pl | en

KRAKOWSKIE TOWARZYSTWO SONICZNE

Spotkanie #113:
dCS VIVALDI ONE
Odtwarzacz Super Audio CD/odtwarzacz plików

Producent: DATA CONVERSION SYSTEMS LTD
Cena: 281 880 zł

Kontakt: Unit 1 | Buckingway Business Park
Swavesey | Cambridgeshire
CB24 4AE, United Kingdom

info@dcsltd.co.uk
dcsltd.co.uk

MADE IN UNITED KINGDOM

Miejsce: Kraków | Janusz/Tomek | POLSKA



PRZEDSTAWIENIE W DWÓCH AKTACH Z EPILOGIEM

| MIEJSCE AKCJI

  • Kraków | Janusz
  • Kraków | Tomek

| OSOBY PRZEDSTAWIENIA

| PŁYTY

  • Georg Philipp Telemann, Parisier Quartette 4-6 (Parisian Quartets). The Age of Passions, Deutsche Harmonia Mundi/Sony Music 88883717672, CD (2014)
  • Herb Ellis/Joe Pass, Seven, Come Eleven, Concord Records SACD-1015-6, SACD/CD (1974/2003)
  • Recoil, Liguid, Mute Records CDStumm173, CD (2000)
  • Swingle Singers, Les 4 Saisons “Le Printemps”, Philips/Vocalion CDLK 4606, SACD/CD (1972/2017)
  • The Dave Brubeck Quartet, Time Out, Columbia Records/Sony Music Entertainment Hong Kong 883532, „Limited Edition | No. 0055”, K2HD Mastering CD (1959/2011)
  • Yello, Touch, Polydor 74602572, „Expanded Deluxe Edition”, CD (2016)
  • Yo-Yo Ma & Bobby McFerrin, Hush, Sony Music/Sony Music Hong Kong Ltd. 543282, „Limited Edition | No. 0441”, K2HD Mastering, CD (1992/2012)

| SYSTEMY

System u Janusza

Odtwarzacz Super Audio CD/przedwzmacniacz: Ayon Aydio CD-35 HIGH FIDELITY EDITION No. 02/50
Wzmacniacz mocy: Ancient Audio SILVER GRAND MONO (wersja 2017)
Kondycjoner sieciowy: Ancient Audio Re-GENERATOR
Kolumny: Sonus faber ELECTA AMATOR
Interkonekt: Siltech TRIPLE CROWN
Kabel głośnikowy: Siltech DOUBLE CROWN (bi-wire, 2 x 2,5 m)
Kabel zasilający AC (odtwarzacz SACD): Siltech Triple Crown POWER
Kable zasilające AC (pozostałe): Acrolink MEXCEL 7N-PC9500
Stolik: BASE
Akcesoria antywibracyjne i korekcja akustyki: ACOUSTIC REVIVE

System u Tomka

Transport Compact Disc: Ayon Audio CD-T
DAC: Ayon Audio STRATOS
Wzmacniacz mocy: Accuphase A-70
Kolumny: Dynaudio C4 Signature
Kable głośnikowe: Acrolink 7N-S8000 ANNIVERSARIO
Interkonekty: Acrolink 7N-DA2090 SPECIALE
Listwa sieciowa: Oyaide MTS-4e
Stolik: BASE
Akcesoria antywibracyjne i korekcja akustyki: ACOUSTIC REVIVE

| Prolog

Plan był prosty: chcieliśmy poznać nowy odtwarzacz SACD firmy dCS, model VIVALDI ONE. W grudniu 2013 roku słuchaliśmy, wtedy nowości, czteroczęściowego systemu Vivaldi tejże firmy, prezentowanego nam przez dyrektora sprzedaży, Raveena Bavę. Urządzenie pozostawiło po sobie niezapomniane wrażenia, odsłuch jednoczęściowej wersji dCS-a był więc dla nas naturalnym rozwinięciem tego doświadczenia (spotkanie #92).

dCS Vivaldi One jest urządzeniem limitowanym do 250 sztuk, mającym uświetnić 30. urodziny firmy. To potężne urządzenie, w którym pomieszczono trzy elementy z dzielonego systemu Vivaldi: transport SACD, przetwornik cyfrowo-analogowy oraz upsampler z modułem odtwarzacza plików audio. Osobnym produktem pozostał natomiast zegar taktujący. Zarówno DAC, upsampler, jak i odtwarzacz plików od czasu naszego poprzedniego odsłuchu zostały zmodernizowane, to właściwie nowe produkty. Do urządzenia ma być dołączany pendrajw USB z muzyką wybraną przez pracowników dCS-a w formatach hi-res, prosto ze studiów masteringowych.

Aby podkreślić jego wyjątkowość urządzenie dostępne jest nie tylko w kolorach czarnym i srebrnym, ale także złotym, czarnym lakierze z wysokim połyskiem, białym lakierze z wysokim połyskiem i w kolorach wykonywanych na specjalne zamówienie. Jeśli będzie to lakier na wysoki połysk, jego położeniem zajmie się brytyjski specjalista, firma HQ Lacquer, od ponad trzydziestu lat słynąca z powłok najwyższej klas. Każda z warstw precyzyjnie nakładanego lakieru jest suszona przez wiele dni w specjalnych warunkach, co w efekcie prowadzi do uzyskania lustrzanej gładkości całej obudowy. Z kolei złota, 24-karatowa anoda powierzona została firmie FH Lambert Ltd, znanemu specjaliście od dekorowania metalami szlachetnymi.

Vivaldi One, podobnie jak transport Vivaldi, wyposażony jest w mechanizm Esoteric VRDS-NEO VMK-3 oraz przetwornik cyfrowo-analogowy Ring DAC ostatniej generacji. Przetwornik ten pojawił się po raz pierwszy w studyjnych urządzeniach dCS przed prawie trzydziestu laty. Od tej pory jest stale udoskonalany i rozwijany. Dzisiejszy Ring DAC korzysta z cyfrowej platformy obsługującej sygnał PCM do 24-bitów/384 kHz, a także DSD do DSD128 i DSD w formacie DoP. Vivaldi One wspiera również wszystkie kodeki bezstratne, w tym MQA. Przetwornik zastosowany w Vivaldi One, Ring DAC 2.0 oferuje możliwości obliczeniowe oraz szybkość pracy dwa razy większe od poprzednich generacji.

O ile dzielony Vivaldi wymagał osobnego stolika, o tyle w przypadku One postanowiliśmy, że postawimy go na tej samej półce i platformie antywibracyjnej, co odtwarzacz Ayon Audio CD-35 HF Edition (02/50). Chcieliśmy również porównać nie tylko brzmienie płyt CD, ale również najnowszej miłości naszego gospodarza Janusza, płyt SACD. Kabel zasilający i interkonekty miały być w obydwu przypadkach takie same, Siltech Triple Crown. połączenie ze wzmacniaczem Ancient Audio Silver Grand Mono mogło być tylko jedno – niesymetryczne – ponieważ to konstrukcja typu single-ended, z dwoma równoległymi lampami 300B na kanał.

| AKT I

Wyściskany przez nas Raveen, członek Krakowskiego Towarzystwa Sonicznego – dyplom wisi nad jego biurkiem w UK – od razu potwierdził, że się za nami stęsknił i że czuje się, jakby wrócił do domu, do rodziny. Pozytywnie nastawieni rozpakowaliśmy więc odtwarzacz, to znaczy Raveen go rozpakował, podłączyliśmy do sieci, aby się „grzał” i posłuchaliśmy przygotowanych przez nas płyt na odtwarzaczu Ayona CD-35 HF Edition, nowej referencji w systemie Janusza. Plan był taki, aby kilkukrotnie przełączyć odtwarzacze, słuchając kilku utworów i określić jakiego typu zmiany usłyszymy. Posłuchaliśmy więc kilku płyt na Ayonie, przełączyliśmy na dCS-a i… Z głośników wydobył się głośny przydźwięk.

Następne pół godziny spędziliśmy na wypróbowywaniu różnych połączeń, sprawdzaniu, próbie ustalenia, co jest przyczyną tej usterki. Jak się okazało, winne były wyjścia niesymetryczne odtwarzacza dCS. Do Krakowa przyjechał egzemplarz używany na wystawach i pokazach, do tej pory używany wyłącznie z wyjściami symetrycznymi XLR. Najwyraźniej więc wyjścia RCA zostały przez kogoś uszkodzone i nie było wcześniej okazji, żeby się o tym przekonać.

Wyjściem było zastosowanie przejściówek XLR→RCA pomiędzy odtwarzaczem i wzmacniaczem. Ni chcieliśmy jednak tego robić, ponieważ degradują one dźwięk, a my chcieliśmy usłyszeć dCS-a „w pełni sił”. Po krótkiej dyskusji zdecydowaliśmy więc: jedziemy do Tomka. Jego system jest zupełnie inny niż Janusza, nie słyszeliśmy tam pełnego, czteroczęściowego systemu dCS-a Vivaldi, ale z drugiej strony odbyły się tam prezentacje odtwarzacza firmy MSB z transportem Signature Data CD V oraz przetwornikiem cyfrowo-analogowym DAC V Diamond (spotkanie #102), kabli Triple Crown Siltecha i znamy go doskonale. A przede wszystkim korzysta z połączeń symetrycznych XLR – końcówka Accuphase A-70 ma budowę zbalansowaną. Żeby porównanie było miarodajne, wzięliśmy z sobą odtwarzacz CD-35 HF Edition, który miał być punktem odniesienia dla odtwarzacza z UK.

| AKT II

Didaskalia

Sesja u Tomka odbyła się zgodnie z planem. Jego system jest w pełni zbalansowany, słuchaliśmy więc odtwarzaczy Ayon Audio i dCS przez ich wyjścia XLR. Podobnie jak u Janusza, nie ma w tym systemie przedwzmacniacza, korzystaliśmy więc z systemów regulacji siły głosu w odtwarzaczach. Odsłuch polegał na porównywaniu pojedynczych utworów na jednym i drugim urządzeniu (porównanie A/B). Podzielony on był na dwie części: w pierwszej słuchaliśmy dCS-a solo, a w drugiej podłączyliśmy do niego najpierw zewnętrzny zegar Vivaldi Master Clock (28 280 zł), a potem drugi, Cybershaft OCXO Platinum (1000 USD), taktujący z częstotliwością 10 MHz, stanowiącą wzorzec dla zegara dCS-a. Jak się okazało, była to najciekawsza część całego spotkania.

Scena 1, czyli dCS vs Ayon

RYSIEK B. | Chcę podziękować panom z wielkiej Brytanii i Łodzi za to że pozwolili mi na ten niesamowity odsłuch…

JANUSZ | Jak pierwszy sekretarz KC zaczynasz…

RYSIEK B. | Może i zaczynam, ale to dla mnie osobiście jest wyróżnienie – zarówno świetne towarzystwo, jak i wyjątkowy sprzęt. Mówię z serca, tak jak czuję. Przypomniało mi się prawo Webera-Fletchera, że wrażenie jest proporcjonalne do logarytmu podniety. Przeniesione na nasz grunt mówiłoby o cenie – bo przecież porównujemy urządzenia o różnych cenach – dCS jest wielokrotnie droższy od Ayona…

WOJCIECH PACUŁA | Przepraszam, że ci przerwę, ale proponowałbym i prosił o ocenę niezależną od ceny urządzeń, bez faworyzowania. Przecież mówimy o bardzo drogich, topowych urządzeniach i cena jest tu drugorzędna – możemy w obydwu przypadkach mówić o tym, jak się ma dźwięk w stosunku do: najlepszych odtworzeń, najlepszych koncertów itp. Chciałbym „wyjąć” te wypowiedzi ze „sklepu”, a wrzucić do czegoś ponad to.

RYSIEK B. | Moim zdaniem, dla uczciwości wobec czytelników należy o tym wspomnieć. Ale OK, skupię się na właściwościach sonicznych obydwu odtwarzaczy. dCS gra jaśniej, Ayon ciemniej – tu się chyba wszyscy zgadzamy i to jest jasne od początku. Dołożyłbym jednak dwa inne aspekty. dCS pokazuje duże zróżnicowanie barwowe, bogactwo barwy, ale i czytelność, przejrzystość…

JANUSZ | Coś dzisiaj, „wyjątkowo”, nie możemy się zgodzić z Ryśkiem…

RYSIEK B. | …i pewnego rodzaju uczciwość – to rzeczy po stronie plusów dCS-a. Po stronie plusów Ayona jest muzykalność, łagodność i ciepło odbioru. W zależności od płyt, jakie słuchaliśmy, raz bardziej podobał mi się dCS, a raz Ayon. Ale gdybym miał do wyboru, wybrałbym dCS-a. Nasuwa mi się tu porównanie, jakie wykonaliśmy z odtwarzaczem Ancient Audio Lektor Grand SE i Ayonem. Ayon CD-35 HF Edition idzie w kontrze do dCS-a i Ancient Audio.

Podobnie zresztą, jak Ongaku szedł w kontrze do wzmacniacza Ancient Audio. To były różne estetyki , różne filozofie piękna dźwięku. Na początku trudno mi było je ocenić, ale teraz już wiem, że jeśli chciałbym zróżnicowanych, bogatych i przejrzystych barw, wybrałbym dCS-a. Z kolei, jeśli zadowoliłbym się samą muzykalnością i przyjemnością płynącą ze słuchania, wtedy wybrałbym Ayona.

JANUSZ | Mam zupełnie odmienne wrażenia. dCS zagrał dla mnie dźwiękiem idealnym, jeśli przypomnę sobie topowe urządzenia cyfrowe, jakie w swoim życiu słyszałem. Żaden odtwarzacz, ani DAC, jakich miałem możliwość słuchać nie zagrały lepiej niż Vivaldi One, on kasuje wszystko totalnie. Natomiast Ayon jest dla mnie – ale nie chcę na razie mówić o tym, co jest lepsze, chcę tylko wskazać różnice – zupełnie, ale to całkowicie inny niż cyfra jako taka. Powtórzę, nie mówię o tym, co jest lepsze.

dCS, jako coś, co jest apogeum tego, co z cyfrą zrobiono przez ostatnie kilkadziesiąt lat, po prostu wymiata i czapki z głów, klękajcie narody – mówię całkowicie serio i szczerze, jestem pod wielkim wrażeniem. Ayon na tym tle wydaje się boczną odnogą tej ewolucji. To urządzenie, co teraz świetnie słychać, ludzi którzy powiedzieli, że nie chcą mieć z cyfrą nic wspólnego, a chcą czegoś, co emuluje dźwięk analogowy. Nie jestem pewien, czy mu się to udaje w 100%, ale to chyba podstawowa różnica.

dCS gra jaśniej – to coś, co mnie tu zszokowało, bo się zdążyłem już przyzwyczaić do mojego Ayona. Z Vivaldim dostajemy więc większego „uderzenia” informacjami. Ponieważ to wybitnie gładki dźwięk, robione to jest w bardzo przyjemny sposób. Ale jeśli chodzimy na koncerty muzyki klasycznej, to nie słuchamy przecież informacji, tylko muzyki i dla mnie bliżej tej estetyki jest Ayon.

WOJCIECH PACUŁA | Ale powiedzmy to – z płytą Yello Vivaldi One był o klasę lepszy, lepiej zebrał wszystko razem, zdynamizował, dopieścił.

JANUSZ | Może, może – nie mówię, że nie, ale mnie Yello – przepraszam, ale tak jest – nie interesuje, interesuje mnie za to akustycznie grany jazz i klasyka, o tym właśnie mówię. Żeby była jasność – jestem pod urokiem dCS-a. Powiem szczerze, że jeszcze czegoś takiego nie słyszałem, nawet z dzielonego Vivaldiego. Ale odkąd mam Ayona chyba lepiej rozumiem na czym polega problem – trzeba pracować nad analogiem, cyfra jest już tak wybitna, że nie ma sensu dalej się w to wgłębiać.

BARTOSZ PACUŁA | dCS podobał mi się o wiele bardziej niż Ayon. dCS gra gładko, ultragładko. Początkowo nie odniosłem wrażenia, że gra jaśniej – jego gładkość zwiodła mnie na tyle, że początkowo myślałem nawet, że gra ciemniej. Ale to prawda, ma wyżej postawiony balans tonalny. Ale, jak dla mnie, z ciemności Ayona nic nie wynika. Nie wiem jednak, czy Rysiek nie miał racji i jednak trzeba powiedzieć o różnicy cenowej…

JANUSZ/WOJCIECH PACUŁA | To może zostawmy to na sam koniec, a teraz zostawmy cenę, bo to by wyglądało tak, jakbyśmy dorabiali ideologię tam, gdzie nie jest potrzebna. Mamy dwa urządzenia i tyle.

TOMEK | Ja się zgadzam z Bartkiem, to nie do końca tak – ale powiem więcej, jak dojdzie do mnie.

BARTOSZ PACUŁA | OK., po prostu dCS o wiele bardziej mi się podobał, nie mówiąc o wybitnym pilocie zdalnego sterowania. I teraz mogę powiedzieć, że to nie jest tak, że Vivaldi One zawsze był dużo lepszy – były też płyty, z którymi wcale nie pokazywał aż tak dużej przewagi.

Przy niektórych byłoby mi wręcz wszystko jedno, co wybiorę, bo obydwie prezentacje brzmiały tak fajnie, że nie miałem uwag. Ale z Yello dCS miażdży…

RYSIEK B. | Mnie Yello też nie interesuje, ale dla mnie tak duża różnica była przy gitarach Joego Passa i Herba Ellisa – Ayon je mulił, a dCS idealnie pokazał…

BARTOSZ PACUŁA | Nie, nie – wcale tego tak nie odebrałem.

JANUSZ | Ale Rysiek, ty ciągle mówisz to, co już powiedziałeś.

TOMEK | To może ja dodam coś nowego :) Chciałem powiedzieć, że dla mnie to niesamowita okazja, że nagle i niespodziewanie w moim domu pojawiło się coś, co uważam za najlepszy odtwarzacz na świecie, tyle że w jednym pudełku, i coś, co zamierzałem jutro pożyczyć na odsłuch do siebie – jest w Polsce jeszcze jeden egzemplarz Ayona. Bo słyszę, że różnica między CD-35 HF Edition i moim dzielonym systemem CD-T + Stratos – obydwa urządzenia Ayona – jest kolosalna. Jestem pewien, że w końcu kupię tego Ayona.

RYSIEK B. | Czekaj, nie rozumiem o czym mówisz – podoba ci się dCS, a chcesz kupić Ayona?

TOMEK | Po prostu CD-35 HF gra dużo lepiej niż mój system i już. Nie ukrywam, że trzykrotna różnica w cenie nie pozwala mi, przynajmniej mentalnie, rozważać dzisiaj zakup dCS-a – to dlatego wspomniałem wcześniej o cenie, bo mam tu decyzje zakupowe.

WOJCIECH PACUŁA | Dobrze pamiętam, jak dwa czy trzy lata temu mówiłeś, że masz już wszystko i nic nie zamierzasz dokupować :)

TOMEK | No tak, ale jednak wszystko się zmienia :) Co do samego porównania, to jeśli miałbym do wydania wszystkie pieniądze świata, to byłbym w bardzo, bardzo trudnej sytuacji. Obydwa te odtwarzacze brzmią fantastycznie i bardzo mi się podobają. Grają totalnie inaczej, ale każde z tych źródeł przyjąłbym pod swoją strzechę. W Ayonie bardziej podoba mi się to, że jego bas jest niższy, głębszy. Może czasem przydudnia, ale to wina tego pomieszczenia. Ale ja bardzo lubię niski bas – po to właśnie mam takie duże kolumny. W dCS-sie nie był on tak mocno obecny, trochę uciekał i był uśredniony na samym dole. Nie bolało mnie to, nie było dudnienia, ale ja chcę czuć i słyszeć BAS.

Przez długi czas nie wiedziałem jednak w którym kierunku idzie to porównanie, do momentu w którym usłyszałem wokal z płyty Liquid Recoil, człowieka opowiadającego o wypadku samolotu. To mi uświadomiło coś, czego się wprawdzie spodziewałem, ale nie wiedziałem, kiedy to wyjdzie, a mianowicie, że ten wokal był nosowy. Nie był tak do końca naturalny. A na dCS-się mówił całkowicie naturalnie, po całym paśmie. Zgodzę się z Januszem, że Ayon dodaje do dźwięku coś fantastycznego – coś pięknego, analogowego, robi piękne, pastelowe plany.

No, ale przecież dCS, pomimo że jest urządzeniem do bólu „cyfrowym”, czyli czystym, neutralnym itd., jest wybitny. Śledzę rozwój dźwięku tej firmy, słuchaliśmy przecież wielu jej urządzeń i muszę powiedzieć, że w przypadku Vivaldi One ta „cyfrowość” jest tak wyjątkowa, że wręcz „analogowa”. Nie słyszę żadnych słabych punktów w jego dźwięku i też mógłbym go mieć. Jego wielką zaletą jest znakomita sekcja przedwzmacniacza. To remis na najwyższym poziomie i wielki szacunek dla obydwu tych firm.

JAROMIR WASZCZYSZYN | Dla mnie odsłuch tych odtwarzaczy to wielka frajda, przecież jestem tu w charakterze konstruktora. W wielu punktach zgadzam się z Januszem. Przypomnę, że pierwsza uwaga, jaka mieliśmy to brak zgody co do tego, jak to ma być głośno ustawione – jeden mówił, że ma być głośniej, drugi ciszej. Bierze się to z pierwszej różnicy między tymi odtwarzaczami, a mianowicie przestrzeni. Ayon robi przestrzeń dwa-trzy razy bardziej rozbudowaną w głąb. Przez to skrzypce, które mieliśmy na Tellemanie były dalej. A jeśli dalej, to wydawały się cichsze. Ale jak weszły głosy, to okazywało się, że wszystko jest na takim samym poziomie głośności. Dlatego uważam, że rozdzielanie planów dźwiękowych w Ayonie to jednak zupełnie inna, wyższa klasa, niż to, co mamy w dCS-ie.

dCS ma za to fantastyczną zaletę w postaci szerokości sceny – jest ogromna. Vivaldi buduje scenę wszerz, co słychać było na Yello – wszystko szalało, goniło, ale pod warunkiem, że było na pierwszym planie. Słuchając Yello na Ayonie wszystko się zwęziło, ale słychać było to, co się dzieje na kolejnych planach. dCS jest fantastycznym odtwarzaczem, który spodoba się wielu ludziom i który daje wielką radość ze słuchania. Ale żeby docenić Ayona trzeba go słuchać dłużej i słuchać innej muzyki.

Skąd to się bierze? Jeślibyśmy odtworzyli te odtwarzacze, a może i Lektora Granda, to zobaczymy, że w Ayonie i Grandzie elektronika analogowa zajmuje więcej niż połowę wnętrza. W dCS-się właściwie wszystko jest elektroniką cyfrową. Stąd, tak na gorąco, powiedziałbym że urządzenie idealne powstałoby, gdyby do tej cyfry, która jest w dCS-sie dołożyć równie zaawansowany stopień analogowy, wtedy nie byłoby dzisiaj o czym dyskutować, mielibyśmy coś na kształt cyfrowego „magnetofonu analogowego”. Doskonale słyszę cechy związane z różnymi rozwiązaniami. Obydwa super odtwarzacze, ale dla różnych ludzi i różnych systemów.

WOJCIECH PACUŁA | Popatrzcie, chyba po raz pierwszy mamy do czynienia z sytuacją, w której nie ma chyba osoby, która by nie doceniła jednego i drugiego urządzenia. Widać też, że jeśli już musimy, to dzielimy się na zwolenników dCS-a i Ayona, ale bez ostrych podziałów, raczej na zasadzie „jeśli już, to…”

TOMEK | Dokładnie tak, mówimy o tym, co mogłoby być ewentualnie lepiej, a nie o tym, co jest źle, bo w obydwu przypadkach wszystko jest niesamowite!

JAROMIR WASZCZYSZYN | Tak, to super urządzenia, obydwa!

JAREK ORSZAŃSKI | Moje doświadczenie z dCS-em mówi, że istotną poprawę dźwięku otrzymujemy, kiedy podłączymy do niego zegar, a najlepiej dwa. Zmniejszają one jitter, a więc zwiększają detaliczność. Za chwilę to wypróbujemy i zobaczcie, że scena się przybliży, bo zwiększy się ilość informacji. To, o czym mówiłeś Jarku, że w Ayonie scena idzie do tyłu, to wynik tego, że dźwięk jest mniej detaliczny…

JAROMIR WASZCZYSZYN | Nie, nie, to zupełnie nie tak!

JAREK ORSZAŃSKI | Mówię oczywiście o moim doświadczeniu, nie chcę nikogo przekonywać. Nie chodzi o ilość wysokich tonów, a ilość mikroinformacji. A słuch ludzki działa w ten sposób, że kiedy dostaje więcej takich mikroinformacji, to subiektywnie „przesuwa” scenę do przodu, zobaczycie to, kiedy podepniemy zegary. Dźwięk z dynamicznego stanie się ultradynamiczny. Zgadzam się z tym, że Ayon jest przepiękny i że ma cudowne brzmienie. Prawdę mówiąc mnie też Ayon się podoba i nie będę się tego wypierał.

Ale w domu mam dCS-a i dla mnie najważniejsza jest frajda – a ponieważ słucham zupełnie innej muzyki niż słuchaliśmy dzisiaj, dla mnie większą frajdę daje słuchanie na dCS-ie. A słucham przede wszystkim muzyki rockowej. Mnie taki dźwięk odpowiada. Ta scena wychodząca do przodu pokoju, to że staję się częścią przedstawienia, to cechy dla mnie niezwykle atrakcyjne. Ten aspekt jest dla mnie ważniejszy niż budowanie lampowej magii, jak to się dzieje w Ayonie. Moim zdaniem lampa zmniejsza ilość mikroinformacji i łagodzi transjenty. Powoduje to, że dźwięk staje się ciemniejszy i „analogowy”. Dla mnie dCS jest bardziej subtelny i delikatny, jest też bardziej finezyjny.

Scena 2, czyli zegary dwa

JAROMIR WASZCZYSZYN | Znowu przypominają mi się moje doświadczenia z budową odtwarzaczy CD…

JANUSZ | Bo tobie wszystko się już z jednym kojarzy…

JAROMIR WASZCZYSZYN | No tak, co zrobić. Ale do rzeczy – chodzi o moment, w którym po raz pierwszy w moim odtwarzaczu CD zainstalowałem zegar taktujący TentLabs, który miał – jak na owe czasy – bardzo niski jitter. I kojarzy mi się to z tym, co teraz usłyszałem. Kiedy za pierwszym razem słuchaliśmy dCS-a brakowało mi w jego przekazie wybudowania sceny i rozdzielenia planów. Ale po dodaniu zegarów wreszcie jest w nim to, o co chodzi, co cenię. Bardzo cieszę się, że mogliśmy posłuchać zestawu bez zegara, potem z jednym zegarem i wreszcie dwoma. W efekcie dostaliśmy dźwięk, w którym nie ma czego krytykować, który jest doskonały.

RYSIEK B. | Do komplementów pod adresem dCS-a muszę dodać kolejne. Teraz wiem, a przynajmniej tak mi się wydaje, że kupowanie samego Vivaldi One bez zegarów to nie są najlepiej wydane pieniądze. Trzeba mieć pieniądze na kupno od razu całego zestawu. Poprawa muzykalności jest znacząca – osiągnęła poziom Ayona, zachowując wszystkie zalety dCS-a w dziedzinie barwy, szczegółowości itp. Trudno tę zmianę komentować inaczej niż przeskok do nowej jakości. To po prostu inne urządzenie niż Vivaldi One solo.

TOMEK | Nagle zrobiło się zegarkowe spotkanie :)

JANUSZ | Dla mnie odsłuch dCS-a z zegarem jest tym, o co chodzi. To pełny dźwięk, przestrzenny dźwięk, pokazanie wszystkich aspektów barwy, dynamiki itp. Nie wydaje mi się, żeby to było zbliżanie się do Ayona, wydaje mi się, że to jakaś równoległa ścieżka. Dodanie zegarów to pójście dokładnie w przeciwnym kierunku niż Ayon, a w kierunku dCS-a solo, tj. w stronę rozszerzenia jego brzmienia i dodania do dźwięku wszystkich tych elementów, których mu wcześniej brakowało. Teraz dCS gra pięknie, chce się go słuchać i chce się z nim być. Ale to wciąż nie jest Ayon.

BARTOSZ PACUŁA | A ja mam pytanie natury filozoficznej: jaki jest sens mówienia ludziom, że udało się przygotować odtwarzacz w jednej obudowie i że to najlepszy „jednopudełkowy” odtwarzacz, kiedy musimy mu dodać jeszcze dwa pudełka, żeby zagrał tak, jak teraz? Przecież sam, słuchany solo jest niekompletny, musimy do niego dokupić drugie duże pudło i małe trzecie – to już przecież prawie cztery pudełka dużego Vivaldiego. To dla mnie nie ma sensu. Z tym, że pod względem dźwięku to, co słyszałem teraz było wybitnie. Ale myślę o tym inaczej niż Janusz, tj. uważam, że dodanie jednego, a potem drugiego zegara przybliżało dCS-a do muzykalności Ayona. Przy zachowaniu zalet dCS-a – jak dla mnie to teraz wyraźnie lepszy dźwięk niż Ayona.

TOMEK | Dodam tylko to, że z zegarami, jako kompletne źródło, to jest coś absolutnie docelowego w moim systemie i życzyłbym sobie, żebym na tym kiedyś skończył.

JAREK ORSZAŃSKI | Brakuje mi w waszych wypowiedziach odniesienia się do procentowego przyrostu jakości z zegarem pierwszym i drugim.

JAROMIR WASZCZYSZYN | Ale to bardzo prosta sprawa – jaki jest procentowy udział rzęs Klaudii Schiffer w stosunku do jej wagi?

WOJCIECH PACUŁA | Najpierw chciałbym powiedzieć, że dodanie zewnętrznego zegara nie zawsze prowadzi do poprawy jakości dźwięku – wszystko, jak zwykle, zależy od jego jakości i od jakości samego odtwarzacza. Pamiętam pierwsze moje odsłuchy zegarów Esoterica, bo to chyba pierwsza duża firma, która oferowała je na rynek domowy, i w zależności od użytego źródła dźwięk był rzeczywiście lepszy, ale równie często gorszy. Zewnętrzny zegar nie jest więc cudotwórcą.

W tym przypadku jest zupełnie inaczej i rzecz zaczyna się robić ciekawa. Dodanie pierwszego zegara poprawiło wiele aspektów brzmienia i to było dobre działanie. Ale dopiero dodanie drugiego zegara, czyli właściwie dwa zegary pracujące wspólnie, spowodowały całkowitą zmianę koncepcji dźwięku Vivaldi One. Wreszcie zagrało to dla mnie właściwie. Odtwarzacz solo bardzo mi się podobał, to fantastyczne urządzenie i wszystkie rzeczy o których mówiliście są prawdziwe. Ale też mnie osobiście taki rodzaj dźwięku nie do końca przekonuje. Co jest normalne, bo to przecież właśnie w high-endzie, jeśli mamy dwa topowe produkty, największą wagę ma już nawet nie dźwięk jako taki, a nasz gust i potrzeby.

O ile Yello zagrał zdecydowanie lepiej z Vivaldim, o tyle wszystkie płyty z instrumentami akustycznymi bardziej podobały mi się z Ayonem. Być może dlatego, że jestem przyzwyczajony do tego typu prezentacji. Jego brzmienie było dla mnie o wiele łatwiej akceptowalne i naturalne. Mam dokładnie odwrotne zdanie niż Jarek [Orszański – przyp. red.] na temat rozdzielczości tych dwóch urządzeń, uważam, że to Ayon pokazuje więcej, lepiej różnicuje. Instrumenty się łączą, powietrze, które się przecież nagrywa, w Ayonie jest gęste, czasem aż „za gęste”. dCS robił to subtelniej, nie wchodził w dźwięk tak głęboko. A przy tym robił to bezbłędnie i zgadzam się z Januszem, który mówił, że to topowe urządzenie cyfrowe, które w tej estetyce jest – w naszym doświadczeniu – nie do pobicia.

Zasadne jest więc pytanie, które przedstawienie jest prawdziwe. Odpowiedź jest, niestety, prosta: nie wiemy. Nie znamy ani brzmienia tych konkretnych instrumentów na żywo, nie wiemy, jak to brzmiały na koncercie, w studiu nagraniowym a potem masteringowym, nie znamy brzmienia taśm-matek. To, co nam zostaje, to ocena estetyczna. I właśnie dlatego bez problemu można przyjąć, że rację mają zarówno ci z nas, którzy wybrali dCS-a i ci z nas, którzy wolą brzmienie Ayona.

I teraz – dodanie pierwszego zegara, tj. zegara Vivaldi Master Clock, zbliżyło brzmienie systemu dCS do tego, co pokazywał Ayon i do tego, co ja lubię. To wciąż nie była dla mnie – przypominam, że to moje prywatne zdanie i że mówimy o estetyce, a nie o jakości, ta jest w obydwu przypadkach topowa – propozycja równie atrakcyjna, jak Ayona. Dźwięk się obniżył, było mniej, czasem irytujących wysokich średnich tonów itp. Dźwięk nie był już tak jasny. Dodanie drugiego zegara pchnęło wszystko jeszcze mocniej, jeszcze głębiej. Przybliżyło scenę i obniżyło balans tonalny, to był już zupełnie inny dźwięk.

Pozostaje pytanie Jarka o procentowy udział tych zmian – o ile to da się w ogóle wyznaczyć. Ale zaryzykuję i powiem; patrząc z punktu widzenia top high-endu, a więc „od góry”, dodanie tych dwóch zegarów to jest 50% do przodu. Wiem, że to brzmi dziwnie, ale jeśli jesteśmy tak wysoko, to każdy procent widziany „od dołu” liczony jest razy dziesięć. Tak naprawdę dźwięk dopiero teraz zrobił się ładny, przyjemny, klasyczny. Z trzecim zegarem zostaje wszystko, co było z drugim, ale wychodzi do przodu pierwszy plan, który jest teraz niebywale namacalny i realny. Wszystkiego było więcej, głębiej. Ale też były płyty, z którymi dodanie drugiego zegara dało inny wynik, np. z płytą Yo-Yo Ma & Bobby McFerrin, z którą spowodował on podniesienie dźwięku, podkreślenie ataku. Możliwe jednak, że po prostu wydobył mocniej charakter własny tego nagrania.

Trzeci zegar spowalnia dźwięk – chociaż może „spowalnia” to nie jest dobre słowo, nie o to chodzi…

RYSIEK B. | Tak, tak – spowalnia tempo, dobrze mówisz…

WOJCIECH PACUŁA | Nie, źle, że to powiedziałem, Ayon ma podobnie, a niczego nie spowalnia. Wydaje się, że spowalnia, bo wszystko robi ładne, niezobowiązujące, bo nie trzeba się mocno skupiać, żeby wszystko dokładnie usłyszeć. Przedziały czasowe były te same, ale jakby muzycy w tych samych przedziałach czasowych mieli więcej czasu na granie, jakby nie musieli się tak spieszyć. A przez to grali subtelniej, ładniej. Wracając do procentów – dodanie zegara Vivaldi przyrost jakości można określić na 20%. Dodanie tego małego to aż 30% i to stąd wzięło się 50% o którym mówiłem. Dla mnie nie ma porównania – Vivaldi sam w sobie jest genialny, ale brzmi dość wysoko, a ja takiego dźwięku nie lubię. Nie mówię, że to jest złe, ale przyzwyczaiłem się do czegoś innego. A z dwoma zegarami to było ultrarasowe.

JAREK ORSZAŃSKI | Moje zdanie na ten temat jest takie: jeśli ktoś kupi sobie Vivaldiego i czując niedosyt dołoży do niego pierwszy zegar, to różnica na plus jest dramatyczna. Ale rodzi się kolejne pytanie – czy mógłbym żyć ze świadomością tego, że za drobną kwotę, jaką muszę zapłacić za DRUGI zegar mam jeszcze lepszy dźwięk? Odpowiedź jest prosta – nie, nie mógłbym z tym żyć, musiałbym ten drugi zegar mieć. Korzyść z jego dodatku jest niebywała, pomimo że obiektywnie rzecz biorąc przyrost jakości może się wydawać niewielki. Twierdzę, że jeśli ktoś posłucha tego, co ten mały zegar robi z Vivaldim, to nie ma ani jednej osoby, która mogłaby pozostać przy graniu bez zegara lub z jednym zegarem.

| Epilog

Ostatnie pytanie, jakie należałoby zadać brzmi tak: dlaczego firma dCS nie robi zegarów 10 MHz, a pytanie pomocnicze: dlaczego nie da się tego wszystkiego zmieścić w jednej obudowie. Odpowiedź na pierwsze jest oczywista, mówił o tym Jarek Orszański – dCS nigdy nie specjalizował się w tego typu zegarach, bo to zegary przemysłowe, używane np. do taktowania linii przesyłowych, komórkowych itp., generalnie – w komunikacji. Ale od zawsze umieszczał takie gniazda w swoich zegarach, począwszy od Verony, każdy mógł więc z zalet zegara 10 MHz skorzystać. Drugie pytanie też wydaje się łatwe – po prostu zegar musi mieć osobne zasilanie, musi być ekranowany, musi być fizycznie oddzielony, żeby był tak precyzyjny.

Biorąc to pod uwagę, jak również to, co słyszeliśmy można chyba powiedzieć, że Vivaldi One sam w sobie – mimo że fantastyczny – jest „projektem w trakcie pracy”, a nie docelowym urządzeniem. Aby osiągnął pełnię „mocy” potrzebuje zegara, a właściwie dwóch. Z punktu widzenia marketingowego mówienie o odtwarzaczu w jednej obudowie jest genialne, bo wielu ludzi nie chce mieć czterech dużych paczek w domu. Takie rozwiązanie jest też o wiele tańsze. Pamiętajmy jednak, że to dopiero początek i Vivaldi One pokaże wszystkie swoje zalety, uwodząc zarówno zwolenników perfekcyjnego dźwięku cyfrowego, jak i klasycznego dźwięku analogowego w pełnej konfiguracji, tj., z zegarem Vivaldi Master Clock i wysokiej klasy zegarem 10 MHz. Dostaniemy wówczas dźwięk z samego topu. Ale nie można już wówczas mówić o „jednopudełkowym” odtwarzaczu.

See you Raven!!

  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl
  • HighFidelity.pl