pl | en

WYWIAD

 

SCOT HULL

Tytuł pisma: “PART-TIME AUDIOPHILE”
Stanowisko: redaktor naczelny/wydawca

Rodzaj publikacji: portal
Ukazuje się od: 2012
Kraj pochodzenia: USA

parttimeaudiophile.com
theaudiotraveler.com

CYKL “THE EDITORS”


[From: Wojciech Pacuła <opinia@highfidelity.pl>
Date: Monday, October 6, 2014 at 4:40 PM
To: Scot Hull <parttimeaudiophile@comcast.net>
Subject: Re: Introducing: The Audio Traveler]

Witam!

Jestem redaktorem naczelnym polskiego miesięcznika internetowego, magazynu “High Fidelity” (High Fidelity.pl), ukazującego się od 2004 roku. Publikujemy w języku polskim i angielskim, co więcej, współpracujemy z „Positive-Feedback Online” i „EnjoyTheMusic.com”. Moje bio w języku angielskim można znaleźć TUTAJ.

Od dwóch lat prowadzę program wywiadów z redaktorami magazynów z całego świata. Najnowszy, a także ich listę, znajdziesz TUTAJ (opublikowany był również w „Positive-Feedback Online” TUTAJ).

I teraz – byłbyś zainteresowany wywiadem z tobą? Daj mi proszę znać.

Z poważaniem
Wojciech Pacuła
redaktor naczelny

[From: Scot Hull <parttimeaudiophile@comcast.net>
Date: Monday, October 6, 2014 at 11:41 PM
To: Wojciech Pacuła <opinia@highfidelity.pl>
Subject: Re: Re: Introducing: The Audio Traveler]

Czytam twoje recenzje od lat.
Będę szczęśliwy, uczestnicząc w twoim programie.

Scot Hull

Hmm… To do roboty!

Wojciech Pacuła: Powiedz proszę coś o sobie, tj. kim jesteś i „skąd przychodzisz”.
Scot Hull: Jeśli za długo i zbyt intensywnie zaglądasz w głąb siebie i się zamartwiasz, to w końcu dostrzeżesz tam więcej rzeczy, o których nie chciałbyś pamiętać, niż ci się na początku wydawało. Co może być szczególnie niekomfortowe, szczególnie jeśli twoje życie nie było szczególnie higieniczne… Brud, syf i ogólny nieporządek, który można tam znaleźć solidnie osłabiają jakąkolwiek próbę „uszlachetniania” twojej historii. Tym bardziej, jeśli w przeszłości szukasz czegoś potencjalnie proroczego, co z łatwością pozwoliłoby ci zobaczyć przyszłość jako realizację tych zapowiedzi. Można by wtedy z powagą powiedzieć, że „właśnie dlatego zostałem Królem Świata!”. Zamiast tego zostajesz z głową pełną nonsensów i musisz spróbować wyjaśnić to, gdzie jesteś za pomocą czegoś więcej niż, może nawet zabawnych, ale tak naprawdę mało znaczących historyjek. Mówię to wszystko dlatego, że tak naprawdę nie jestem dziennikarzem. I, muszę się przyznać, audio nigdy mnie nie interesowało. A przynajmniej nie przed tym, jak się jednym i drugim zająłem.

Najpierw chciałbym się jednak przedstawić: mam na imię Scot i jestem introwertycznym geekiem.

Dwadzieścia lat temu, albo coś koło tego, zawiesiłem badania do pracy doktorskiej z filozofii i ruszyłem w świat w poszukiwaniu sławy i pieniędzy. Bardziej pieniędzy, bo nie miałem ani grosza, a firmy które wydały moje karty kredytowe wykazywały zaskakujące zniecierpliwienie tym, że ich nie spłacam.
Zakręciłem się koło nowoczesnych technologii, ponieważ w latach 90. tak właśnie się robiło. Nie był to mój wybór, a nawet sensowny „plan”, po prostu miałem szczęście znaleźć się w kilku firmach, w których byłem opłacany lepiej niż wynosiło moje stypendium na studiach.

Przez większą część tego czasu naprawdę zamierzałem wrócić na uczelnię i skończyć badania. Otrzymać doktorat. Może nawet uczyć. Wyobrażałem siebie jako profesora z wiecznie, ale i uroczo potarganą fryzurą, kochanego przez wielu, a w większości wzbudzającego strach, oblekającego w kształt idee, które miałyby wpływ na całe generacje.
Tak, to cały ja, bufon. Choć do dziś, kiedy myślę o straconej okazji staję się na chwilę kapryśny, durny i romantyczny. Zamiast tego mam to, co mam – życie mnie pociągnęło w swoją stronę, potrząsnęło mną jak zabawką i wypluło na bezładną kupę szmat, które staram się jakoś ogarnąć. Wciąż jestem introwertykiem. Wciąż jestem geekiem. Choć z trochę lepiej zaopatrzoną garderobą niż w moich marzeniach o profesurze.

W jaki sposób „Part-Time Audiophile” powstało i kiedy?
W roku 2009 byłem napalonym na wszystko, co pisali, czytelnikiem „ComputerAudiophile.com”. Byłem znudzony swoją pracą i w końcu zacząłem na tym forum spędzać zdecydowanie zbyt wiele czasu. Czytałem i brałem udział we wszelkich dyskusjach ocierających się o naukę, czarująco rozplątując pojawiające się znaczenia i konotacje stojące za interesującymi nas terminami, jak np. „metodologia podwójnie ślepego testu” (“double-blind methodology), “dźwięk absolutny” (“the absolute sound”) itp. Jestem pewien, że było tam więcej rzeczy związanych z audio, ale generalnie dobrze się bawiłem.

Kiedy się pojawiałem na forum, pisałem parę (tysięcy) słów i uważałem, że to świetna zabawa. Jednak w jakimś, trudnym do określenia, momencie, zacząłem się obsesyjnie zastanawiać nad tym wszystkim. Zacząłem czytać „Stereophile’a” i „The Absolute Sound”. W całości. Od deski do deski. Szalałem po forach. Wyszukiwałem e-ziny związane z audio. Czytałem WSZYSTKO.

Szybko zauważyłem, że zaczynam walczyć z nieuwagą. Nieświadomie przelatywałem całe recenzje. Podobało mu się, czy nie? Jakie były podstawy oceny? A potem – bam i następna recenzja. Zrobiło się naprawdę nieciekawie. A gdzie był fun? W końcu, trochę idiotycznie, powiedziałem sobie, że przecież mogę to zrobić lepiej!

I zacząłem pisać recenzje.

Gdzieś koło 2012 roku „Part-Time Audiophile” pożeglowało na szerokie wody. Dwa lata później przyciągamy do siebie ponad milion czytelników rocznie.

PTA to „periodyk”, „magazyn”, czy „portal”? Jakie jest twoje zdanie na temat pism internetowych?
Moim zdaniem jest w mediach elektronicznych moc, która jest odmienna od tej w „tradycyjnych mediach”. Przejawia się w tym, że zawartość można w nich zmieniać aperiodycznie i może się ona różnić długością, wejściem w temat i wartością, a wciąż będzie się liczyła, będzie dawała rozrywkę i będzie przyciągała czytelników.

Magazyn jest, z definicji, periodykiem. Są tego zalety i wady. Z „Part-Time Audiophile” nie osiągnąłem jeszcze poziomu, w którym miałbym stały zespół, mogący dostarczyć na czas wystarczającą ilość wartościowego materiału, żeby można było mówić o magazynie. Nawet kiedy dojdziemy do takiego miejsca, nie jestem pewien, czy będę chciał pójść w tym kierunku. W tej chwili odpowiada mi płynność, z jaką mogę publikować cokolwiek i kiedykolwiek.

Jak dla mnie, format drukowanego magazynu jest wyzwaniem i jednocześnie ograniczeniem. Papier jest drogi, a to znaczy, że miejsce w nim jest drogie. Jak dla mnie sieć jest dokładnie tym miejscem, w którym nikt cię nie ocenia za to, że drążysz temat.
Nie znaczy to, że redaktor jest osobą nieprzydatną, niepotrzebną (myślę właśnie o Was, Stephenie Kingu i Nealu Stephensonie). Sugeruję tylko, że arbitralna redakcja, skróty, nie są konieczne, a nawet pożądane. W sieci mogę opublikować tak wiele słów, jak to uznam za stosowne, a wciąż będę miał miejsce. To klucz do publikacji online.

Czym się w PTA zajmujesz?
“Part-Time Audiophile” jest e-zinem poświęconym audio klasy high-end. Myślę tu o poszukiwaniu, zatopieniu się w podróży przez krainę artystycznych fetyszy. Nawet jeśli mówienie w ten właśnie sposób wydaje się absurdalnie wymyślne, jest dokładnie tym. W PTA publikuję testy urządzeń audio, ale także zwracam uwagę na ludzi, miejsca i wszystkie szalone pomysły, którymi żyją audiofile. Spędzam absurdalnie dużo czasu na wywodach, trendach i w ślepych zaułkach. Wszystko może się okazać interesujące.

Jakieś półtora roku temu PTA nieco się zmienił. Przekonano mnie, aby był nieco bardziej komercyjny. Zbiegło się to w czasie z rosnącą irytacją mojej zony, pomstującej na to, że owo niedochodowe, uprawiane z doskoku jobby (job + hobby = jobby) zabierało mi znacznie więcej czasu niż „trochę”. Zacząłem więc zapraszać innych piszących, aby strona mogła “urosnąć”. Dzięki temu ruchowi byłem w stanie zaprezentować kilka interesujących głosów i dać im miejsce, w którym mogłyby się pokazywać. Wymusiło to też zmiany w formacie PTA – z głębokich, długich artykułów przeszliśmy bardziej w kierunku mainstreamu. I właśnie takie recenzje teraz przeważają.

Ogłosiłeś, że startujesz z osobną stroną „The Audio Traveler” – co to jest i czym się będziesz tam zajmował?
Michael Fremer ze „Stereophile’a” całkiem trafnie zwrócił uwagę na trzy główne trendy w dzisiejszym audio: odrodzenie się winylu, początek audio wysokiej rozdzielczości oraz eksplozję rynku słuchawek. Do tej trójcy dodałbym czwarty: rosnącą liczbę wystaw audio.

Jest wiele przyczyn tego wzrostu, to pewne, ale pozwól mi powiedzieć, co ja o tym myślę. Kryzys, który zaczął się wraz z pęknięciem bańki internetowej, a także pojawienie się konkurencji ze strony sklepów internetowych spowodowały, że wystawy audio stały się interesującym miejscem do sprzedaży. Wystawy zawsze miały wyjątkowy potencjał handlowy, ale eksplozja regionalnych imprez, przynajmniej w USA, dodała do tego jeszcze coś: wystawa audio jest wydarzeniem towarzyskim.

To ostatnie jest szczególnie interesujące. Przynajmniej dla mnie. Widzisz, okazuje się, iż jestem zwariowanym, zagłębiającym się w każdy temat introwertykiem. To coś zupełnie innego niż nieśmiałość i jestem pewny, że nieśmiały nie jestem. Po prostu przebywanie z ludźmi to dla mnie wyzwanie, z którym sobie niespecjalnie radzę. Im więcej ludzi w dane wydarzenie jest zaangażowanych, tym gorzej dla mnie. Mówię to nie po to, żeby się wyspowiadać, ale aby się określić. W high-endzie, tak to przynajmniej widzę, jest całkiem spora grupa takich, jak ja. Poukrywanych w swoich jaskiniach i perfekcyjnie przystosowanych do przebywania tam, zadowoleni z takiego stanu rzeczy.

To, co dla mnie w wystawach audio jest interesujące to fakt, że dzieją się tam rzeczy, których my introwertycy na co dzień unikamy i podświadomie znajdujemy sobie na to wymówki: chodzi o wyjście z kryjówki i dzielenie się. W czasie wystaw możemy zmienić nasze zwyczaje. Wmieszać się. Smakować jedzenie, wychylić szklanicę i osobiście wymienić poglądy bez trolowania innych na bezimiennym forum.
I to właśnie w czasie wystaw możemy zobaczyć, że jako audiofile nie jesteśmy wcale bardziej pokręceni niż inni – w realnym świecie jest nas mnóstwo. Nie to jest powodem, dla którego zacząłem uczestniczyć w takich imprezach, ale właśnie dlatego wciąż tam jeżdżę, skoro już zacząłem. W rezultacie spotykam mnóstwo ludzi. Mam szansę zajrzeć ZA produkt i zobaczyć tam artystę, który go przygotował. Rozpoznać ich pasje. Spotkać się z równie pogiętymi ludźmi, jak ja i poprzepychać się łokciami wśród tych, którzy są kompletnie inni. Moja własna fascynacja słuchawkami zaczęła się w czasie wystaw audio.

Niestety, nie będąc tak bogatym, jak być powinienem, nie byłem w stanie być na tylu wystawach, na ilu chciałbym być. Zwróciłem się więc do więc mainstreamowych mediów, aby dzięki nim osiągnąć radość zastępczą. Przyjemności z tego jednak nie było…

Okazało się, że większość magazynów albo w ogóle ignoruje wystawy audio, albo przeznacza na ich opisanie parę paragrafów i wrzuca maleńkie, rozmyte fotki. Gorzej – niektóre z nich tylko muskają imprezę, cytując tuzin sloganów i wmawiając ludziom, że to „reportaż”. Ale nie ma to nic wspólnego z „wystawą”. Chcąc uchwycić imprezę w słowach i nadających się do użycia zdjęciach to ciężkie zadanie. Z drugiej strony jedno zdjęcie na trzy czy cztery pokoje lub pokaz jest bardziej frustrujące niż gdyby nie pisać o imprezie w ogóle. Zacząłem więc pisać o imprezach tak, jak je widziałem. Jak ich doświadczałem, oczywiście w pewnych ramach. Było to trudne. Było to przytłaczające. W pewnym sensie dokładnie takie samo, jak wystawy.

Problemem było to, że relacja z takiej imprezy wypychała z „Part-Time Audiophile” wszystko inne. Pojedynczy artykuł, recenzja high-endowych kolumn, dla przykładu, mogły być kompletnie zakryte przez pięćdziesiąt i więcej wpisów, które pochodziłyby z pojedynczej wystawy. Musiałem więc zrobić coś, aby zachować przejrzystość magazynu i aby artykuły „wisiały” na głównej stronie trochę dłużej. Wyłączyłem więc z niego dominującą część – reportaże z wystaw – i wrzuciłem je do ich własnego miejsca, w którym można je o wiele łatwiej przeczytać.

Powiedz proszę, wierzysz w ogóle w przyszłość perfekcjonistycznego audio? Co je pogrąża, a co może pomóc mu się podnieść?
Jak rozumiem, pytasz o przyszłość high-endowego audio – jeśli tak, to moja odpowiedź brzmi: TAK. Myślę, że w przyszłości, za jakieś dziesięć, dwadzieścia lat może wyglądać inaczej niż dzisiaj, ale tak, myślę, że audiofilizm będzie istniał jeszcze przez wiele, wiele lat.

Uważam, że pod wieloma względami jesteśmy bardzo blisko szczytu tego, co branża jest w stanie zrobić, jeśli chodzi o przybliżenie się do realnego dźwięku. Dokładnie w połowie „Złotej Ery”, jeśli tak mogę powiedzieć. Jeśli wierzysz w „dźwięk absolutny”, jako jedyny prawdziwy cel reprodukcji dźwięku w domu, jesteśmy go bliżej niż kiedykolwiek wcześniej. Nie znaczy to jednak, żebyśmy byli jakoś szczególnie „do przodu”, nie o to chodzi – vintage’owe systemy Altec/RCA robią coś, o czym współczesne zestawy grające mogą zapomnieć.

Mówimy teraz o przeniesieniu wykonawcy do naszego pokoju, podczas kiedy systemy sprzed lat to nas przenosiły do zupełnie innego miejsca. To znaczący rozdźwięk, jak sądzę, którego nie jesteśmy w stanie właściwie nazwać. Ale „wczorajsze” innowacje wciąż się rozwijają. Napster i iPod miały znaczący wpływ na zmianę sposobu, w jaki nowi hobbyści trafiają do audio. Nie pojęliśmy jeszcze w pełni roli tego wstrząsu – czeka nas jeszcze sporo zmian.

Kino domowe, jako segment rynku, skomercjalizował się na tyle, że sam się wykluczył z naszych radarów. To dla mnie niesamowicie rozczarowujące, ponieważ jestem ogromnym fanem filmów, nawet większym niż muzyki. Realistyczne oddanie atmosfery filmu w domu było dla mnie, jako „prawdziwego audiofila”, najdawniejszym doświadczeniem i to ono uformowało mnie jako hobbystę.
Nie wydaje mi się, aby soundbary były czymś innym niż kolosalną pomyłką i wywracającą całą branżę ślepą uliczką. Jeśli nie zdarzy się cud, jakaś rewolucja i nie jestem pewien, czy do tego miana kwalifikuje się Atmos, to za jakieś dwadzieścia lat niewielkie firmy zajmujące się kinem domowym w ogóle znikną z rynku.

Dla kontrastu, osobiste audio dostało właśnie wiatru w żagle. W postaci firmy Beats mamy po naszej stronie zawodnika ciężkiej wagi, zdolnego rozbujać i pociągnąć za sobą całą branżę. Myślę, że wielu „tradycyjnych” producentów już zaraz, albo chwilę potem, będzie ten segment rynku eksplorować.
Jak oczekuję, dzięki tej zmianie audio związane ze słuchawkami wkroczy w erę renesansu. To znaczy, innowacje szybko przyspieszą i zanotujemy w jakości dźwięku dramatyczny postęp. Być może jednak, dla high-endu jako całości, ta zmiana może być mostem ku przyszłości, akuszerem jego odrodzenia i wzrostu.
W planie krótkoterminowym przenośne audio przejdzie radykalną zmianę ku lepszemu. Stanie się też droższe. I wreszcie nadejdzie kolejny przełom, w wyniku którego „personal audio” podzieli los kina domowego.

Winyl, jako segment rynku, będzie rósł. Jeśli miałbym zgadywać, co najmniej przez dziesięć lat. Możliwość ściągania plików z sieci była dla branży muzycznej katastrofą i to wcale nie ze względu na piractwo. Winyl wymaga zainwestowania, zarówno w czas, jak i sprzęt i jest drogą do rozwoju zarówno dla audiofilów, jak i producentów sprzętu audio.
Albumy, czarujący anachronizm, zupełnie niespodziewanie znów są na topie właśnie dzięki winylowi. Przygotowanie dobrego albumu jest sztuką i branża muzyczna będzie miała wystarczająca ilość czasu na to, aby wyciągnąć głowę ze swojej dupy i aby skończyć z formatami w rodzaju produkowania piosenek, produkowania zespołów. Może się to okazać konieczne właśnie dzięki odrodzeniu się czarnej płyty. Ale - zobaczymy.

A w dalszej perspektywie czasowej – kto wie, co się stanie? Problem z prognozami jest taki, że małe modyfikacje dają w czasie bardzo szybkie lub bardzo duże zmiany. Uważam jednak, że „high-end audio” będzie z nami znacznie dłużej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.

Czego słuchasz – winylu, CD czy plików? Dlaczego?
Większość moich odsłuchów bazuje na komputerze. W latach 80. byłem wielkim fanem miksów na kasetach, a dekadę później to samo miałem z CD. Playlista jest dla mnie naturalnym przedłużeniem tej sytuacji. Co nie przeszkadza w tym, że pracuję nad powiększeniem mojej kolekcji winyli. Mam ich około 300 i nie zamierzam na tym poprzestać. LP to dla mnie synonim zaangażowania. Jeśli chcę „posłuchać muzyki” (z naciskiem na posłuchać), odpalam system z gramofonem. Jeśli chcę po prostu muzyki, słucham z iTunesa.

Ostatnio sporo muzyki streamuję. Kiedy odtwarzanie z iTunes, w połączeniu z korektą akustyki pomieszczenia Amarra , wreszcie „wskoczyło” na zupełnie nowy poziom, streaming okazał się perfekcyjnym sposobem na słuchanie muzyki w podkładzie, robiąc coś innego. Dla wprowadzenia innego wymiaru. Jak tylko pojawiła się Pandora, zaraziłem się nią i jestem w jej władaniu aż do teraz. Chciałbym tego samego ze Spotify i Beats, ale jakość dźwięku w tych aplikacjach jest tak słaba, że nie jestem w stanie powtórzyć z nimi tego samego, co z Pandorą.

Jakie są największe grzechy magazynów internetowych?
Grzechem kardynalnym jest „znudzenie”. Niemal wszystko inne jest do wybaczenia. Ale jeśli jesteś znudzony, to oznacza niemal to samo, co śmierć. W sieci jest mnóstwo stron www. Niektóre z nich, jak „High Fidelity” czy „InnerFidelity” są naprawdę pogłębione, gęste znaczeniowo i oferują dobre, użyteczne i trudne do odnalezienia gdziekolwiek indziej informacje. Inne, jak moja, starają się utrzymać balans między informacją i rozrywką. Pozostałe? Cóż, w większości przypadków nie wiadomo, o co w nich chodzi. W niczym nie pomagają, a część z nich budzi rosnącą frustrację. Ostatecznie i tak trafisz na coś, co ci pasuje. Albo pójdziesz gdzie indziej.

To, co internet oferuje nam, nowicjuszom, to możliwość eksploracji. Daje nam również wolność robienia rzeczy, które nie są możliwe w tradycyjnych mediach – być może dlatego, że zmieniamy nasze przyzwyczajenia, ale też dlatego, że na samej górze nie ma żadnych ograniczeń. Obecność magazynów internetowych daje możliwość swobodnego sprawdzenia się, poprawienia swojego warsztatu i nabycia doświadczenia, dostępnego tylko dzięki pisaniu. Mnożenie się dostępnych przestrzeni wokół nas oznacza też, że piszący mają większe możliwości – teraz jest znacznie łatwiej piszącemu wyrzucić z siebie coś dotyczącego życia, nawet jeśli mówimy o tak maleńkim jego wycinku, jak high-end.
Co więcej, oznacza to, że mamy do wyboru spośród większej liczby głosów i szansa na to, że każdy z czytelników znajdzie sobie piszącego, który zgodzi się z jego potrzebami i wymaganiami, jest nieskończenie większa. To dobra rzecz.

Słabością jest to, że nie cały ten materiał jest tak naprawdę warty poświęconego mu czasu. Kiedy na rynku było kilka magazynów, utrzymanie wysokiej jakości dziennikarstwa było rzeczą wręcz trywialną. Teraz próg „przejścia” jest naprawdę niski. Nie ma konsensusu co do tego, czym „dobra recenzja” miałaby być, jakie wspólne podstawy czy referencje powinniśmy przyjąć, nie uzgodniliśmy nawet wspólnego znaczenia większej części terminologii. Nie pozwala to na klarowną ocenę.
A jest jeszcze gorzej – w głównym nurcie spotkać można gości, którzy powinni pozostać na marginesie. Nowi piszący o wyjątkowym potencjale są na równych prawach z dupkami o jednoznacznym konflikcie interesów. Są oni zmuszani do współzawodniczenia ze wszystkimi święcie oburzonymi i straszliwie pokrzywdzonymi, którzy nie wiedzą, co to powściągliwość i którzy nie potrafią się wznieść ponad urojone niesprawiedliwości. To trochę dezorientujące.
Magazyny internetowe, które nie oferują jednoznacznej alternatywy, np. przez łatwe do określenia standardy publikacji, zginą w ogólnym szumie. Co więcej – nawet te z dobrymi pomysłami, ich większość, ginie. Witamy w świecie wolności dla wszystkich i wszystkiego!

Myślę, że w tym momencie największym wyzwaniem, jakie stoi przed magazynami internetowymi jest utrzymanie wysokich standardów. Co powoduje, że dana strona www jest dobra, albo użyteczna, że jest warta poświęconego jej przez czytelnika czasu? Jakość artykułów!
Tyle, że na terenach Dzikiego Zachodu publikacji internetowych dobry dziennikarz z realnymi umiejętnościami i swoim własnym „głosem” jest gorącym towarem. Dla magazynów to oczywisty problem! Oznacza dla nich konieczność utrzymania takiego dziennikarza przy sobie, czy to przez zainteresowanie go czymś, czy przez odpowiednie wynagrodzenie. Czyli trzeba stworzyć mu takie warunki, aby się czuł szczęśliwy. A to z kolei oznacza, zazwyczaj, pieniądze. Lub prestiż. Lub coś jeszcze innego. Magazyny internetowe żyją w ciągłym strachu przed odpływem talentów, a wraz z nimi jakości swoich publikacji i w końcu czytelników.

I tak zatoczyliśmy koło. Bo największym grzechem magazynów internetowych jest to, że stają się nudne. Zarówno dla czytelników, jak i piszących dla nich ludzi. Nie jest trudne po prostu „być”, albo „być choćby przez chwilę”. Pismo musi być interesujące, ciekawe. Jak dla mnie oznacza to tyle, co „zabawne”. Czas pokaże, czy miałem rację. Ale zwracam na to szczególną uwagę.

Opowiedz proszę o swoim systemie audio.
Jak to bywa z recenzentami, mój system wciąż się zmienia. Najnowsza jego wersja zbudowana jest wokół wysokoskutecznych kolumn DeVore Fidelity i elektroniki BorderPatrol. Winyle kręci gramofon TW-Acoustic. Mam też drugi system, w którym grają fantastyczne kolumny TIDAL i elektronika Vitus Audio.
W moim systemie biurkowym mam urządzenia Cavalli i Audeze, a w systemie przenośnym Noble Audio i Astell&Kern.

Jesteś szczęśliwym człowiekiem? To znaczy, czy muzyka i pisanie czynią cię szczęśliwym?
Interesujące pytanie! Truizmem jest powiedzieć, że muzyka ewokuje emocje. Jeślibym to wyparł, nie wiem, co można by powiedzieć o moim „człowieczeństwie”. Nic dobrego! Pomimo że jestem introwertykiem, to tak, odczuwam emocje, muzyka je we mnie wyzwala. W tym szczęście i przyjemność – jak również wszystkie pozostałe.

Z pisaniem jest jednak trochę inaczej. Nie jest problematyczne samo z siebie, ani też nie jest katarktyczne.
Pisanie jest dla mnie naturalnym sposobem na porządkowanie myśli. Pomaga wytłumaczyć rzeczy, z którymi miałem do czynienia i zbliżyć się do tych, z którymi nie miałem. Kocham słowa!
Bezustannie czytam, przyswajam, ale i różnicuję – jeśli chodzi o informacje, jestem wszystkożerny.
Złapanie istoty pisania przy użyciu jego samego jest jednak trudne. Kocham to. Mam nadzieję, że pewnego dnia będę w tym naprawdę dobry. Dopóki tak nie będzie, walczę :)

Ale jeśli miałbym zrekapitulować ostatni rok, to muszę powiedzieć, że jestem szczęśliwy. Na mój własny sposób. Mógłbym być szczęśliwszy. Ale na pewno jestem szczęśliwy ze względu na to, co udało mi się osiągnąć z „Part-Time Audiophile”. Pisałem dla największych tytułów branżowych, przynajmniej tutaj, w USA. Mam jeszcze coś do zrobienia. A potem mogę napisać książkę o smutku, dziwności i popieprzeniu. Może o potworach, albo robotach. Kto wie. Ale to, co robię nie jest jeszcze dokończone. Jeszcze nie.

Podrzuć proszę czytelnikom “High Fidelity” 10 albumów, które powinni posłuchać „tu i teraz”.
To trochę tak, jakbyś mnie prosił o pokazanie mojej bielizny! Nie oczekuję, że mój gust spodoba się komukolwiek innemu, ale OK., to jest lista płyt, których ostatnio słucham:

  • Dave Carter & Tracy Grammer, Drum Hat Buddha
  • Roseanne Cash, The River & the Thread
  • Nick Cave and The Bad Seeds, Push Away the Sky
  • Rumer, Boys Don’t Cry
  • Cat Stevens, Tea for the Tillerman
  • Matthias Landaeus Trio, Opening
  • Mumford and Sons, Sigh No More
  • Johnny Cash, American IV: The Man Comes Around
  • Morcheeba, Blood Like Lemonade
  • Lake Street Dive, Bad Self Portraits

Pięknie dziękuję!
Ja również :)

W cyklu “THE EDITORS” ukazały się:

  • JOHN MARKS, “Stereophile”, USA, Senior Contributing Editor and Columnist, czytaj TUTAJ
  • ART DUDLEY, “Stereophile”, USA, editor-at-large, czytaj TUTAJ
  • HELMUT HACK, “Image Hi-Fi”, Niemcy, managing editor, czytaj TUTAJ
  • CHRIS CONNAKER, „Computer Audiophile”, USA, redaktor naczelny/założyciel, czytaj TUTAJ
  • DIRK SOMMER, „HiFiStatement.net”, Niemcy, redaktor naczelny, czytaj TUTAJ
  • MARJA & HENK, „6moons.com”, Szwajcaria, dziennikarze, czytaj TUTAJ
  • MATEJ ISAK, "Mono & Stereo”, Słowenia/Austria, redaktor naczelny/właściciel, czytaj TUTAJ
  • DR. DAVID W. ROBINSON, "Positive Feedback Online", USA, redaktor naczelny/współwłaściciel, czytaj TUTAJ
  • JEFF DORGAY, “TONEAudio”, USA, wydawca, czytaj TUTAJ
  • CAI BROCKMANN, “FIDELITY”, Niemcy, redaktor naczelny, czytaj TUTAJ
  • STEVEN R. ROCHLIN, “Enjoy the Music.com”, USA, redaktor naczelny, czytaj TUTAJ
  • STEPHEN MEJIAS, “Stereophile”, USA, redaktor-asystent, czytaj TUTAJ
  • MARTIN COLLOMS, “HIFICRITIC”, Wielka Brytania, wydawca, redaktor, czytaj TUTAJ
  • KEN KESSLER, “Hi-Fi News & Record Review”, Wielka Brytania, senior contributing editor, czytaj TUTAJ
  • MICHAEL FREMER, “Stereophile”, USA, senior contributing editor, czytaj TUTAJ
  • SRAJAN EBAEN, “6moons.com”, Szwajcaria, redaktor naczelny/właściciel, czytaj TUTAJ