pl | en

Przychodzi facet do salonu (audio)

cz. XIX


HI-FI BAZAR

Sprzedać, kupić, wymienić – niby łatwe, a jednak takie nie jest. Jak wygląda sprawa zmiany sprzęty w praktyce? Przeczytajmy…

Kontakt:
e-mail: audiopunkt@wp.pl
info@audiopunkt.com.pl

www.sklep.audiopunkt.com.pl

POLSKA


rawdziwy audiofil, jak i każdy entuzjasta sprzętu audio nie spoczywa na laurach. Przysłowiowy „króliczek" nigdy nie daje się złapać. Jeden, nawet konkretny zakup sprawy nie załatwi, a znalezienie w pełni satysfakcjonującego rozwiązania to tylko czysta teoria.


Zmiana poszczególnych urządzeń, czy kabli potrafi być sposobem na spełnianie własnych pasji i fetyszy. Chęć posłuchania, a tym samym posiadania czegoś nowego z reguły wygrywa, nawet jeżeli ma postać niewinnego drobiazgu. To mniej więcej tak, jakby nakazać pasjonacie motoryzacji wybrać jedno konkretne auto, którego musiałby się trzymać przez najbliższą dekadę. Niewykonalne! Nawet gdyby to było Ferrari F40 (nie wiem czy nie przesadziłem).

Jeżeli nie zamierzamy otworzyć wystawy ze swoim sprzętem, to trzeba go jakoś sprzedać. To „jakoś" to wcale nie jest taka prosta sprawa. Jak to wygląda w praktyce? Mam pewne doświadczenie w tej materii i wiem jak działa ta machina. Sprzedałem już kilka rzeczy i spotkały mnie różne, nieraz przedziwne historie.

Najłatwiejsza i najkrótsza droga do sukcesu to ta, gdy naszym sprzętem interesuje się ktoś z bliskiego otoczenia. Sam zainteresowany sprzęt zna, więc pozostają jedynie kwestie formalne. W tym przypadku jest też mniejsze prawdopodobieństwo „dziadowania". Poczta pantoflowa wśród znajomych audiofilów działa bardzo sprawnie. Sprzedając dobrej klasy kabel, który - dajmy na to - nie jest już produkowany, mamy sukces w garści. Przykładem może być ceniona taśma Nordost Red Dawn. W wielu systemach jest niczym okład na opuchliznę. Obecnie to towar deficytowy (w wersji oryginalnej :).


Jeżeli opcja numer jeden nie wypali, pozostaje nam znalezienie nabywcy za pomocą dostępnych na rynku narzędzi. W XXI w. takim narzędziem jest oczywiście internet. W ostatnich latach bardzo mocno urosły specjalistyczne portale, na których można żonglować sprzętem wyższej klasy.
Dwaj najmocniejsi gracze to dobrze znany AudioMarkt i Audiogon. Oba działają bardzo dobrze. Trzecią opcją jest ebay, który często jest punktem odniesienia wartości poszczególnych kolumn czy urządzeń. Szczególnie lubiane są oferty, które z woli przypadku zakończyły się bardzo niską ceną (głównie w USA).

Polscy łowcy okazji bardzo lubią wyciągnąć ofertę sprzed 2-3 lat i przyrównać ją do naszej, gdzie cena jest zwykle wyższa. W tym przypadku oczywiście nie ma znaczenia, iż takowy „poszukiwacz" nie skorzystał z tej niesamowitej okazji, a w dodatku nawet nie ma konta umożliwiającym zakup na tym portalu. Argumentem nie jest również informacja, że sprzedawca nie wysyła przedmiotu za granicę. Gdzieś, kiedyś było taniej i my „musimy” się do tego dopasować. Wolne żarty - w takich przypadkach moja odpowiedź jest krótka i na temat: „proszę kupić na ebayu", w następstwie czego nawiązuje się emocjonująca dyskusja, która może okazać się całkiem zabawna.


Te „super" oferty działają jednak w jedną stronę. Jeżeli pokażemy interesantowi ofertę zza oceanu, gdzie cena takiego samego urządzenia jak nasze jest wyższa, co zdarza się dosyć często, to nic z tego nie wyniknie. Niestety nie działa to na naszą korzyść. Niestety, po dzień dzisiejszy, nie umiem tego racjonalnie wyjaśnić.
Ale - jeżeli nasz sprzęt jest atrakcyjny i ma przyzwoitą cenę, to z całą pewnością znajdzie nabywcę który to doceni i z niej skorzysta. Nasze rodzime Allegro również może okazać się pomocne w kwestii upłynnienia sprzętu. Ogłoszenie będzie miało duży zasięg, a my sami możemy popisać się umiejętnościami twórczymi. 
Co zatem powinniśmy zrobić, aby nasz oferta była atrakcyjna na tle innych?

Najważniejsze jest to, aby w momencie sprzedaży nie występowała mnogość takich samych urządzeń. To w znacznym stopniu utrudnia sprzedaż i osiągnięcie zadowalającej ceny. Co oznacza zadowalająca cena? Niesłusznie utarło się, że sprzęt używany musi spaść do 50% wartości pierwotnej, a nawet niżej. Wszystko jednak zależy od kilku czynników:
1. Już wymieniony – konkurencyjne oferty.
2. Stan sprzętu.
3. Wyposażenie sprzętu.
4. Unikalność i nietuzinkowość sprzętu (np. Sonus Faber Extrema, JBL 4430, Thorens TD 124, Technics SE-A1 itp.).

Nietrudno zauważyć podobieństwo do rynku motoryzacyjnego. Jeżeli mamy pięknego, kultowego Aston Martina w kolekcjonerskim stanie to my rozdajemy karty. Mile widziane jest kompletne wyposażenie towaru, tj. „papierki" i firmowe opakowanie. Jeżeli jesteśmy niechlujni i traktujemy sprzęt byle jak, to nie liczmy na to, że na tym skorzystamy. Każda rysa czy obicie działa na naszą niekorzyść. Oczywiście kupujący powinien mieć świadomość, że kupuje sprzęt używany, za znacznie mniejszą kwotę i siłą rzeczy to co jest używane, nie jest fabrycznie nowe. 
Kupujący również nie może oczekiwać, że sprzedawca wymieni w urządzeniu dajmy na to lampy na nowe i na dokładkę udzieli gwarancji. To jest tylko i wyłącznie nasza dobra wola, która może dodatkowo podnieść wartość oferowanego towaru.

Zderzenie z rzeczywistością

Niestety po spotkaniu „tego właściwego" kupującego najprawdopodobniej napotkamy po drodze tuzin pseudozainteresowanych, bądź ludzi bijących pianę. Jeżeli ktoś z was często zmienia i sprzedaje sprzęt, to wie dokładnie o czym mowa. Klasykiem są już „kolekcjonerzy zdjęć". W ok. 70% osoba prosząca Cię o zdjęcia robi to dla fanaberii. Oczywiście, nikt nie chce kupić kota w worku, ale wszystko ma określoną barierę głupoty.
Po drodze możemy też otrzymać masę różnych, mało interesujących nas propozycji zamiany sprzętu (z reguły na gorszy). Pewien Pan, nie tak dawno temu zaproponował mi wymianę mojego bardzo atrakcyjnego urządzenia na inteligentną strzelnicę typu „Commando" :)


Pytam, po jaką cholerę mi pana strzelnica? On na to, że próbuje z różnych stron. Sytuacja rodem z bazaru. Również i tym razem konkretów zero. Masa przegadanego i źle spożytkowanego czasu. Inny Pan usilnie prosił mnie o zdjęcia faktury forniru obudowy kolumn. Po co?! Do dziś nie wiem, ale poświeciłem czas i zrobiłem dobre zdjęcia. Nie wynikło z tego absolutnie nic. Kolumny kupił kto inny, kto zadzwonił, zapytał o stan i „czy nie będzie niespodzianek przy odbiorze". Niespodzianek nie było, a kolumny sprawiły mnóstwo radości nowemu właścicielowi.

A propos. Może się zdarzyć, że ktoś poprosi nas o „zdjęcia rozbierane". Będziemy musieli wtedy rozkręcić obudowę. Jeżeli jesteśmy pewni naszego sprzętu lub jesteśmy jego pierwszymi właścicielami, to nie róbmy tego! Możemy skrzywdzić śrubki i tym samym damy powód do wątpliwości komuś naprawdę zainteresowanemu.

Zdarzają się również dziwactwa. Pewien „odlotowiec” stwierdził, iż moje angielskie kolumny to DIY. Podobno wiele rzeczy nie trzymało się kupy. Tak się akurat złożyło, że kolumny były idealne, kupione od polskiego przedstawienia i miały dokumentację oraz oryginalne pudła. Twarde dowody były jednak dla Pana zbyt miękkie. Pudła to podobno „nie problem zrobić", cokolwiek by to nie oznaczało.
Diabeł tkwi w szczegółach, kolumny na tabliczce znamionowej miały oznaczenie „Made in Austria". Zaraz, zaraz, chyba coś nie tak. Nie powinno być UK?! Na stronie producenta jest jednak jasna informacja, iż kolumny wytwarzane są w nowoczesnej fabryce w Austrii. Ten Pan zrobił z siebie pośmiewisko roku za co nawet nie przeprosił. Napisałem mu, że powinien dostać medal (może z tombaku). Również i tym razem konkretów zero. Kolumny trafiły do pewnej przemiłej Pani.


Reasumując, jak bardzo atrakcyjny by nasz sprzęt nie był i na dodatek w dobrej cenie, to i tak będzie ona zbyt wysoka. Zapewniam. Warto zatem nieco wyżej podnieść poprzeczkę, bo będziemy mieli pole manewru – zupełnie jak na tureckim targu. Jeżeli mamy takie możliwości, warto spróbować ogłosić się na portalach międzynarodowych. Potencjalni zainteresowani są konkretni i rzeczowi.
Nie oznacza to jednak, że transakcje możemy robić z zamkniętymi oczyma. Musimy zachować ostrożność i czujność, nieuczciwi ludzie są na całym świecie. Również na pozór pomocne pośrednie narzędzia płatnicze mogą nam zaszkodzić. Zainteresowanym chętnie wytłumaczę co jest na rzeczy. Musimy mieć się zatem na baczności!

Ostatnio słuchając radia w samochodzie usłyszałem, że programiści opracowali fenomenalną aplikację na smartfona. Potrafi ona ocenić kaloryczność posiłku, który mamy zamiar za chwilkę zjeść. Jedyne co musimy zrobić to zdjęcie, które przepuścimy przez naszą maszynkę do rozmawiania i SMS-owania. Uwaga, tolerancja błędu ma wynosić ok. 20%. Tylko, czy aż?! Może więc sam opracuję aplikację, która po posłuchaniu naszego sprzętu oceni stopień jego jakości, klarowności i dynamiki. Może zrobię furorę, zostanę milionerem i niczego nie będę musiał sprzedawać. Wtedy też otworzę pierwsze w Polsce muzeum sprzętu hi-fi.

O AUTORZE

ADAM KILJAŃCZYK jest zaprzyjaźniony z Audiopunktem od wielu lat. Pasję do sprzętu odziedziczył po Tacie, który to z kolei był i jest częstym gościem sklepu przy ul. Batorego.

CHCESZ WIEDZIEĆ WIĘCEJ? SZYBCIEJ?
DOŁĄCZ DO NAS NA TWITTERZE: UNIKATOWE ZDJĘCIA, SZYBKIE INFORMACJE, POWIADOMIENIA O NOWOŚCIACH!!!