, mikrofilmie i komputerze. Na całe szczęście sytuacja wyraźnie się polepsza, przede wszystkim dzięki dostępowi do internetu. Obecnie naprawdę mnóstwo rzeczy dostępnych jest online - i to w fantastycznej rozdzielczości.

Jak wyglądają sesje nagraniowe od strony realizacyjnej? Czy mają Państwo wpływ na sposób rejestracji i produkcji? Czy dynamika, barwa, ogólny klimat nagrań znacząco różnią się od siebie w zależności od wytwórni, dla której realizowany jest dany projekt?
Muzykę dawną, a szczególnie średniowieczną, nagrywają małe firmy, w których reżyserami dźwięku i producentami zarazem są najczęściej ich właściciele. Jednocześnie są to ludzie, którzy też czują misję do spełnienia - i jestem za to bardzo wdzięczna, ponieważ, jak można sobie wyobrazić, na takich nagraniach tak naprawdę nikt nie zarabia.

Mają oni często bardzo klarowną ideę dźwięku jaki chcą przy danym nagraniu osiągnąć i tu oczywiście każda wytwórnia różni się, i to znacznie, co też wyraźnie słychać, gdy porówna się nasze nagrania wyprodukowane przez Raumklang, Glossa, Tacet czy Divox; to są często diametralnie różne koncepty brzmieniowe. Każda decyzja podejmowana jest jednak w porozumieniu z nami, po dokładnym omówieniu naszych wyobrażeń akustycznych. Potem są to już kompromisy natury technicznej, akustycznej, dostosowanie się do miejsca nagrania czy naszej formy.

W jakich miejscach ensemble Peregrina nagrywa swoje albumy? Duże katedry, małe kaplice? Jakie miejsca Pani preferuje? Jak, Pani zdaniem, miejsce nagrania wpływa na wyraz utworów?
Nasz skład jest w sumie bardzo mały, kilka osób, repertuar głównie wokalny i bardzo intymny, często utwory na jeden głos a capella. Stąd też starannie dobieramy kościoły w których nagrywamy, muszą one mieć odpowiednio długi pogłos. Jednocześnie potrzebujemy takich przestrzeni akustycznych, które podkreślą również walory i klarowność tekstu. Jest takich miejsc niewiele (nie wspomnę o wszechobecnym ruchu lotniczym, który jest zmorą każdego nagrania). Najwspanialej, choć niestety bardzo rzadko jest to możliwe z przyczyn logistycznych i finansowych, nagrywa nam sie w miejscach historycznych, w romańskich kościołach, gdzie zgadza się zarówno akustyka, jak i atmosfera. To bardzo inspiruje.

W jaki sposób dzieło muzyczne, tj. zapis i jego realizacja, łączą się z zarejestrowanym dźwiękiem? Czy uważa Pani, że jest między nimi licząca się zależność?
Jest to niemal pytanie natury ontologicznej. Każda rejestracja dźwiękowa decyduje o nowym życiu zanotowanego na papierze, lub – jak to jest najczęściej u nas – na pergaminie dzieła. W przypadku muzyki dawnej jest to kluczowy moment, podobnie zresztą jak każda transkrypcja czy edycja danego utworu. W uproszczeniu można powiedzieć, że zapis utworu średniowiecznego jest pewnym szkicem możliwości, który do pewnego stopnia możemy dowolnie wypełniać i realizować – w tym sensie nagranie takiego dzieła staje się jednym z jego istnień. Czy prawdziwym?

Nigdy się tego nie dowiemy. Ważne by była to realizacja prawdopodobna, osadzona w ówczesnych możliwościach i stylu. Jeden utwór może zatem istnieć w realizacji dźwiękowej (koncertowej czy rejestracji fonograficznej) w wielu wersjach znacznie się nawet od siebie różniących, a czasem nawet nierozpoznawalnych. Stąd też zależność o którą Pan pyta jest, moim zdaniem, niezwykle istotna.

Czy członkowie ensemble Peregrina słuchają muzyki w domu? Jeżeli tak, to czy używają do tego dedykowanego sprzętu, tj. ze sfery hi-fi lub high-end? Pozostając jeszcze w związku z samym dźwiękiem – czy przykłada Pani wagę do jakości nagrań zespołu?
Oczywiście! Po całej, często wielomiesięcznej, pracy włożonej w przygotowania, również nagranie musi być najwyższej jakości i zrealizowane z ogromną wiedzą techniczną na nowoczesnym sprzęcie. Do tego dochodzą kwestie dystrybucji i możliwości reklamy nagrania lub projektu. Muszą one mieć zasięg międzynarodowy, nie zgadzam się na żadne propozycje, które tych warunków nie spełniają.

W trakcie samego nagrania czuję się bardziej odpowiedzialna za koncept i całokształt przedsięwzięcia (pomijając wszystkie przygotowania merytoryczne, zwykle całe przedsięwzięcie również organizuję), więc pozostaje mi mało energii na zwracanie uwagi na subtelne acz znaczące kwestie akustyczne. Tu bardzo pomogają mi moi koledzy z zespołu, którzy często dyskutują typ czy jakość dźwięku i razem z reżyserem szukamy wówczas najlepszych rozwiązań. Przykładamy także sporą wagę do wyboru ustawienia podczas nagrania – z przyczyn technicznych powinno ono pozostać w miare stałe, inaczej powstaje akustyczny chaos. U niektórych reżyserów tzw. „sound-check” trwa nawet pół dnia. Dla nas ważne jest zarówno dobrze „zabrzmieć”, jak i dobrze się słyszeć i móc komunikować się podczas całego procesu.

Czy mogłaby Pani, w paru słowach, opisać swojego idealnego słuchacza? Jak wyobraża sobie Pani najlepszego fana Państwa dokonań?
Słuchacz idealny nie istnieje. Mogłabym sobie najwyżej życzyć słuchacza przygotowanego, takiego, który byłby w stanie choć w części ogarnąć ogrom przekazu zawartego w wykonywanych przez nas utworach i ich bogaty kontekst. Ale na to potrzeba lat studiów i nie w tym rzecz, by nasz każdy słuchacz musiał legitymować się wyższym wykształceniem. Zresztą nasi odbiorcy i tak są często dobrze przygotowani na poziomie literackim czy też historycznym, co mnie osobiście bardzo cieszy. Moja idealna publiczność to publiczność ciekawa i otwarta.

Branża muzyczna przeżywa, i to od wielu lat, potężny kryzys związany z nielegalnym ściąganiem plików i znacznym spadkiem sprzedaży albumów. Czy kryzys ten widoczny jest również w tej części branży, która związana jest z muzyką dawną? Pytam, ponieważ to właśnie w tych bardziej niszowych, oddalonych od mainstreamu gatunkach najczęściej zbierają się prawdziwi pasjonaci gotowi regularnie wykładać naprawdę spore sumy na płyty i bilety.
Jak już wspominałam, na nagraniach muzyki dawnej, a zwłaszcza średniowiecznej, w sumie nikt nie zarabia. Każda nowa płyta to dla nas raczej wizytówka, obecność na rynku koncertowym oraz festiwalowym z jakimś nowym programem, zaś dla wytwórni najczęściej kwestia ideowa i raczej zwrot inwestycji niż zysk. Wymierny dochód z takich przedsięwzięć pojawia się czasami dopiero po ok. 10 latach – w międzyczasie wiele pomniejszych wytwórni rezygnuje lub bankrutuje. Stąd też coraz częściej powstają koprodukcje z innymi instytucjami, które zainteresowane są powstaniem dobrego projektu z pobudek ideowych lub reprezentacyjnych i które są gotowe go, choćby częściowo, opłacić.

W naszym przypadku było tak z kilkoma albumami zamówionymi przez Schola Cantorum Basiliensis, z programem Sacer Nidus sfinansowanym przez Urząd Marszałkowski w Poznaniu, promującym kulturę średniowiecznej Wielkopolski i czasy pierwszych Piastów czy też z płytą Cantrix, prezentującą muzykę z żeńskich klasztorów joannickich, zamówioną i sfinansowaną przez Zakon Kawalerów Maltańskich. Mimo iż pomysłów na kolejne programy mi nie brakuje, z radością przyjmuję te zamówienia, bowiem wiele się w trakcie komponowania takiego programu uczę, poszerzam własne horyzonty i odkrywam historie, teksty i utwory, do których bym w przeciwnym wypadku być może nigdy nie dotarła.

Co do nielegalnego ściągania plików i tym podobnych pragnę nadmienić, iż po sukcesie płyty Filia praeclara, która otrzymała prestiżową niemiecką nagrodę Echo-Klassik, przypadkowo odkryłam dwa plagiaty – albumy wykorzystujące nasz materiał pod mętnymi tytułami Muzyka Mrocznych Wieków czy też – dla odmiany - Relaksująca muzyka średniowiecza. Dodam, że był to dokładnie ten sam materiał muzyczny (liturgiczne utwory polskich klarysek wkomponowały się zarówno w mroki średniowiecza, jak i w nurt relaksacyjny) i że przedsięwzięte zostały kroki prawne. Zdumiało mnie jednak, ze piractwo dosięgnąć może nawet taki typ muzyki.

ensemble Peregrina ma, tak nam się przynajmniej wydaje, ugruntowaną już pozycję, jednak obok niej funkcjonuje kilka innych, także godnych uwagi zespołów wykonujących wokalną muzykę średniowieczną. Jakie relacje panują między Wami? Przyjaźń, zdrowa rywalizacja, może otwarta wrogość? Czy mogłaby Pani wskazać na jakie, niekoniecznie popularne i bardzo znane, grupy nasi czytelnicy powinni zwrócić uwagę?
Mam szereg zaprzyjaźnionych zespołów, które wykonują podobny repertuar i nikt sobie nie wchodzi w drogę. Kręgi muzyków średniowiecznych są małe, wszyscy dobrze się znamy i wcześniej czy później spotykamy się, w tej czy innej formie, na scenie. Jak już wspominałam, wykonawstwo muzyki średniowiecznej wiąże się bardzo mocno z pewnymi decyzjami estetycznymi, tak więc trudno jest nawet ze sobą rywalizować czy porównywać, skoro jedna grupa, na przykład, zdecyduje się na wykonanie a capella danego utworu, a inny zespół na interpretację wokalno-instrumentalną lub czysto instrumentalną. Każdy ma prawo swojego wyboru (który jednak powinień umieć uzasadnić), a o tym co się podoba i tak decyduje publiczność.

Trudno mi stwierdzić, które zespoły są mniej czy bardziej znane (zależy to również od popularności w danym kraju). Na pewno poleciłabym programy i nagrania grupy Leones, prowadzonej przez lutnistę i muzykologa Marca Lewona. Lubię również istniejącą już długo francuską grupę Diabolus in musica (Antoine Guerber), która w Polsce wydaje mi sie stosunkowo mało obecna. Zachęcam również do zwrócenia uwagi na nową formację, w której sama gram i śpiewam – ensemble Dragma i nasz piękny album Kingdom of Heaven z późnośredniowieczną liryką niemiecko-szwajcarskiego poety i kompozytora Heinricha Laufenberga wydanej rok temu przez wytwórnię Ramée.

Niedawno Peregrina odwiedziła Kraków. Wizyta ta była związana z Festiwalem Muzyki Polskiej. Czy mogłaby Pani powiedzieć kilka słów na ten temat? Jak ensemble Peregrina została włączona w skład festiwalu, jak mogłaby Pani, już na spokojnie, kilkanaście dni po, opisać swoje wrażenia z wizyty w byłej stolicy Polski?
Festiwal Muzyki Polskiej zaskoczył mnie nienaganną organizacją. Śpiewałyśmy w Krakowie już kilka razy, w lipcu jednak ensemble Peregrina mógł podczas tego właśnie festiwalu po raz pierwszy zaprezentować program Sacer Nidus w Polsce (światowa premiera odbyła się dwa lata temu w Nowym Jorku, a europejska w Brukseli), co doskonale świadczy o kierownictwie festiwalu (Paweł Orski). Bardzo ucieszyło mnie to zaproszenie i koncert oraz całą atmosferę wspominam bardzo pozytywnie.

Wiem również, że FMP nie jest jedynym polskim festiwalem, który Peregrina zaszczyciła w te wakacje. W połowie sierpnia wystąpiliście Państwo podczas Kromer Fesival, wydarzenia, które zostało zorganizowane przez Filipa Berkowicza oraz naszych dobrych przyjaciół z Capelli Cracoviensis. To była jego pierwsza edycja, więc wszyscy uczestnicy festiwalu wypłynęli niejako na nieznane wody. Jakie wspomnienia przywiozła Pani z Biecza?
Kromer Festiwal okazał się kolejnym strzałem w dziesiątkę Filipa Berkowicza i Barbary Orzechowskiej we współpracy z Capellą Cracoviensis i Janem Tomaszem Adamusem. Nikogo chyba tym stwierdzeniem nie zaskoczę, ale organizacyjne talenty i medialne wyczucie tego zespołu są ponadprzeciętne. Mój ensemble miał honor inaugurować pierwszą edycję festiwalu w obecności pani minister kultury prof. Małgorzaty Omilanowskiej i wielu dygnitarzy, z transmisją radiową w Radiowej Dwójce na żywo. Kolegiata w przepięknym Bieczu była wypełniona po brzegi, pokoncertowe echa bardzo dobre i cieszę się z rzetelnego wykonania powierzonego mi zadania. Ja sobie sama po Kromerze nie obiecuję niczego, natomiast obiecuję Państwu, ze o Kromer Festiwal usłyszą Państwo jeszcze nie raz.

Kończąc wywiad – czy zechciałaby Pani podzielić się z czytelnikami „High Fidelity” i „Music to the People” listą 10 albumów, które powinni nabyć? Niekoniecznie muszą to być nagrania muzyki dawnej.
To są albumy, które lubię od lat i często do nich wracam. Nie wiem czy powiedziałabym, że ktoś absolutnie musi je nabyć, ja jednak znajduję podczas ich słuchania wiele przyjemności:

  • Abba , The Visitors
  • Barbra Streisand, Yentle
  • Brad Mehldau, Highway Rider
  • The Garden of Zephyrus, wyk. Gothic Voices/Christopher Page
  • Jan Garbarek, I Took Up The Runes
  • Joni Mitchell, Both Sides Now
  • Sting, Ten Summoner’s Tales
  • Sting, Soul Cages
  • R. Strauss, Vier letzte Lieder, wyk. Jessye Norman, Gewandhausorchester Leipzig, Kurt Masur

Dziękuję bardzo za rozmowę.
Ja również dziękuję.

DYSKOGRAFIA:

  • MIRACULA. Medieval Music for Saint Nicholas, Tacet 213 (2014).
  • CANTRIX. Mittelalterliche Musik für Johannes den Täufer aus den königlichen Frauenklöstern von Sigena (Hospitaliterinnen) und Las Huelgas (Zisterzienserinnen), Raumklang RK 3204 (2013).
  • Veiled Desires – Verschleierte Sehnsüchte – Désirs Voilés. Nun’s love and life in the Middle Ages, Raumklang RK 3109 (2012).
  • SACER NIDUS. Das Heilige Nest – The Holy Nest - Święte Gniazdo. St. Adalbert, Bolesław I., der Tapfere, und Otto III. in der mittelalterlichen Musik, Raumklang RK 3106 (2012).
  • CRUX. Parisian Easter music from the 13th & 14th centuries, Glossa/ Schola Cantorum Basiliensis GCD 922505 (2011).
  • FILIA PRECLARA. Musik aus polnischen Klarissenklöster des 13. und 14. Jahrhunderts, Divox/ Schola Cantorum Basiliensis CDX-70603 (2008).
  • Mel et lac. Marianische Gesänge des 12. Jahrhunderts, Raumklang RK 2501 (2005).
CHCESZ WIEDZIEĆ WIĘCEJ? SZYBCIEJ?
DOŁĄCZ DO NAS NA TWITTERZE: UNIKATOWE ZDJĘCIA, SZYBKIE INFORMACJE, POWIADOMIENIA O NOWOŚCIACH!!!