pl | en

Wzmacniacz zintegrowany

 

ONIX
RA-125B

Producent: Onix Electronics Ltd
Cena (w Polsce): 10 500 zł

Kontakt:
Brighton Sussex – England
tel.: +44 1273 906977
e-mail: info@onix-hifi.com
www.onix-hifi.com

Kraj pochodzenia: Wielka Brytania/Anglia

Dystrybucja w Polsce: HiFiElemnts


dyby rozpisać wśród audiofilów ankietę na temat tego, z czym im się kojarzą urządzenia firmy ONIX, jestem pewien, że najwięcej porównań dotyczyłoby Densena, a potem klasycznych marek, takich jak NAD. Z nowszych – Carat i Advance Acoustic. Za Densenem przemawiałyby spore, złocone gałki oraz elegancki, czarny front, za NAD-em klasyczny wygląd i elegancja. Z kolei za Caratem i AA – wiadomo: akrylowa przednia ścianka. Jak mówię, jestem tego pewien, bo naprawdę poprosiłem o ocenę projektu plastycznego RA-125B kilkunastu znajomych. Wymienione marki i skojarzenia pojawiały się w mailach najczęściej. Jak się okazuje swój, niezwykle atrakcyjny wygląd produkty Onixa zawdzięczają w dużej mierze Włochowi, Francesco Pace, który dystrybuował markę w swoim kraju. Ponieważ był niezwykle zadowolony z brzmienia i budowy wewnętrznej, a nie do końca odpowiadało mu to, co widzi na zewnątrz, pomógł firmie zaprojektować nowy look. Odnowione serii weszły do produkcji w 2008 roku, a Pacetech, firma Francesco, została przedstawicielem Onixa na całą Europę.


Onix Electronics Ltd. England to marka należąca do chińskiej firmy Shanling, znanej z produktów sprzedawanych pod swoją własną nazwą, świętującej w tym roku 25. lecie istnienia. Jej los przypomina to, co działo się z inną szacowną, starą, brytyjską marką – EKCO (Eric Kirkham Cole Limited, teraz własność IAG Group). Założona w 1984 roku pod nazwą Onix Audio przez przyjaciół, Tony’ego Brady’ego, Adama Worsfolda i Craiga Hilla w angielskim Brighton, zasłynęła wzmacniaczami o gabarytach pudełek po butach. Pierwszym, przygotowanym przez nich urządzeniem, był wzmacniacz zintegrowany OA-20, w którym uwagę zwracało wysokiej klasy zasilanie – w tamtych czasach rzecz wcale nie taka oczywista. Firma budowała doskonałe wzmacniacze, a także ciekawy tuner radiowy, jednak pod koniec lat 80. złapała zadyszkę finansową i w 1990 roku udziały, należące wówczas w całości do Adama Worsfolda zostały przeniesione do firmy Onix Electronics Ltd, a rok później sprzedane jego nowemu partnerowi – Michaelowi O'Brienowi. Nie pomogło to jednak w odzyskaniu rynku, a po zmianie nazwy w 1997 roku na Kendal Electronics Ltd, jeszcze w tym samym roku firma została rozwiązana, a potem zamknięta. I, jak w przypadku wielu innych brytyjskich marek, tak i tej pomocną rękę wyciągnęła firma z Chin. W 2002 Shanling zakupił prawa do nazwy i rozpoczął budowę urządzeń w swoich fabrykach w Kraju Środka. W 2008 roku w swoje ręce sprawy wziął Francesco Pace, co wyszło Onixowi na dobre – urządzenia wyglądają tak dobrze, jak nigdy przedtem. Co ważne, zastosowane wewnątrz rozwiązania przywołują na myśl najlepsze lata audio – to klasyka klasyk.

Wystarczy rzut oka na model RA-125B, żeby przekonać się, o czym mówię. Gruby akryl tworzący przednią ściankę świetnie współgra ze złoconymi gałkami. Nie ma w tym żadnej przesady, ani – dość często w chińskich produktach spotykanego – przerostu formy nad treścią. Jest za to umiar i elegancja. Widać też, że to wszystko kosztowało. Podnosząc wzmacniacz potwierdzimy tylko podejrzenia co do jego proweniencji – to urządzenie dual-mono, z dwoma, dużymi transformatorami zasilającymi i solidną obudową. A to wszystko waży. To dobry znak. W symbolu nie zakodowano mocy maksymalnej urządzenia – ta wynosi 130 W na kanał i to przy obciążeniu 8 Ω. To naprawdę bardzo dużo. Ale jeszcze lepiej robi się, kiedy spojrzymy, co się dzieje przy spadku do 4 Ω – moc wówczas niemal sie podwaja, a RA-125B jest w stanie oddać aż 250 W na kanał. Oprócz wejść RCA, także bezpośrednio na końcówkę mocy, mamy wejścia zbalansowane. Zwykle służą do ozdoby, a sygnał zaraz za nimi zamieniany jest na niezbalansowany, Tutaj jest inaczej – sygnał trafia do przedwzmacniacza, gdzie obrabiany jest w formie zbalansowanej i dopiero potem, po desymetryzacji, trafia do potencjometru. Warto więc wypróbować obydwa typy wejść – XLR i RCA.

Płyty wykorzystane w teście (wybór)

  • Black Sabbath, 13, Vertigo/Universal MusicLLC (Japan) UICN-1034/5, 2 x SHM-CD (2013).
  • Count Basie, Live at the Sands (before Frank), Reprise/Mobile Fidelity UDSACD 2113, “Special Limited Edition No. 197”, SACD/CD (1998/2013).
  • Depeche Mode, Enjoy The Music....04, Mute, XLCDBONG34, maxi-SP (2004).
  • Et Cetera, Et Cetera, Global Records/Long Hair LHC00071, CD (1971/2008).
  • Et Cetera, Knirsch, MPS Records/HGBS Musikproduktion UG HGBS 20013 CD, (1972/2013).
  • Frank Sinatra, Sinatra at the Sands, Reprise/Sinatra Society of Japan/Universal Music Japan UICY-94366, SHM-CD (1966/2009).
  • Mel Tormé, The legend of Mel Tormé, Going for a Song GFS360, CD (?).
  • Nat “King” Cole, Welcome to the Club, Columbia/Audio Fidelity AFZ 153, SACD/CD (1959/2013).
  • Ornette Coleman, The Shape of Jazz to Come, Atlantic Records/ORG Music ORGM-1081, SACD/CD (1959/2013).
  • Pat Metheny, What’s It All About, Nonesuch Records/Warner Music Japan WPCR-14176, CD (2011); recenzja TUTAJ.
  • Siekiera, ”Nowa Aleksandria”, Tonpress/MTJ cd 90241, 2 x CD (1986/2012).
  • Wolfgang Dauner Quintet, The Oimels, MPS/Long Hair LHC59, CD (1969/2008).
Japońskie wersje płyt dostępne na

Znam sporo wzmacniaczy, które w stopniu wyjściowym korzystały z tych samych, dziś już rzadko spotykanych, tranzystorów mocy, które mamy w RA-125B (patrz – opis budowy). Potężne Sankeny rozpalały wyobraźnię, obiecując wysoką moc przy niskich zniekształceniach. I zwykle nie zawodziły – a przynajmniej nie zawodzili inżynierowie, bo to od ich umiejętności, od rodzaju aplikacji, zależał efekt końcowy. Wszystkie te wzmacniacze, o ile oczywiście dobrze pamiętam, wraz z ostatnio słuchanymi przeze mnie końcówkami Audiolaba, miały kilka cech wspólnych. Wśród nich najważniejszą była absolutna kontrola nad materiałem dźwiękowym. Chodziło o coś zwykle umykającego uwadze, na co zwracamy uwagę przede wszystkim, kiedy często mamy do czynienia z muzyką wykonywaną na żywo. Jeśliby pod tym kątem odsłuchać wzmacniacze z podstawowego przedziału cenowego, powiedzmy do 10 000 zł, to okaże się, że większość z nich ma zaokrąglony atak, nie radzi sobie z oddaniem relacji czasowych. Prowadzi to do rozedrgania, które maskowane jest najczęściej przez ładną, pełną barwę i dobrze oddawaną głębię – zarówno dźwięku, jak i sceny dźwiękowej. Wzmacniacze Onixa, ale i Naima, pokazują jednak, co przez to tracimy – dynamikę, świeżość, natychmiastowość. Jeśli jednak uda się pokazać czoło ataku, uzyskać przy tym czyste brzmienie, dostaniemy urządzenie, które będzie w stanie oddać wewnętrzne zależności nie tylko dzięki wysokiej rozdzielczości, ale przede wszystkim poprzez perfekcyjną organizację dźwięków w czasie. Onix należy do tej właśnie grupy urządzeń.

Cechy, które właśnie opisałem łączone są zazwyczaj z czymś, co w prasie audio określane jest jako PRaT, będącym akronimem słów: Pace, Rhythm and Timing. Prawdę mówiąc nie byłem nigdy specjalnie wyczulony na ten aspekt dźwięku, ponieważ jest dla mnie jasne, że timing jest czymś absolutnie podstawowym. Być może nie pochylałem się nad PRaT-em specjalnie głęboko z innego powodu: zbyt często konstruktorzy dążąc do jak najlepszego oddania tego aspektu zapominali o barwie, przestrzeni, atmosferze. Wychodziła z tego karykatura dźwięku, z konturowym dźwiękiem, w którym wprawdzie wszystko miało swój czas, ale niekoniecznie sens.
Jeśli jednak, jak w Onixie, nie ciśnie się zbyt mocno w tym kierunku, jeśli odpuści się trochę w imię elementów, które współtworzą przekaz, otrzymujemy dźwięk na tyle interesujący i na tyle inny od średniej rynku audiofilskiego, że wielu melomanów, słuchaczy będzie mogło skończyć swoje poszukiwania i z oddechem ulgi wyciągnąć kartę kredytową.
Bo przecież jest tak, że duża część, bardzo fajnych, miłych w słuchaniu wzmacniaczy o ultra przyjemnym brzmieniu to po prostu nudziarze. Jeśli to lubimy, jeśli słuchamy przede wszystkim płyt Diany Krall i pokrewnych, smooth jazz jest tym, co nam sprawia radość – wówczas takie właśnie, miękkie, ciepłe granie wstrzeli się w punkt. Jeśli jednak potrzebujemy szaleństwa, mocy, rytmu, uderzenia, ale przy zachowaniu podstawowych zasad ostrożności, trzeba wówczas posłuchać RA-125B, ponieważ ma do zaoferowania rzeczy, których w „przyjemnie” brzmiących urządzeniach nie znajdziemy.

Testowany wzmacniacz idealnie wyczuwa puls utworu. Jeśli są to niemal transowe rytmy z remiksów Depeche Mode, dostaniemy jedno z lepszych za te pieniądze, jeśli nie najlepsze, obrazowanie uderzenia, dynamiki, szybkości. Bez utwardzania ataku. Kiedy mamy stopę perkusji, czy to syntetyczną, jak z Depeche Mode, czy żywą, jak z 13 Black Sabbath, ta zostanie oddana tak, jakbyśmy tego słuchali tu i teraz. To znaczy w podobnej manierze, oddanie dźwięku „live” w domu jest – z wielu powodów – niemożliwe. Bardzo dobrze współgra z tym ukształtowanie barwy. Nie jest ciepła, ale ostatnie, co bym o niej powiedział, to „sucha”, czy „ostra”. Góry jest sporo, ale nie więcej niż trzeba, a wyższy środek doświetla całość, bez nieprzyjemnych efektów ubocznych. Wysłuchany na początek, właśnie zremasterowany przez Mobile Fidelity, album Counta Basiego Live at the Sands (before Frank) zabrzmiał porywająco i z głębokim brzmieniem. Duży big band wymaga wysokiej mocy wzmacniacza, jeśli oczywiście, choć przez chwilę, chcemy się poczuć, jak na prawdziwym koncercie. Onix mniej „robi” dźwięk niż łagodniejsze urządzenia, nie dopasowuje go do domowej diety w aż tak wyraźny sposób. Zagrał ten materiał z rozmachem, szybko, mocno. I jakże inaczej niż, wydany przez Sinatra Society of Japan koncert samego Sinatry, który miał miejsce zaraz po wydarzeniach z płyty Basiego (orkiestra CB towarzyszyła Sinatrze). Japońska płyta brzmi w nieco bardziej suchy i zdystansowany sposób, pomimo że materiał został zarejestrowany tego samego wieczora, przez tych samych ludzi. Różnice w remasterze zostały pokazane natychmiast i łatwo można było wskazać na dwa elementy, które na tę zmianę się składały: mniejsze nasycenie i mniejsza rozdzielczość japońskiej płyty.


Różnicowanie jest jednym z mocniejszych punktów tego urządzenia. Najwyraźniej połączenie szybkiego narastania sygnału, dobrych relacji fazowych oraz dobrej rozdzielczości dały w efekcie dźwięk, w którym jest sporo detali, szczegółów, który jest otwarty i ma „oddech”, ale który nie razi przesadą. I dopiero przy naprawdę jasnym materiale, jak z remiksu Something To Do. Black Strobe Remix Depeche Mode, kiedy wchodzi wokal, wyższy środek zostanie trochę uwypuklony. Nie na tyle, żeby kawałek wyłączyć, ale na tyle, żeby przyciszyć.
A będzie co przyciszać, ponieważ Onix prowokuje do głośnego grania. Jego czysty, szybki dźwięk to nie tylko szybkość i czystość same w sobie, ale także brak irytującego rozedrgania. Czystość to również brak „piachu” między instrumentami, ich swobodne wybrzmiewanie. Puszczamy Black Sabbath i za chwilę staramy się zrozumieć, co do nas wykrzykuje sąsiad, któremu w jakiś sposób udało się do nas dobić. Podskórnie czujemy, że jeszcze jeden klik, jeszcze 1/15 obrotu gałki i wejdziemy w utwór jeszcze głębiej, będziemy jeszcze bardziej „tam”. Jest jednak granica, przy której ilość, podanych tak głośno, informacji zaczyna przeszkadzać. Szybko to rozpoznamy, ponieważ poczujemy chęć zmiany płyty. Przyciszmy wówczas i wszystko wróci do normy.

Podsumowanie

Powiedziałem już chyba wszystko, co trzeba wiedzieć. Szybkość, czystość, łatwość w radzeniu sobie z kolumnami. Jeśli lubimy grać głośno, warto byłoby pomyśleć o nieco cieplejszych kolumnach, np. Castle, Spendor. Jeśli zależy nam bardziej na otwartymi szybkim graniu, wówczas szukałbym gdzie indziej. Z żadnymi konstrukcjami wzmacniacz nie powinien zagrać jasno, ani ostro, ponieważ blachy mają po odpowiednią wagę, dźwięczność i nie ma w nich bzyczącego nalotu. Jeśli coś takiego usłyszymy, będzie to znaczyło, że kolumny mają z tym problem, nie wzmacniacz. I jedynie nieco mocniejszy średni bas powinien zostać przez nas zweryfikowany, czy akurat w naszym pomieszczeniu nie będzie zbyt mocny. Scena dźwiękowa nie jest głębsza niż z innymi urządzeniami z tego przedziału cenowego, a nawet może się wydać płytsza – duża część „ciepłych” wzmacniaczy, dzięki lepszej plastyce, tę głębię udaje. Onix pokazuje ją taką, jaka jest. Fantastycznie wypadają zaś wydarzenia wszerz i w przeciwfazie – wydają się naturalne i natychmiastowe, jak saksofony z płyty The Shape of Jazz to Come Ornette’a Colemana, które wyłaniają się nagle i niespodziewanie z nicości i lokują się po obydwu stronach sceny solidnie i „na stałe”.

Warto wypróbować wejście XLR, ponieważ dźwięk jest z nim trochę głębszy i bardziej aksamitny. Niewiele, ale warto. Jeśli używamy słuchawek, będziemy mile zaskoczeni jakością dźwięku z wyjścia słuchawkowego wzmacniacza. Z HD800 Sennheisera otrzymałem niemal idealne faksymile brzmienia Onixa z Harbethami M40.1.
To naprawdę solidne urządzenie, o bardzo tradycyjnym wyglądzie, budowie i brzmieniu. Niczego nie udaje, nie zwodzi. Jest w tej samej grupie urządzeń, co produkty firmy Naim, a to – jak dla mnie – mocne słowa.

Testując urządzenia audio jedną z pierwszych decyzji, jaką musi podjąć osoba za to odpowiedzialna jest to, czy testuje dany produkt sauté czy w obecności akcesoriów. Za pierwszym przemawia to, że słuchamy w ten sposób tylko danego produktu i to w sposób, w jaki zrobi to zapewne większość melomanów zaraz po jego zakupie. W testach prowadzonych przeze mnie wprowadziłem inną zasadę – staram się „wyposażyć” produkt we wszystko, co jest dla niego najlepsze, wychodząc z założenia, że w ten sposób usłyszę, do czego naprawdę jest zdolny, a nie dźwięk przefiltrowany przez niedoskonałe akcesoria. W przypadku wzmacniaczy chodzi o zapewnienie dobrego zasilania – Onixa odsłuchiwałem z kablem Harmonix X-DC350M2R Improved-Version. Ważne jest także pozostałe okablowanie. Interkonekty – zarówno wersja RCA, jak i XLR, a także kable głośnikowe, pochodziły z firmy Acoustic Revive: RCA-1.0PA/XLR-1.0PA II i SPC-PA. Do testu użyłem także kabli głośnikowych Tellurium Q Ultra Black i to w tym zestawieniu wzmacniacz najbardziej mi się podobał.


Interesuje mnie także to, na czym urządzenie stoi – jak wynika z moich doświadczeń, a także wielokrotnych prób w Krakowskim Towarzystwie Sonicznym, to element niemal równie istotny, co zasilanie. Dlatego staram się, aby urządzenia stały na jak najlepszych platformach antywibracyjnych i dodatkowo na stopach antywibracyjnych. Przez ostatnich kilka miesięcy korzystałem z dwóch typów platform – pneumatycznej Acoustic Revive RAF-48H oraz masowej Harmonic Resolution Systems M3X-1921 RD. Stopy pod urządzeniami to były Ceramic Disc Classic Franc Audio Accesories – takie same, jakie używam pod odtwarzaczem CD i przedwzmacniaczem, doposażone w krążki Acoustic Revive RIQ-5010.
Tym razem postanowiłem wypróbować inny zestaw i okazało się, że jest co najmniej równie dobrze. Składał się z platformy masowej Acoustic Revive RST-38H, na której postawiłem cztery małe sześciany z drewna Hickory – przygotowuje je Acoustic Revive pod nazwą HQ-4. Dodatkową korzyścią, oprócz dźwiękowej, było to, że urządzenie świetnie w takiej aranżacji wyglądało i nie było unoszone wysoko nad platformą, co z Ceramic Disc Classic jest nieuniknione.

A tak w ogóle, to test miał charakter odsłuchu porównawczego. Punktem odniesienia był referencyjny system odsłuchowy oraz systemy all-in-one: Naim UnitiQute2 oraz Block CVR100+. Próbki muzyczne miały długość 2 minut, odsłuchiwane były także całe płyty.

Tellurium Q ULTRA BLACK
Kable głośnikowe

Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem kable Tellurium Q nie mogłem się powstrzymać od przywołania w pamięci wyglądu kabli dwóch innych brytyjskich firm – Linna i Naima. Poza wieloma wspólnymi płaszczyznami jedną z ważniejszych było stosowanie przez obydwie firmy kabli głośnikowych w postaci tzw. „ósemek”, czyli miedzianych plecionek oddzielonych od siebie płaską taśmą. Kable wyglądały niemal identycznie, jak – już dawno nieużywane – kable antenowe 300 Ω. Tyle, że były większe. Po przeczytaniu historii firmy wiedziałem już, że przeczucie mnie nie myliło. Historia Tellurium Q rozpoczyna się – tak przynajmniej utrzymują materiały firmowe – na lunchu w studio nagraniowym, na którym spotkało się dwóch dżentelmenów: Geoff Merrigan oraz Colin Wonfor, obydwaj dyrektorzy. Panowie zaczęli rozmawiać i od razu znaleźli wspólny język: technikę. Colin miał przygotowanie inżynierskie i specjalizował się w projektach urządzeń analogowych oraz zasilaczach wysokich częstotliwości. Pracował dla firm na kontraktach z wojskiem, NASA, ale i – jako konsultant – Naima. Jak dalej czytamy, Colin w pewnym momencie stwierdził, że głównym problemem w uzyskaniu wysokiej klasy dźwięku są kable. Na co Geoff i właściciel studia, jego przyjaciel, obruszyli się – jak to ludzie ze świata pro. Godzinę później Colin miał gotowy materiał, w którym teoretycznie udowadniał, że ma rację. Tak narodziła się firma Tellurium Q, mająca za zadanie zastosować równania Colina w praktyce. Obaj dyrektorzy zainwestowali spore pieniądze w badania i rozwój, w wyniku których narodził się kabel Tellurium Black.

Tak się składa, że dystrybutorem Tellurium Q jest ta sama firma, która zajmuje się sprzedażą w Polsce produktów Onixa. Nic więc dziwnego, że prezentuje swoje urządzenia najczęściej właśnie z tymi kablami. Żeby wiedzieć, o czym mówią i przy okazji przyjrzeć się nowym dla mnie kablom, poprosiłem o podesłanie do testu wraz z RA-125 kabli głośnikowych Ultra Black, modelu z górnej półki tego producenta. Co nie znaczy, że drogiego. Ultra Black ma postać płaskiej, bardzo szerokiej taśmy, z plecionkami z miedzi na jej dwóch brzegach. Przy ich konstrukcji zależało konstruktorom przede wszystkim o jak najmniejsze zmiany fazy sygnału.
Brytyjskie kable brzmią inaczej niż japońskie Acoustic Revive, do których je porównywałem. Mają ciemniejszą barwę, pokazują nieco więcej „body”, są trochę mniej rozdzielcze. Ich plastyka powoduje jednak, że wzmacniacz Onixa, a zakładam, że również Naima, Linna i im podobnych (nie tylko tranzystorów, bo wypróbowałbym go też ze wzmacniaczem LAR AI-30T II), zagrał lepiej niż z AR. Dostałem nieco cieplejsze, głębsze brzmienie, wciąż bardzo szybkie, ale przy tym bardziej aksamitne, co akurat wyszło wzmacniaczowi na dobre. Myślę, że poświęcenie części szczegółów i detali jest jak najbardziej usprawiedliwione. Czasem „lepsze” wcale nie jest lepsze i lepiej pójść na kompromis. W przypadku Tellurium Q nie jest on bolesny, a wyzwalający. Polecam!

Cena: 7790 zł/3 m
www.telluriumq.com

Najważniejszym elementem designu tego urządzenia jest gruba, czarna płyta z akrylu, na której odcinają się złocone elementy – gałki siły głosu i zmiany wejść oraz mechaniczny wyłącznik sieciowy. Wszystkie napisy wydają się zatopione pod wierzchnią warstwą, co wygląda bardzo atrakcyjnie. Wybrane wejścia wskazywane są niebieskimi diodami LED (wolałbym czerwone).
Tylna ścianka jest typowa dla tego typu urządzeń i powtarza się w bardzo zbliżonym układzie w produktach Advance Acoustic, Xindak, Carat i wielu, wielu innych. Już tutaj widać jednak pewne elementy, które potwierdzają wysoki status urządzenia – tzw. „customizacje”, czyli zmiany w wykonaniu elementów przeznaczone dla tej konkretnej marki. A to zwykle sporo kosztuje. Dla przykładu – na złoconych, solidnych zaciskach głośnikowych, stosowanych przez pół świata, naniesiono napis Onix England. Wejście CD wykonano nie na zwykłych, lutowanych do płytki gniazdach RCA, a na świetnie wyglądających, wkręcanych do obudowy gniazdach Super amerykańskiej firmy CMC. To jedno z pięciu wejść liniowych – czterech RCA i jednego XLR. Jedno z wejść RCA wyposażone jest w pętlę do nagrywania, a do dyspozycji otrzymujemy też wejście bezpośrednio na końcówkę mocy, które można wykorzystać do zintegrowania RA-125B z systemem kina domowego. Na pochwałę zasługuje pełne, trójpinowe gniazdo sieciowe IEC, sygnalizujące, że wykonano wszystkie wymagane dla tego typu połączeń badania bezpieczeństwa. Pod nim przykręcono słodką tabliczkę, wskazującą napięcie i częstotliwość zasilania w miejscu, w którym właściwie najczęściej mamy nijaką naklejkę.

Wnętrze urządzenia zaskoczyło mnie swoim konserwatywnym, dobrym podejściem do podzespołów, rozwiązań układowych, koncepcji wzmacniacza. Cały układ elektroniczny zmontowano na pojedynczej, dużej płytce drukowanej. Wyjątkiem jest mała płyteczka z mikroprocesorem czuwającym na działaniem układów zabezpieczających. Nie na płytce, a na stalowej, usztywniającej płycie przykręcono też transformatory zasilające – dwa, duże toroidy o mocy 300 W każdy – Onix jest urządzeniem dual mono, z tym, że z elektroniką na wspólnej płycie.
Aktywne źródło wybierane jest przez japońskie przekaźniki Takamisawy. Sygnał z wejść XLR – zapomniałem: to jeszcze jedna, niewielka płytka – przesyłany jest na główną płytkę i prowadzony jest w przedwzmacniaczu w formie zbalansowanej. To dlatego parametry tego wejścia różnią się nieco od RCA. Widać, że oryginalnie na płytce było jeszcze jedno miejsce do wlutowania gniazd RCA – tutaj zamieniono je na wysokiej klasy gniazda Super CMC. Sygnał wzmacniany jest następnie w układach scalonych Burr Brown i dość długimi kabelkami ekranowanymi trafia na przód urządzenia, do klasycznego potencjometru Alpsa. Wracamy takim samym kablem do sekcji końcówki mocy – w całości wykonanej na tranzystorach. W sekcji wzmocnienia prądowego znajdziemy tranzystory, które spotyka się coraz rzadziej, kiedyś pracujące w najciekawszych wzmacniaczach: potężne Sankeny 2SA1295+2SC3264, przykręcone do osobnych radiatorów. Biorąc pod uwagę moc wzmacniacza te ostatnie są niewielkie, co oznacza, że urządzenie pracuje w klasie AB od samego początku. Wszędzie widać bardzo dobre elementy bierne – metalizowane, precyzyjne oporniki, kondensatory polipropylenowe Wima, elektrolityczne Elna, wraz z dużymi w zasilaczu, Super Gold. Prostowniki obydwu kanałów złożono z szybkich diod Schottky'ego MUR8100, w których zminimalizowano szum powstający przy przełączaniu. Naprawdę na niczym nie oszczędzano. Na wejściu końcówki widać rzadkie i drogie kondensatory, za pomocą których, jak się wydaje, sprzęgnięta jest z przedwzmacniaczem. Świetna robota.


Pilot zdalnego sterowania, od pierwszego wejrzenia wydal mi się znajomy. I rzeczywiście – tak wyglądały piloty austriackiego Ayona dostępne z urządzeniami z poprzedniej generacji. Pilot XRC-1 obsługuje wszystkie produkty Onixa – aktywne wybieramy małym przełącznikiem.

Dane techniczne (wg producenta)

Moc wyjściowa:
2 x 130 W RMS (8 Ω) | 2 x 250 W RMS (4 Ω)
Wymiary: (S x G x W): 430 x 401 x 119 mm
Waga: 14 kg
Pobór mocy: 350 W

Wejścia RCA
Pasmo przenoszenia: 10 Hz – 30 kHz (±0,5 dB)
Czułość wejściowa: 285 mV/47 kΩ
Stosunek sygnał/szum (SNR): > 104 dB (ważony, A)
Separacja międzykanałowa: > 50 dB
THD: 0,003% (3 W/8 Ω)

Wejście XLR
Pasmo przenoszenia: 8 Hz – 35 kHz (±0,5 dB)
Czułość wejściowa: 485 mV/47 kΩ
Stosunek sygnał/szum (SNR): > 110 dB (ważony, A)
Separacja międzykanałowa: > 60 dB
THD: 0,003% (3 W/8 Ω)

Dystrybucja w Polsce
HiFiElements

e-mail: biuro@hifielements.pl

Skype: hifielements

www.hifielements.pl


System odniesienia

Źródła analogowe
- Gramofon: AVID HIFI Acutus SP [Custom Version]
- Wkładki: Miyajima Laboratory KANSUI, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory SHIBATA, recenzja TUTAJ | Miyajima Laboratory ZERO (mono) | Denon DL-103SA, recenzja TUTAJ
- Przedwzmacniacz gramofonowy: RCM Audio Sensor Prelude IC, recenzja TUTAJ
Źródła cyfrowe
- Odtwarzacz Compact Disc: Ancient Audio AIR V-edition, recenzja TUTAJ
- Odtwarzacz multiformatowy: Cambridge Audio Azur 752BD
Wzmacniacze
- Przedwzmacniacz liniowy: Polaris III [Custom Version] + zasilacz AC Regenerator, wersja z klasycznym zasilaczem, recenzja TUTAJ
- Wzmacniacz mocy: Soulution 710
- Wzmacniacz zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ
Kolumny
- Kolumny podstawkowe: Harbeth M40.1 Domestic, recenzja TUTAJ
- Podstawki pod kolumny Harbeth: Acoustic Revive Custom Series Loudspeaker Stands
- Filtr: SPEC RSP-101/GL
Słuchawki
- Wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany: Leben CS300XS Custom Version, recenzja TUTAJ
- Słuchawki: HIFIMAN HE-6, recenzja TUTAJ | HIFIMAN HE-500, recenzja TUTAJ | HIFIMAN HE-300, recenzja TUTAJ | Sennheiser HD800 | AKG K701, recenzja TUTAJ | Ultrasone PROLine 2500, Beyerdynamic DT-990 Pro, wersja 600 Ohm, recenzje: TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ
- Standy słuchawkowe: Klutz Design CanCans (x 3), artykuł TUTAJ
- Kable słuchawkowe: Entreq Konstantin 2010/Sennheiser HD800/HIFIMAN HE-500, recenzja TUTAJ
Okablowanie
System I
- Interkonekty: Siltech ROYAL SIGNATURE SERIES DOUBLE CROWN EMPRESS, czytaj TUTAJ | przedwzmacniacz-końcówka mocy: Acrolink 8N-A2080III Evo, recenzja TUTAJ
- Kable głośnikowe: Tara Labs Omega Onyx, recenzja TUTAJ
System II
- Interkonekty: Acoustic Revive RCA-1.0PA | XLR-1.0PA II
- Kable głośnikowe: Acoustic Revive SPC-PA
Sieć
System I
- Kabel sieciowy: Acrolink Mexcel 7N-PC9300, wszystkie elementy, recenzja TUTAJ
- Listwa sieciowa: Acoustic Revive RTP-4eu Ultimate, recenzja TUTAJ
- System zasilany z osobnej gałęzi: bezpiecznik - kabel sieciowy Oyaide Tunami Nigo (6 m) - gniazdka sieciowe 3 x Furutech FT-SWS (R)
System II
- Kable sieciowe: Harmonix X-DC350M2R Improved-Version, recenzja TUTAJ | Oyaide GPX-R (x 4 ), recenzja TUTAJ
- Listwa sieciowa: Oyaide MTS-4e, recenzja TUTAJ
Audio komputerowe
- Przenośny odtwarzacz plików: HIFIMAN HM-801
- Kable USB: Acoustic Revive USB-1.0SP (1 m) | Acoustic Revive USB-5.0PL (5 m), recenzja TUTAJ
- Sieć LAN: Acoustic Revive LAN-1.0 PA (kable ) | RLI-1 (filtry), recenzja TUTAJ
- Router: Liksys WAG320N
- Serwer sieciowy: Synology DS410j/8 TB
Akcesoria antywibracyjne
- Stolik: SolidBase IV Custom, opis TUTAJ/wszystkie elementy
- Platformy antywibracyjne: Acoustic Revive RAF-48H, artykuł TUTAJ/odtwarzacze cyfrowe | Pro Audio Bono [Custom Version]/wzmacniacz słuchawkowy/zintegrowany, recenzja TUTAJ | Acoustic Revive RST-38H/testowane kolumny/podstawki pod testowane kolumny
- Nóżki antywibracyjne: Franc Audio Accessories Ceramic Disc/odtwarzacz CD /zasilacz przedwzmacniacza /testowane produkty, artykuł TUTAJ | Finite Elemente CeraPuc/testowane produkty, artykuł TUTAJ | Audio Replas OPT-30HG-SC/PL HR Quartz, recenzja TUTAJ
- Element antywibracyjny: Audio Replas CNS-7000SZ/kabel sieciowy, recenzja TUTAJ
- Izolatory kwarcowe: Acoustic Revive RIQ-5010/CP-4
Czysta przyjemność
- Radio: Tivoli Audio Model One